XXXVII
Rey
Szłam powoli. Nigdzie mi się nie spieszyło. Muszę dać Kylo jak najwięcej czasu. Dlatego wybrałam okrężną drogę. Przy okazji, nikt nie mógł mnie wtedy zobaczyć. Nie to się jednak liczyło. Droga na około, przebiegała obok jeziorka. A ja zdałam sobie sprawę, że tak na prawdę, nie chcę odsuwać spotkania z Rebeliantami w czasie. Ja po prostu chciałam zobaczyć swoje dzieło. Chciałam zobaczyć Finna, a w zasadzie to, co z niego zostało.
Już z daleka widziałam truchło. Ciało leżało na brzegu, całe w piachu i zaschniętej krwi. Stanęłam nad nim. W pierwszej chwili, miałam ochotę zwymiotować. Już zaczął się rozkładać. Nie miał gałek ocznych, które zostały już strawione przez robale. Ohydztwo. Gdybym nie wiedziała, że to Finn, to w życiu bym go nie poznała. Twarz miał zmasakrowaną, całą umorusaną własną, już zaschniętą, krwią.
Co ja mu zrobiłam? Dokładnie wiedziałam, ale co mną kierowało? Nienawiść? Złość? Ciężko to określić.
Stojąc tak nad nim, zaczęłam wspominać stare czasy. Odkopywałam przeszłość. Skarciłam się za to, ale nie przestawałam. Po prostu pozwoliłam sobie na chwilę słabość. Jednak ta słabość, beznadziejna bezradność, nauczyła mnie pewnej rzeczy. Każdy w jakimś stopniu jest słaby. To tylko od nas zależy, ile tej słabości pokażemy światu. I ja już postanowiłam.
Nie pokażę jej nigdy.
Otarłam policzek, po którym spływała jedna, samotna łza. Wiem, czemu płakałam. Za Finnem, jednak tym ,który mnie nie kochał. Albo bardziej tym, który był zbyt nieśmiały, żeby mi to wyznać.
Od teraz jestem silna. Od teraz, na zawsze. Nie będę płakać.
Jeszcze ostatni raz spojrzałam na puste oczodoły mojego dawnego przyjaciela. Uniosłam dłoń i za pomocą mocy, wrzuciłam trupa do jeziora. Oczywiście nie chciał iść na dnom, więc przygniotłam go paroma głazami. I już. Truposza nie ma. To mam za sobą. Pewnego rodzaju pochówek. Nie najgorzej. Całkiem ładna sceneria.
-Teraz zacznie się zabawa.- Powiedziałam na głos i ruszyłam w kierunku bazy.
Leia Organa
Sprawa z Rey bardzo przejęła mnie i mojego brata. Zebraliśmy kilku najważniejszych członków Ruchu Oporu, aby powiadomić ich o naszych obawach.
- Ta dziewczyna od razu wydawała się podejrzana.- Powiedziała wyniosłym tonem wiceadmirał Holdo.- Jeszcze w dodatku zakrwawiona.- Powiedziała z kpiną w głosie.- Leia, po co ją przyjmowałaś?
- Amilyn, to jest teraz nie ważne. Liczy się fakt, że zrobiła coś złego. Niestety nawet nie wiemy co. Musimy się dowiedzieć. Poe.- Zwróciłam się do pilota.- Wszelkie zbiorniki wodne zostały przeszukane?- Pokiwał twierdząco głową.- I?
- I nic, Pani Generał. Nic. Nikt też nie widział Finna, a dziewczyna podobno jest w swojej chatce.- Przytaknęłam zrezygnowana.
- Musimy coś z tym zrobić i to szybko. Finna na razie uznajmy za zaginionego. Wiem, że możliwe, że nie żyje, ale nie zakładajmy najgorszego.- Powiedział admirał Ackbar.
-Obawiam się, że musimy zakładać najgorsze.- Wtrącił Luke.
- Chociaż jest to ciężkie, to zgadzam się z Lukiem.- Przyznałam.- Widziałam ten obłęd w jej oczach. Ta dziewczyna...ona jest przepełniona ciemnością. Ciemnością, którą ukryła pod cieniuteńką warstewką dobra. Oszukała nas. Teraz musimy zrobić wszystko, by nie dać oszukiwać się dalej.- Oznajmiłam, a zebrani przytaknęli. I wtedy wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał.
Drzwi otworzyły się z hukiem. Do pokoju wpadło oślepiające światło zachodu słońca. W drzwiach stała postać. Nie dało się jej rozpoznać, przez oślepienie. Po chwili drzwi się zatrzasnęły. Przed nami pojawiła się Rey. Rey, ale inna. Mroczniejsza.
Cała była ubrana na czarno. Miała inną fryzurę, jednak nie to sprawiało, że się jej wręcz przestraszyłam. Jej oczy były obojętne, jednak na ustach gościł uśmiech. Jej twarz nadal była opryskana krwią.
- Dzień dobry. Nie spodziewałam się aż tylu osób.- Powiedziała radośnie. Spojrzałam z ukosa na moich towarzyszy. Wszyscy stali jak wryci, wpatrując się w dziewczynę.- A, czyli będziecie milczeć. To dobrze. Pójdzie szybciej.- Lekki ruchem dłoni i za pomocą mocy, przysunęła do siebie krzesło. Usiadła na nim dostojnie.
- Ty wstrętna szmato!- Wykrzyczał Poe i rzucił się w kierunku dziewczyny. Ona spokojnie podniosłą dłoń. Poe zaczął ciężko dyszeć i dławić się. Dusiła go. Patrzyła mu prosto w oczy i uśmiechała się. Komu ja zaufałam? Poe bezwładnie opadł na podłogę, jednak nie było chętnego, aby mu pomóc. Aby sprawdzić, czy żyje.
- Zapewne, chcecie wiedzieć co się stało. I tak się okazało, że wszystko sobie przypomniałam. Fajnie, co nie?- Nikt się nie odezwał, ani nikt nie drgnął. W powietrzu było czuć strach. Rey tez to wyczuła. Uśmiechnęła się szerzej i kontynuowała.- Zabiłam go. Chciał się zabić, ale cóż. Nie wyszło.- Jej obojętność była przerażająca. Przecież ten chłopak ją kochał.- Błagał mnie i wybaczał. Ale takich rzeczy się nie wybacza. Ja nie wybaczam. Więc się mu odpłaciłam. Zakładam, że szczegółów nie chcecie znać.- Cicho się zaśmiała.- Teraz sobie tu poczekamy.
- Rey, proszę powiedz, że to nie tak.- Odezwałam się. Nie byłam w stanie uwierzyć w to, co widziałam.
- A jak miało by być? Uczę się ciemnej strony. Pani syn mnie uczy i jego przyjaciel. A oni zaraz tu będą. Razem z oddziałami szturmowców. Wszyscy zginiecie.- Jej słowa złamały mi serce. Ufałam tej dziewczynie. Wierzyłam w nią. I zawiodłam się.
Nagle Rey odwróciła się bokiem do nas. Lekko się uśmiechnęła, jakby kogoś tam zobaczyła. Wyczułam cos w rodzaju połączenia. Spojrzałam ze zdziwienie na Luka. Wpatrywał się ze zdziwieniem tam gdzie dziewczyna. Spojrzałam w tym kierunku i zamarłam.
- Zaraz lądujemy.- Powiedział Kylo Ren.
Hejka!
Rozdział z okazji dnia dziecka, tak jak obiecywałam.
Mam nadzieję, że się wam podobał. Jakby komuś rzucił się w oczy jakiś błąd, to proszę o info, bo nie zdążę sprawdzić.
Do zobaczenia w następnym i niech Moc będzie z Wami!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro