XXXVI
Rey
Nie wiem ile dokładnie trwałam w ramionach Kylo. Czas przestał płynąć, a ja, mimo, że miałam zamknięte powieki, to cały czas widziałam. Widziałam Finna, który nagle odwrócił się na plecy. Widziałam jego oczy, przepełnione łzami i strachem. Potem była krew. Dużo krwi. I ulatniająca się ze mnie złość, zamieniająca się w czyste przerażenie.
Obrazy przelatywały mi przez głowę, powtarzając się w kółko. Jak film, przegrany na zepsutą się kasetę. Przyprawiło mnie to o ból głowy. Kiedy jeszcze myślałam, że przecież muszę to wytłumaczyć, a jednocześnie zdradzić, że jestem szpiegiem, robiło mi się nie dobrze.
Już raz zawiodłam tych ludzi. Teraz muszę ponownie rozbić ich serca. Serca, które z trudem poskładali. Czułam się z tym źle. Czułam się winna. I to mnie przerażało. Wracałam stara ja. Znowu. Zbieraczka, która za wszystko się obwinia, ciągle płacze i nie może znieść kiedy komuś dzieje się krzywda. Ona była taka słaba. A ja znowu się w nią przeistaczam.
Z beznadziejnych rozmyślań, wyrwał mnie głos Kylo.
- Znowu trzeba zmienić plany. Powiesz im, a ja wezmę oddziały i Jacka i tu przylecimy.- Odsunął mnie na długość ramion.- Nie masz miecza. Rey, musisz bardzo uważać.- Patrzył na mnie intensywnie. W ciemnej otchłani jego źrenic, widziałam coś na wzór troski i strachu. Bał się o mnie. W dziwny i nie wytłumaczalny sposób poczułam się spełniona. No bo przecież, zawsze chciałam, aby ktoś się o mnie bał.
- Powiem im.- Odparłam, odganiając myśli i chęć dalszego płakania i użalania się nad sobą. Stara Rey musi zostać stłumiona. I tylko ja mogę tego dokonać.- Powiem, ale tak, żeby dać wam jak najwięcej czasu.- Myśli schowały się daleko i logiczne myślenie do mnie powróciło.- Dasz mi znak, jak będziecie gotowi.- Skinął. Przytuliłam go mocno i zdałam sobie sprawę, że idę na pewnego rodzaju wojnę. To znaczy, że mogę nie wrócić. Do niego chyba też to dotarło.
Pocałował mnie. To było coś... innego. Tak, jakbyśmy całowali się ostatni raz. Jakbyśmy byli bardzo blisko siebie, ale jednocześnie daleko. Poczułam dziwne ukłucie w sercu. Tęsknota. Teraz zdałam sobie sprawę, że mino iż go widzę, to on znajduje się tysiące mil stąd. Tak, jakby go nie było. Tym bardziej zapragnęłam go pożegnać.
W końcu się od siebie oderwaliśmy. Uśmiechnął się delikatnie. Ja nie byłam w stanie odwzajemnić tego gestu.
- Będzie dobrze.- Pocieszył mnie.- Tylko wróć cała i zdrowa.- Powiedział i rozpłynął się w powietrzu.
Siedziałam na łóżku jeszcze chwilę. Dokładnie przyglądałam się drewnianemu pomieszczeniu. Nienawidziłam tej chatki, tego drzewa, jeziorka i wodospadu. Jednak w głębi duszy, wiedziałam, że będzie mi tego trochę brakować. Zimnego wiatru, szumu wody, świeżego powietrza.
Jednak wszystko kiedyś się kończy, dlatego wstałam i podeszłam do komody. Wyjęłam z niej czarne ubranie. To samo, w którym tu przyleciałam. Przebrałam się. Reszta krwi, skruszyła się i jej płaty opadły na podłogę obok mnie. Brązowe buty zmieniłam na czarne, wysokie i ciężkie wojskowe obuwie. Przeczesałam włosy palcami i związałam w wysokiego kucyka. Byłam gotowa. Mogę iść na spotkanie z wrogiem.
Kylo
Przygotowanie trwały. Jednostki szturmowców, stały w idealnych rzędach w hali startowej. Na przeciwko nich, stał Generał Hux z dumnie wypięta piersią.
- Ale ja go nienawidzę.- Wyszeptałem do stojącego obok mnie Jacka. Chłopak przyglądał się uważnie swojej metalowej dłoni. Na zmianę zginał i prostował palce.
- Też za nim nie przepadam. Ale jest pożyteczny i ty o tym wiesz. Zabijesz go, jak będzie po wszystkim.- Odparł, nie spuszczając oczu z protezy. Przerażała go myśl o walce. Ja to wiedziałem. I on też.
- Nie myśl o tym.- Spojrzał na mnie pustym wzrokiem.- Co ma być, to będzie.
- Jasne, ale została mi tylko jednak dłoń. Nie chciał bym jej stracić. Jest fajna.- Uśmiechnął się lekko i ruszył w stronę statku. Jeszcze raz spojrzałem na Huxa wygłaszającego przemowę zagrzewającą do walki i poszedłem w ślad za moim przyjacielem.
Rey
Uważnie i niespiesznie schodziłam po drewnianych schodach. Niebo było zachmurzone a drzewami targał zimny wiatr. W nocy padało. Nierówne podłoże pokrywały głębokie kałuże. Podeszłam do jednej z nich. Moje odbicie spojrzało na mnie groźnie. Byłam blada, a bladość podkręcały krople zaschniętej krwi. Czarny strój i inna fryzura, sprawiały, że wydawałam się starsza, niż w rzeczywistości byłam. Wyglądałam na silną i odważną.
" Idź i pokarz całej galaktyce, jaka jesteś potężna."
Jego słowa odbiły się po mojej czaszce. Jakby ktoś siedział wewnątrz mnie i krzyczał. Dodało mi to pewnej odwagi. Jednak dlaczego o Nim pomyślałam? Czemu te słowa? Nie znałam na te pytania odpowiedzi, jednak jednego byłam pewna.
Pójdę do nich i pokarzę, jaka jestem potężna.
Hejka!
Witam bardzo serdecznie w nowym rozdziale. Bardzo możliwe, że wleci dzisiaj jeszcze jedne.
Koniecznie dajcie znać, co sądzicie.
Do następnego i niech Moc będzie z Wami!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro