Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XLVIII


Rey

W milczeniu weszliśmy na pokład. Po drodze ochłonęłam, ale nadal czułam dziwną pustkę. Jack nie żył. Ani nie wiedziałam jak to się stało, ani kto lub co go zabiło. Chciałam zemsty. Jednak Kylo jeszcze nie doszedł do tego punktu żałoby. Nadal do niego nie dotarło. Siedział na miejscu pilota i patrzył przed siebie ze wzrokiem wbitym w drzewa. Wiedziałam, że musi to być dla niego trudne. 

Zajęłam miejsce drugiego pilota i pogłaskałam chłopaka po ramieniu. Nawet nie zwrócił na to uwagi.

- Kylo, wiem, że jest ci ciężko...

- Ona tu jest. Tam.- Wskazał palcem na wysokie drzewo.- Cały czas obserwuje. 

- Kto? 

Dopiero teraz zauważyłam. Patrzył na roślinę z mordem, nie ze smutkiem. W tamtej chwili nie chodziło o Jacka, a o kogoś innego. O Leie Organę. 

- Moja matka. Z resztą, pewnie czujesz. 

- Tak. Jest z pilotem. Tym, który mnie postrzelił. 

- A ty masz co do niego plany, prawda? 

Spojrzał na mnie. Odgonił myśli o śmierci przyjaciela. Byłam z niego dumna. Teraz mieliśmy na głowie coś innego.


Leia Organa

Ukrywaliśmy się za grubym pniem drzewa, razem z Poem. Myśliwiec mojego syna miał pociemnianą szybę, przez co nie mogłam go zobaczyć. Ale czułam.  Był cały i zdrowy. Rey też. Niestety. Płomienie mogły strawić tą okrutną dziewczynę. Świat był by lepszy. 

Nagle nie mogłam się ruszyć. Kątem oka zobaczyłam przerażoną minę Poego. Patrzył przed siebie, więc ja też spojrzałam. Przed nami stał Ben z wyciągniętą dłonią. Obok niego Rey, uśmiechnięta od ucha do ucha. 

- Pilocik.

Poe przełknął nerwowo ślinę, nie odzywając się. Dziewczyna podeszła do niego wolnym, dostojnym krokiem. 

- Nie szalej.- Powiedział chłodnym głosem Ben.

- Tylko trochę. 

Rey odwróciła się do niego i posłała mu piękny uśmiech. Nie odpowiedział, tylko patrzył, jak dziewczyna zbliża się do trzęsącego się ze strachu pilota.

- Pewnie mnie pamiętasz. Prawie mnie zabiłeś, trudno nie pamiętać. Ale nie trafiłeś. 

Wymierzyła mu siarczysty policzek i sięgnęła do kabury przy pasku. Wyjęła jednym szybkim ruchem blaster i przystawiła chłopakowi lufę do serca. Oblał mnie zimny pot. Z moich ust wydobył się dziwny kwik. 

- Ja bym trafiła. 

Osunęła blaster od jego piersi. 

- Nie mogę go jeszcze zabić? 

- Jeszcze nie. Najpierw go przesłuchamy. Ale to na Niszczycielu. 

Machnął ręką i Poe padł na ziemię nieprzytomny. Nawet na mnie nie spojrzał i powtórzył ruch. Urwał mi się film. 


Kylo

Razem z Rey w ciszy przenieśliśmy pilota i moją matkę do myśliwca. Przywiązaliśmy ich do siedzenia pasażera i odlecieliśmy. Kiedy opuszczaliśmy atmosferę, czułem rozpacz Skywalkera. Doskonale wiedział gdzie zabieram jego bliźniaczkę. I co z nią zrobię. 

- Co teraz zrobimy?- Spytała Rey, przerywając ciszę. 

Nie chciałem o tym myśleć. Nie chciałem płakać. Nie przy mojej matce i pilocie Ruchu Oporu. 

- Będziemy żyć dalej, ale pamiętać. 

Tylko skinęła głową i powróciła do oglądania gwiazd. 


Rey

Dolecieliśmy. Całe szczęście, generał i pilot nie obudzili się podczas lotu. Nieprzytomną parę, zabrała dwójka szturmowców. Następnego dnia, zostaną przesłuchani. Najpierw przez oddział, potem przeze mnie i Kylo. 

Mu udaliśmy się w milczeniu do swoich pokoi. Chciałam z nim porozmawiać, ale chciałam dać mu chwilę samotności. Dlatego poszłam pod prysznic, spłukać z siebie brudy i smutki z całego dnia. Oczywiście, płacząc przy tym. Jack powinien być zadowolony. Opłakiwałam go pod prysznicem, bezdźwięcznie szlochając. 

Przebrałam się w świeże szaty, ale włosy zostawiłam wilgotne. Nie miałam ochoty bawić się w suszenie i upinanie. Dałam im żyć własnym życiem. 


Kylo

Umyłem się. Przebrałem. I usiadłem na łóżku. 

Jack nie żył, pojmałem swoja matkę i mam w planach ją zabić. Świetny dzień za mną. Znowu chciałem płakać, ale Jack raczej by tego nie chciał. Pewnie patrzył na mnie z góry i wyzywał od beks i innych. Zaśmiałem się na to i położyłem. Z jednej strony, chciałem zamknąć oczy, obudzić się i dowiedzieć, że to wszystko był sen. Z drugiej jednak, nie chciałem mieć złudnej nadziei. Tak po prostu musiało się stać. Dlatego szukałem pozytywów. To nie w moim stylu, ale tak chyba było mi łatwiej. Rey nic się nie stało, ja nie spłonąłem, a Max Ren już nie zagrażał żadnemu renowi. W sensie mnie i Rey. Tylko my zostaliśmy. Renowie wyginą jak shitowie. Zastąpi ich ktoś inny. Ktoś lepszy. Chyba, że... Nie, nie. Odwalało mi po całym dniu. 

Wtedy, ktoś zapukał do drzwi i wszedł do środka bez pozwolenia. Rey. Bez żadnego słowa, ułożyła się obok mnie i przytuliła. 

- W porządku? 

- Tak, chyba tak. 

- Jeśli chcesz porozmawiać, to mów. 

Chciałem porozmawiać, ale o czymś zupełnie innym. Ten dzień nie mógł być gorszy. Postanowiłem. Chciałem jej wszystko powiedzieć. Ale najpierw miałem pytanie.

- Jak to się dzieje, że przy mnie jesteś taka spokojna, a przy innych wychodzi z ciebie diablica? 

- Byłam przygotowana na opłakiwanie naszego przyjaciela, ale jak chcesz. Nie wiem jak to się dzieje, ale chyba ci to odpowiada. 

- Tak, ale... Kiedyś taka nie byłaś. 

- Ludzie się zmieniają. 

- Nie o to mi chodzi. Zachowujesz się tak, jakby krzywdzenie innych sprawiało ci przyjemność. Pamiętam jak płakałaś, kiedy On kazał ci złamać kark dziewczynce. Teraz się nawet nie zastanowiłaś. Po prostu zabiłaś Maxa. 

- To był wróg. On też chciał mnie zabić. I ciebie. I Jacka. Ja po prostu byłam szybsza. 

- No dobra, ale z tym pilotem. Byłaś zadowolona, kiedy czułaś jego strach.

- Bo to było zabawne. Był taki bezbronny, ale jednocześnie gotowy na śmierć. Jego uczucie ulgi też było zabawne. 

- O to mi właśnie chodzi. Śmieszy cię coś, przez co jeszcze kilka miesięcy temu byś płakała. 

- Tamta ja nie żyje Kylo. Teraz jestem dużo silniejsza i podoba mi się to.

Nie chciałem się z nią kłócić, a czułem, że może do tego dojść. Nie przed tym, co chciałem jej powiedzieć. 

- W porządku. W sumie to nie o tym chciałem rozmawiać. Chciałem ci coś...powiedzieć. 

Spojrzała na mnie zaskoczona, a ja zacząłem się stresować. Zdałem sobie sprawę, że nigdy wcześniej tego nie robiłem. 

- Ja...

Iskierki ciekawości, szalały w jej czekoladowych oczach, a ja czułem jak plącze mi się język. Chciałem powiedzieć wszystko. Że jest piękna, cudowna, mądra, że bardzo ją lubię i moje serce biję przy niej szybciej. Że uwielbiam jej oczy, jej włosy, jej usta, całą ją. Ale tego było za dużo. Więc powiedziałem po prostu:

- Kocham cię. 

Bałem się jej reakcji. Na początku otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, jednak szybko je zamknęła, jakby brakło jej słów. Nagle poczułem się głupio i przeklinałem się, że mogłem to zostawić dla siebie. Że na pewno to kiedyś minie i, że trochę pocierpię ale potem będzie lepiej. Już chciałem wszystko odkręcać, przemienić w żart, albo chociażby wyjść z własnego pokoju bez słowa. Ale ona się wtedy uśmiechnęła. Najpiękniej na świecie. I powiedziała:

- Ja też cię kocham. 


(UWAGAAAAAA! DALEJ NIE DLA DZIECI!)

Te słowa przełamały jakąś barierę pomiędzy nami. Jej usta znalazły się na moich, jej ciało w moich ramionach. Całowałem ją tak, jakbym ją widział po raz ostatni. Trzymałem ją tak, jakby miała się rozpaść, gdybym ją puścił. A ona oddawała każdy słodki pocałunek i śmiała się uroczo, kiedy nasze wargi nie były złączone. 

Ułożyłem ją delikatnie na materacu i nakryłem jej ciało swoim, delikatnie całują miękką skórę na szyi dziewczyny. Mruczała przy tym, przez co chciałem więcej i więcej. Jej drobne dłonie błądziły po moich plecach w końcu zrywając ze mnie górę ubrania. Nie pozostałem jej dłużny i powoli zacząłem rozbierać moją piękność. Całowałem ją wszędzie, a ona wiła się pode mną zadowolona z pieszczoty. 

- Kylo.- Szepnęła mi prosto do ucha, przez co po całym moim ciele, przeszedł dreszcz podniecenia.- Kylo. 

Spojrzałem na nią. 

- Coś nie tak? 

Nawet nie odpowiedziała. Wbiła się w moje usta, łapiąc za pasek od spodni. I kiedy już oboje byliśmy nadzy, to zapytałem się pomiędzy pocałunkami:

- Na pewno? 

- Na pewno. 

I kochaliśmy się sapiąc, dysząc i jęcząc. Było wspaniale, tak jak powinno być. Byłem delikatny, nie chciałem zrobić jej krzywdy. Ale Rey się podobało. W końcu jej plecy wygięły się w delikatny łuk, a ja na nią opadłem. 

(KONIEC SCENY NIE DLA DZIECI. MOŻNA CZYTAĆ DALEJ)


Rey

Leżeliśmy  obok siebie ciężko dysząc. Uśmiechałam się jak głupia. W końcu to był mój pierwszy raz. Wtuliłam się w Kylo, nagle dopadło mnie zmęczenie całego dnia. Przykrył nas kołdrą, ucałował mnie w czoło, przez  co mój uśmiech się powiększył.

- Dobranoc Rey.

- Dobranoc Kylo.

Powiedziałam sennie i odpłynęłam w ramionach chłopaka, którego pokochałam. I który pokochał mnie.


Hejka!

Szczerze, to nie wiem czy dobrze to napisałam. W sensie, nigdy wcześniej nie pisałam takiej sceny i nie wiem czy mi to dobrze wyszło. Oceńcie sami. 

I ogólnie, jak wam się podobał rozdział? Znowu dużo się działo. 

Chyba pierwszy raz, się prawie poryczałam pisząc. Ale tylko prawie. 

Dzisiaj wleci jeszcze rozdział Dark, bo czemu nie.

Do następnego i niech Moc będzie z Wami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro