Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XLII

Leia Organa

Z Lukiem stwierdziliśmy, że pozostawimy bazę na Endorze. Puki co, nic nam nie zagraża. Oczywiście jesteśmy przygotowani do obrony, lecz na razie nie szykuje się żadna walka. 

Od ostatniej potyczki minęły dwa tygodnie. To całkiem spory okres czasu, jednak ja nie potrafiłam wyzbyć się pewnej myśli. Zawiodłam. Sprowadziłam na moich ludzi niebezpieczeństwo. Myślałam tylko o sobie. Przecież nawet nie zapytałam innych o zdanie. Po prostu sprowadziłam Rey, powitałam ją i ugościłam jak nie wiadomo kogo. Była nie wiadomo kim. Liczyłam, że jest nadzieją. Przeliczyłam się. Ona jest spustoszeniem nadziei. 

Jest na to wiele potwierdzeń. Jednym z nich był Finn. Szukaliśmy go dosyć długo. Pewnego dnia, jeden z pilotów znalazł plamę krwi, wsiąkniętej w piasek. Wszystko by się zgadzało. 

"Wyłowiłam go."

Słowa dziewczyny odbijały się echem w mojej czaszce. Jakby maluteńka Rey siedziała w środku mojej głowy, i przeskakując z jednej strony na drugą, wykrzykiwała je w obojętny sposób. 

To co z nim zrobiła... Tego nie da się opisać. Nie jestem w stanie dokładnie stwierdzić jak to się stało, ale jedno jest pewne. Już nie wiem, kim jest Rey. Gdzie podziała się ta strachliwa dziewczyna z mnóstwem niepewności? Gdzie podziała się najjaśniejsza iskra nadziei? 

Przepadła w mroku. Ciemność ją pochłonęła. Dopiero teraz, kiedy myślę o niej, jestem w stanie zauważyć różnicę. Mam ochotę bić głową o ścianę. Tak długo, aż wszystkie wspomnienia związane z dziewczyną  nie znikną z odmętów mojej pamięci. 

Wyglądała inaczej. Kompletnie inaczej. Była blada, miała ciemne oczy. Bez odrobiny błysku. Tak przerażająco puste. Mimo iż jest usta, były wykrzywione w uśmiech, to jej oczy pozostawały wściekłe. A ja się na tym nie skupiłam. Nie dość, że zawiodłam Ruch Oporu, to jeszcze samą siebie. 

Jeszcze jedna sprawa nie pozwalała mi trzeźwo myśleć. Ben. Co go łączy z Rey? To dziwne połączenie mocy... Luke nie ma pojęcia co to. Szukał w księgach Jedi, jednak nic nie znalazł. Podejrzewał, że moc w jakiś nie opisany sposób, połączyła umysł Rey z umysłem Bena. Tylko co to oznacza? Nową nadzieję? Zagładę? Póki co, nie jestem gotowa na żadną z tych możliwości. 


Przechodząc przez bazę, mam ochotę zapaść się pod ziemię. Te wszystkie spojrzenia... Od nienawiści po współczucie. Najchętniej, nie opuszczała bym swojej chatki, jednak jestem generałem. Oczekiwania wobec mnie są wygórowane. 

W końcu dostaję się do chatki brata. Czeka na mnie. On też się zmienił. Wygląda na jeszcze starszego niż dwa tygodnie temu. Powitaliśmy się nieśmiałymi uśmiechami i przechodzimy do rzeczy. 

- Trzeba coś wymyślić Luke. Jakoś się wytłumaczyć. Tylko i wyłącznie szczęście doprowadziło to tego, że Ruch Oporu jeszcze istnieje. Renów było tylko dwóch. Wyobraź sobie, co by było, gdyby było ich więcej. Nie dalibyśmy rady.- Sama nie wierzyłam, że to wypowiedziałam na głos. Słowa ledwo przeciskały mi się przez gardło. Przyznawałam się do porażki. Chyba nikomu nie przychodzi to łatwo. 

- Tylko co mamy powiedzieć? Sprowadziłaś do naszej bazy Rena. Szpiega Najwyższego Porządku. Całe szczęście, że Rey nie przejawia zbyt wysokich umiejętności szpiegowskich. Inaczej, już dawno bylibyśmy zniszczeni. Nie ma się co tłumaczyć Leia. Trzeba działać.- Odparł spokojnie Luke. 

Ja jednak czułam, że jego spokój, jest jedynie powierzchowny. W głębi, targały nim emocje. Nie mógł ich do siebie dopuścić. To było poza kodeksem Jedi. Kodeksem, przez który straciliśmy naszą nadzieję. Dawną i dobrą Rey. 

- Jak chcesz działać, z garstką ludzi?

Ostatnio przeliczyłam wszystkich członków Ruchu Oporu. Nie zajęło mi to więcej, niż piętnaście minut. Przed walką nie było nas wielu, jednak po, nasze szanse zmalały niemal do zera. 

- Siostrzyczko, teraz posłuchaj uważnie co mówię. Czasem nie liczy się ilość, a jakość. To, że to właśnie ci ludzie przeżyli, musi o czymś świadczyć. O sile, o wytrzymałości, sprycie, czy zwinności. Może tak trzeba było działać zawsze? Nie brać na ilość, a jakość. Może wtedy nasze szanse były by wyższe. To trzeba przemyśleć. 

Mówił z zapałem niemal podobnym do szaleńczego. Nie poznawałam go. Coś się w nim zmieniło i nie był to tylko wygląd. Zaczęłam się martwić.

- Co się z tobą stało Luke? 

Przez chwilę nie odpowiadał. Zastanawiał się. 

- Moc dziewczyny. Ona jest inna. Moc każdego użytkownika, różni się od siebie w jakimś niewielkim stopniu. Ale Rey... Jej moc jest, zdaje się, rozwija się w każdym kierunku. Wzrasta z dnia na dzień. Ona nawet nie zdaje sobie z tego prawdopodobnie sprawy. Przecież czułaś ten mrok, kiedy się ujawniła. On przenikał kości. To nie jest normalne. Obawiam się, że coś ingerowało w jej moc. I było to coś bardzo potężnego. 


Rey

Trwałam w ciemności. Nie bałam się. Dawna Rey, szukała by światła. Nowa ja, potrafi docenić mrok. Dawałam ponieść się jego falom, bo wiedział, że zaprowadzą mnie we właściwe miejsce. I tak się stało.

Najpierw były to drobne niebieskie iskry. Widziałam je często, więc nadałam im imię. Uciekinierki, bo wyglądały jak drobniutkie płomyczki, które wyrwały się z ognia. Były trochę podobne do mnie. Ja też uciekłam. Uciekłam od swojej przeszłości i tak jak Uciekinierki, dawałam się nieść podmuchom ciemności. 

Potem zaczęły pojawiać się przebłyski. Jakby wspomnienia. Jakieś pojedyncze myśli, które nie układały się w żaden sposób. Tak bardzo przypomniały moje rozszarpane przez czas wspomnienia. Jednak te nie należały do mnie. One były Jego. 

Z biegiem czasu, zaczęłam zachwalać Jego lekcje. Moja moc się wzmocniła, ja się wzmocniłam. Pomógł mi zabić samą siebie, a następnie się odrodzić. Dlatego postanowiłam, że już zawsze będę wykonywać Jego polecenie. Będę pokazywać, jaka jestem silna. 

Następnie wystąpiło nagłe oślepienie. I znalazłam się w sali tronowej.

- Żyjesz, a umarłeś na moich oczach.- Powiedziałam, dumnie patrząc w jego upiorne oczy.

- Tak było moja droga. Ale teraz tu jestem, a my mamy tylko chwilę. Umarłem, ty prawie. Jesteś wyjątkowo głupia, skoro postanowiłaś się zagłodzić na misji.

Wtedy do mnie wszystko dotarło. Skrawki wspomnień, uderzyły we mnie jak lodowata, przenikliwa fala. Miałam misję. Zawiodłam. Zostałam ranna. Nie jadłam. Zapomniałam. Wyleciało mi z głowy. Tak jak na Jakku, kiedy miałam dużo roboty. Po prostu łatwiej się pracowało, kiedy się nie pamiętało. 

- Zapomniałam o jedzeniu.

- Nie wiem czego mam ci gratulować. Odwagi, że znieważyłaś misję, czy jednak doszczętnej głupoty. Sama sobie wybierz. Jednak nie po to się spotykamy. Stwórz miecz, a potem napraw księgę.

- Nie rozumiem. Można naprawić statek, ale nie książkę. 

- Jesteś naprawdę głupiutka Rey. Masz przecież moc, a ona pozwala zaginać prawa natury. Dlaczego więc, miała by nie przywrócić księdze liter? 

Miał rację. To było możliwe. Ale ja jeszcze nie wiedziała jak. 

Kolejne co pamiętam, to ogłuszający ból głowy. Wszystko rwało mnie potwornym bólem. Jakbym rzuciła się z wysokiego budynku na beton. 

Pewien dźwięk mnie irytował. Pikanie. Jednak było ono czymś przeplatane. Przechyliłam głowę, na tyle ile mogłam, w kierunku denerwującego dźwięku.

Kylo spał na siedząco, jedną ręką podpierając głowę, a drugą trzymając moją dłoń.


Hejka!

W końcu zebrałam tyłem i napisałam. Miałam chwilowy postój, możliwe, że była to nawet niechęć, ale jestem. 

Czułam dzisiaj dziwną potrzebę pisania z pewnego powodu. Od ponad dwóch lat, przeczytałam serię, która mega  mi się spodobała. Tak mega mega. No i jest  mi teraz źle, bo już skończyła. Kto zna takie uczucie?

Łączmy się w bólu.

A propo rozdziału.

Jak się podobało?

Bo mi osobiście nawet się spodobał. Widzę postęp, kiedy patrzę na pierwsze rozdziały, a te które napisałam ostatnio. Jestem z tego powodu dumna.

Zachęcam do komentowania, bo ostatnio coś słabo idzie. (To nie jest groźba, ani rozkaz haha)

Widzimy się w następnym i niech Moc będzie z Wami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro