Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LX


Hejka!

W zasadzie to nie wiem, czemu nie było wczoraj rozdziału. Tak wyszło. A tymczasem, zapraszam do rozdziału. Ostatniego. 

*

Kylo

Skok, unik, atak. I tak w kółko. Nie byłem w stanie stwierdzić, ile osób straciło życie od mojego miecza. Ale to nie miało znaczenia. Zaatakowali nas. Rzucili się na nas jak hiena na padlinę. Nie miałem zamiaru się poddawać. Nie mogłem się poddać. 

Gdzieś w sali tronowe, walczyła Rey. Ale coś było nie tak. Słabła. Czułem, jak wszystkie grube bariery, postawione w jej głowie, pękają. Zalał mnie ból. Jej ból. Nie myśląc za wiele, zawróciłem. 

Ktoś ją skrzywdził. Ktoś skrzywdził moją ukochaną. 

Próbowałem nawiązać z nią kontakt, poprzez naszą więź. Ale kobieta była taka słaba, że nie rozumiałem jej odpowiedzi. Jakby ktoś szeptał przez grubą, betonową ścianę. Same szepty. 

Poruszałem się coraz szybciej. Pomimo zmęczenia i paru niewielkich ran, czułem się silny, Coraz silniejszy. Moc otaczała mnie i prowadziła do Rey. 

Po drodze, byłem zmuszony zatrzymywać się parę razy. To była bitwa, nie spacer. Ból dziewczyny, starałem się zrzucać na drugi plan. Nic nie mogło mnie rozpraszać, a już na pewno nie strach, który i tak wkradał się do mojej głowy. Rey była silna. Rey potrafiła wytrzymać wiele. I cha dlatego byłem taki przerażony. Co jej się musiało stać, skoro było tak źle?

- Pomóż mi!

Tyle mi wystarczyło. Tama utworzona pomiędzy odwagą a strachem, pękła. Czułem, że jest źle. Tragedia. Chyba to o to chodziło. Wbiłem krwiste ostrze w klatkę piersiową jakiegoś mężczyzny, i puściłem się biegiem. 

Dopadłem do tronu. Była tak. Tuż za nim. Wskoczyłem między nią a ostrze w ostatniej chwili. Na oślep wykonałem płynne cięcie. Ktoś krzyknął. Moje nozdrza zaatakował smród spalonego ciała. Pchnąłem jeszcze raz, i krzyk ustał. 

- Kylo? 

Spojrzałem na jej zapłakaną twarz. Coś było nie tak. Obraz mi się rozmazywał. Widziałem tylko ją, liczyła się tylko ona. 

- Kylo? 

Dopadła do mnie w sekundzie. Poczułem jej delikatną i zimną dłoń na policzku. Po policzkach, płynęły jej łzy. Czemu płakała? Co się działo? I wtedy boleśnie zderzyłem się z podłogą. 

Rey

Uratował mnie. Obronił. Ale źle wymierzył. Mógł trafić w rękojeść noża, nie w dłoń napastnika. 

- Kylo? 

Nie odpowiedział mi. Patrzył jedynie niewyraźnym i rozmazanym wzrokiem na mnie. Dokładnie zlustrowałam go wzrokiem. 

- Kylo? 

Łzy zamazywały mi obraz. Łzy ulgi, rozpaczy. Z jego boku wystawał kawałek drewna. Nóż wbił się aż po rękojeść. Rzuciłam się do niego w ostatniej chwili. Podtrzymałam mu głowę, przed zderzeniem z posadzką. Na tle brudnej podłogi, wydawał się jeszcze bledszy niż zazwyczaj. 

I cały czas się na mnie patrzył. W jego ciemnych oczach, gasła jakaś iskra. Nie! Przecież tak nie można. Nie tak. On był Mistrzem Ren. Był Przywódcą Najwyższego Porządku. Nie mógł. Po prostu nie mógł tak odejść. 

Oparłam czoło o jego, przymykając oczy. Zapomniałam o całej bitwie. O ataku na Najwyższy Porządek, którego byłam Przywódczynią. Cała organizacja mogła upaść. Proszę bardzo. Nie chciałam jej. Nie chciałam już rządzić. Nie chciałam im pokazywać, jaka to jestem silna. Bo nie byłam. Chciałam tylko jednego. Żeby mężczyzna którego trzymałam w ramionach, został ze mną. 

Cały świat mógł upaść, ale on musiał zostać. 

Przestałam czuć jego ciepły oddech na policzku. Przestałam czuć bicie jego serca. Przestałam czuć... jego. Odsunęłam się nieznacznie, otępiała. Wyglądał jakby spał. Jego ciemne włosy trwały w nieładzie, który tak kochałam. Jego cudowne oczy, zamknęły się. Nie chciałam tego robić, nie chciałam patrzeć. Ale zrobiłam to. Z miejsca w które nóż został wbity, nadal wypływała krew. Masa krwi. Klęczałam w niej. Lepiłam się od niej. Z mojego gardła wydobył się dziwny pisk. 

Opadłam na jego nieruchomą pierś. To nie miało się tak kończyć. Chciałam, żeby rządził u mojego boku. Żeby był moją ostoją. Tak straszliwie go potrzebowałam. Ja, i małą istotka którą nosiła pod sercem. A on nawet nie wiedział. Nie wiedział, że zostanie ojcem. Że, mógł zostać ojcem. 

Czułam się, jakby ktoś wyrwał mi serce i raz za razem, wbijał w nie igły. 

Nie tak. Nie tak to się miało skończyć.

Kylo

Słyszałem szloch. Czułem ciężar na piersi, lekko utrudniający oddychanie. Ale nie było to uciążliwe. Było... w pewien sposób idealne. Sięgnąłem do tego ciężaru, i delikatnie go pogłaskałem. Szlach, zamienił się w zawodzenie. 

Dlaczego ktoś tak straszliwie płakał? 

Uniosłem się na przedramionach, starając się nie zrzucić ciężaru z torsu. Kiedy już siedziałem, pozwoliłem sobie otworzyć oczy. Rey. To Rey tak płakała. Nienawidziłem, kiedy to robiła. W pewien sposób, zawsze czułem się winny. 

Położyłem policzek na czubku głowy dziewczyny i delikatnie zacząłem gładzić ją po plecach. Zawsze ją to uspokajało. Tym razem, również podziałało. Z ulgą, wziąłem głębszy wdech. 

Momentalnie się ode mnie odsunęła. W jej ślicznych oczach, szalał smutek, odrobina złości i niedowierzanie. 

Jej delikatna dłoń, wylądowała na moim policzku z trzaskiem. Kto by pomyślał, że w tym pięknym kobiecy ciele, kryje się taka siła. Potem rzuciła mi się na szyję i znowu zaczęła płakać. Inaczej. Z ulgą. 

- Ty cholerny dupku. 

Przytuliłem ją mocno, nie za bardzo rozumiejąc sytuację. I wtedy usłyszałem całą resztę. Wrzaski, krzyki. Trwała bitwa. Powinienem walczyć. Wszystkie mięśnie w moim ciele, spięły się jednocześnie, gotowe do walki. 

- Nawet o tym nie myśl. 

Wyszeptała mi prosta do ucha, nadal szlochająca Rey. 

- Co się stało? 

Nie puszczając mnie, odsunęła się na tyle, abym mógł ujrzeć jej twarz. Jedną ręką sięgnęła do mojego boku. Zacisnąłem zęby z bólu, kiedy już tam dotarła. Pod żebrami, sterczała mi rękojeść noża. Nie za wiele myśląc, sięgnąłem do niej w celu wyrwania żelastwa z ciała. Rey mnie powstrzymała. 

- Nie!- Spojrzałem w jej zapłakane oczy.- Nie. Nie chcę znowu tego czuć. 

Dotarło do mnie. Umarłem. Nie żyłem. Ale tylko chwilę. Potem znowu wróciłem. Jak i dlaczego? Nie miałem pojęcia. 

Bez słowa, pocałowałem dziewczynę w lekko rozchylone usta. Chciałem, żeby wiedziała. Żeby wiedziała, że ją kocham i jestem przy niej. 

- Już dobrze kochanie. Nie płacz. Nie płacz.

Oparłem się o tron, nie wypuszczając jej z objęć. Nawet nie próbowałem sobie wyobrażać, co musiała czuć, kiedy na krótką chwilę zabrakło mnie w mocy. 

Rey

Był tu. Był przy mnie. Cały i zdrowy. Prawie cały. Ale żywy. Odgłosy bitwy powoli cichły. Wycofywali się. Ale to nie było teraz najważniejsze. 

Wtuliłam się mocno w Kylo. Musiałam się uspokoić. Uspokoić się i mu powiedzieć. Przez tą całą sytuację i stres, brzuch zaczął boleć mnie jeszcze bardziej. Złapałam się za niego i cicho jęknęłam. Nie uszło to uwadze, trzymającego mnie w objęciach mężczyzny. 

- Co jest? 

Musiałam mu powiedzieć teraz. Ale za cholerę nie wiedziałam jak. Dobrze, że siedział. W razie, gdyby miał zemdleć. I dobrze, że siedziałam mu na kolanach. W razie, gdyby miał uciec. 

Poprawiłam się, tak, aby było mi chociaż odrobinę wygodniej. 

- Ja...- Nie wiedziałam jak to powiedzieć. Jak wykrztusić z siebie te parę słów.- Jestem w ciąży. 

Między nami powstała cisza. Cisza, której się tak obawiałam. Spojrzałam na niego niepewnie. Ciężko było coś z niego wyczytać. Wpatrywał się przed siebie z lekko uchylonymi ustami. Czułam, że łzy zbierają mi się w oczach. 

- Nic nie powiesz. 

Powiedziałam płaczliwym głosem. Nie udało mi się powstrzymać łez. Nigdy nie myślałam o dzieciach. Przez większość życia, wydawało mi się, że ich nie chcę. Ale kiedy to poczułam... Pokochałam je. I chciałam, żeby miało ojca. Ojca, który będzie je kochał równie mocno co ja. 

I wtedy, Kylo zaczął się śmiać. Ale nie był to śmiech rozbawienia. Śmiał się ze szczęścia. Przyciągnął mnie do siebie i scałował łzy z moich policzków. 

- Kocham cię Rey. 

Odetchnęłam z ulgą. Jak ja mogłam pomyśleć, że mnie zostawi? 

***

Kylo

Od walki upłynęły dwa lata. Najwyższy Porządek, upadł dwa lata temu. Co się stało z rebelią, nie wiedziałem. I nie liczyło się to dla mnie. Nie słyszałem o nich, nie zagrażali ani mi, ani mojej rodzinie. Więc nie byli ważni. O ile Ruch Oporu jeszcze istniał. 

Moja żona siedział na balkonie i wpatrywała się w gwiazdy. Zatrzymałem się na chwilę, żeby przyjrzeć się swojej ukochanej. Była taka piękna. Taka idealna. Wyczuła moją obecność i odwróciła się do mnie z uśmiechem. 

- Luna śpi? 

- Tak, padła praktycznie od razu. 

Podszedłem do niej, i objąłem ją od tyłu w pasie. Delikatnie pogłaskałem ją po już widocznym ciążowym brzuchu. Ucałowałem Rey w kark, na co cicho mruknęła. 

-  Jak się czujesz? 

- Och, pytasz mnie o to codziennie, dwa razy dziennie. Dobrze. Na prawdę dobrze. 

Odwróciła się do mnie i pocałowała lekko w usta, cicho się przy tym śmiejąc. 

Czasami, nie mogłem w to wszystko uwierzyć. W to co miałem. W tą szansę jaką dostałem, spotykając Rey. Kto by pomyślał, że z takiej nienawiści, tak mocno ją pokocham. Że założę z nią rodzinę. Że będzie moim całym szczęściem. 

- Kocham cię Rey.

- Ja ciebie też Kylo. Ja ciebie też. 

Pocałowałem ją ponownie, i wiedziałem, że mogę tak do końca życia. 

KONIEC!

Płaczę. No, prawie. Nigdy się nie spodziewałam, że będę w stanie coś zacząć i dokończyć. Od A do Z. Tak po prostu. 

60. Właśnie tyle rozdziałów ma Only. Nie wierzę i nie jestem w stanie uwierzyć. 

Pierwsza część, opublikowałam 28 lutego. Mamy 26 sierpnia. Praktycznie pół roku. Właśnie tyle zajęło mi napisanie mojej własnej historii. Może nie takiej z prawdziwego znaczenia, ale jednak. Chwyta za serce. 

Przez te pół roku, Only zdobyło prawie 3 tysiące wyświetleń i ponad 320 gwiazdek. Nawet teraz to do mnie nie dociera. Może nie są to jakieś niesamowite liczby. Bo przecież inni mają więcej. Ale zawsze trzeba postawić pierwszy krok. 

To opowiadanie, sprawiło, że w pewien sposób dorosłam. Zmieniłam się. Mimo iż nie zawsze sprawdzała rozdziały po napisaniu, to błędy zaczęły mnie irytować. Poprawiam je systematycznie, serio. 

Przy publikacji pierwszego rozdziału, mega się stresowałam. Czy ktoś to przeczyta? Czy komuś się spodoba? Pierwszy rozdział, napisałam w tajemnicy. Przed siostrą. Przed rodzicami. Nawet nie wiecie jaki miałam zawał, jak siostra zobaczyła, że piszę. Że coś piszę. Nie wymigałam się. Potem było mi mega wstyd i nie potrafiłam o tym rozmawiać. No bo się śmiali. Potrzebowałam aż dwóch tygodni, żeby przestać o tym myśleć. Przestać myśleć i pisać. To pomogło. Może nie do końca wygrałam ze wstydem, ale jest lepiej. Nadal się śmieją, ale jestem w stanie to olać. 

Liczby. Liczy pokazują mniej niż słowa, ale też są w stanie wiele uświadomić. 

6o rozdziałów

65 236 słów

Przeciętna strona książki ma od 160 do 200 słów. Około. A gdyby Only było książką z prawdziwego znaczenia, miało by...

Około 370 stron. Wow. 

Właśnie tyle przeczytaliście. Przeczytaliście książkę. Może nie jakąś imponująco grubą, ale jednak. I to Wy, powinniście być z tego powodu dumni. Ja mogę jedynie dziękować. Więc dziękuję. Nawet nie Wiecie, ile to dla mnie znaczy. 

Mam nadzieję, że ostatni rozdział Wam się podobał. Było wiele możliwości, ale nie chciałam ich zabijać. No, może troszeczkę.

Co tu więcej napisać? Już nie do następnego, bo tu następnego nie będzie. Ale coś mojego jeszcze przeczytacie. Jeszcze Dark.

Więc w sumie, do następnego i niech Moc będzie z Wami. Zawsze. 

Mnie się za szybko nie pozbędziecie, bo tak jak obiecywałam w poprzednim rozdziale, zaczynam nowe opowiadanie. W zasadzie, to już zaczęłam. I już możecie przeczytać pierwszy rozdział. Nie jest to co prawda Reylo, ale mam nadzieje, że może chociaż zajrzycie. Może nawet zostaniecie na dłużej.

Szybciutka reklama, może zachęta:

Nadszedł ten dzień. Dzień kulminacyjnego przerażenia i ekscytacji. Wymiana.

Klara marzyła o niej od kilku lat. Jednak jej pomysł zawsze zostawał wyśmiany. Podobnie, jak wszystkie inne.

Ale udało się. Może to nie ona przekonała rodziców, ale zostali przekonani.

W Londynie zakochała się od pierwszego wejrzenia. Było wspaniale. Własny pokój. I farby. Mnóstwo farb. W końcu jej dusza artystki mogła się wyszaleć.

Ale, czy na pewno to wyglądało tak kolorowo?

Wyrzucona przez rodzinę Williamsów na ulice wielkiego, nieznanego miasta. Musiała sobie poradzić. Sama czy nie, ale musiała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro