Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III

Kylo

Minął tydzień od ujrzenia Złomiary. Przez ten czas próbowałem wyrzucić z głowy jej orzechowe oczy. Jej delikatny głos. Zamęczałem się na treningach, ale i tak obraz dziewczyny powracał do mnie niczym bumerang. Próbowałem medytować, ale nie potrafiłem się skupić, tylko na Rey. Co się ze mną dzieje? Powoli mnie to wykańcza. Muszę ją tu ściągnąć. Musi przejść na ciemną stronę. To powinno mnie uspokoić.

Poszedłem do gabinetu Huxa. Musi się streścić i znaleźć w końcu bazę Ruchu Oporu. Ja zajmę się resztą. W sensie ja zajmę się Rey. Przeciągnę ją na jedyną słuszną drogę.

Wszedłem do gabinetu rudego generała bez pukania. Na powitanie zasyczał na mnie, ten wredny kocur. 

- Wiesz, że się puka Ren?

- Znalazłeś bazę Ruchu Oporu Generale?

- Jeszcze nie, jesteśmy coraz bliżej.

Coraz bliżej, jasne. Wyciągnąłem dłoń przed siebie i zacząłem podduszać Huxa. Chwycił się swojej szyi i zaczął czerwienieć na twarzy, próbując zaczerpnąć powietrza.

- Radzę ci się pospieszyć. Wiem jak wygrać wojnę.- Wysyczałem i puściłem uścisk.

Oparł się przedramionami o biurko i ciężko dysząc, zabijał mnie wzrokiem. Po nie całej minucie podniósł się, poprawił kołnierz i zaczął się drzeć.

- Wypad! Ale już! Twoje sposoby mnie nie interesują! Jak znajdę to znajdę! Nie chcę cię widzieć!- Kolor na jego twarzy zaczął zmieniać się na purpurę. Był wściekły. Bardzo wściekły.

- Tak ja też nie chcę cię widzieć, dopóki nie znajdziesz bazy Rebeliantów.- Powiedziałem spokojnie i wyszedłem z biura Generała Czerwonogłowego. 

Hux się do niczego nie nadaje. Sam znajdę tą cholerną bazę. Może, jeśli Rey była prawdziwa i nie była to wizja, to jak się odpowiednio skupię to ją zobaczę? Może ujrzę jej otoczenie? Warto spróbować. 

Dziwnie kusi mnie, możliwość zobaczenia dziewczyny. Jest całkiem ładna. Nie. Stop. To wróg. Muszę ją przeciągnąć na swoją stronę i zrobić z niej panią ciemności. Potem zgładzimy Snoka i będziemy rządzić galaktyką. To do tego jest mi potrzebna.

Rey

Luke Skywalker znajduje się na Ahch-To. Wyruszam do niego dziś rano. Nie mogłam spać przez całą noc. Co jeśli Luke powie, że nie nadaję się na Jedi? Albo jeśli nie będzie chciał mnie uczyć? Jak ja wtedy spojrzę w oczy Generał Organie i innym członkom Ruchu Oporu? Oni wszyscy na mnie polegają. Liczą, że dzięki mnie wygramy. A ja coraz bardziej wątpię. Przecież jestem nic nie znaczącą zbieraczką złomu z Jakku. Nie mam prawa być Jedi, nie mam prawa posiadać Mocy. Ktoś się pomylił. Nie mogę lecieć do Mistrza Skywalkera. Ośmieszę się przed nim. Muszę wrócić do domu. Na Jakku i czekać na rodziców. 

Wymyśliłam plan. Udam, że lecę na Ahch-To, a tak na prawdę udam się na swoją pustynną planetę. Ja po prostu nie nadaję się do tego wszystkiego. 

Pora ruszać. Ubrałam swoje pustynne szaty. W kocu nie mam nic innego. Miałam lecieć z Chewbaccą, ale na moją korzyść, okazało się, że jest potrzebny w bazie, przy naprawie statków.

Pierwotnie miałam lecieć Sokołem, ale powiedziałam Generał Organie, że X-wing mi wystarczy. Przy moim myśliwcu czekała na mnie pani Generał i Finn. Muszę opuścić swojego pierwszego i jedynego przyjaciela. Ale tak trzeba. Pewnie będzie mną rozczarowany, ale to nic. Wolę, żeby mnie znienawidził niż patrzył jak gaśnie ostatnia iskra nadziei. Tak właśnie mnie nazywali. "Nasza nadzieja", "Nasza ostatnia iskra nadziei" i inne takie. Czułam się źle, kiedy tak do mnie mówili.

Leia uśmiechnęła się do mnie.

- Będziesz wspaniałym Jedi Rey. Niech Moc będzie z Tobą.- Jak się zdziwi. Posłałam jej delikatny uśmiech.

- Niech Moc będzie z Tobą Rey.- Powiedział Finn.- Uważaj na siebie.

Przytuliłam się do niego i pokiwałam głową. 

- Muszę już lecieć. Niech Moc będzie z Wami. Zawsze.

Wskakując do myśliwca usłyszałam dwa słowa wyszeptane przez Finna. Prawdopodobnie miałam tego nigdy nie usłyszeć. Te słowa, takie piękne, a jednak mnie zniszczyły. Nie chciałam tego słyszeć. Nie od niego. "Kocham cię". Odleciałam jak najszybciej. Kiedy znalazłam się w przestrzeni kosmicznej, pozwoliłam łzą płynąc. Finn to mój przyjaciel. Dlatego tak mnie to boli. Bo się rozczaruje. Złamię jego serce i stracę jego przyjaźń. Skrzywdzę go.

Kylo

Próbuję już od dobrych dwóch godzin połączyć się z Rey. Jestem coraz bardziej pewny, że mi się tylko zdawało. To było jakieś chore marzenie. Już godzinę temu powinienem sobie odpuścić. Więc czemu nadal tu siedzę? Czemu próbuję dokonać niemożliwego? I dla czego, po jaką cholerę, okłamuję sam siebie? Chcę ją zobaczyć. Po prostu. Ujrzeć jej śliczne oczy. Kiedy tak o niej myślę, to w miejscu gdzie ma się serce, czuję przyjemne ciepło. Rozchodzi i rozpływa się po całym moim ciele.

Ale ja jestem potworem. Nie mam serca, nie mogę nic czuć. Głupia Rey! Co ona ze mną robi! Odpalam krwisty miecz świetlny i demoluję pół kwatery. Od razu lepiej. 

Nagle odczuwam chłód. Chłód i coś jeszcze. Głęboki smutek. Popalone ściany mojego pokoju zaczynają się zmieniać. Nagle znajduję się w myśliwcu. Z tego co się nie mylę, to w x-wingu. Zza moich pleców słychać cichy szloch. Odwracam się powoli i to co widzę łamię mi serce. Chyba jednak je mam. 

Nie wiem jak się zachować, co zrobić. Na siedzeniu pilota, siedzi skulona Rey. Płacze. Bardzo mocno. Trzęsie się. Nie wiem czy to przez płacz czy z zimna. W końcu ma na sobie tylko pustynne szaty. 

-Rey?- Podchodzę na dziewczyny a ona wystraszona podnosi głowę.

Jej cudowne oczy są wypełnione łzami i napuchnięte. Policzki ma czerwone, a jej usta lekko drgają. Odwraca wzrok.

-Rey co się stało?- Pytam najdelikatniej jak potrafię.

Dziewczyna patrzy w gwiazdy i milczy. Chyba próbuje się uspokoić.

-Możesz mi powiedzieć. Nie bój się mnie Rey, nic ci nie zrobię.- Zapewniałem ją, a ona nadal milczała.

- Proszę, powiedz coś.- Czemu ja ją błagam?- Rey.- Podszedłem jeszcze bliżej dziewczyny i ściągnąłem rękawiczkę. Powoli i delikatnie pogłaskałem ją po policzku. Na początku się wzdrygneła, ale po czasie zaczęła się do mnie przysówać aż w końcu wtuliła się w mój tors. Nie wiem co mną kierowało, ale przytuliłem ją i delikatnie zacząłem bujać w swoich ramionach.  Oparłem brodę na czubku jej głowy i delektowałem się chwilą. Już nie płakała, jej oddech się normował. 

Kiedy tak trzymałem ją w ramionach, zdałem sobie sprawę z tego, jaka jest drobna. I jak ładnie pachnie. Jakby słońcem, piaskiem i jakimś kwiatem. Dziwne połączenie, ale kojarzy mi się z czyś przyjemnym. 

Powoli się ode mnie odsunęła.

- Lepiej?

-Tak, lepiej.

- Powiesz mi co się stało?- Naprawdę chciałem ją pocieszyć. Chciałem ujrzeć jej uśmiech.

- To nic. Nic się nie stało.- Zdecydowanie coś się stało. Ale w sumie jej się nie dziwie. Niedawno walczyliśmy na śmierć i życie.

Nagle wszystko zaczęło się rozmazywać i z powrotem znalazłem się w swoim znniszczonym pokoju.



Cześć wszystkim!!!

Sama jestem zdziwiona, że wstawiam rozdział. Złapała mnie jakaś wena. Mam nadzieję, że szybko nie ustąpi i wstawię rozdział czwarty jeszcze w tym tygodniu.

Niech Moc będzie z Wami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro