Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I

Poczuł klepnięcie w ramię i niemal natychmiast odwrócił się w stronę przybysza. Starszy, jedenastoletni chłopak rzucił mu zirytowane spojrzenie jedynym widocznym okiem. Liamowi mocno kojarzyło się ono z tabliczkami gorzkiej czekolady, które widywał w kartonach, dostarczanych z miasta. Towarzyszący im lekki wiatr, rozwiewał mysie włosy i co chwila zarzucał, zaplecionym w przodu, warkoczykiem.

Dziewięcioletni chłopiec zerknął zlękniony na brudne zwoje materiału zakrywające drugie oko jego towarzysza. Mimo że ciekawość wprost zjadała go od środka, nie mógł zapytać. To była zawsze jedna z ważniejszych zasad ulicy. 

Nie pytaj, a nie będziesz pytany.

Liam nigdy nie chciał być pytany. Jeśli tak by się stało, musiałby sobie przypomnieć... Nie chciał pamiętać. Wystarczyło mu, że TO przychodziło w koszmarach.

Następne klepnięcie było już dużo mocniejsze, prawie bolesne. Michael ponaglił go gestem, im szybciej wszystko załatwią, tym szybciej będą mogli wrócić i zapomnieć na następny miesiąc. TO nigdy nie było krócej niż miesiąc.

Uliczki dzielnicy zawsze stanowiły swoisty labirynt, pokrętne i wąskie. Opustoszałe budynki wokół nich przytłaczały swoimi rozmiarami i wysokościami.

Formalnie nie istniało coś takiego, jak slumsy. Tę część miasta, odgrodzono od reszty siatką z drutem kolczastym. Wspominano o niej tylko w prywatnych rozmowach, prowadzonych szeptem, przy pozasłanianych oknach i pozamykanych drzwiach. Wstęp miał tu każdy, ale tylko najwięksi szczęściarze mogli się stąd wydostać. Po przekroczeniu ogrodzenia wszystkie tytuły i przywileje znikały, a jedyne na co można się było powołać, to zmysł przetrwania.

Nazywano ich Dziećmi Ulicy, Pomiotami Spoza Cywilizacji. Na ich dom wołano Dzielnica Bez Szyb, Rewir Bękartów, Przedsionek Piekła.

Liam nigdy tak naprawdę nie dowiedział się, co znaczą te nazwy. Widział je jedynie zapisane na ostrzegawczych tabliczkach, które sytażnicy rozmieszczali po drugiej stronie ogrodzenia.

Uważał się za szczęśliwca. W całym Rewirze, osoby potrafiące czytać mógłby policzyć na palcach obu rąk. W porównaniu do wszystkich mieszkańców, był to ewenement, szczególnie, że Liam miał dopiero dziesięć lat. Był w trzeciej grupie wiekowej i był Ofiarą.

Ciężko byłoby wytłumaczyć, jak wszyscy byli podzieleni. Wszystko zależało od wieku, wyglądu i indywidualnych zdolności. Najlepiej miały się dziewczyny, zwłaszcza młode, od dziewięciu do prawie dwudziestu lat. One najczęściej były zabierane z Rewiru. Bogacze potrzebowali pokojówek, kucharek, sprzątaczek. Starsze i najładniejsze, zabierały gangi i kluby, które prowadzono w mieście. One nie musiały się specjalnie trudzić o przetrwanie, były skarbem Rewiru. Od maleńkiego dbano o nie, bo każda oddana dziewczyna mogła wywalczyć dla pozostałych jedzenie, leki, wodę, czy inne potrzebne do przetrwania rzeczy. Chłopcy mieli się nieco gorzej.

Najstarszą grupę stanowili Opiekuni. To właśnie oni potrafili czytać, pisać i walczyć. Ich zadaniem było nauczenie tego wybranych z poszczególnych grup i opieka nad Wychowankami, najmłodszymi dziećmi, które nie byłyby w stanie same sobie poradzić. Opiekuni odpowiadali także za kontakt między szlacheckim półświatkiem i transakcjami z gangami miasta. Środkowa kategoria wiekowa dzieliła się na dwie grupy. Egzekutorzy i Ofiary.

Do zadań tej pierwszej należało utrzymywanie porządku w Rewirze. Stanowili ją silni, rośli chłopcy najczęściej w wieku od czternastu lat i wyżej, aż do dwudziestu pięciu. Z Ofiarami sytuacja miała się trochę inaczej. Była to bardzo wąska grupa chłopców, ładnych, wątłych, o wręcz dziewczęcej budowie. Niewielu podobnych potrafiło przeżyć pierwsze lata w Rewirze, dlatego stanowili odsetek. To spośród nich arystokraci i gangi wybierały swoje „zapłaty" za pozwolenie na istnienie Rewiru. W końcu, gdyby nie oni, cały teren zostałby zrównany z ziemią, a mieszkańcy wybici.

Michael brutalnie pociągnął Liama za ramię i chłopiec zachwiał się wyciągając ręce do przodu. Opalona twarz starszego chłopaka stała się czerwona ze złości, ale nie ośmielił się go uderzyć. Kolejną zasadą było, że nie wolno podnosić ręki na Ofiarę, kiedy ma dojść do wymiany. Co innego tuż po niej.

Tuż przy ogrodzeniu, znajdowała się stara budka strażnicza, stająca tam od tak wielu lat, że nikt już właściwie nie pamiętał, kiedy ją postawiono. Kilkanaście podobnych znajdowało się co kilometr w każdą stronę stanowiąc jeden pas wzdłuż granicy. Każda budka miała dwa wejścia, jedno od strony Rewiru i jedno od Miasta. Cała wymiana polegała na tym, że Egzekutor towarzyszący Ofierze otwierał kluczem pierwsze wejście, wpuszczał Ofiarę do środka, a później przychodził specjalnie wyznaczony łącznik, który prowadził go do głowy gangu lub szlacheckiego rodu.

Liam stał spokojnie, kiedy Michael męczył się z zardzewiałą kłódką. Wreszcie się otwarła i można ją było ściągnąć z zasuwki. Chłopak bez słowa sprzeciwu wszedł do środka i pozwolił, by drzwi się za nim zamknęły. Usiadł na skrawku suchej ziemi, w rogu pomieszczenia i skulił się chroniąc przed chłodem. Jesienią niezbyt często zdarzały się naprawdę upalne dni, częściej można było liczyć na burze, a nawet nawałnice.

Robiło się już ciemno, kiedy drzwi po drugiej stronie powoli się otwarły. Widząc stojącego w nich wysokiego mężczyznę w czarnym płaszczu Liam momentalnie poderwał się na nogi i wbił spojrzenie w podłogę. Nie wolno mu było patrzeć nikomu w twarz.

Łącznik zbliżył się do niego i obszedł dookoła, prawdopodobnie oceniając jego wygląd. Po chwili zatrzymał się na wprost niego i stał. Chłopca zaskoczył brak jakichkolwiek poleceń, czy reakcji, ale nie uniósł głowy, nie chciał się nikomu narazić.

– Spójrz na mnie – zażądał w końcu mężczyzna. Liam niepewnie uniósł wzrok i spojrzał prosto w błyszczące, fioletowe tęczówki. Rude włosy mężczyzny związane były na karku w długą kitkę, a kilka pasm wysunęło się i opadało na bladą twarz.

Liam rzadko widywał kogoś tak bladego. W Rewirze wszyscy byli przybrązowieni od słońca i czarni od pyłu. Porcelanowa skóra Łącznika, wydawała się dziecku wręcz egzotyczna.

– Jak ci na imię? – zapytał mężczyzna, chwytając jedną dłonią za podbródek Liama i dokładniej mu się przyglądając. Kiedy chłopiec nie odpowiedział, zmarszczył brwi i spojrzał na niego groźnie.

– Obcięli ci język, czy jesteś głuchy? – warknął. Dziecko było w stanie jedynie pokręcić głową. Pochyliło się i napisało na zakurzonej podłodze.

„Nie wolno mi się odzywać"

Były to pierwsze słowa, których jego Opiekun kazał mu się nauczyć oraz bezwzględna zasada, która dotyczyła tylko i wyłącznie jego.

Sear Cust był najstarszą osobą w Rewirze, wiele osób traktowało go wręcz jako pierwszego Mieszkańca i to on miał we wszystkim decydujący głos. Ludzi z miasta uważał za nieznających życia, wygodnickich ignorantów, a najgorzej wyrażał się o Conorze Gestancie, jednym z najważniejszych ludzi w Mieście i głównym członku tamtejszego Rządu.

Sear wiele razy warczał, że "ta cholerna kawa wypłukała wszystkie szare komórki z mózgu tego przebrzydłego dziada", Liam był po prostu zdania, że Cust nadal chowa do starego mężczyzny urazę za stworzenie Rewiru i wyrzucenie tam wszystkich bezdomnych i błąkających się po ulicach dzieciaków, które do tej pory uważane były za skazę na czystej jak łza historii miasta. Od momentu pierwszych „czystek", co roku wyrzucano do Rewiru kilkoro sierot, które nie miały rodziny i domu.

Łącznik obrzucił Liama zaskoczonym spojrzeniem i wyciągnął przed siebie rękę, łapiąc chłopca za kołnierz brudnej i rozciągniętej koszulki. Pociągnął go za sobą do wyjścia, ale kiedy tylko znaleźli się poza budką, puścił materiał i przyklęknął przy dziecku przyglądając mu się uważniej w ostatnich promieniach słońca.

Z kieszeni wyciągnął materiałową chusteczkę i zadziwiająco delikatnie wytarł kurz, który osadził się na twarzy Liama. Chłopiec nie potrafił powstrzymać szerokiego uśmiechu cisnącego mu się na usta, a kiedy Łącznik go dostrzegł, wyciągnął rękę i pogładził dziecko po włosach.

– Dziwny z ciebie dzieciak – mruknął, bardziej do siebie, niż Liama. – Ale nie robisz problemów i nie mażesz się jak baba. To mi się podoba.

Zielone oczy chłopca zrobiły się wielkie jak monety.

Czy właśnie został pochwalony? Nawet z ust Seara nigdy nie usłyszał czegoś takiego. Mężczyzna wymagał i uważał, że spełnienie tych wymagań jest obowiązkiem jego uczniów. Za wypełnianie obowiązków nie powinno się otrzymywać nagród. Świat gróźb, żądań i kar był jedynym, który chłopiec tak naprawdę znał.

– Chodź dziecko, bo jeszcze Matthias posądzi mnie o jakieś „obrzydliwe" rzeczy. – Łącznik wyciągnął rękę i chwycił małą dłoń Liama. Dziecko zamrugało zaskoczone i przez chwilę patrzyło na mężczyznę oniemiałe.

Dotknął go. Dotknął go i nie brzydził się tego. Dotknął go, a ten dotyk nie spowodował bólu...

Twarz chłopca rozjaśnił jeszcze większy, promienny uśmiech.

Po raz pierwszy naprawdę wyglądał jak na swój wiek przystało i nawet stare, zbyt duże i brudne ubrania nie były w stanie przyćmić blasku, wypełnionych radością oczu. Ściskając gładką, męską dłoń o długich, smukłych palcach, miał wrażenie, że coś przedziera się przez mgłę w jego umyśle. Dawno porzucone wspomnienie, coś o czym kazano mu zapomnieć i więcej do tego nie wracać.

Tak samo blada smukła dłoń, tak samo ciepła. Kwiatowy zapach unoszący się w powietrzu i lekko wyczuwalna ostra woń, kojarząca mu się tylko i wyłącznie ze szlachcicami. Czarne kosmyki i maleńkie dziecięce rączki wyciągnięte w ich stronę. Para oczu tak ciemnych, jak niedostrzegalne dno studni w centrum Rewiru. Równie czarny kamień w sygnecie, umieszczonym na tej bladej dłoni.

Liam jęknął, kiedy ból eksplodował w jego głowie. Nie chciał pamiętać, nie powinien, to było złe... On był zły, jeśli sobie przypomniał. TO znowu się działo, a on po raz kolejny nie mógł nic na to poradzić. Pan Sear będzie na niego wściekły, Egzekutorzy będą dawać mu „lekcje" za niewypełnienie polecenia. Znowu będzie bolało... i znowu nikt nie przyjdzie pomóc.

Zapadł się w ciemność, a ostatnim co zapamiętał, było wspomnienie czarnego kamienia w srebrnym pierścieniu.

***

Betowała CreepyQueen13

Mam nadzieję, że ta książka się przyjmie. Będąc szczerą nigdy nie sądziłam, że tematyka postapo wyjdzie spod mojej ręki. Nie jest to mój ulubiony gatunek książek. Z czystym sumieniem przyznaję się, że inspiracją do tego opka był fanfick z Harry'ego Pottera "Na prochach naszych przodków...". Jeśli ktoś lubi tę tematykę, to zapraszam, ale ostrzegam, że fick stoi w miejscu i nie był publikowany od dawna. 

Jak zawsze gorąco proszę o wasze komentarze, tutaj może nawet bardziej, ponieważ jest to moja pierwsza autorska książka. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro