Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Part 17


Jechałam z Leo na lotnisko.Tam czekał na mnie wyścig do wygrania.Jechaliśmy przez most.Widziałam jak woda odbija światło księżyca.Obok nas nagle pojawił się jakiś motor.Widziałam jak wyciąga w naszą stronę nogę uderzając nią w nasz motor.Leo stracił kontrolę nad pojazdem.Chłopak uderzył w barierki.Leo i ja wylecieliśmy za barierki.Oboje wpadliśmy do rzeki Hudosn.

Leciałam zaledwie kilka sekund.Uderzenie o taflę wody było niesamowicie bolące i mocne.Moja głowa tak mnie bolała.Zemdlałam.

Kilka dni później

Leżałam na łóżku.Czułam się źle.Ale chwila nie mogę się obudzić.Chce Ale nie mogę.Co się stało!?Muszę otworzyć oczy.Muszę!

Jest!Udało się!Ale od razu zamknęłam je bo światło mnie oślepiło.Szybko zamrugałam i już wyszystko i wszystkich widziałam.Tylko był pewien problem nie pamiętam kilku rzeczy.Co się stało?Dlaczego jestem w szpitalu?Czemu Leo leży na łóżku obok?Nade mną stali rodzice i Luke.Leo był przytomny.Chciałam poruszyć nogami.Ale nie mogłam.Co się dzieje!?Czy to możliwe?Nie...Nie nie nie.W moich oczach zbierały się łzy.

-Mamo,dlaczego nie mogę ruszyć nogami?-zapytałam

-Córcia,podczas wypadku doszło do przesunięcia jednego z kręgów kręgosłupa.

-O Boże .....-z moich oczy popłyneły łzy.

-Ale lekarz powiedział że trzeba go nastawić.Przejdziesz operację i będzie wszystko dobrze.

-Możecie wyjść,chciałam o czymś porozmawiać z Leo.

Wszyscy wyszli.

-Leo co się stało?

-Byłaś na balu.Przyjechałem po ciebie.Pojechaliśmy na lotnisko,gdzie miał się odbyć wyścig.Jechalismy mostem,ale jak znaleźliśmy się w Hudsonie nie wiem.Jednak odwołali go dopóki ty nie będziesz w stanie się ścigać.

Teraz mi się wszystko przypomniało.Ten facet z motoru.W mojej głowie pojawił się obraz z tamtej sytuacji.Ja już go gdzieś widziałam.Ale gdzie?

-Cass słuchasz mnie!?-krzyknął Leo

-Leo,ja wiem czemu my wpadliśmy do Hudsona.Pamiętasz,jechaliśmy mostem.Nagle obok nas pojawił się motor.Jechał nim chłopak.Popchnął nas nogą.Straciłeś kontrolę nad motorem.Walneliśmy o barierkę.Motor został na moście,a my wylecieliśmy.

-Rzeczywiście tak było.

-Leo,ale jest jeszcze jedna sprawa.Ten facet z motoru.Ja już go kiedyś widziałam.Ale nie wiem gdzie.

-Lepiej nic nie mów na razie policji.

-Ale ty nic nie mówiłeś?

-Nie.

-Okej,jak coś to nic nie pamiętamy.Byliśmy na balu i film się urywa.

-Cass,a tak w ogóle przepraszam,gdybym zapanował nad motorem to nie byłabyś tak poważnie ranna.

-Leo,daj spokój.Wszystko co ma swój początek ma też i koniec.

-Ale czuje się strasznie winny.Nie powinienem się zgodzić na ten wyścig.

I już nie odpowiedziałam mu ,bo do sali wszedł lekarz.Podeszedł do mnie.

-Jak się pani czuje?-zapytał

-Dobrze,tylko nie mogę ruszać nogami -i znów poleciały mi łzy z oczu.

-Ale nie płacz.Jest to przesunięcie,a nie złamanie.Przejdziesz operację,nastawiamy kręg,pójdziesz na rehabilitacje i będziesz chodzić.Obiecuję ci to.-powiedział ciepło się uśmiechając.

-Dziękuję,a kiedy odbędzie się operacja?-zapytałam

-Operacja będzie jutro.Najlepiej jak najszybciej.

Lekarz wyszedł z pomieszczenia,a po nim weszli policjanci.Spojrzałam na Leo.

-Witam,aspirant White możemy porozmawiać?

-Tak.

-No dobrze to co ostatnie pamiętacie?

-No to ja pamiętam tylko jak wyjechaliśmy z balu,a dalej film się urywa.-powiedziałam

-Ja tak samo-poparł mnie Leo.

-Ale jakieś znaki szczególne?Co w ogóle?Może ktoś was śledził?

-Nie nic nie pamiętam.

-A pan?

-Ja też nie.

-To nic,jakbyście sobie coś przypomniecie to przyjdźcie na komisariat.

-Dobrze

Policjant wyszedł z sali,a po nim weszli moi i Leo rodzice,oraz Luke.Spedziałam z nimi cały dzień.Opowiadali jak się o mnie martwili.I nadal się martwią.Luke powiedział dyrektorowi o zaistniałej sytuacji.Było już około 18.Czas odwiedzin skończył się pół godziny później.Leo,został przeniesiony na inną salę,bo jego stan zdrowia jest dużo lepszy niż mój i prawdopodobnie za trzy dni wyjdzie ze szpitala.Leżalam i rozmyślałam.Już wiem co czują osoby niepełnosprawne.Ta świadomość że nie możesz ruszyć nogą czy inną częścią ciała.Ale w sumie,takie coś daje do myślenia.Że ci niepełnosprawni ludzie mają naprawdę ciężkie życie.Moje rozmyślania jednak zostały przerwane.Do sali wbiegł Nathan.Co on tu robi?

-Boże....

-Jestem Cassie nie Boże.

-Nie żartuj,co się stało?

-Miałam wypadek,przesunął mi się kręg w kręgosłupie,nie czuje nóg.Ale lekarz powiedział że jutro przejdę operację i będzie wszystko dobrze.

-Mam nadzieję.-powiedział i złapał mnie za rękę.

Spojrzałam na miejsce gdzie chłopak trzymał moja rękę.A następnie na Nat'a.Chłopak spojrzał na mnie.Patrzył mi w oczy.

-Trzymaj się,muszę iść bo i tak jestem tu bez pozwolenia.

-Nat...skąd wiesz że tu jestem.?

-Luke mi powiedział.

-Z własnej woli?

-Nie,tyle dręczyłem że mi powiedział.A jutro mogę do ciebie przyjść?

-Nathan teraz się pytasz czy możesz jutro przyjść,ale jakoś się nie pytałes czy możesz dzisiaj przyjść.

-Dobrze już sobie idę.

-Nie to miałam na myśli.

-Rozumiem,ale muszę już iść....naprawdę

-To leć,pa.

-Pa.

Nathan wyszedł a ja zapadlam w głęboki sen.

Następnego dnia zabrano mnie na operację.Zabieg przeszedł pomyślnie.Leżę w sali pooperacyjnej.Zaczynam odzyskiwać świadomość.Pierwszą myślą jaką przyszłą mi do głowy to próba poruszenia nogami.Czułam!Ja czułam!Poruszałam nogami!Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Do pomieszczenia weszli rodzice i Luke.

-Mogę ruszać nogami!-wykrzyknęłam w ich stronę.

-To świetnie córcia!-powiedział tato.

-Tak się cieszę.-powiedziałam

Rodzice byli ze mną do godziny 15,ale musieli iść bo tato dostał ważny telefon.Luke posiezial że mną jeszcze kilka minut i poszedł do domu.Leżałam i odpoczywałam.Później przyszedł Nathan.Opowiadał mi co się dzieje w szkole i że wszycsy o mnie mnie wypytują.Mijały dni a ja czułam się coraz lepiej.

2 miesiące później.

Do szkoły chodzę od jakiegoś tygodnia.Przechodzilam rehabilitację.Teraz siedzę na chemii.Nie za bardzo się orientuję w temacie bo nie było mnie dwa miesiące w szkole.Ale co tam.Nikt nie wie co się ze mną działo.Nathan powiedział mi że miesiąc temu Ay zrobił coś okropnego.Ayden popełnił samobójstwo.Nikt do końca nie wie co się do tego przyczyniło.Dzisiaj planuję iść na jego grób.

Stałam i wpatrywałam się w napis na tablicy.

Ayden Greenday.

23.03.1998
12.12.2015r.

(Obecnie jest 20 stycznia 2016r)

Dlaczego Ay?Przecież zawsze chodziłeś uśmiechnięty.Co się stało?

Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię.Obrociłam się i zobaczyłam Nathan'a.

-Przykro mi,wiem że był to twój najlepszy przyjaciel.

-Nat....możemy iść,bo zaraz się popłacze,a pamiętam jak mówił mi żebym za nim nigdy nie płakała.

Szliśmy w kierunku mojego domu,na skruty,przez las.Doszliśmy do znanych mi ruin dawnego zamku.Usiadłam na niewysokim murki.Milczałam.Nathan usiadł obok mnie.Siedzieliśmy tak kilka minut,gdy nagle chłopak złączył nasze usta w pocałunku.

**********************************

Rozdziałek długi tak jak obiecałam.Mam nadzieję że się spodobał.Zapraszam do śledzenia mojego snapchata: asi455

Rozdział ma 1010 słów!

Drama Time!

Pozdrawiam:NieZnanaAutorkA

XOXO

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro