Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11

- Dokończ kąpiel, muszę iść – mruknął Louis, ściągając mnie ze swoich kolan. Niemal od razu zasłoniłam się rękoma i przyciągnęłam nogi do siebie. Tomlinson się zaśmiał, ostatni raz lustrując moje ciało. – Nie musisz się zasłaniać, wyglądasz bardzo apetycznie – puścił mi oko i wyszedł z wanny. Louis był podniecony i świadczyła o tym stercząca męskość. – Tutaj mam oczy, maleńka – odparł rozbawiony, podnosząc do góry mój podbródek swoimi palcami. Zarumieniłam się, spuszczając wzrok na gzyms wanny. – Wrócę niedługo, bądź grzeczna chłopakom.

- Postaram się – parsknęłam.

- Na to liczę – opuszkami palców pogłaskał mnie po policzku i wyszedł z łazienki. Oszołomiona zdałam sobie sprawę, że dałam się dotykać kompletnie nieznanemu mi chłopakowi i bardzo mi się to podobało.

Wait... O czym ja mówiłam?! To było złe, bardzo złe!

Doszłam na kolanach Louis'a Tomlinson'a – osoby, która mnie porwała.

Oniemiała wyszłam z wanny i od razu owinęłam się miękkim ręcznikiem, po czym usiadłam na podłodze, by ochłonąć. Moje serca nadal biło jak szalone, a ciało przeżywało resztki dużej przyjemności.

- Jasna cholera, co ja robię? – westchnęłam głęboko, zamykając oczy. – Jestem taka głupia.

***

Niemal przez całe przed południe przesiedziałam w sypialni, unikając chłopaków. Byłam niemalże pewna, że słyszeli co się działo z samego rana w łazience i wstyd było mi na nich spojrzeć. Ignorowałam swój rosnący głód.

- Tris? – usłyszałam pukanie do drzwi i po chwili wyjrzał zza nich Harry z talerzem z pysznie wyglądającym jedzeniem. Mój żołądek od razu się ścisnął na ten widok. – Przyniosłem Ci coś do wszamania – Harry wszedł do pokoju i dał mi talerz.

- Dzięki – szepnęłam, unikając jego wzroku i wzięłam talerz. Dawno nie jadłam takiego prawdziwego i ciepłego obiadu, a tym bardziej gołąbków, które uwielbiałam.

- Blado wyglądasz – stwierdził Harry, przysiadając na chwilę na brzegu łóżka. Ostatnim razem gdy to zrobił, o mało co mnie nie zgwałcił. Machinalnie się napięłam. Harry to zauważył i z westchnięciem wstał.

- Venus już się obudziła? – zignorowałam jego komentarz.

- Tak, właśnie je – odparł.

- I... pamięta coś, czy...?

- Nic, a nic – pokręcił głową. - Pytała mnie o Ciebie.

- Mogę do niej pójść? – zapytałam go cicho.

- Najpierw coś zjedz, a potem zejdź do nas do salonu – powiedział, po czym wyszedł z sypialni. Zjadłam wszystko w ekspresowym tempie, niemal połykając kawałki gołąbka w całości. Nie patrzyłam na smak potrawy, bo chciałam tylko porozmawiać z Venus. Gdy skończyłam, podniosłam się i opuściłam pokój w pośpiechu. O dziwo zastałam spokojnie siedzącą Venus przy chłopakach i normalnie z nimi rozmawiała. Na chwilę przystanęłam na schodach, patrząc na nią z niedowierzaniem.

- Serio? – spytałam samą siebie.

Musiała być nieźle przyćpana chloroformem, aby nic, a nic nie pamiętać.

Venus jakby wyczuła moją obecność, odwróciła się do mnie twarzą.

- Tris! – wykrzyknęła podrywając się z kanapy. Zeszłam ze schodów i wpadłam w jej ramiona. Ściskała mnie strasznie mocno.

- Nic Ci nie jest? – spytałam ją.

- Tak... Czuję się nieco zamroczona, ale jest naprawdę w porządku – powiedziała. W jej oczach zauważyłam coś, co wzbudziło mnie we mnie wątpliwości i nie wierzyłam w jej słowa.

- Okay... - odparłam niepewnie. Przynajmniej miałam pewność, że nie wiedziała o śmierci swojego chłopaka.

- Dlaczego tutaj jesteśmy? – zapytała mnie szeptem. Chłopaki patrzyli na nas i za pewne podsłuchiwali naszą rozmowę.

- Nie wiem, ale musimy stąd uciec – mruknęłam.

- Jak?

- Tego... też nie wiem, ale wymyślę jakiś sposób. Nie zamierzam tutaj spędzić reszty swojego życia.

- Myślisz, że nam się uda?

- Musi – pokiwałam głową. – Będę próbować, dopóki się stąd nie wydostanę.

- A jaki mamy plan na najbliższe dni?

- Udawać grzeczne i potulne, a następnie ich omamić – uśmiechnęłam się gorzko.

***

Louis'a nie było przez cały dzień, co dało mi czas do namyślenia się i układania planu ucieczki. Teraz było o wiele trudniej, bo wszystkie okna i balkony były zabite deskami tak, aby nie udało się ich otworzyć.

Byłam w dupie.

Szukałam po szufladach wszystkiego, co by mogło nadać się do ucieczki. Nie znalazłam niczego, prócz małego scyzoryka i dwu metrowej liny.

- Nie uda Ci się, Tris – podskoczyłam na łóżku, słysząc czyiś głos. Nie był to Louis.

A był to łysy mięśniak, szef Louis'a.

- I radzę Ci to schować nim wróci Tomlinson, bo nie będzie zadowolony, jak to zobaczy – stwierdził ironicznie, zamykając za sobą drzwi. Miał na sobie ubrania w kolorze czarnym, które opinały jego umięśnione ciało i eksponowały tatuaże.

- Nic Ci do tego – warknęłam.

- Jesteś identyczna jak Twój ojciec – parsknął śmiechem.

- Nie porównuj mnie do tego skurwiela – prychnęłam. – Kim ty w ogóle jesteś i czego ode mnie chcesz?

- Jestem Paul i jesteś tu dlatego, że Twój tatuś naciągnął nasze zaufanie i cierpliwość.

- Nic nowego – westchnęłam.

- Dlaczego nie zostawisz mnie w spokoju? – fuknęłam. – Żadna zemsta tu wam nic nie da.

- Poniekąd jesteś tu i dla własnego bezpieczeństwa.

- Bo?

- Bo problemy przyjechały za Tobą, Tris – odparł. – To ja zleciłem chłopakom niańczenie Cię.

- Radziłam sobie do tej pory sama i nadal by tak było, gdyby nie wy – uśmiechnęłam się do niego krzywo.

- Śledziłem Twoje poczynania i nie sądzę by tak było.

- Jak to śledziłeś? – zapytałam ostro.

- Wiesz, jestem jak ninja, tyle, że biały – puścił mi figlarnie oko.

- Jakim prawem mnie śledziłeś?! – niemal krzyknęłam.

- Nie tym tonem do mnie, mała – ostrzegł groźnie. – Chyba, że mam Ci pokazać, gdzie jest Twoje miejsce.

- Pierdol się – syknęłam, chowając linę i scyzoryk z powrotem do szuflady. Tutaj Paul miał rację : ucieczka miała mi się dziś nie udać.

- Radzę Ci być nam posłuszną. Twoja przyjaciółeczka wygląda na grzeczną...

- Venus tu w ogóle nie powinno być – przerwałam mu. – Powinniście ją wypuścić i tak zabiliście jej chłopaka. Gdy się o tym dowie...

- Nie dowie – powiedział. – Harry tego dopilnuje.

- Nie byłabym tego taka pewna – stwierdziłam, krzyżując ręce na piersiach. – Jestem jeszcze ja i widziałam to wszystko.

- Nie wyjawisz jej prawdy – odparł gorzko.

- A to niby dlaczego? – fuknęłam, śmiejąc się gorzko. Paul podszedł do mnie z poważną miną i pochylił w moją stronę. Jego spojrzenie było przerażające. Niemal wypalało dziury w moim ciele. Brakowało mi języka w buzi, gdy na niego patrzyłam. Nie potrafiłam się odezwać, obronić ewentualnie, gdyby chciał mnie skrzywdzić... Kompletny zanik wszystkiego.

- Dlaczego? – uniósł zagadkowo brew. – Bo Cię kurwa zabiję.


****

Coś groźny ten Paul hahaha XD

Przepraszam, że tak długo nic nie wstawiałam... Nowa szkoła - multum nauki, do której zaraz się zabieram :/

Do zobaczenia! xoxo.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro