Rozdział 4 - Kilka rewelacji
- O co więc chodzi, Albusie ? – zapytał nieufnie James. Czuł niepokój nagromadzony w powietrzu. Dumbledore rozglądał się po pokoju, ważąc słowa. Dlaczego on gra na zwłokę?
- James, który jest rok? – zapytał powoli Dumbledore.
Potter patrzył na dyrektora z rażącym niedowierzanie, zastanawiając się nad tym, czy miał zacząć się śmiać czy płakać. Co opętało Dumbledora, aby zadać mu tak głupie pytanie?
- Tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty pierwszy oczywiście. Dlaczego pytasz?
-Bo... – zaczął starszy mężczyzna, patrząc na niego uważnie – ...to nie jest 1981, a 1995 rok.
Dumbledore pozwolił, aby słowa wypływały z jego ust. W głowie Jamesa krążyły wyrazy wypowiedziane przez starca.
- Żartujesz – powiedział James, kręcąc głową.
- To nie są żarty.
Jak to się mogło stać? - pomyślał James. Nieprawdopodobne zestawienie krążyło wokół jego głowy. Czternaście lat? To niedorzeczne!
- Nie wierzę ci – powiedział w końcu. Dumbledore westchnął, spodziewając się takiej odpowiedzi.
- Udowodnię to, a potem... - wezwał swojego feniksa i szepnął coś do niego. Piękna istota zniknęła w płomieniach i niemal natychmiast wróciła z kopią Proroka Codziennego w dziobie.
- Spójrz na datę, James – powiedział łagodnie Dumbledore.
James patrzył na Dyrektora podejrzliwie, zanim spojrzał na gazetę. Krew do tej chwili gorąca, nagle ostygła, zmieniając się w lód. Nie chciał uwierzyć w to, co miał przed oczami .
31 październik 1995r.
W gardle Jamesa powstał po raz kolejny pojawiła się klucha. Nie chciał w to wierzyć, choć miał twardy dowód na to, że jest inaczej. Nie mógł uwierzyć.
- To fałszywe – oświadczył z uporem maniaka.
- Spójrz na nas, James. Dlaczego mielibyśmy cię okłamywać ? – powiedziała cicho McGonagall.
Potter spojrzał na nich, a jego brązowe oczy rozszerzyły się z przerażenia, gdy zauważył, że Dumbledore i McGonagall wyglądają na starszych niż ich zapamiętał. Mówili prawdę.
- Ale jak? – zapytał James, zduszonym głosem.
- Kiedy Voldemort przyszedł zabić Harry'ego, byłeś bardzo dzielny, James, ale zostałeś pokonany - James wzdrygnął się. – Voldemort poszedł na górę do Lily i Harry'ego. Lily dostała szansę, aby uratować swoje życie. Mogła albo się odsunąć, ratując życie, lub zginąć. Nie zrobiła tego, nie skorzystała z oferty Voldemorta. Stanęła naprzeciw niego blokując mu drogę dojścia do waszego syna, wytwarzając tym samym ochronę miłości nad Harrym. Voldemort nie mógł przełamać tej ochrony, klątwa zabijająca odbiła się, ugadzając go w pierś, pozbywając go tym samym magii, jaką posiadał do tego czasu.
- Skąd wiesz, co dokładnie stało się tamtej nocy? – szepnął James.
- Harry.
- Harry ci to powiedział? – zapytał James z niedowierzaniem. – Miał dopiero roczek!
- To nie jest teraz istotne skąd to wiem, ale sam Harry... masz dużo z nim do nadrobienia, prawda? – powiedział Dumblesore z dobrodusznym uśmiechem na twarzy .
Oczy Jamesa zapaliły się jasnym ognikami. Jego syn żył.
- Tak, mówiąc o Voldemorcie. Chcesz powiedzieć że on... żyje?
- Niewiele osób tak uważa. Ale on zmartwychwstał, dzięki czemu twój syn znalazł się w jeszcze większym niebezpieczeństwie.
James zmarszczył brwi, zaczynając się martwić. Raz plan Voldemorta zawiódł i Potter był pewien, że niepowodzenie motywuję go do dalszego polowania na Harry'ego, z jeszcze większą precyzją.
- Czy Harry przeżył klątwę zabijająca nieuszkodzony?
- Cóż, nie bez szwanku. Po tamtym zdarzeniu na czole Harry'ego widnieje blizna w kształcie błyskawicy. Nie może być usunięta, ponieważ została zrobiona przez zaklęcie czarno - magiczne. Nie przeszkadza w żaden sposób.
James skinął głową na znak, że zrozumiał. Przynajmniej Harry nie ma żadnych innych trwałych traum.
- Myślę, że teraz czas aby przedstawić ci to, co działo się z twoimi przyjaciółmi, prawda? Syriusz i Remus będą w niebo wzięci, gdy się dowiedzą. Wraz z wiadomością o twojej śmierci uleciała z nich ta młodzieńcza chęć życia.
Cień uśmiechu pojawił się na zmęczonej twarzy Jamesa, który bez wątpienia chętnie mógłby w tej chwili spotkać się z przyjaciółmi. Był bez wątpienia żywy. Teraz będzie mógł w całości poświęcić się trójcie najcenniejszych ludzi, jacy żyją.
Gdy powoli ruszyli na dół, w pamięci Pottera drążyło pytanie o syna Co się z nim działo podczas jego nieobecności? Kto się nim opiekował?
- Ale Albusie, co z Harrym? Syriusz się nim zaopiekował?
Błysk w oczach Dumbledora nagle znikł, a starszy mężczyzna westchnął ciężko.
- Syriusz bez wątpienia byłby najlepszym opiekunem. Zjawił się tutaj pierwszy, a zaraz po nim pojawił się Hagrid...
- Hagrid – kwestionował James. – Dotarł tu po nim... ? – patrzył na dyrektora z nieukrywanym zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Proszę, pozwól mi kontynuować. Syriusz załamał się, gdy zobaczył cię martwego. Kiedy dowiedział się, że Peter zdradził, wyruszył na poszukiwania.
Morderstwo niemal z rąk najlepszego przyjaciela, musiało być czymś, czego Syriusz nie mógł wytrzymać. Nie był w stanie zrozumieć co wprawiło Dumbledora w tak ponury nastrój. Z pewnością Syriusz zrobił to zbyt pochopnie?
- Pan Black wytropił go na jednej z mugolskich ulic. Peter zdał sobie sprawę, że jest osaczony, krzyknął, że to właśnie on zdradził Potterów. Zniszczył ulicę, zabijając przy tym dwunastu mugoli. W trakcie całego zamieszania, jakie wywołał, odciął sobie palec i przekształcił się w swoją animagiczną formę po czym zniknął wraz z innymi szczurami w kanalizacji. Syriusz zaczął się śmiać jak szalony, aurorzy aresztowali go i bez procesu wtrącili na dwanaście lat do Azkabanu.
- Co! – wykrzyknął zdruzgotany James, patrząc wrogo na Dubledora – Bez procesu? Przez dwanaście lat ? Peter to tchórzliwy szczur! Ten drań...
- James, posłuchaj mnie – przerwał mu monolog. – W tym czasie, tylko czworo osób wiedziało o zmianie strażnika. Byłeś to ty, Lily, Syriusz i Peter. Nikt inny o tym nie wiedział. Dowody były obciążające. Nawet ja byłem przekonany, że jest winny.
James popatrzył na niego spode łba. Co stało się z Remusem? Jak to przyjął? Jeden z najlepszych przyjaciół zdradził Lily i Jamesa, drugi zostało bezprawnie osadzony na dwanaście lat w Azkabanie. Był sam, a Glizdogon jakby rozpłynął się w powietrzu zaś Łapa w wiezieniu za niedokonaną zbrodnie.
- Został uwolniony? – zapytał z nadzieją.
- Nie. Uciekł.
Opadła mu szczęka z szoku, ale nie dbał o to, czy wygląda komicznie czy też nie. Następnie zreflektował się ekspresowo, wyprostowując się jak struna. Był ogromnie dumny ze swojego przyjaciela. Musiał być to pierwszy raz, gdy komukoliwiek udało się z zbiec.
- Syriusz zawsze miał talent do ucieczki w najbardziej ekstremalnych przypadkach - powiedział, kręcąc głową, a w jego głosie można było wyczuć ogromne pokłady dumy. – Nadal nie powiedziałeś mi, kto zaopiekował się Harrym. Skoro to nie był Syriusz... czy był to Remus ?
- Ministerstwo nigdy nie przyznałoby opieki nad dzieckiem Remusowi, ze względu na jego... futerkowy problem.
- Więc? Kto?
Dumbledore skrzywił się lekko. Teraz musiał złamać obietnicę złożoną piętnaście lat temu.
Wziął głęboki wdech i powiedział bardzo wolno:
- Siostra Lily i jej mąż opiekowali się Harrym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro