Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2 {Dzień następny}

Gdy budzę się następnego dnia rani, zdaję sobie sprawę, że już pierwszego dnia przeprowadziłam do mieszkania Sydney, kogoś niemal obcego.  Wstaję z łóżka, co dziwne okazuje się, że jestem ubrana w cudzą koszulkę. Nachodzą mnie wspomnieni ostatniej nocy. Wychodzę z pokoju i nagle dzieje się coś dziwnego. Słyszę śmiechy. Jeden niski, głęboki, na jego dźwięk przechodzą mnie aż ciarki, a potem słyszę śmiech Sydney.

– W końcu się obudziłaś, śpiąca królewno – świergocze w moim kierunku.

Czuję na sobie spojrzenie błękitnych oczu.

– Normalnie nie zostaję tak długo, ale ubrałaś na siebie moją koszulkę, a nie mogłem wracać przez cały Boston bez niej

Na moich policzkach pojawia się lekki rumieniec.

Dopiero teraz zauważam jego nagą klatkę piersiową. Nie ma budowy sportowca, ale to nie znaczy, że źle się prezentuje.

– Luke właśnie opowiadał mi, jak kierowca taksówki was z niej wyrzucił – Sydney nawet nie ukrywa rozbawienia – Nie mogłaś zaczekać chwili dłużej?

Luke popija coś z kubka, a potem wyciąga do mnie rękę i ciągnie mnie w swoją stronę, aż nie siedzę tyłkiem na brzegu fotela. Sydney posyła mi dziwne spojrzenie, gdy dłoń mojego jednonocnego partnera łapie mnie za udo.

– Chcesz? – podaje mi swój kubek, a ja chętnie upijam łyk herbaty, która jest specjalnością Sydney.

– Mogę ci oddać już koszulkę.

Patrzy na mnie, a potem na Sydney.

– Będzie to niezbędne, bo Sydney powiedziała, że idziecie dzisiaj na jakiś mecz frisbee. Mieszkam tu od zawsze, a w życiu na żadnym nie byłem!

Morduję moją przyjaciółkę wzrokiem. Ona dobrze wie, co to znaczy jednonocny numerek!

– Randka? – pytam ich – Idziecie na randkę?

Sydney wybucha śmiechem i siada na kolanach Luke'a.

– Gdy ty sobie słodko spałaś, my doszliśmy do wniosku, że jesteśmy idealnie dopasowani. Czy będziesz naszym świadkiem?

Pokazuję jej środkowy palec.

– Głupolu, chcę ci pokazać tego przystojniaka, a on chce iść z nami – Zeskakuje z jego kolana i zostawia nas samych w salonie.

– Czyli nie kłamałeś gdy mówiłeś, że to twój najlepszy numerek w życiu – nie spuszczam z niego wzroku.

– Mogę wyjść, ale liczyłem na jakąś powtórkę – porusza sugestywnie brwiami.

Z jakiegoś powodu przesuwam się na jego kolana.

– Żeby dostać powtórkę trzeba zasłużyć. Idę wziąć prysznic, a ty przegrzeb moją kuchnie w poszukiwaniu czegoś do jedzenia.

Zsuwam się z jego kolan, ale on wciąga mnie na nie z powrotem.

Bierze moją twarz w dłonie i słodko całuje.

– Dzień dobry – przesuwa kciukiem po moim policzku.

On jest szalony, a mi się to podoba.

– Muszę umyć zęby – informuję go lekko łamiącym się głosem. Nie jestem do tego przyzwyczajona. On całuje mnie jeszcze raz, a potem pozwala mi odejść.

– Aha! Użyłem twojej szczoteczki do zębów! – to tłumaczy miętowy oddech. Chociaż wytłumaczyłam to sobie tak, że nosi przy sobie gumy do żucia, bo ma dużo takich numerków.

Pół godziny później wracam już całkowicie świeża i pachnąca. Rzucam w niego jego koszulką z wczoraj, a on od razu ją na siebie ubiera.

– Nie ma tutaj nic do jedzenia, zabieram was na śniadanie.

Sydney wyskakuje z pokoju jak poparzona.

– Czy ja usłyszałam śniadanie na mieście?

Luke

Nigdy tego nie robię. Nie zostaję na dłużej, ale tym razem nie miałem wyjścia, chyba, że chciałem przemierzyć Boston pół nagi.

Myślę, że wydałem zły osąd. Skoro mieszka z przyjaciółką, musi być na pierwszym roku studiów. Jest ode mnie starsza, ale to nie problem. One i tak wszystkie biorą mnie za studenta. Mamo i tato, dziękuję za dobre geny.

Wychodzimy z mieszkania, a ja gapię się to na tyłek Kate, to na tyłek jej przyjaciółki. Oboje zdecydowanie należą do gorących lasek, ale to Kate jest bardziej w moim guście. Nie szukamy daleko czegoś do jedzenia. Sydney wskakuje do pierwszej kawiarni i zamawia dosłownie wszystko na co przyjdzie jej ochota.

– A ty? – pytam Kate, która patrzy na mnie dziwnym wzrokiem.

– Mam ochotę na deser.

Prawie parskam śmiechem.

– Deser na śniadanie?

Kiwa głową.

– Ciasto czekoladowe i dwa owsiane ciasteczka! – mówi Kate do kasjerki.

– Poproszę bajgla i dwa duże szejki truskawkowe – Kate przysuwa się do mojego boku.

– Jest nas troje, panie beznadziejny z matematyki.

Wkładam dłoń w tylną kieszeń jej spodni i szczypie ją w pośladek.

– To dobrze, że lubię wymieniać z tobą ślinę, prawda?

Kasjerka patrzy z obrzydzeniem.

– Żaden mój jednonocny kochanek nie postawił mi śniadania.

Wzruszam ramionami.

– Tak naprawdę chodzi o Sydney – patrzymy oboje w kierunku stolika przy, którym siedzi jej przyjaciółka.

— Umieram z głodu – szepcze do mojego ucha.

– Państwa zamówienie zaraz będzie gotowe – zostajemy poinformowani.

– Płacisz? – pytam ją żartem.

– Och, chyba... – zaczyna macać się po kieszeniach, aż ściska moją dłoń w jej tylnej kieszeni – zapomniałam portfela.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro