Rozdział 1 - Poszukiwania
Dwójka zakapturzonych postaci przemierzała zatłoczone ulice Ziemi. W końcu skręcili i weszli do jakiegoś baru, zajęli wolne miejsca i nawiązali cichą rozmowę.
- Jesteś pewien, że to tutaj ją znajdziemy? - spytał wysoki, czarnowłosy chłopak. Miał przenikliwe, niebieskie oczy, bladą cerę i ostre rysy twarzy.
- Powtarzam już kolejny raz, że tak... Sprawdzałem to wielokrotnie. Ona tu jest, ale nie tylko... Po za nią powinny tu być jeszcze dzieci żywiołów. - odparł starszy mężczyzna o krótkich blond włosach i zielonych oczach. Rozejrzał się wokoło, czy nikt ich przypadkiem nie obserwuje.
- Co?! - zdziwił się młodzieniec, ale zaraz potem został za to skarcony przez starszego mężczyznę.
- Andy, uważaj co mówisz! - syknął - Wiem to jest dziwne, że wszyscy pochodzą akurat stąd, ale uwierz mi, że tak jest. - spojrzał na chłopaka, po czym dodał - Pamiętasz jak się to robi?
- Wątpisz we mnie? - zaśmiał się kpiąco, ale gdy dostrzegł powagę blondyna od razu spoważniał - Tak pamiętam Carl... Wybacz.
- Słuchaj wiem, że w domu słuchasz się rozkazów tylko swoich rodziców, albo i tego nie, ale tu masz słuchać się mnie. Mimo iż różnica wiekowa między nami wynosi tylko kilka lat to zauważ, że ja chyba jednak jestem bardziej doświadczony niż ty. A teraz chodź, wróg nie śpi. - wstał i przebiegł wzrokiem po lokalu, po czym skierował się do drzwi. W jego ślady poszedł niebieskooki.
Dalej szli w milczeniu. Pogoda im nie sprzyjała, było zimno, mokro i wietrznie. Nawet ich długie czarne płaszcze nie były w stanie ochronić ich przed zimnem i wilgocią.
- Tu się zatrzymamy. Musimy trochę odpocząć, a przede wszystkim wysuszyć się. - Carl wskazał na jeden z Hosteli, a Andy tylko mu przytaknął. Weszli do środka i zdjęli kaptury - Dzień dobry, czy dostaniemy tu jakieś wolne pokoje?
- Witam. - przywitała ich szczupła blondynka z dużym uśmiechem przyklejonym do twarzy -Oczywiście, mamy jeszcze wolne pokoje. Dwa? - mężczyźni przytaknęli - Dobrze w takim razie oto są pańskie pokoje. Numer 203 i 205. - podała im klucze i dodała - Są na 3 piętrze.
Podziękowali jej i udali się we wskazanym kierunku.
Całą drogę przebyli w milczeniu. Gdy dotarli do odpowiednich drzwi, obaj weszli do jednego pokoju. Zdjęli z siebie płaszcze i usiedli przy małym stoliku.
- To co teraz? - zaczął czarnowłosy.
- Musimy użyć magii by ich namierzyć... Nie możemy tego zrobić na ulicy, bo by to trochę dziwnie wyglądało. - Carl napotkał pytające spojrzenie kompana, więc wytłumaczył - Na Ziemi nie używają magii... W zamian za to mają rozwiniętą technologię lepiej niż my. Z resztą sam powinieneś to zauważyć...
- Masz rację jest tu trochę... inaczej. - mruknął Andy.
- No dobra, ale przejdźmy do rzeczy. Musimy ich w jakiś sposób namierzyć... Znam kilka zaklęć tropiących, jednak nie wiem jak one zadziałają tutaj. Musimy być czujni więc proszę cię skoncentruj się i gdyby coś się działo to daj mi znak. - chłopak przytaknął.
Carl wykonał kilka ruchów rękami i wypowiedział bezgłośnych słowa. Między jego rękami powstało trochę mgły. Uformował ją w kulę i ze skupieniem dotknął jej środek, wypowiadając przy tym kolejny ciąg bezgłośnych wyrazów. W mgiełce zaczął wyłaniać się obraz. Było to coś w rodzaju mapy.
- Ciekawe, bardzo ciekawe... - mruknął do siebie zielonooki. Przyglądał się mapce jeszcze chwilę po czym ją rozwiał.
- I co? - spytał zniecierpliwiony Andy.
- Zdaje mi się, że szczęście nam dopisuje. Cała czwórka jest niedaleko stąd, tylko trochę porozrzucana... Jedno jest pewne. Nie tylko my ich szukamy. Skontaktuję się z resztą. - rzucił porozumiewawcze spojrzenie chłopakowi. Po czym wyszedł zostawiając go samego.
- A dobranoc to już nie łaska powiedzieć? - zapytał ironicznie gdy tylko drzwi się zamknęły za blondynem.
Czarnowłosy wstał i podszedł do okna. Spojrzał na inne budynki i na ulicę, która po mimo późnej pory była nadal ruchliwa. Obserwował ludzi i pojazdy. Zadziwiało go jak daleko zaszli ludzie, bez użycia magii. Słyszał, że po mimo tego, że umieją wytworzyć tyle rzeczy to jednak, gatunek ten jest bardzo zawistny i chciwy. Westchnął i skierował się w stronę łóżka. Nie minęło wiele czasu jak odpłynął.
†♪§♪†
- O ile dobrze zapamiętałem mapę to dwójka z dzieci żywiołów powinna być gdzieś tutaj. Chyba czas się rozdzielić. tylko proszę cię uważaj i nie zdradź naszej obecności tutaj... - upomniał Andy'ego blondyn.
- Już ty się o mnie nie martw, założę się, że to ja ich znajdę pierwszy. - powiedział z przekonaniem i odszedł.
- To się jeszcze okaże narwańcu. - mruknął i uśmiechnął się Carl, po czym sam skierował się w przeciwnym kierunku niż czarnowłosy.
Chwilę chodził bacznie obserwując okolicę, ale gdy niczego nie zauważył zrezygnował z tego typu poszukiwań. Wyjął małe urządzenie z kieszeni spodni, które zwykli ludzie nazywają GPS-em. Rzucił na nie kilka zaklęć i było ono gotowe to użytku. Wprowadził do niego odpowiednie dane, po czym musiał chwilę poczekać na wyniki. Zajęło to trochę więcej czasu niż się spodziewał, ale było skuteczne. Zaczął kierować się w wyznaczonym przez urządzenie kierunku. Rozglądał się dookoła podziwiając architekturę tego miejsca, a przy okazji wypatrując osoby której szukał. Nagle ktoś na niego wpadł i obaj niemal nie przewrócili się, osoba ta rzuciła szybkie "przepraszam" i pobiega dalej. Zniesmaczony Carl pokręcił tylko głową i sięgnął po swojego GPS-a, jednak nie mógł go znaleźć w żadnej z kieszeni. Szybko pojął co przed chwilą zaszło i zaklął pod nosem. Daleko w tłumie udało mu się jeszcze wypatrzeć uciekiniera i czym prędzej pobiegł za nim. Przeciskał się między ludźmi i z każdą chwilą był coraz bliżej złodzieja. Nagle uciekinier zniknął mu z pola widzenia, ale blondyn wyczuł, że skręcił on tylko w ciasną uliczkę. Podążał wciąż za jego śladem, aż w końcu dotarł do ślepego zaułka. Zdziwiło, go że jest w nim sam. Wczuł się w swoją wewnętrzną moc.
- Wiem, że tu jesteś. - powiedział głośno i pewnie - Przede mną się nie ukryjesz...
Chwila ciszy, którą przerwał cichy szelest za stertą kartonów. Carl zaczął pomału iść w tamtym kierunku. Drobna postać siedząca w tamtym miejscu skuliła się jeszcze bardziej. Zielonooki dostrzegł ją i ukucnął przy niej.
- Spokojnie nic ci nie zrobię. - powiedział łagodnie. Jego wzrok spoczął na przedmiocie, który ta drobna osóbka trzymała w rękach - Oddaj mi to proszę, a zapomnimy o całej sprawie, okej? - spytał z łagodnym uśmiechem.
Złodziej patrzył na niego swoimi ciemnoszarymi oczami z przerażeniem i bił się z myślami.
- Obiecujesz, że nie będę mieć później żadnych kłopotów? - uciekinier spytał dość niskim i zachrypłym głosem, który zupełnie do niego nie pasował patrząc na jego postawę ciała i budowę.
- Oczywiście. - odparł trochę już zażenowany całą sytuacją, ale nie dał tego po sobie poznać.
Postać wyciągnęła do niego rękę w której trzymała zdobycz i podała ją Carlowi. Blondyn wziął od niej urządzenie i na nie spojrzał. Zdziwiło go to co tam ujrzał, wszystkie wskaźniki wariowały.
- Ruszałeś tutaj cokolwiek? - spojrzał podejrzliwie na wciąż kulącą się postać.
- Nie... Nie miałam na to czasu... - mruknęła.
Carl jeszcze raz spojrzał na urządzanie i był już pewien, że jest już u celu.
- Jak masz na imię? - spytał.
- Po co ci to wiedzieć co? Miałam ci to oddać, a ty miałeś dać mi teraz spokój. Ja swoją część wykonałam, teraz twoja kolej. - odparła wrogo.
- Zaraz, zaraz, ty jesteś dziewczyną? - zdziwił się, jak do tej pory sądził, że ma do czynienia z jakimś chuderlawym chłopakiem.
- Tsk... Też mi odkrycie. - prychnęła złodziejka.
- Wybacz, ale chyba przy takim obrocie spraw nie mogę cię zostawić w spokoju.
- A to niby czemu co? - zdziwiła się.
- Szukamy cię już od jakiegoś czasu, jesteś nam potrzebna... - wyjaśnił w skrócie.
- Hah, ciekawe do czego... Po za tym mógłbyś trochę się streszczać? Nie mam całego dnia dla ciebie... - zadrwiła, ale tak naprawdę trochę wystraszyły ją słowa chłopaka.
- Eh, zadajesz za dużo pytań młoda. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, jednak teraz musisz zdecydować, czy idziesz ze mną, czy tu zostajesz?
- A skąd mam wiedzieć, czy nie jesteś psem?!
- Psem?
- Tsk... Gliną...
- A czy ja do cholery wyglądam ci na kogoś takiego? - oburzył się.
Dziewczyna spuściła wzrok i intensywnie przez chwilę myślała. Rozważała każdą z opcji jednak było za dużo niewiadomych.
- A czy jak z tobą pójdę to będę miała chociaż zapewnione chociaż normalne jedzenie? - spytała w końcu, czym zszokowała lekko mężczyznę.
- Oczywiście, że tak, co to za pytanie?
- Nie wiem skąd jesteś i co tutaj robisz, i czemu szukasz akurat mnie. W ogóle dziwny trochę jesteś, ale... Mimo to idę z tobą. Nie zamierzam tu zostawać dłużej niż to konieczne. To niebezpieczna dzielnica. - odparła, po czym wstała.
- Zauważyłem. - mruknął i ruszył z powrotem w stronę głównej ulicy. Włączył swój komunikator i skontaktował się z młodym księciem - Jak tam ci idzie młody?
- Całkiem, całkiem... - odparł z udawanym entuzjazmem.
- Znalazłeś już coś?
- Powiedzmy że jestem na tropie, a ty?
- Tak mam już jedną z kompletu, przyznam, że niezłe z niej ziółko. - zaśmiał się.
- Eh! Ja to wszystko słyszę! - syknęła złodziejka.
- Dobra powiedz mi lepiej gdzie jesteś. - powiedział Carl, ignorując oburzenie dziewczyny.
- Em... Jestem chyba w centrum. - odparł czarnowłosy.
- Okej poczekaj chwilę. - blondyn wstukał i formacje do GPS-a i zawzięcie coś przeglądał - Jesteś już bardzo blisko twojego celu, musisz tylko iść ciągle na północ...
- Łatwo ci mówić, jak ja nawet nie wiem, gdzie co jest... To jest jakaś masakra. - odparł zrezygnowany chłopak.
- Pokaż to. - do rozmowy wtrąciła się dziewczyna - Gdzie on jest? - spytała, a Carl wskazał jej miejsce na urządzeniu - Okeeej, a gdzie ma dojść?
- Do tego czerwonego punkciku.
- Dobra, on mnie słyszy? - spytała, a mężczyzna skinął głową - Okej. Widzisz gdzieś taki duży wieżowiec z wielkim złotym szczytem?
- Noo, taak. - odparł Andy.
- Musisz iść z jego prawej strony, potem przy kawiarni "Memories" skręć w prawo, a potem przy salonie tatuażu w lewo i dalej prosto. To będzie najkrótsza droga. - pokierowała go złodziejka, po czym zwróciła urządzenie Carlowi.
- Okej, dzięki za wskazówki. - to powiedziawszy chłopak się rozłączył.
Zielonooki przez chwilę przyglądał się badawczo dziewczynie po czym odwrócił się i zaczął iść przed siebie.
- Skąd jesteście? - spytała znienacka uciekinierka.
- Aż tak się wyróżniamy? - spytał blondyn, a ona tylko przytaknęła mu - Z bardzo daleka, z resztą dowiesz się wszystkiego w swoim czasie, a teraz odszukajmy tego idiotę zanim sobie coś zrobi. - na jego słowa dziewczyna lekko się zaśmiała - Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie...
- Jakie?
- Odnośnie imienia.
- Ah tak... Jestem Natalie, Natalie Hetfield, a ty?
- Carl Revelt, generał straży przybocznej Prorokini. - odparł.
- Co? Kto to prorokini? - zdziwiła się dziewczyna.
- Zadajesz za dużo pytań Nat... - mruknął zrezygnowany mężczyzna.
- Nie nazywaj mnie tak... - warknęła.
- Tak? A to dlaczego? - spytał zaciekawiony.
- Bo tak... - ucięła temat i dalszą wędrówkę spędzili w ciszy.
Szli najpierw główną ulicą, a potem znów zboczyli do ciasnych uliczek między budynkami. Po kilku zakrętach oboje zatrzymali się gwałtownie.
- Andy, czy znalezienie jednej osoby jest aż takie trudne, że sam sobie nie dajesz rady? - spytał z kpiną blondyn.
- Jak jesteś taki mądry to jego zapytaj... - chłopak wskazał postać stojącą za nimi.
Był to chłopak w ich wieku. Miał czarne włosy do karku, swobodnie opadające na twarz. Jego oczy były ciemne i zimne, a jego spojrzenie było twarde jak skała. Skórę miał bardzo jasną, a ubrany był na czarno. Był bardzo przystojny, jednak coś w nim sprawiało, że wokół niego roztaczała się mroczna aura. Chłopak spojrzał na Natalie i ich spojrzenia na chwilę się spotkały.
- Mark... - warknął zielonooki - Co ty tu robisz?!
- A jak ci się wydaje? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Jego głos był niski, dojrzały, lekko zachrypnięty - Ale ja w przeciwieństwie do was trochę bardziej się śpieszę. - pociągnął za rękę jakąś drobną postać, a gdy weszła ona w snop światła, okazała się być drobną rudą dziewczyną. Natalie spięła się nieco na jej widok, ale nie dała nic po sobie poznać. Nastała chwila napiętej ciszy - A teraz jeśli pozwolicie. - skłonił się, po czym odepchnął dziewczynę w tył, tak że upadła i z prędkością niemal światła podbiegł do blondynki. Ona jednak przewidziała jego ruch i odskoczyła na bok. Carl i Andy wyrwali się z chwilowego szoku i kontr zaatakowali. Mężczyźni rozpoczęli nierówną walkę, a Natalie wykorzystała zamieszanie i podbiegła do leżącej rudowłosej.
- Wstawaj, spadamy stąd. - warknęła i wyciągnęła do niej rękę. Dziewczyna patrzyła się na nią wrogo i ani drgnęła - No wstawaj! Nie zamierzam zostać wciągnięta w jakieś gówno... - ponagliła. Rudowłosa chwyciła jej rękę i wstała, jednak wokół nadgarstków obu dziewczyn splątały się plącza - Co do... - dziewczyna nie zdążyła dokończyć, bo przerwał jej śmiech.
- Nie wierzę, że dałaś się na to nabrać. Niby taka sprytna, a jednak taka nieuważna. - chłopak klęczał trzymany przez Carla i Andy'ego. Na jego ustach zakwitł drwiący uśmieszek - Panowie wybaczą, ale trochę mi śpieszno. Do następnego! - to mówiąc wyrwał się im i podbiegł do dziewczyn, chwycił łączące je rośliny i razem z nimi zniknął.
- Cholera! - przeklął niebieskooki. On wraz z blondynem zostali sami w ciemnej uliczce. Byli wściekli na siebie, że dali się podejść - Co teraz?
- Powiadom innych, a my wracamy. Musimy opracować jakiś plan, ale tym razem już cię nie zostawię samego z jakimkolwiek zadaniem... - zagroził, a czarnowłosy tylko wywrócił oczami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro