Rozdział 5
Naciśnij..
Guzik..
Mały przełącznik..
W swoim umyśle..
Możesz być zimny jak lód..
Albo dobry..
Kim chcesz być??
Głosy..
Przklęte gadające głosiki..
Nigdy sie nie poddam!!
Hahahaha.. Już to zrobiłeś..
Co nie?! Nie ma mowy...
Jesteś tu.. Nie widzisz.. Ta zapadnia..
Nie! Nie! Nie!
Nie okłamuj się już się poddałeś??
Głupi...
Głupi..
Głupi..
Głupi.
Zamknij się do cholery!!
Zamknij!!
-Jak było w pracy? - siedze przy stole. Razem z żoną jem obiad.. Spogladam na nią, jest szcześliwa. Nie musi oszukiwać, nie musi maczać palców w przekrętach..
-Dobrze.- zbywam ją i przeglądam gazetę.. Ona nic nie odpowiada.. Chyba uwierzyła, w moje pierwsze kłamstwo wobec niej. Tak na prawdę gdy to wyjdzie na jaw, to i ja wyląduje za kratami..
Wstaje od stołu i zasiadam przed telewizorem, mecz.. Tak to jest dobry pomysł..
Wieczorem siedzę przed domem..
Oglądam piękny zachód słońca..
W młodości marzyłem żeby zostać psychologiem, ale niestety moja rodzina postawiła na swoim. Ich syn, tak jaki i oni ma być bankowcem.. Ale i tak nim nie jestem... Oni nie lubią Irene.. Bo łączy ją z pracą pasja, pasja którą i ja kochałem..
Nie uciekniesz od nas..
Może. Ale nie bede was słuchał.!!
Rozczarujemy cię.. My to ty..
Ty to my..
Przepadnijcie do kurwy!
To moje jebane życie!
Wypad!!
Hahah... Jesteś taki słaby..
Nie, wynoście się..
Znowu biały pokój..
Klęcze na zimnej podłodze..
Podnoszę wzrok, tylko jedne drzwi..
Jedne drzwi..
Jedna ucieczka..
Jedna nadzieja...
Wiem.
Że jesli strace kontrole..
Nie bedę mieć szansy..
Moja dusza jest niczym pył..
O północy kiedy umieram
Kiedy kule trafiają w moje serce..
Kiedy próbuje uciec z dala od umysłu..
To trzyma mnie z daleka..
I wiem..
Wiem..
Że te demony wewnątrz mnie..
To tylko chora wyobraźnia..
Więc czym to jest..
Snem?
Marzeniem?
Prawdą?
Walką?
Gdzie jestem tak na prawdę?
Zagubiony wewnątrz umysłu..
Życze sobie..
Szybkiej śmierci o północy..
----
Dobra ide spać..
Życze milej nocy ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro