Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

Mijały kolejne dni, a Castiel wciąż nie wracał.

Dean był przez to poddenerwowany. Nawet to, że Lisa przyjechała do niego na noc nie mogło tego zmienić. A wręcz tylko wszystko pogorszyło, bo dziewczyna zorientowała się, że coś jest nie tak.

— Powiedz mi co się dzieje — poprosiła go, gdy zorientowała się, że Dean nie jest nią w najlepszym stopniu zainteresowany, co w jego przypadku było podejrzane. Zanim zaczęli się umawiać, chłopak był szkolnym playboyem. Fakt, że odpływał gdzieś myślami zarówno wieczorem, jak i teraz rano, był wiec mocno niepokojący. 

— Nic się nie dzieje — skłamał, próbując brzmieć przekonywująco.

— Wiesz, że jesteś koszmarnym kłamcą?

Dean westchnął i podniósł się, aby usiąść na łóżku, zamiast na nim leżeć.

— Ktoś zaoferował mi pomoc i teraz żałuję, że się zgodziłem.

— Pomoc w czym?

Chłopak przez moment milczał.

— Tata zadłużył się u jakiegoś szemranego typa, potrzebowałem na szybko trzech tysięcy i...

— Czemu nie przyszedłeś z tym do mnie?

— Wstydziłem się.

— Dean — złapała go za dłoń. Spojrzał na nią niepewnie, widocznie bojąc się jej reakcji. — Mój tata by ci pomógł, wiesz o tym. Już pożyczał ci pieniądze na jedzenie i...

— I właśnie dlatego nie chciałem go prosić — przerwał jej. — Nie chcę, żeby miał mnie za nieudacznika. Jak ktoś, kto cały czas prosi o pieniądze miałby być dobrym kandydatem na chłopaka?

— Jesteśmy w liceum — przypomniała mu.

Dean przygryzł wargę. Miała rację, ale przecież nie będą w liceum zawsze. A po szkole czekało ich dorosłe życie. To co teraz robili, mogło się na nie bezpośrednio przełożyć. Może i dziwne, że mniej przejmował się ryzykiem aresztowania za kradzież niż uznaniem za nieudacznika przez potencjalnego teścia, ale miał swoje priorytety. Miał wrażenie, że kradzież docelowo miałaby mniejsze konsekwencje.

— W trzeciej klasie. Za rok skończymy szkołę, jeśli bylibyśmy wciąż razem to chciałbym go wtedy poprosić o twoją rękę, a nie chcę, żeby odmówił...

— Wolałeś poprosić o pomoc kogoś innego tylko dlatego, żeby mój tata nie miał nic przeciwko naszym zaręczynom? Dean, czy ty siebie słyszysz?!

— To źle, że myślę o nas poważnie?

— Nie możesz podejmować tak ważnych decyzji w oparciu o niepewną przyszłość!

Dean zamarł na moment, po czym powoli, niepewnie spojrzał jej w oczy. 

Niepewną?

— Mamy siedemnaście lat, Dean. Siedemnaście! To wcześnie na coś poważnego. Poza tym mówisz, że traktujesz mnie poważnie, ale się tak nie zachowujesz.

— Co proszę?

— Gdyby naprawdę ci na mnie zależało, nie ukryłbyś tego przede mną.

— To źle, że chciałem cię chronić? Gość miał broń!

— Mój tata jest emerytowanym policjantem, na litość boską! Pomógłby ci nie tylko finansowo.

— Tak jak pomógł nam zamykając sprawę morderstwa mojej mamy?

Nie wiedział czemu to palnął. Nigdy wcześniej nie miał o to do pana Braedena pretensji. Nawet jeśli miał wrażenie, że jego pomoc finansowa wynikała tylko z tego, że mężczyzna miał wyrzuty sumienia, bo wiedział, że ich zawiódł.

Śmierć kogoś z rodziny i ból z tym związany to jedno. Świadomość, że morderca tej osoby wciąż chodzi na wolności, to coś zupełnie innego. Coś, co każdego dnia wyrywa serce i sprawia, że ciężko jest komukolwiek zaufać. Bo w którymś momencie każdy jest podejrzanym.

— Twoja mama nie żyje od dwunastu lat. Może pora, żebyś wreszcie to przebolał?

Dean spojrzał na nią kompletnie zszokowany.

— Co ty powiedziałaś?

— Żebyś wziął się w garść. Twojej mamie to życia nie zwróci, a stracisz swoje. Próbujesz być ojcem i matką dla swojego brata, a jesteś tak samo dzieckiem jak...

— Wynoś się.

— Słucham?

— To co słyszałaś. Wynoś się. I tak zaraz muszę iść do pracy. Nie mam czasu na te bezsensowne kłótnie.

— Od kilku dni nie masz dla mnie czasu.

— Bo muszę odpracować dług.

— Czego nie musiałbyś rodzić, gdybyś poprosił o pomoc mojego tatę!

— Lisa, wynoś się! — warknął zirytowany.

— Dobra — burknęła. — Mogę w ogóle zniknąć z twojego życia, widocznie tak będzie najlepiej.

— Precz!

Dziewczyna zabrała rzeczy i ruszyła w stronę wyjścia.

— Nie kłopocz się. Sama się odprowadzę.

Lisa wyszła, a Dean opadł zrezygnowany na łóżko. Nie minęło kilka minut nim rozległ się dzwonek do drzwi. Dean, pewien, że to Lisa, wściekłym szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi.

— Lisa, mówiłem ci, że... — urwał, bo to nie dziewczyna stała w drzwiach, a policjanci. — Co się dzieje?

— Szukamy Johna Winchestera.

— To mój tata — odpowiedział niepewnie.

W głowie miał same czarne scenariusze. Co jeśli jego ojciec zostanie aresztowany? Co stałoby się z nim i Samem? Dom dziecka? Rodzina zastępcza? Rozdzieliliby ich? Przerażało go samo myślenie o tym.

— Jest w domu?

— Tak.

— Możemy wejść?

Dean nie był pewien czy powinien to zrobić, ale wpuścił ich do środka.

— Tato, policja do ciebie!

John podszedł do policjantów i po ich mimice obaj już wiedzieli. Nie chodziło o aresztowanie Johna. Chodziło o coś, czego oczekiwali już lata temu.

— Znaleźliśmy go, panie Winchester. Znaleźliśmy mordercę pana żony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro