Sztorm
Hux wszedł powoli do karceru i stanął przed barierą. Ren siedział na środku pomieszczenia z zamkniętymi oczami. Otworzył je wbijając wzrok w Huxa. Jego tęczówki były intesnywnie żółte. Rudwołosy odchrzknął cicho podchodząc do panelu.
- Spróbujesz mnie zabić jeśli cię uwolnię?
- Tak.
- To znaczy, że na codzień rozmawiam z Benem, a teraz siedzi przede mną Kylo Ren? - spojrzał na niego wyjmując kartę dostępu.
- Nie. - Hux westchnął wpisując kod i przykładając kartę. Urządzenie zapiszczało i zgrzytnęło.
- Odmowa dostępu - odezwał się komputer. Hux wpisał kod ponownie i przyłożył kartę. - Odmowa dostępu.
Rudowłosy zmarszczył brwi skonsternowany. Kylo przyglądał się mu.
- Kapitan Phasma ma więcej rozumu od ciebie Hux... - Armitage odszedł od panelu i podszedł do bariery.
- Więc nie chcesz być wypuszczony Ren? - brunet podniósł się i podszedł bliżej.
- Chce sprawić ci ból. Chcę patrzeć jak się łamiesz, jak nie dajesz rady. Jak cierpisz. Ale czuję, że by mnie to zabiło - szepnął - Czujesz coś podobnego Armitage? - przekrzywił lekko głowę przyglądając się Huxowi.
- Bo kazałem ci pozbyć się tej Jedi ?
- Sztorm się nie mści. Po porstu się zdarza. - zrobił lekki ruch ręką.
- Dostęp przyznano. - bariera zniknęła. Hux wciągnął gwałtownie powietrze i chciał się odsunąć, ale brunet zacisnął ręce na jego gardle. Rudowłosy złapał go za nadgarstki panicznie próbując rozluźnić uscik i złapać oddech. Zaczęło mu się robić ciemno przed oczami. Poczuł, że opada bezwładnie na ziemię. Ocknął się po paru minutach. Ren spacerował powoli po pomieszczeniu. Armitage zakaszlał unosząc się ostrożnie na rękach. Jęknął kiedy Ren przygniótł go butem do ziemi.
- Zablokowałem drzwi - stwierdził uśmiechając się.
- Uroczo - wykrztusił Hux ciesząc się, że nie wziął jego miecze ze sobą. Sięgnął do paska szukając blastera. Nie było go tam. Wypuścił powoli powietrze. Jęknął kiedy Ren kopnął go w żebra i podniósł do pionu. - Dobrze zrozumiałem... Wyżywasz się na mnie, bo... Bo tak. - brunet przypadł go niemal delikatnie do ściany. - bo...
- Sam się o to prosiłeś Hux... - szarpnął go za włosy. Armiatge skrzywił się i przyglądał się mu spod pół przymkniętych powiek.- Nadal nic ci nie złamałem.
- Chcesz za to medal Ren?...
- Nie. Chce czego innego... - mruknął opierając się na nim.
Drzwi wyleciały do przodu gwałtownie. Phasma przeładowała broń i strzeliła bez ostrzeżenia. Wiązka z karabinu przeleciała obok ucha Kylo i trafiła w ścianę obok. Generał wzdrygnął się.
- Następny będzie w twoją głowę Ren. Dwa kroki w tył i na kolana...
- Lepiej rób co mówi - szepnął Hux patrząc na bruneta.
- Dałbyś mnie zastrzelić Hux?...
- I tak popsuła nastrój. - Ren zaśmiał się odsuwając się od niego. I uniósł ręce nad głowę.
Hux wciągnął powietrze wzdrygając się. - Wystarczy Phas. Jestem cały...
- Na kolana Ren. - warknęła blondynka. Kylo przewrócił oczami i uklęknął powoli. Phasma założyła mu kajdanki magnetyczne i spojrzała na Huxa. - Życie ci nie miłe co?
- Jestem cały.
- Dzięki mnie.
- Dużo ci zawdzięczam. - kobieta prychnęła i podała mu klucz magnetyczny do kajdanek.
- Miłej zabawy Hux. - zostawiła ich samych. Armitage podszedł do skutego Rena przyglądając się mu. Kylo podniósł na niego wzrok uśmiechnął się rozbawiony.
- Mnie nie dasz się skuć, a jej tak?
- Ona umie zastraszyć. - Hux uniósł jego podbródek - Miała karabin.
- Wstawaj Ren. - Kylo podniósł się z kolan. Hux szarpnął za kajdanki i pociągnął go za sobą do swoich kwater.
- Zamierzasz mnie w końcu rozkuć.?
- Nie. - Rudowłosy oparł się na nim - Nie zamierzam. Znów będziesz chciał mnie udusić. - pocałował go. Jęknął czując jak Ren pogłębia pocałunek i złapał się go mocniej. Klucz magnetyczny przelewitował z jego kieszeni. Kajdanki spadły z nadgarstków Rena z cichym brzękiem. Brunet pchnął generała na biurko. Hux złapał się jego krawędzi i usiadł na blacie patrząc w oczy Rena.
- Podobno na planetach gdzie jest więcej wodny niż lądu, ci którzy nie mają odpowiednich statków przywiązują się w trakcie sztormu do pokładu albo masztu żeby przetrwać... - powiedział cicho. Kylo uśmiechnął się rozbawiony przesuwając kciukiem po jego policzku.
- To bardzo zawiły sposób żeby powiedzieć mi, że chcesz żebym cię związał Hux.
- Nic takiego nie powiedziełem, Ren.
- Oczywiście, że nie. - zaśmiał się cicho.
******
- Zostaw... - mruknął Hux ziewając.
- Chcesz spać w kajdankach Armitage?... - Ren rozpiął je. Rudowłosy syknął krzywiąc się. - Coś się stało?
- Nic takiego. - zacisnął zęby z bólu kiedy Ren złapał go za nadgarstek mocno. - Kurwa Ren...
- Nic takiego? Czemu nie powiedziałeś?
- Nie poczułem.
- Jak można nie poczuć skręconego nadgarstka. ?- prychnął brunet.
- Jest nadwyrężony nie skręcony - zabrał rękę - Zostaw. To nic - mruknął kładąc głowę na poduszce. - Nie jestem z porcelany, Ren - spojrzał na niego. - Gdzie twoje nowe oczy?
- Co? - Ren spojrzał na niego skonsternowany.
- Żółte.
- Co? - Armitage uniósł się na łokciu.
- Nie wiesz?...
- Miałem żółte oczy?- rudowłosy pokiwał powoli głową kładąc się spowrotem.
- Prawie złote z pomarańczem... Jakby płonęły... - mruknął wtulajac twarz w jego ramię. Kylo przyglądał mu się przez chwilę.
- Kiedy się obudzę będziesz udawał, że nic się nie wydarzyło Hux?
- Nie wiem.. jeszcze nie zdecydowałem. Ale przypuszczam, że ciężko będzie ignorować fakt, że leżysz na moim łóżku.
- Tylko to będzie ci ciężko ignorować? - Ren uniósł brew.
- To się okaże. - przytulił się do niego. -Bardzo trudno będzie mi cię zignorować jeśli przyniesiesz mi rano kawę - Mruknął uśmiechając się pod nosem. Ren prychnął.
- I co jeszcze?
- Rogaliki. - Kylo uniósł głowę i spojrzał na niego z niedowierzaniem. - Dobranoc Lordzie Ren.
Hux dostał rano kawę. I rogalika. I zdecydowanie nie mógł zignorować leżącego obok Rena.
- Żeby było jasne. To, że przyniosłeś mi rogaliki nie znaczy, że ci wybaczyłem.
- Wiem Hux - przyciągnął go do siebie wsuwając rękę w jego włosy. Armitage westchnął. - Jesteś bardzo zły i chcesz żebym cierpiał - zamruczał całując go w ramię. Hux prychnął
- Drwisz ze mnie.
- Tylko trochę... Pokaż tą rękę.
- Nic mi nie jest.
- Pokaż. - generał przewrócił oczami i podał mu rękę. Patrzył jak Ren przywołuje do siebie bandaż i usztywnia mu nadgarstek. Upił łyk kawy i położył się spowrotem. - Jest siódma.
- Hen jest na mostku.
- To do ciebie nie podobne.
- Ani do ciebie... - Ren spojrzał na niego - Zwykle wychodziłeś zanim wstałem... Myślałem, że na okręcie poczuje się lepiej. - dodał po chwili - Ale niewiele się zmieniło. Kocham ten okręt. - powiedział cicho - a nie mogę znieść stania na mostku...
Ren przesuną ręką po jego plecach. Rudowłosy sięgnął po datapada kiedy sprzęt zamigał na niebiesko. Spojrzał na ekran i uśmiechnął się rozbawiony
- Co? - Hux podał mu tablet. Ren spojrzalna wyświetlacz i uniósł brew. - Skłonności do autodestrukcji, przekroczenia regulaminu, picie na służbie, nagłe zmiany na kluczowych pozycjach, ignorowanie obowiązków, opieszałość... Hux ktoś wysłał ci laurkę. Mam być zazdrosny?...
- Tygodniowy raport komandora Hena. Prosiłem go o odpis kiedy będzie donosił Prydowi.
Ren zaśmiał się cicho.
- Co z tym zrobisz?...
- Dopisze spoufalanie się z podwładnymi i mu odeślę.
- Nie jestem twoim podwaładnym.
- Oczywiście, że jesteś Ren. - pocałował go rozbawiony. - l nie sądzę żebyś miał prawo być o mnie zazdrosny odsunął się.
Kylo szarpnął za nieśmiertelnik na jego szyi przyciągając go blisko siebie. - Ren...?
- Ale ty masz hm? Powiedz Hux. Oprócz prywatnej niechęci i pragnienia sprawienia mi bólu czemu kazałeś mi zabić Rey?...
Rudowłosy odchrzknął cicho.
- Byłem... - urwał od razu. Ren owinął sobie powoli łańcuszek od nieśmiertelnika na ręku sprawiając, że Hux poczuł lekki ucisk na gardle.
- Jaki?...
- Zazdrosny. - Kylo puścił go przyglądając się blaszce. - do identyfikacji używa się czipów prawda? -Hux skinął głową. Ren wziął nieśmiertelnik do ręki przyglądając się mu - Brendol Hux - przeczytał i spojrzał na rudowłosego. Hux zabrał mu nieśmiertelnik z ręki - Czemu go nosisz?
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Na początku miałem go wyrzucić, ale trzymałem go przy sobie. I tak... Zostało. To już raczej relikt przeszłości... - spojrzał na nieśmiertelnik.
Ren pokiwał głową.
*****
-Pani kapitan? Myśli pani, że u generała w wszystko dobrze?...
- Jeszcze się nie pojawił? - Vincent pokręcił głową w odpowiedzi.
- Więc albo jest ranny albo Ren zaciągnął go do łóżka. W obu przypadkach raczej się dziś nie pojawi.
- Oh... Chyba ..Zaczynam się gubić.
- Zajrzę do niego wieczorem. Albo ty to zrób.- Vincent skinął głową. - Skłamałeś prawda?
- Słucham?
- Skłamałeś mówiąc, że prawie nie pamiętasz Cardoty.
Demrose odchrząkną i skinął powoli głową.
- Tak.
-Czemu?
- Dla mnie nie ma już wielkiej różnicy. Planeta i tak nie istnieje. Nie miałem tam nikogo, no i... takie były rozkazy. Zniszczyć Hosnian, prawda? Widocznie było to konieczne. A generał... Po porstu nie widzę sensu w sprawianiu mu bólu. A myślę, że tak by się stało.
Phasma pokiwała głową.
- Dobrze. Będzie z ciebie dobry adiutant Demrose. - Vincent uśmiechnął się. - Ren widzi w tym sens.
- Słucham...?
- W sprawianiu mu bólu. Najpierw sądziłam, że po porstu bawi go wyżywanie się na Huxie, ale to co innego. Oni oboje są siebie warci... Mogli by przestać. Gdyby chcieli. Ale nie chcą. Żaden z nich. Dlatego lepiej między nich nie wchodzić jeśli nie wie się co się robi. Rozumiesz?
- Tak pani kapitan. Zostawię to pani..
Phasma uśmiechnęła się rozbawiona.
- Dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro