Strach
Hux leżał na łóżku z przymkniętymi oczami. Był zadowolony, że wracają. Finalizer zawsze był dla niego domem, ale teraz czuł się tu przytłoczony. Jedyne czego chciał to jak najszybciej zejść z pokładu i nie bardzo wiedział co z tym zrobić.
- Sir. - odezwał się Hen z jego komu.
- Hm?
- Za dwie godziny będziemy w bazie. Generał Pryde nadal się nie odzywa...
- Nadal?
- Tak, sir. Oficjalnym i prywatnym kanałem. Nadal milczy.
- To niepokojące - mruknął rudowłosy. Szczególnie niepokojące, że wysłał Prydowi prośbę o tygodniową przepustkę i oczekiwał od razu strumienia drwin. Ale nic takiego się nie stało... Pryde milczał. - Żadnych doniesień o ruchach Nowej Republiki? Ani połączeń z bazy od kogo innego?
- Żadnych sir. Mnie również wydało się to dziwne...
- Proszę próbować dalej. Jeśli Pryde się odezwie proszę dać mi znać.
- Oczywiście sir.
Hux westchnął przecierajac czoło i podniósł się powoli.
- Jest 5:30 Hux... - zamruczał cicho Ren i złapał go za nadgarstek. Kiedy rudowłosy nieodpowiedział Kylo otworzył oczy. - Przejmujesz się Prydem?
- Nie nim... Może zdechnąć. Ale nie ominął by okazji żeby powyśmiewać się, że po jednym locie biorę wolne. To do niego niepodobne. Milczenie. Nie jest ci za wygodnie w moim łóżku ?- zerknął na niego.
- To moje ulubione miejsce, generale. - Hux prychnął cicho podnosząc się. Poszedł się przebrać i usiadł do dokumentów. Wezwał Vincenta i Hena na krótką odprawę. W trakcie jego przepustki ktoś musiał zajmować się pracą okrętu. Kiedy skończyli usiadł do biurka.
- Pryde nadal milczy?
- Niestety, sir. - generał skinął głową i spróbował się połączyć z komunikatora wbudowanego w biurku.
*************
Pryde zakaszlał wypluwając krew na ziemię. Ręce miał skute za plecami. Renion stał przed nim szykując się do kolejnego ciosu. Komunikator zapiszczał cicho. Mężczyzna spojrzał w tamtą stronę. Poderwał Pryde za przód mundur pchnął go na krzesło i przystawił blaster do skroni.
- Proszę odebrać Generale Pryde. Zapewnić ktokolwiek to jest, że wszystko w porządku i nie próbować mnie rozdrażnić - warknął Renion.
Pryde zacisnął mocno usta, ale skinął głową.
******
-Pryde. - odezwał się głos generała. Hux wyprostował się zaskoczony i odetchnął.
- Trudno cię złapać, Enric.
- Tęskniłeś, Hux?... - prychnął generał.
- Nie... Komandor Hen dostarcza mi rozrywki.
- Naprawdę? A ja sądziłem, że dostarczanie ci rozrywki to domena Kylo Rena... Kupiłeś już kaganiec?
- Nie muszę...
- Czego chcesz? Mam dużo pracy...
-Dostałeś moją wiadomość?
- I mój raport, sir? - odezwał się Hen. Renion rozejrzał się i podał Prydowi datapada patrząc na niego wymownie.
- Dostałem. - Pryde otworzył je i przeleciał szybko wzrokiem. - Hux... Już marzy ci się przerwa?... - Hux już miał się odciąć kiedy Pryde jeszcze mu przerwał - Cóż... Może ci się należy.
Rudowłosy uniósł brew i spojrzał na Rena. To było... Dziwne.
- Jesteśmy dwie godziny od bazy - powiedział powoli Hux.
- Doskonale. Zamelduj się jak tylko będziesz w bazie. Porozmawiamy o twojej przepustce. Wiesz jak doceniam to co robisz...
- Wiem. - mruknął rudowłosy poważnie zaniepokojony. - Odebraliśmy po drodze sygnał sos. Z jednej z naszych starych baz. - Pryde dostał raport z akcji zaraz po niej. Uznał to oczywiście za marnowanie czasu i zasobów.
- Sprawdziłeś to? - Hux zerknął na Hena.
- Nie... Uznałem, że szybki powrót jest kluczowy. Ale myślę teraz czy się nie myliłem... może powinienem tam jednak polecieć. Sprawdzić co się dzieje...
- Nie. Prawdopodobnie i tak wszyscy byli martwi albo prawie martwi. Powinieneś skupić się na swoim okręcie, Hux. Wracaj szybko. - Pryde rozłączył się. Rudowłosy siedział przez chwilę w milczeniu wpatrując się w biurko.
- Generale. - Hen przyglądał się mu - Jakie rozkazy...?
- Wyznaczyć nowy kurs. - Hux spojrzał na niego - odsuńmy się trochę. Ale nie za daleko.
- Generał Pryde kazał panu ratować okręt. Rozsądniej byłoby...
- Komandorze Hen! Zapomina się pan! - Hen wyprostował się i skinął głową.
- Proszę wybaczyć, sir. Wytycze nowy kurs. Ale... Zwrot potrwa.
- Więc proszę się za to zabrać od razu. Proszę uważać na wszelkie przekazy z bazy. Może ktoś będzie próbował się skontaktować.
Hux przetarł czoło kiedy Komandor wyszedł.
- Armiatge. - Ren stanął za nim. Rudowłosy odchylił lekko głowę żeby na niego spojrzeć.
- Możesz użyć mocy i powiedzieć mi co tam się dzieje?...
- Mógłbym... Jeśli jest tam. Moja matka albo wuj. Ale wtedy będą wiedzieli.
- Że wiemy? To chyba nie ma znaczenia. Muszę wiedzieć czy zajęli bazę... Nie będę ryzykował wysyłając prom...
- Będą wiedzieć gdzie lecimy. To działa w obie strony Hux... - generał westchnął. - Musieli... - Ren urwał
- Co?...
- Musieli... Szukać Rey. - mruknął.
- Kurwa - Hux poderwał się spacerując po pokoju.
- Generale. - Vincent podniósł się.
- Zostawcie mnie. Muszę pomyśleć...
- Hux...
- Ty też Ren. - rudwołosy podszedł do niego widząc jego minę i pocałował go - Idź.
Brunet skinął głową. Wrócił do swojej kajuty. Żaden z nich nie mógł zasnąć. Ren budził się co chwila niespokojnie. Miał wrażenie, że coś słyszy, że...
- Ben. - Kylo poderwał się sięgając po miecz i odpalając go.
- Czego tu chce?- wysyczał patrząc na wuja.
- Ben. Uspokój się. Chce porozmawiać... Chce wiedzieć co sie stało z Rey. Nie mam z nią kontaktu... Zupełnie jakby... Co zrobiłeś Ben?
Brunet zacisnął usta przyglądając się mu. Zgasił miecz trzymając go blisko.
- Nie żyje.
Luke spojrzał na niego. Milczał bardzo długo wpatrzony w ścianę.
- Wybacz mi. Zawiodłem was oboje.
- Zawiodłeś ją. - powiedział Kylo patrząc na niego pogardliwie. - Wybrałem własną ścieżkę i żadne twoje czyny by tego nie zmieniły...
- Ben... Proszę. Jeszcze możesz zawrócić. Naprawdę uważasz że to twoje miejsce? Nigdy nie chciałeś zabić Rey. Czemu to zrobiłeś?...
- Nic o mnie nie wiesz.
- Proszę. Czemu? Powiedz mi chociaż czemu moja uczennice musiała zginąć?.. - Ren milczał przyglądając się mu. - Przez niego?... - Kylo skinął głową siedając na przeciwko.
- Dla niego.
Luke pokręcił głową.
- Ben.
- Nie nazywam się tak. Już nie. Już nigdy nie. - Luke westchnął i skinął głową.
- Kylo. Niszczycie się. Jesteście jak dwa rozpędzone ścigacze nie mogące zmienić kursu. Rozbijecie się. I pociągnięcie w dół wszystko w okół. Tak jak Rey.
Brunet pokręcił głową.
- Naprawdę nie masz pojęcia o niczym. Zaczęliśmy spadać w dół już dawno temu. Dawno zanim poznaliśmy swoje imiona. Jesteśmy raczej jak myśliwce lecące prosto w słońce. Sabotujemy się nie po to żeby zniszczyć drugiego. Tylko żeby jak najdłużej opóźnić nieuniknione.
- Śmierć Rey nie była konieczna. To był kaprys, prawda? Zwykła irytacja. Kylo... Wiem, że rozumiesz jak wielką wagę ma śmierć każdej żywej istoty... Nie jesteś sithem. Poświęcanie wszystkiego dla własnej potęgi dawno zostawiłeś za sobą. Nie chciałeś poświęcać Rey i nigdy nie poswieciłbyś jego.
- To było więcej niż kaprys. Życie każdej istoty ma wielką wagę, ale nie zamierzam przedkładać czyjegoś życia nad własne. To nie był kaprys. To było zadośćuczynienie za zdradę, to obietnica. Rey musiała zginąć. Widziałem to kiedy odleciałem. Wiedziałem, że będzie tego ode mnie wymagał.
Luke pokręcił głową.
- Manipuluję tobą, rozkazuje. Zabiłeś już jednego swojego pana. A teraz znalazłeś drugiego?
Kylo uśmiechnął się rozbawiony i uniósł brew.
- Pana?... - pokiwał głową - Może. Może potrzebuje granic. Zasad, które mógłbym przekraczać, ale tylko odrobinę. Może potrzebuje Armitagea Huxa? Jest naprawdę ciekawym zjawiskiem...
- Boisz się. -przerwał mu - O to chodzi. Boisz się tego co by się stało gdybyś nie miał nad sobą nikogo. Do czego byłbyś zdolny. Hux nawet przy całej swojej megalomanii nie włada mocą nie wyrządziłby sam nawet w połowie tak wielkich szkód jakie ty mógłbyś wyrządzić gdybyś miał pełnię władzy... - Ren spojrzał na niego. - Boisz się stać kimś kto poświęca świat dla własnych kaprysów.
- Nie dbam o świat -syknął cicho - Boję się stać kimś kto byłby w stanie poświęcić Armitagea Huxa dla władzy, wolności czy potęgi. Już raz to zrobiłem. Zdradziłem go już raz. Nie zrobię tego ponownie. Nigdy więcej.
- Oszczędzimy go. Jeśli się poddacie. - Kylo zamrał. - Zajęliśmy bazę. Pryde jest w naszych rękach podobnie jak reszta personelu. Jeśli poddacie się bez walki. Załatwimy to pokojowo. Nikt z nas nie chce więcej rozlewu krwi Kylo.
Ren zacisnął ręce w pięści.
- Już raz dostałem podobną obietnicę. - warknął. - Nie uwierzę w nią po raz drugi.
- Nigdy bym cię nie okłamał. Nie możemy tak po porstu darować wam wszystkiego, ale żadnemu z was nie stanie się krzywda. Nie zostaniecie rozdzieleni... Chcemy negocjować.
- Hux wolałby zginąć niż się wam poddać.
- Dlatego rozmawiam z kimś kto ceni sobie jego życie o wiele bardziej niż on sam.
- Jak śmiesz zarzucać mu manipulacje mną kiedy sam jesteś tu właśnie w tym celu...
- Kylo - Hux stanął w drzwiach i znieruchomiał widząc Luka. Złapał za blaster, ale mężczyzny już nie było. - Ren?... - podszedł powoli do bruneta siedzącego na łóżku. - co to było?
- Projekcja mocy. - powiedział bez emocji.
- Czego chciał?- Kylo spojrzał na niego.
- Zaproponował układ. - Rudowłosy usiadł powoli obok.
- Jaki?...
- Nie zabiją nas ani nie rozdzielą jeśli się poddamy. Bez rozlewu krwi. Chcą... Negocjować. - Hux położył się na plecach na jego łóżku i przyglądał się sufitowi. Pokiwał głową.
- Bardzo zręcznie. Wiedzieli, że ja odmówiłabym od razu. Więc przyszli do ciebie. Po cichu, bez oficjalnych zapewnień, po znajomości. Zasiać wątpliwość.
Ren położył się obok przyglądając się mu.
- Gdybym cię poprosił... Rozważyłbyś to?...
- Poddanie się? Oni kłamią Ren.
- Gdybym miał pewność, że nie kłamią. I gdybym cię poprosił. Rozważyłbyś?
- A prosisz?...
- Proszę? - szepnął brunet. - Ja błagam.
Armiatge odwrócił wzrok odgaraniając włosy do tyłu
- Bałem się, że to powiesz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro