Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rycerz

Ostatni rozdział w tak krótkim czasie :D kolejne już regularnie co tydzień (mam nadzieję). Zobaczymy jeszcze, którego dnia tygodnia. Zapraszam :)

Ben zamknął oczy kładąc ręce na kolanach i biorąc głęboki oddech. Czy czuł się dobrze? Nie. Było od tego daleko. Czy medytacja pomogła ? W małym stopniu, ale w przeciwieństwie do Rey jemu nie sprawiała szczególnych problemów. Nawet to lubił. Za to kobieta tego nienawidziła co właściwie go bawiło. Było to tak samo zabawne co... Żałosne. Wiele osób zakładało, że bycie diadą w mocy z automatu powoduje jakąś niewytłumaczalną zażyłość. Nić porozumienia. Ben wyzbył się tego przekonania już w pierwszych dniach. Rey irytowała go. Swoją obecnością, sposobem bycia, stylem walki. Medytowanie z nią w jednym pomieszczeniu było trudne. Wystarczająco trudna była dla niego obecność Luka. Wyprostował plecy opuszczając ramiona i skupiając się na oddechu. Czy czuł spokój? Nie. Nie czuł ani spokoju, ani równowagi. Niczego co miała mu zapewnić medytacja. Kiedy zamykał oczy i brał oddech wszystko się w nim gotowało. Myśli, wspomnienia, uczucia, ból, irytacja. Przyglądał się im z oddali z rezerwą. Nie chciał się do nich zbliżać, wolał stać trochę z boku. Pozwolić im trwać. Wracanie do nich przynosiło zbyt wiele bólu i rozczarowania. Ben nie wiedział kim jest, nie miał pojęcia. Czy Kylo Ren odszedł ? Czy był inną osobą, której już nie ma, o której nie powinien myśleć, której czyny nie były jego? Czy jest wręcz przeciwnie wyprał się siebie i swojej prawdziwej natury i siedzi tu usilnie próbując zakłamać rzeczywistość ? Wszyscy wokół twierdzili, że jest na swoim miejscu. Ben Solo wrócił... Ale jeśli tak było, dlaczego wciąż rozdzierała go wściekłość. Dlaczego wciąż chciał wrzeszczeć ? Dlaczego wciąż tak bolało? Dlaczego Luke musiał go powstrzymywać, żeby nie zatłukł Rey, kiedy razem ćwiczyli. Dlaczego wciąż dręczyły go koszmary? Dlaczego wciąż się bał? Dlaczego... Nie mógł zapomnieć o tamtym życiu?... Dlaczego...

- Ben. – brunet otworzył oczy słysząc głos Luka. Zauważył, że Mistrz i Rey patrzą na niego uważanie. Otworzył szeroko oczy, kiedy dostrzegł na co patrzyli. Przed jego twarzą unosił się jego nóż ostrzem skierowany w jego szyję. Parę sekund zajęło mu zorientowanie się, że to on go uniósł. Przełkną ślinę i opuścił powoli ostrze mocą. Schował je po chwili się prostując i wstając.

- Idę się przewietrzyć – rzucił cicho. Oparł się o murek na zewnątrz odgarniając włosy. Zamknął oczy odchylając głowę.

- Ben...

- Już mówiłem nie potrzebuje rozmowy. – otworzył oczy nie patrząc na Luka. – Ani wskazówki, ani rady, ani pocieszenia, ani pomocy.

- Ben ja...

- Nic nie rozumiesz. – prychnął wyprzedzając jego słowa. – nie masz pojęcia co się ze mną dzieje. Nie masz pojęcia co czuje. Nic nie rozumiesz. Może lepiej przestań udawać, że tak bo źle się to skończy... – skrzywił się przyglądając się mu. – Może ja też powinienem przestać udawać...

- Nie mów tak. Ben... Masz rację nie rozumiem. Nie rozumiem ani trochę. Nie rozumiem czemu nadal jesteś tak rozdarty. Wiesz, że to co robiłeś było...

- Złe i że nigdy tego nie odkupie.

- Nie to chciałem powiedzieć. Chcę zrozumieć.

- Ale to miałeś na myśli. Nie jestem Benem Solo. Już od bardzo dawna nim nie jestem. Nie da się cofnąć czasu i do tego wrócić. Jeśli ktoś naprawdę w to tu wierzy to jest naiwnym idiotą. Wiesz ilu zabiłem ludzi?... Ilu ludzi cierpiało tylko dlatego że miałem na to ochotę?... odpowiedz. – warknął patrząc na starszego mężczyznę.

-Mogę tylko przypuszczać...

- Faktycznie. A czy wiesz ilu z nich zabiłbym albo torturowałbym ponownie ? – spojrzał mu w oczy. Luke cofną się i spiął kładąc rękę na mieczu. Zobaczył w oczach bruneta to czego tak bardzo nie chciał zobaczyć. Odpowiedź.

- Każdego – szepnął odsuwając się jeszcze o krok.

- Każdego. – powtórzył Ben odwracając wzrok. – A może nawet i więcej. Więc nie mów mi, że chcesz zrozumieć. Zapewniam cię, że nie chcesz. Już ledwo znosisz swoje życie. Pozwól mi w spokoju zająć się swoim. Myślisz, że nie wiem czemu tu jestem? Z tobą i z nią? ... Moja matka zdaje się rozumieć o wiele więcej od ciebie. Kazała wam mnie pilnować. Nie jestem tu, żeby dokończyć trening, nie potrzebuje tego. To więzienie, a wy jesteście strażnikami...

- Wierzy, że się zmieniłeś. Że możesz...

- Nie mogę!... Każda sekunda tutaj doprowadza mnie do szału. – syknął – nie wiem kim albo czym jestem... Nie jestem Benem Solo, a skoro nie jestem też Kylo Renem... To może wcale nie powinno mnie być... – wziął ciężki oddech opierając się o mur zaciskając powieki . – Chce was wszystkich zabić -powiedział cicho.

- Co cię powstrzymuje? ... – brunet uśmiechnął się lekko pod nosem rozbawiony i uchylił oczy.

- Ktoś nauczył mnie, że podejmowanie walki, której wyniku się nie zna, tylko po to, żeby walczyć jest... Jedną z gorszych możliwości. Jaka szkoda, że to nie byłeś ty. -powiedział wymijając go. Usiadł na pisaku przy ścianie przesypując go między palcami. Nic nie bolało bardziej niże myśl, że Hux go znienawidził. Musiał znienawidzić. W końcu go zdradził. Odszedł. Przeszedł na stronę wroga. Zdążył poznać generała bardzo dobrze. Nie wybaczał łatwo, czasem nie wybaczał wcale. Nie szukajcie go. To było jedyne o co poprosił matkę i jedne z niewielu słów, które z nią zamienił od przejścia na stronę Ruchu Oporu. Nie umiał spojrzeć jej w twarz, nie umiał się do niej odezwać. I był wściekły, że ona potrafiła. Tak wściekły, że za każdym razem, kiedy ją widział był w stanie ją zabić. Chyba to czuła. Wiedział, że nie spełniła jego prośby. Oficjalnie nie szukano Huxa, ale nieoficjalnie owszem. A po wydaniu wyroku na pewno go znajdą.

- Armitage -powiedział cicho sprawdzając czy nadal brzmi to tak samo. Nie brzmiało. Brzmiało jak rozpacz, jak porażka, jak desperacja i tęsknota. Przetarł twarz dłońmi. Jedyne dni, kiedy miał pewność kim jest, gdzie jest i że powinien tam być to były dni spędzone z generałem. To nie było wcale proste ani dla niego ani dla Huxa. Wiedział o tym doskonale. Ale kiedy zaczęło robić się trochę mniej skomplikowane, kiedy Kylo poczuł, że jest na swoim miejscu wszystko się rozpadło. Uwierzył w złudną nadzieję, że nadal mógłby być tym czym był kiedyś. Uwierzył, że warto dla tej nadziei porzucić wszystko inne. Porzucić Huxa, porzucić drogę, porzucić siebie. Zostawił go nie dbając nawet o to czy generał przeżyje. Objął się rękami. Hux po niego wrócił. Kiedy leżał ranny w śniegu na tej pieprzonej rozpadającej się planecie Hux po niego wrócił. A on go opuścił dla tej... Absurdalnej atrapy życia, które kiedyś miał. Teraz wiedział, że wolałby nawet z nim zginąć niż być tutaj. Wiedział też, że już nigdy nie opuści tej planety. Już nigdy mu na to nie pozwolą i nie powoła mu zobaczyć Huxa. A nawet jeśliby pozwolili generał nie będzie tego chciał. Był na to zbyt dumny. Zginąłby, gdyby miałoby to zrobić na złość Renowi. Brunet zamknął oczy opierając głowę o ścianę. Poczuł niepokój coś co się zbliża, to nieprzyjemne uczucie. Spojrzał w niebo, na horyzoncie było widać prom. Schował się u siebie jak zawsze, kiedy jego matka postanowiła zaszczycić ich swoją obecnością. Nie chciał na nią patrzeć. Zwykle mu w tym nie przeszkadzała. Teraz jednak weszła do pomieszania i stanęło na środku przybierając pozę jakby miała wygłosić przemówienie w Senacie. Ben już miał ochotę rzucić w nią krzesłem.

- Wiemy, gdzie jest. – powiedziała tylko patrząc na niego. Wiemy, gdzie jest. – pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć. – Pomyślała, że chciałby wiedzieć... Czy może chciała zaznaczyć swoją kontrolę? Swoją przewagę. Mam w rękach kogoś na kim zależy ci bardziej niż na własnym życiu i zamierzam go zniszczyć. Ren poczuł, jak brakuje mu oddechu.

- Co się z nim stanie, jeśli go znajdziecie?...

- Sąd nadal nad tym obraduje. Ale nie wróży to nic dobrego. Jest zbrodniarzem wojennym... – Ben wbił wzrok w ścianę. – przykro mi nie mogę nic na to poradzić. – powiedziała cicho kobieta.

- Nie jest ci przykro. – odezwał się brunet, kiedy chciała wyjść. – i kłamiesz mówiąc, że nic nie możesz poradzić. Możesz. Ale nie chcesz.

- Nie chce. Musi odpowiedzieć za to co zrobił...

- Co zrobiliśmy. Ja też tam byłem.

- Nie wiedziałeś co robisz. – Brunet prychnął rozbawiony.

- Skoro tak wypuść mnie z tej planety. – spojrzał na nią zaciskając zęby.

- Niejesteś na to gotowy. – zdążyła wyjść zanim w jej stronę poleciały dwie książki.Ben schował twarz w dłoniach. Miał nadzieję, że Hux ukrył się gdzieś w bezpiecznym miejscu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro