Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Niepocieszony

Pryde faktycznie był niepocieszony. A kiedy zobaczył Rena jego nie pocieszenie wzniosło się do rangi burzy z piorunami. Siedział nachmurzony przyglądając się dwóm ludziom, którzy sprawili mu w życiu najwięcej kłopotów. I którzy stali teraz przed jego biurkiem ledwo powstrzymując się od rzucenia się sobie do gardeł.
- Czy nie powinienem zamknąłć go i posądzić o zdradę ? - odezwał się w końcu zerkając na Rena.
Rudowłosy prychnął rozbawiony
- Możesz spróbować Pryde.
- Nie radzę - mruknął Kylo. - Chyba że chcesz stracić więcej ludzi?...
- Tak sądziłem - mruknął. - zostaw nas samych Ren.
- Zostaje. - powiedzieli jednoczenie. Kylo spojrzał zdzwiony na Huxa. Ten natomiast w ogóle na niego nie patrzył. Usiadł na krześle na przeciwko Pryda. - Zostaje. - powtórzył.
- W porządku - mruknął Pryde- Skoro wróciłeś możemy porozmawiać o...
- A może porozmawiamy o tym jak uprzedziłeś nadzór kopalni o naszych planach? - Pryde uśmiechnął się rozbawiony.
- Zawsze jesteś taki odważny Hux kiedy masz za sobą Kylo Rena, co?...
- Tak. - rudowłosy potwierdził przyglądając się mu. - Owszem Pryde... Podaj mi jeden powód dla którego nie miałbym kazać cię zabić.
- Skąd pewność, że Ren cię posłucha?... - Hux nawet nie drgnął kiedy Kylo odpalił miecz i skierował klingę w kierunku Pryda.
- Na twoim miejscu Pryde szybko myślał bym nad tym powodem. - powiedział. Enric odsunął się trochę.
- Nie masz dowodów Hux. Może i cię lubią. Ale czy ci uwierzą? Znów chcesz być tym, który zamiast osobiście zająć się problemem wysługuje się innymi? Ze strachu... - Kylo zamachnął się mieczem
- Wystarczy. - powiedział Hux. Klinga zatrzymała się parę centymetrów przed szyją Pryda. - Zostaw nas. - spojrzał na Ren. Enric poprawił się na krześle kiedy Kylo wyszedł. Pryde odchylił się na fotelu przyglądając się Huxowi
-Imponujące.
- Tak myślałem, że ci się spodoba... Ale jeśli jeszcze raz spróbujesz mnie zabić Pryde. Nie powstrzymam go.
- Co jeśli w ogóle nie będziesz w stanie go powstrzymać ? Wiemy, że jest nieobliczalny.
- To już moje zmartwienie...- Pryde uniósł brew.
- Więc odpowiadasz za niego Hux. Sprawiłeś sobie wyjątkowo kłopotliwego psa.
- Uważaj bo zdejmę mu kaganiec...
- Co z twoimi planami zapewnienia mu bardzo bolesnej śmierci? - unosił brew.
- Dopóki jest przydatny może żyć. - powiedział cicho rudowłosy przyglądając się Prydowi. - Dokładnie tak samo jak ja. Prawda Pryde...? - Mężczyzna prychnął rozbawiony przysuwając w jego stronę przydział na Finalizera.
- Masz niezwykłą umiejętność czynienia z siebie kogoś przydatnego, Hux... Naprawdę, niezwykłą.
-Co z Mitaką? - rudowłosy wziął datapada z przydziałem.
Pryde umilkł na chwilę i spojrzał na niego.
- Przywiozłeś tu 12 oficerów, ale tylko dziesięciu przeżyło. - Hux pokręcił głową podrywając się z miejsca. - Jeśli chcesz go zobaczyć chyba jest nadal na oddziale szpitalnym.
Rudowłosy wypadł z gabinetu. Kylo patrzył za nim stojąc oparty o ścianę. Spojrzał na Pryda, który stanął na progu.
- Mamy problem?...
- Nie wiem jak ty, Lordzie Ren, ale ja zawsze mam z nim same problemy...
- Tak. Bywa... Problematyczny. - Pryde spojrzał na niego unosząc brew.
- Przypilnuj żeby nikogo nie zabił, ani nie zniszczył żadnego droida medycznego. Są drogie. I tak... - powiedział widząc jak Ren otwiera usta - czuję ironię.

*******
-Generale...
- Wyjdź. - mruknął Hux.
- Generał Pryde kazał mi sprawdzić czy pan żyje... - Vince podszedł do łóżka. - Nie pokazał się pan od trzech dni, a jutro Finalizer będzie gotowy do odbioru. Zostały tylko ostatnie przeglądy.
Rudowłosy zamknął oczy.
- Od kiedy przyjmujesz rozkazy od Generała Pryda...
- Cóż... - chłopak odchrząkną. - Ja...
- Trzy dni?
- Co? To znaczy... Słucham, sir?
- Nie pokazałem się od trzech dni? - Hux usiadł powoli.
- Tak, sir. Dokładnie od 74 i pół godziny.
Armitage opadł znowu na łóżko. 
-Niech Pryde się nie martwi. Pojawię się na promie na Finalizera - mruknął. Zamknął oczy. Nie miał ochoty na nikogo patrzeć. Z nikim rozmawiać. A tym bardziej z Vincentem. Podniósł się jeszcze i spojrzał na niego.
- Kapitanie.
- Sir.
- Nie musicie się stawić na prom na Finalizera. Możecie zostać w obsłudze bazy. Wydam odpowiednie rekomendacje. - chłopak stał przez chwilę w milczeniu.
- Czy... Mam wybór sir?
- Tak. Możesz to przemyśleć. Na razie wyjdź... - Vincent skinął głową i wyszedł z pokoju. Hux kątem oka zobaczył Rena siedzącego przy jego drzwiach. Uniósł brew. Podniósł się i stanął na progu. - Siedzisz tu od trzech dni?
- Mniej więcej. - powiedział brunet nie otwierając oczy. Hux prychnął.
- Mniej czy więcej? I od kiedy zajmujesz się taki "marnotrawstwem czasu" jak medytacja?
- Więcej... - Ren otworzył oczy - może nie jest taka bezużyteczna.
- Czemu siedzisz tu od trzech dni?
- Co lepszego miałbym robić?... W końcu jestem twoim psem... Prawda Armitage? - Ren wydawał się... Rozbawiony. Co Huxa doprowadzało do szału. Złapał go za przód koszuli i wepchnął do środka. - wiesz .. mogło to wyglądać nieco dwuznacznie.
- Zamknij się - warknął. - Już ci powiedziałem czego od ciebie oczekuje Ren.
-To bardzo śmiało z twojej strony uważać, że posłucham...
-Gdybys nie miał zamiaru słuchać nie przywlókł byś się tu za mną. Czego chcesz!? Czemu ... Czemu zachowujesz się tak jakby nic się nie stało!?... - Hux kopnął w fotel wściekły i opadł na kanapę chowając twarz w dłoniach. Ren westchnął odkładając miecz na stolik i usiadł obok niego.
- Bo potrzebujesz żeby ktoś zachowywał się jakby nic się nie stało...
- Nie ty- wykrztusił Hux.
- Wiem. To miał być Mitaka. Zawsze poprawiał ci humor.
- Nie mów o nim.
- Ale go nie ma. Rozsypujesz się Hux... Rozpadasz... Jeszcze chwila i nie będzie co z ciebie zbierać. I tylko ja się tym przejmę... Odpuść. Na godzinę, dwie. Możesz mnie potem znów nienawidzić. Możesz mnie ośmieszać. Możesz mi grozić i możesz mną zastraszać. Możesz robić co tylko ci się podoba. Ale odpuść. Na godzinę.
- Na dwie. -  szepnął rudowłosy. - Ale to nic... - głos mu się załamał - to nic nie znaczy.
- Nic. Obiecuje. - Hux otarł policzki powstrzymując łzy i zdjął marynarkę munduru. Usiadł spowrotem na kanapie i oparł się o Rena. - Miałeś odpuścić ...
- Koniecznie chcesz mieć złamany nos?...
- Lepiej nie próbuj. Uszkodzisz sobie palce... - Hux prychnął odchylając lekko głowę.
- Po prostu się zamknij - mruknął.
- Hux... - Brunet objął go. - Masz nowego adiutanta...
- Miałeś się zamknąć - warknął.
- A ty odpuścić. - wsunął rękę w jego włosy - Czemu nie chcesz usunąć Pryda?
Rudowłosy odchrzknął i przysunął się do niego bezwiednie.
- Jeszcze się przyda. Zresztą miał rację. Nie mam dowodów, a inni mogli by nie uwierzyć mi na słowo. Nie mogę wszystkich pozabijać...
- Cóż...
- Nie. Już o tym rozmawialiśmy Ren. Pozbycie się wszystkich nie jest rozwiązaniem... A przynajmniej nie najlepszym. - Kylo pokiwał głową milknąc. Poczuł się Hux zadrżał ocierając szybko policzki. Nie odezwał się już. Spędzili tak zdecydowanie dłużej niż dwie godziny. Armitage nie poruszył się prawie wcale.
- Hux... Wiem, że chcesz kogoś rozszarpać, że chcesz wrzeszczeć. Nie zachowuj się jakby tak nie było. Miałeś odpuścić. - Rudowłosy pokręcił głową powoli..
- Wiesz, że nie mogę.
- Wiem, że możesz. - Hux milczał  i oparł czoło o jego ramię. Kylo westchnął. W pewnym momencie zorientował się, że Hux na nim zasnął. Przyglądał się mu przez chwilę, a potem sam przymknął oczy. Kiedy się obudził rudowłosy wychodził z łazienki. Był przebrany w świeży mundur i w niczym nie przypominał rozdygotanego Huxa z przed paru godzin.
- Powinieneś już iść. - powiedział poprawiając mundur. - za dwie godziny mamy prom na Finalizera muszę się spakować. Ren skinął głową przywołując do siebie miecz. 
- Będę czekał na lądowisku - Rudowłosy skinął głową nie spojrzał na niego ani razu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro