Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Komplementy

Hux westchnął odchylając głowę. Dygoczący obok niego kapitan wcale nie poprawiał mu nastroju. Szczególnie, że Hux sam był rozdygotany w środku. Misja ratunkowa była szaleństwem i o ile był w stanie zaryzykować czyjeś życie żeby się dowiedzieć co z Mitaką to nie planował ryzykować swojego. Otworzył oczy i spojrzał na swojego adiutanta, który pewnie już żałował, że spotkał go na tamtym balkonie.
- Kapitanie Demrose.
- Sir?
- Nie zginie pan dziś. - brunet poruszył się niespokojnie wciskając się mocniej w siedzenie.
- Chyba nie jest pan na pozycji, z której może składać takie obietnice. Sir.
- Zapewne nie. - mruknął - Mimo to ją składam.
- Po co tam lecimy?...To szaleństwo. Równie dobrze sami możemy skończyć w tej kopalni. Wejście m to nie problem prawda? Ale co z wyjściem...?
- Lecimy tam, bo już raz złożyłem obietnice, której nie powinienem był składać. Ale zamierzam jej dotrzymać... Jeśli nie przestaniesz się trząść masz mi oddać broń.
- Ale...
- Lepiej żebyś się opanował.
- Tak, sir.
Chłopak miał rację. Wejście do kopalni było proste. Komplikacje zaczęły się jednak niemal od razu. Dysponowali mapami kopalni, ale sprzed paru lat. Urządzenia nawigujace nie działały pod ziemią tak jak powinny, łączność była zagłuszona. Huxowi udało się znaleźć dokumenty z numerami więźniów przypisanymi do konkretnych stanowisk, ale nie mógł mieć pewności, że straż kopalni przestrzega wytycznych. Pryde zagroził, że jeśli nie dostanie od niech wiadomości w ciągu dwóch dni nie będzie się na nich oglądał. Hux nie zdziwiłby się gdyby generał strzelił wcześniej. Kopalnia nie miała dobrych osłon. Wiązka z niszczyciela powinna poradzić sobie z zawaleniem korytarzy, a druga z wysadzeniem jej centrów dowodzenia. Jeśli Pryde zdecyduje się podlecieć do Lothal wcześniej i strzelić... Mieli mało czasu.
-Generale. Jesteśmy na poziomie więziennym. Według planów cele od 1205 wzwyż są obsadzone skazanymi oficerami.
- Sprawdźmy to... - mruknął Hux odbezpieczajac broń - niepodoba mi się, że nie widzieliśmy żadnego strażnika.
W chwili kiedy to powiedział wiedział już co zaraz nastąpi. Poczuł ukłucie na szyji i zobaczył jak kolejna strzałka mknie w stronę Vincenta. Upadł na ziemię tracąc przytomność. Ktoś musiał na nich donieść. Ostrzec obsługę kopalni.
Hux obudził się na ziemi. Zdecydowanie zbyt często tracił ostatnio przytomność. Podniósł się powoli rozglądając się po celi.
- Generale! - ktoś podszedł do niego szybko. Hux podniósł wzrok.
-Mitaka... - brunet uśmiechnął się słabo siadając obok. - Wyglądasz okropnie.
- Zawsze był pan słaby w komplementach. - Hux zaśmiał się cicho.
- Nic się nie zmieniło... - przetarł twarz.
- I zawsze miał pan najgorsze pomysły ze wszystkich... - westchnął Mitaka. - Teraz oboje tu zginiemy. Vincent powiedział, że mają wysadzić kopalnie.
- Cóż... Wolę umrzeć w takim towarzystwie niż w towarzystwie Pryda. Ktoś ich uprzedził... Byli przygotowani.
- Pryde? - Mitaka spojrzała na niego. Naprawdę wyglądał źle. Jak cień... Albo jak trup. Hux ledwo był w stanie go poznać.
- Nie byłbym zdzwiony. Gdzie Vincent? I reszta grupy?
- Reszta nie wiem. Demrose obudził się, powiedział parę rzeczy i znów zemdlał. Chyba ze strachu.
- Nigdy nie pracował w terenie - mruknął rudowłosy. Lepiej by było dla niego żeby został z Prydem. Przynosisz ludziom pecha. Przynosisz im śmierć. Hux westchnął odgarniając włosy.
- Faktycznie nic się nie zmieniło - -Mitaka uśmiechnął się rozbawiony.
- A to co niby miało znaczyć Mitaka ?...
- Że nadal żałujesz każdej podjętej decyzji. Ale dopiero po fakcie... W końcu... To przez ciebie tu jestem. - Rudowłosy znieruchomiał czując jak zaciska mu się gardło - Ty zarekomedowałeś mój awans. Wyciągnąłeś mnie z akademii. Ty obsadziłeś mnie na okręcie i zrobiłeś ze mnie swojego adiutanta. I jeśli tu umrę ty będziesz za to odpowiedzialny... Generale Hux.
- Mitaka... - Hux oddychał szybko przyglądając się mu. - Ja...
- Generale Hux! - Rudowłosy otworzył oczy i poderwał się gwałtownie. Vincent odskoczył wystraszony. - Obudził się pan..
Rudowłosy patrzył na niego dłuższą chwilę skonsternowany. Pokiwał powoli głową.
- Tak... Obudziłem się. - rozejrzał się powoli. - Złapali nas.
- Tak. Nie ma ich już w pobliżu, ale.. Niestety kraty są pod napięciem. Porucznik mówi, że... Że nie ma szans żeby je wyważyć albo.. otworzyć. I kazał panu przekazać, że znaleźli Kapitana Mitakę.
Hux znieruchomiał.
- Gdzie są?... -Vincet wskazał drugi róg celi. Hux podszedł tam i spojrzał na nieprzytomnego bruneta siedzącego pod ścianą. - żyje?...
- Ledwo. Gdybyśmy szybko przekazali go personelowi medycznemu, ale... Nie sądzę żebyśmy sami się stąd wydostali, Sir.
Hux usiadł powoli na ziemi obok Mitaki.
- Nie kontaktuje...?
- Nie.
-Co...z resztą?
- Są w lepszy stanie, ale nie sądzę żeby to... Żeby to miało znaczenie, Sir. Zostało nam... 17 godzin zanim generał Pryde wysadzi kopalnie...
Hux zacisnął ręce w pięści. Generał Pryde. Trzeba było go zabić.. Oparł czoło na kolanach podciągając nogi do klatki piersiowej i zastanawiając się co robić. Wygląda na to, że przyjdzie mu zginąć w zasypanej kopalni. Wzdrygnął się lekko próbując zachować spokój. Brakowało mu tylko paniki w oddziale. Nie wiedział ile pozostał w tej pozycji. Nieruchomo. Słyszał, że Vincent mówił coś do niego, ale nie zareagował.

******
Ren szarpnął za ster myśliwca, który ukradł czując niemal fizyczny ból w klatce piersiowej. Rozpacz i strach tak intensywny, że niemal jakby należały do niego samego. Ustawił autopilota biorąc głębszy oddech.
- Hux... - zamknął oczy - Gdzie jesteś... - mruknął próbując podążyć za tym uczuciem. Wzdrygnął się łapiąc za ster i ustawił powoli kurs na Lothal. Hux zawsze ukrywał uczucia. Co paradoksalnie ułatwiało Renowi wszystko. Bo w Huxie się gotowało. Nigdy nie było w okół niego równowagi, spokoju. Moc załamywała się w okół. Kylo nauczył się to wyczuwać. Bezbłędnie. Wiedział jakie to uczucie, był podobny. Ale on umiał to wykorzystać, umiał władać mocą. Naginać ja na swoje potrzeby. Armitage nie. Ale Ren rzadko kiedy czuł jego uczucia tak intensywnie. Widocznie miał mało czasu. Włączył pełną moc silników.

******
Pierwsze co poczuł Hux to obecność. Potem usłyszał wrzaski. Podniósł powoli głowę. Wstał i podszedł do kraty jak najbliżej mógł.
- Generale? - Vincent podniósł głowę żeby na niego spojrzeć. Czerwony miecz odbijał się raz po raz w kałuży wody rozlanej na ziemi. Hux wstrzymał oddech obserwując coraz intesywniejsze błyski. Kiedy podniósł wzrok Kylo stał przed nim z drugiej strony kraty.
- Ren. - powiedział cicho.
- Musisz się odsunąć, Hux... - rudowłosy cofnął się po dłuższej chwili. Kylo pchnął mieczem rozcinając kraty i wyrwał je mocą odrzucając na bok. Zgasił miecz.
- Ewakuujcie się - powiedział rudowłosy do Vincenta. Hux stał nieruchomo nie patrząc nawet na ich działania. Przyglądał się tylko Renowi. Rycerz podszedł bliżej. Podał mu miecz. Armiage zacisnął mocno rękę na rękojeści i spojrzał na niego.
- To było by odpowiednie prawda? Przebity własnym mieczem, pogrzebany w kopalni zaraz po tym jak ocaliłem ci życie. Brzmi dość boleśnie. - rudowłosy zacisnął zęby i oddał mu miecz.
- Niewystarczająco... - syknął i skierował się do wyjścia za swoim oddziałem. Kylo uśmiechnął się lekko i poszedł za nim.
- Pryde bedzie niepocieszony kiedy zobaczy cię żywego... - Rudowłosy prychnął i pchnął go wściekły na ścianę.
- Nie waż się do mnie odzywać. Nie waż się na mnie patrzeć. Nie waż się tego robić Ren.
- Czego?...
- Być... Być takim beztrosko zadowolonym z siebie. A przede wszystkim... Nie waż się wtrącać w moje sprawy. Już nie... Skoro wróciłeś - dobrze. Przydasz się... Ale tylko jako wściekły pies. Nic więcej... - Kylo przyglądał się mu ponuro. - Sam sobie na to zasłużyłeś. - Hux puścił go i dogonił oddział. Ren przymknął na chwilę oczy po czym odepchnął się od ściany i ruszył za nimi. Sam sobie na to zasłużył.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro