Elita
Hux leżał na ziemi z torbą pod głową i blasterem w ręku. Dawno mu się nie zdarzyło spać w takich warunkach i wątpił czy będzie w stanie. Nie było to zbyt bezpieczne, ale był wykończony. Przeczesał włosy ręką i przymkną oczy zaciskając mocniej palce na blasterze. Wiedział, że już go szukają. Po drodze mijał ogłoszenie ze swoim zdjęciem. Poszukiwany żywy lub martwy. Zgłoś odpowiednim władzą, jeśli go widziałeś. Szczególnie niebezpieczny. Przewidywana nagroda. Jeśli poddasz się sam, wyrok zostanie złagodzony. Hux prychnął pod nosem. Studencik miał rację wyrok przewidywał egzekucję. Co w takim razie miało oznaczać złagodzenie go? Dożywocie w kopalni? Rudowłosy nie miał na to szczególnej ochoty. Naciągnął mocniej kaptur.
- Ej ty. – rudowłosemu prawie stanęło serce przesunął palec na spust. – do ciebie mówię głuchy jesteś ? – Hux otworzył oczy i zobaczył obok siebie jakiegoś mężczyznę. – ej ej... Z daleka z tą zabawką – odsunął się, kiedy generał w niego wycelował. – jestem od Hal'dona... Powiedział, żeby mieć na ciebie oko.
- Słucham?... -tamten wyszczerzył się tylko
- Słyszałeś. Wstawaj, chyba że chcesz się natknąć na patrol... – Hux wstał patrząc na niego z wahaniem. Mężczyzna był wysoki i ubrany w ciemny płaszcz. Na plecach miał przypiętą kusze energetyczną. Dwa czerwone warkocze sięgały mu niemal do ramion. Hux miał wrażenie, że skądś go kojarzy. W końcu sobie przypomniał. Odsunął się znów kładąc rękę na blasterze.
- Jesteś łowcą nagród.
- Jestem. Ale nie jestem tu, żeby cię zabić ani żeby cię złapać. Już mówiłem Hal'don mnie prosił. A ja jestem dobrym przyjacielem. Zabiorę cię gdzieś, gdzie jest bezpieczniej. -Hux nie powiedziałby, że miejsce, w które go zabrał było bezpieczniejsze. Powiedziałby, że wręcz przeciwnie. Kiedy łowca nagród prowadził go jakimś ciemny podziemnym korytarzem tylko to, że nie pamiętał, jak wyjść powstrzymywało go od odwrotu.
- Gdzie jesteśmy?
- W sercu tego miasta. To miejsca dostępne tylko dla przestępczej elity, władze się tu nie zapuszczają. – Hux przystanął, kiedy doszli do miejsca, które wyglądało jak podziemny dworzec. Może kiedyś jeździło tu metro. Było głośno i tłocznie. Przytrzymał mocniej swoją torbę i dogonił towarzysza.
- Nie wyglądają na Elite.
- Może trochę przesadziłem. Ale tu na pewno nikt cię nie znajdzie.
- Ale kto może donieść...
- Tutejsze istoty raczej nie są rozmowne. Pilnują swojego interesu... Powodzenie generale
-Co? Zaraz, gdzie idziesz ?
- Zająć się swoimi sprawami. Obiecałem Hal'donowi, że pokaże ci bezpieczne miejsce nie, że będę cię niańczył. Zresztą... Ktoś taki jak ty na pewno da sobie radę. -Hux patrzył jak łowca nagród znika w tłumie. Stał przez chwilę kompletnie zdezorientowany. Wziął oddech zaciskając rękę na blasterze i ruszył przed siebie. Miejsce było... Interesujące. Małe podziemne miasto. Składające się głównie z barów, klubów nocnych i kasyn, ale mniejsza z tym. Rudowłosy usiadł w jednym z lepiej wyglądających barów i zamówił najtańszy alkohol. Okazało się to fatalną decyzją, ale i tak go wypił. Siedział potem z głową opartą na ręku wpatrzony w blat stolika. Alkohol musiał być mocny, bardzo mocny. Może nie przeznaczony dla ludzi. Chociaż równie dobrze samopoczucie Huxa mogło wynikać z jego położenia, które właśnie dokładnie rozważał. Był poszukiwany, jego wizerunek był prawdopodobnie wszędzie, gdzie tylko mógł być, był sam w jakimś obcym podejrzanym miejscu i będzie to cud, jeśli ktoś go tu nie zabije po nocy. Jeśli go złapią z pewnością będzie miał przyjemność zobaczyć pierwsza egzekucję w nowej republice. Jedyny problem tkwił w tym, że będzie to jego egzekucja. Jeśli się podda trafi do kopalni. Nie dawał sobie tam więcej niż tygodnia. Najbardziej optymistycznym scenariuszem wydawało się ukrywanie się tu do końca życia. Rudowłosy spojrzał na pustą szklankę krzywiąc się.
- Miałam na Hosnian siostrę!... – Hux otworzył szeroko oczy nie spodziewając się ataku. Poderwał się od stolika, kiedy nóż minął jego ramię parę centymetrów. Uniknął drugiego ataku rozglądając się za blasterem, ale zanim go wyciągnął ktoś stanął między nim a kobietą, która go zaatakowała.
- Odsuń się – warknęła blondynka – zabije go. Słyszysz !? Zatłukę cię jak psa!...
- Ciii... Nikt nikogo nie będzie zabijał. Chyba że ja. – mężczyzna z dwoma warkoczami zdjął kusze z pleców. – zjeżdżaj stąd albo jej użyje. Będzie boleć.
- Jak możesz bronić tego śmiecia!?... – wzruszył w odpowiedzi ramionami.
- Taką mam pracę. Zjeżdżaj. – kobieta skrzywiła się i splunęła mu pod nogi. Mężczyzna schował kusze i obejrzał się na rudowłosego.
- Wszystkie kończyny na miejscu?... – ludzie wokół wrócili do swoich spraw.
- A podobno nie jesteś moją niańka.
- Nie sądziłem, że tak szybko wpakujesz się w kłopoty, Generale – uśmiechnął się rozbawiony. Hux usiadł powoli chowając blaster. Mężczyzna powiedział coś do niego, ale kiedy rudowłosy nie zareagował odszedł po prostu. Armitage przymknął oczy i siedział oparty o bar z kapturem na głowie. Zesztywniał słysząc znajomy głos.
- Coś co mnie nie zabije. -mruknął mężczyzna, który usiadł obok przy barze. Hux nie ruszył się i nie podniósł głowy. Nie wiedział, czy chce być rozpoznany. Do baru dosiadł się ktoś jeszcze. – nie. Nie chce twoich wątpliwych propozycji. – stwierdził ten pierwszy. – mam dość problemów bez twoich ciemnych interesów.
- Ależ Enric... Zarobisz na tym. Chyba przydadzą ci się pieniądze... – Hux zacisnął dłoń w pięści. Nie pomylił się. Enric Pryde. Że też z tych wszystkich żałosnych kreatur musiał przeżyć akurat on.
- Powiedziałem nie. Zejdź mi z oczu.
- Słyszałeś go. -powiedział barman wstawiając przed Prydem alkohol- zjeżdżaj albo cię wyrzucę. Zaczepiasz klientów. – tamten warknął coś pod nosem i chyba się oddalił. Pryde wziął szklankę do ręki.
- Jak interes ?
- Kręci się. Widziałem dziś twoje zdjęcia w Holonecie. Ładną sumkę ugra ten kto cię złapie. – Pryde prychnął cicho biorąc łyk alkoholu.
- Nie zamierzam dawać się złapać... Ten ich godny pożałowania senat...
- Większą oferują tylko za Generała Huxa...
- Absurd. – rudowłosego rozbawiła irytacja w głosie Pryda. Zamierza się licytować o wielkość nagrody za ich głowę?– zwiększyli nagrodę za niego tylko ze względu na Hosnian... Zresztą pewnie już zdechł. – mruknął odstawiając szklankę i westchnął.- większość pewnie zdechła albo niedługo zdechnie. Ja nie zamierzam.
Hux nigdy nie lubił Pryda. Od kiedy go poznał wiedział, że będzie miał z nim problemy. Pryde służył w siłach imperium potem razem z jego resztkami formował Najwyższy Porządek. Uważał się przez to za lepszego. Hux ciężko pracował na swoją pozycję i na to, żeby inni przestali go lekceważyć. To kim był zawdzięczał jedynie sobie. Przynajmniej tak zawsze utrzymywał. On też uważał się za lepszego. Rywalizowali z Prydem od kiedy pamiętał i gdyby kiedyś ktoś zapytał go co zrobiłby w obecnej sytuacji widząc Pryda, rudowłosy bez wahania powiedziałby, że by go zabił. Teraz jednak... Wcale nie chciał go zabijać. Coś w jego obecności na tym popieprzonym odludziu go uspokajało. Hux też nie zamierzał umierać. Wcale. Ani z własnych rąk ani z rąk nowego senatu ani z rąk nikogo innego. Otworzył oczy prostując się powoli.
- Jeszcze jeden –powiedział cicho i wskazał na swój kieliszek. Barman nalał mu rozbawiony. Pewnie go rozpoznał i uznał, że to całkiem zabawne. Pryde spojrzał krytycznym okiem na butelkę.
- Albo jesteś odważny albo bardzo głupi – mruknął przyglądając się jak barman leje alkohol do szklanki. – zresztą to niezbyt ważne. Jutro będziesz żałował takiej decyzji – wskazał na alkohol. Hux zdjął kaptur i spojrzał na niego.
- Nigdy nie żałuję swoich decyzji. Rozmawialiśmy o tym tyle razy Enric, a ty wciąż nie możesz tego zapamiętać. – Pryde zakrztusił się alkoholem widząc go. Kiedy przestał się dławić sięgnął za bar i dolał sobie, wyciągnął paczkę papierosów zza paska i zapalił przyglądając się Huxowi. Pokręcił głową.
- Mówi się, że z tonącego okrętu pierwsze uciekają szczury. Ale nigdy nie widziałem aż tak rudego szczura. – Hux zacisnął usta. – Nie sądziłem, że żyjesz...
- Szczury bardzo dobrze pływają. Jeśli pozwolisz, że będą kontynuował twoja toporną metaforę. – Pryde prychnął zaciągając się.
- Wyglądasz raczej jak szkielet... – tym razem prychnął rudowłosy. Ale nie mógł się nie zgodzić. Nie wyglądał najlepiej. Za to Pryde wyglądał podejrzanie dobrze. Starszy mężczyzna wstał dopijając alkohol i rzucając na ladę zapłatę. – Idziesz ze mną Hux czy zamierzasz nocować w barze?... -rudowłosy spojrzał na niego zadziwiony, ale wstał. Przerzucił torbę przez ramię. Pryde był ubrany w polowy mundur bez żadnych oznaczeń. Szedł pewnie i szybko jakby był na jednym z niszczycieli i spieszył się z raportem. Po krótkim marszu znaleźli się w czymś co przypominało duży kontener załadunkowy, ale było zaskakująco ładnie urządzone. Hux stał na środku z powątpiewaniem.
- Nie zamierzam poderżnąć ci w nocy gardła, jeśli o to się boisz. – Pryde usiadł na fotelu odpalając datapada. – możesz zostać... – mruknął cicho. – Ale wszędzie, gdzie można wysłali twoje zdjęcia, więc nie wiem, ile będziesz miał spokoju.
- To ryzyko... Dla ciebie.
- Nie martw się, jeśli uznam, że ryzyko jest zbyt duże to cię wydam. – powiedział nie odwracając wzroku od ekranu. To nie było ani trochę pocieszające, ale rudowłosy nie miał lepszych perspektyw. Położył torbę na jednej z szafek i usiadł na kanapie. Miał wrażenie że wszystko zakołysało się trochę. Pryde spojrzał na niego kątem oka.
- Lepiej się połóż.
-Co?-wymamrotał Hux.
- Nie wiem czy wiesz co wypiłeś, ale teraz to już raczej nie istotne. -mruknął. - istnieje jednak spore prawdopodobieństwo, że zaraz odlecisz. Dlatego radzę się położyć, ewenetualnie możesz się też pomodlić żeby poranek był łaskawy. - Rudowłosy nie słyszał już końcówki. Opadł na kanapę kiedy wszystko zawirowało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro