Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Po drugiej stronie lustra

– I wtedy zobaczyłem, że na torze leżała żmija czy inny pyton, nie wiem, miało chyba z półtora metra. Tak zahamowałem, że prawie wybiłem zęby, a potem oświadczyłem menedżerce, że moja noga więcej w Australii nie postanie – opowiadał Flynn, nie szczędząc swojej jednoosobowej widowni dramatyzmu. – I właśnie stąd mam tę bliznę.

Ivy się roześmiała. To nawet nie historia tak ją bawiła; raczej sposób, w jaki została opowiedziana.

– Od tego czasu nie zatrudniam kobiet, z którymi chodzę na randki. Dlatego wszędzie targam ze sobą Raphaela.

– A wystarczyło po prostu nie jeździć w dziczy. – Udała pouczający ton, a on pobłażliwie uśmiechnął się w jej stronę, kręcąc głową. – Albo jeździć, ale ostrożniej.

– Każdy się czasem wywala. – Poruszył brwiami. – Jeśli nigdy się nie przewracasz, to znaczy, że jedziesz za wolno.

– Cwane. Kiedyś wyryję to sobie na nagrobku.

Ryan, Samantha i Raphael już czekali na nich pod przyczepą. Raphael, asystent Flynna, nie przestawał skomleć pod surowym spojrzeniem reżysera, obiecując, że Flynn zaraz się pojawi. Gdy podeszli, zimne oczy Hawortha skierowały się ku nim – choć to nie uspokoiło Raphaela.

Kadenson otworzyła usta, by wytłumaczyć, że automat do kawy (i gorącej czekolady) się zaciął, więc się spóźnili. Nie kłamałaby – to tam spotkała Flynna walczącego z maszyną. Wtedy też zauważyła bliznę wystającą spod jego podkoszulka i zapytała o nią. Zaczął opowiadać o dawnym wypadku. A gdy Favero zaczynał opowiadać, nie było widać ani słychać końca.

Jej wyjaśnienia zostały jednak ucięte, nim zdążyła dokończyć pierwsze słowo.

– Lecimy z tym – rzucił Flynn, po czym pociągnął duży łyk swojej gorącej kawy. Nieopróżniony jeszcze kubek podał w ręce kaskaderki, która się skrzywiła. – Tak czy nie? Gdzie mój kombinezon?

Ivy wcisnęła papierowy kubek z powrotem w jego ręce. Następnie klepnęła go w ramię na pożegnanie i odwróciła się w stronę przyczepy. Miała jeszcze własne sceny do nakręcenia i własny kombinezon do naciągnięcia na rozgrzane upałem ciało.

– Kadenson, zaczekaj. – Zatrzymał ją Ryan, nim odeszła. – Zmieniłem trochę koncepcję. Nagramy twoje sceny jeszcze raz.

– Co? – Zdziwiła się. – Od początku? Przecież już prawie skończyliśmy.

– Wiem, no wiem – mówił szybko. Działał pod ciężarem miliona myśli. – Ale stwierdziliśmy, że Lorelai ma za długie włosy, żeby chować je pod kaskiem albo strojem.

Ivy spojrzała na aktorkę wcielającą się w Lorelai, czyli Samanthę Caire, nieco podejrzliwie.

– Przecież ona jest blondynką.

– To szczegół. – Machnął dłonią. – Załatwiliśmy ci perukę. Pomogą ci ją założyć.

– Perukę? Perukę pod kask? – Próbowała podkreślić absurdalność tego pomysłu, lecz jej opinia nikogo nie zainteresowała. – Ja też mam długie włosy i prawie zawsze są schowane, kiedy jeżdżę. Inaczej przeszkadzają. Plączą się i spadają na oczy.

Flynn tylko pokręcił głową. Dzień był skwarny, więc już samo wepchnięcie się w strój do jazdy niosło ze sobą ryzyko udaru cieplnego, a co dopiero, gdyby miało się posiadać dwa komplety włosów pod kaskiem. Jego reakcja również została zignorowana.

– Kolejna sprawa – wypalił Haworth, zerkając skupionymi oczami raz na lewo, raz na prawo. – Urodziny Cecile Reyes. Oboje się wybieracie, jak wiem, z całą resztą obsady.

Kierował te słowa do Flynna i Samanthy. Ivy o tym wiedziała, bo Kylie od kilku dni nie mogła przestać gadać na temat tego, jak chciałaby wbić się na tę imprezę. Mogłaby wynieść z niej zdjęcia, plotki i nowe znajomości, i całą masę swoich dziwnych dziennikarskich smaczków. Ivy z kolei nie interesowała się tego typu wydarzeniami, bo uważała, że skoro w Miami codziennie odbywały się wielkie imprezy, robienie sensacji z którejkolwiek z nich nie miało sensu. Może w Galway robiłoby to na niej wrażenie, ale nie tutaj.

– Jeszcze nie wiem – odpowiedział aktor z obojętnością w głosie. – Mam wtedy trening, a z Cecile gadałem może ze trzy razy w swoim życiu, więc mnie tam szczególnie nie ciągnie.

– Oboje się wybieracie – stanowczo powtórzył Ryan, dając do zrozumienia, że wcześniej nie pytał, tylko stwierdzał fakt. – Jako para. Nakombinowałem się z waszymi menedżerami ze zdobyciem zaproszeń, więc nie marnujcie naszej pracy.

Favero i Caire spojrzeli na siebie znudzeni przez ułamek sekundy. Później natychmiast odwrócili głowy. Ivy mogła tylko sobie wyobrazić, jak bardzo nie chcieli iść tam w swoim towarzystwie.

– Przypomniałem sobie, że będę chory.

– Favero. – Ryan spojrzał na niego surowo.

Aktor westchnął zrezygnowany, nie próbując ukrywać niezadowolenia. Jego udawana dziewczyna z kolei nie zaszczyciła ich żadną reakcją. Jakąkolwiek. Stała na schodkach przyczepy i nie miała może ucieszonej miny, ale nie odzywała się. Na szczęście Ryana, który i tak nie miał czasu na kłótnie ani z nią, ani z nim.

– No dobrze. – Flynn wypuścił powietrze z płuc po kilku chwilach milczenia. – Znajdźmy kompromis. Pójdę na tę imprezę, ale z kimś innym.

– Chyba oszalałeś – skwitował szef.

– Daj spokój. Pocałujemy się z Sam raz czy dwa gdzieś, żeby to złapali, i będzie po problemie. – Przetarł oczy zmęczony, jakby opisana przez niego sytuacja stanowiła codzienność. – Chyba nie musimy się do siebie przyklejać na całą noc.

Ivy, widząc jego neutralny stosunek do pomysłu całowania się z kimś na pokaz, zastanowiła się, na jakim etapie kariery umiera intymność. Kiedy czułość staje się produktem? Sama już od dawna nie dostała od losu szansy na pocałunek, lecz myśl o tych jednych ustach, o których tak marzyła, uświadomiła jej, jak bardzo różniła się od Flynna. Dla niego pocałunki najwidoczniej już dawno straciły swoją wartość. Dla niej – im dłużej była samotna – wręcz przeciwnie.

– Czy ty zawsze musisz kombinować? – warknął Ryan, jednak Flynn tak łatwo się nie poddawał. W przeciwieństwie do Raphaela, który próbował ukradkiem go uciszać.

– Nie macie prawa zarządzać moim wolnym czasem – ostrzegł trochę groźniej, a Ivy zastanawiała się, czy już powinna się wycofywać. – To tylko moja zapchlona uprzejmość, że się tam fatyguję. A już wolę iść z kimkolwiek, byle nie z Samanthą. Żadne z nas tego nie chce.

Caire uniosła na niego oczy, ale nic nie powiedziała.

– Pójdę, z kim chcę. Z każdym wolałbym się tam pokazać bardziej niż z nią. Nawet z Ivy.

Wyrwała się z zamyślenia, słysząc swoje imię. Cała trójka rzuciła jej zdziwione spojrzenia.

– Nie zgadzam się – zaprotestowała od razu.

– Mieliśmy zadbać o integrację, nie? No. To się dziewczyna zabawi na prawdziwej imprezie i wszyscy będą szczęśliwi.

– Z tego będzie skandal – jęknął Sanders.

– Jaki skandal? Wmówimy im, że to, nie wiem, moja kuzynka. I tak nikt jej nie zna.

– No właśnie – wtrąciła się Ivy. – Nikt mnie nie zna ani ja nikogo nie znam. Tym bardziej się nie zgadzam.

W końcu zyskała jego uwagę, choć nie wyglądał tak, jakby był otwarty na negocjacje. Nie podobał jej się w najmniejszym stopniu pomysł rzucania się w środek tłumu gwiazd i nie wiedziała, co też Flynna opętało, by w ogóle to proponować. Nie chciała bawić się w ich gierki. Ona na planie miała wyłącznie pracować, a nie prowadzać się z gwiazdami na imprezy.

– Nawet nie mam ubrań na coś takiego – dorzuciła. – Nigdzie nie idę.

– Co to za problem? – westchnął Flynn, wznosząc oczy ku niebu. – Kupisz sobie sukienkę. Albo ja ci kupię sukienkę – sprostował, wyczuwając, że kolejny raz chciała powiedzieć nie.

Ona jednak zamrugała, krzyżując ręce na piersiach. Następnie pochyliła się w jego stronę i, wbrew bezkompromisowym żądaniom Flynna, rzuciła soczystym:

– Nie.

– Róbcie, co chcecie. – Ryan się poddał, wznosząc ręce. – Macie się pojawić i tego nie schrzanić, reszta mnie nie obchodzi. Idziemy na plan, panno Caire. Zawołajcie Alexę, kręcimy jej sceny!

Milcząca Samantha podążyła za szefem, a motocyklistka wraz z aktorem i jego asystentem została na parkingu przed przyczepą.

– No dobra. – Westchnął znudzony, sięgając dłonią do kieszeni kurtki. – Ile chcesz?

– Co?

Wyjął portfel, ponaglając ją gestem dłoni.

– Nie jestem na sprzedaż.

Zmarszczył brwi. Przez chwilę nad czymś myślał, po czym schował skórzany portfel z powrotem, wyraźnie zmieszany.

– Przecież wiem – odpowiedział powoli. – Nie o to mi chodziło.

– Słuchaj, Flynn, rozumiem twoją desperację. – Zamknęła oczy, próbując wyłuskać z siebie resztki empatii wobec tego człowieka. – Ale na mnie nie licz. Może pójdziesz z moją przyjaciółką, co? Chciała zobaczyć te urodziny.

– Twoja przyjaciółka? Ta dziennikarka? Załatwię to – odparł spokojnie, przytakując. – Może iść z nami.

Westchnęła bezsilnie, aż odchylając głowę do tyłu.

– Flynn...

– Proszę. – Zmienił ton na trochę poważniejszy. Gdy Ivy zdecydowała się w końcu na niego popatrzeć, widziała w jego oczach szczerą prośbę i jeszcze większą desperację niż wcześniej. – Obiecuję, że twoja przyjaciółka wejdzie z nami. Zapoznam ją, z kim chce. Ty chyba też nie masz codziennie wstępu na takie przyjęcia, co?

Nie mogła powiedzieć, że miało to dla niej jakiekolwiek znaczenie.

– Nie chcę iść z Samanthą. Zawsze znajdzie sobie powód do kłótni, a ja nie mam na to siły – przyznał, zerkając kątem oka i sprawdzając, czy Caire przypadkiem nie zamierzała nagle wracać. – Mógłbym iść z jakimiś koleżankami, jasne, ale one nie wiedzą, jak wygląda ten cyrk ze związkiem. Będą dociekać. I co ja im powiem?

– Na planie też masz koleżanki – zauważyła, kiwając wymownie na akurat przechodzące obok aktorki drugoplanowe, szepczące coś między sobą, patrzące na Flynna.

– Wszystkie mają facetów, którzy chyba by mnie zabili, gdyby ktoś taki jak ja się z nimi pojawił – mruknął niezadowolony, nie odwracając głowy ku oddalającym się kobietom. – Nie mogę z nimi iść.

– No to nie idź w ogóle.

Zwiesił głowę, patrząc na nią z prośbą o litość.

– Sama słyszałaś, że nie mam zbyt wielkiego wyboru.

Nie podobał jej się ten pomysł. Nawet nie umiała chodzić na szpilkach. Nie nadawała się zupełnie na posiedzenia z gwiazdkami, do których nie była w najmniejszej części podobna. Nie potrafiła wyobrazić sobie siebie pomiędzy nimi.

Urodziła się jednak z czymś, co okazało się silniejsze niż niechęć i niewyjściowość: z odrobinę zbyt miękkim sercem.

– Ta... – mruknęła. – I ja chyba też nie mam.

Wyprostował się od razu, jakby obudziło się w nim poczucie winy.

– Nie, masz rację, nie chcę cię zmuszać, jeśli tego nie...

– Dobra, dobra. – Uniosła dłoń i przerwała mu. – Niech ci będzie. Ale ubieram trampki.

Zaśmiał się.

– Też mogę wziąć trampki. Załóż, co chcesz. Zapłacę. Raphael pomoże ci coś wybrać – powiedział, na co asystent zbulwersowany zerknął na niego przez jego ramię.

– Nie powinnam...

– To w ramach wdzięczności. – Tym razem to on jej przerwał. – Nie rozwalcie mi tylko całej kasy.

– Stać mnie na ubrania, Flynn. – Pokręciła głową z pewnego rodzaju zażenowaniem, ale nie kupił tego argumentu.

– Spadam na plan, zanim Ryan znowu się wścieknie.

Ten sam kubek, który wcześniej wcisnął w dłonie Ivy, teraz zostawił w rękach Raphaela, a następnie, jak zapowiedział, ruszył szybkim krokiem przed siebie. Ivy została sam na sam z nie do końca zadowolonym asystentem.

– Witam w moim świecie. – Uprzedził jej myśl, a ona tylko zaśmiała się bezdźwięcznie i pokiwała głową. Jeśli świat Raphaela wyglądał właśnie tak, to należało mu się sporo współczucia.

***

Jechali w ciszy. Nie odważyła się zerkać na Raphaela, gdy prowadził w pełnym skupieniu i głębokim zamyśleniu.

Samochód był arcydziełem motoryzacyjnym; jednym z tych modeli, którymi i ona by nie pogardziła, jeśli miałaby tyle samo pieniędzy, co Raphael i Flynn. Aromat wewnątrz wydawał się trochę zbyt słodki, minimalnie mdlący, ale poza tym przyjemny. Pachniał ekskluzywnością. Chociaż możliwe, że to po prostu Raphael tak pachniał.

Sanders był dziwnym człowiekiem. Nie rozumiała jego relacji z Flynnem, nie rozumiała też jego rozpierzchłych myśli, widocznych w skupionych, małych oczach. Nie był zbyt wysoki ani umięśniony, nie grzeszył pewnością siebie ani wylewnością. Nie otwierał się zbyt szybko. Nawet piegów zdobiących jego nos i policzki nie dało się dostrzec zbyt szybko, bo skrywał je pod zasłonką orzechowych loków lub pod niemodnymi awiatorkami.

– Nie wierzę, że się na to zgodziłam – oznajmiła półgłosem, by przerwać ciszę. Odnosiła wrażenie, że Raphaela zmuszono do wożenia jej i był tym nieszczególnie zachwycony, może nawet trochę zły. Nie znała go zbyt dobrze, ale przecież nie chciała sprawiać mu kłopotów. Bądź co bądź wydawał się sympatyczny.

Chyba go to krępowało.

– No – odpowiedział niechętnie po dłuższej chwili milczenia. – Ja też.

Nie miała pewności, jak interpretować jego słowa. Wiedziała za to, że – cokolwiek chciał przekazać – był niezadowolony z narzuconego obowiązku. I ona czuła się źle z myślą, że musiał robić za szofera i płacić za jej zakupy, ale Flynn wydał mu, niestety, jasne polecenie. A Ivy, gdy chciała przejrzeć poprzedniej nocy internet w poszukiwaniu jakiejś nadającej się sukienki, chwyciła się za głowę. I za portfel, który aż ją rozbolał. Zupełnie nie rozumiała, jakim cudem kawałek materiału mógł tyle kosztować.

– Wiesz, jeśli nie chcesz ze mną jeździć, to mogę to załatwić sama – zaproponowała delikatnie.

Asystent westchnął tylko, trochę łagodniejąc.

– Nie, Ivy, w porządku – odparł. – Nie o ciebie chodzi.

Pokiwała wolno głową, choć jej to nie uspokoiło. Naciągnęła luźne rękawy czarnej bluzy na dłonie i założyła ręce na klatkę, patrząc na drogę. Niekomfortowa cisza stawała się coraz bardziej nieznośna. Przynajmniej wypełniała ją muzyka grana przez radio, pozwalając udawać, że wszystko było w porządku.

– Lubię tę piosenkę – zagadała kolejny raz, chcąc zmniejszyć napięcie. Podrygiwała lekko nogą w rytm muzyki. – Dasz trochę głośniej?

Raphael cicho się zaśmiał, choć nie wiedziała, z jakiego powodu. Zwiększył głośność zgodnie z jej prośbą.

– Dzięki.

– Flynn też to uwielbia – wspomniał nagle. – Ostatnio, kiedy do niego przyszedłem, Ride było włączone na głośnikach na cały regulator, a on śpiewał w kuchni do butelki z winem.

Ivy roześmiała się, kiedy sobie to wyobraziła, a on zrobił po chwili to samo. Im więcej słyszała o Flynnie, tym bardziej zmieniał się jego obraz w jej głowie. Najpierw myślała, że był to tylko celebryta zakochany w sobie i swojej pracy, w swojej bogatej filmografii, zmieniający kochanki jak skarpetki; skandalista, który uważał się za nie wiadomo kogo. Jednak koncepcja tego samego gwiazdora, robiącego sobie mikrofon z butelki wina i śpiewającego na cały głos jej ulubioną piosenkę zacierała wizerunek zadufanego gbura.

– Jednak potrafi zaskoczyć – pomyślała na głos rozbawiona.

– Potrafi. – Westchnął Raphael. – Tylko że nie zawsze pozytywnie.

– O, nie wątpię.

Galeria handlowa wyrosła spomiędzy labiryntu budynków. Ivy nie wiedziała nawet, jakiej sukienki w ogóle poszukiwała. Wątpiła też, by Raphael okazał się szczególnie pomocny, zresztą nie chciałaby nagiąć jego życzliwości jeszcze bardziej.

– Ale to rozumiem – kontynuował, zastanawiając się nad czymś. – Nie ma łatwo.

Nie była zbyt przychylna tej opinii. Flynn miewał czasami problemy z dziennikarzami i plotkami, oczywiście, ale poza tym – miał wszystko. Pieniądze, urodę, karierę. Całkowicie samotny chyba też nie był, skoro Raphael tak się o niego troszczył i mu usługiwał. I Flynn zaznaczał już przecież, że był singlem jedynie z wyboru, nie z powodu jakiegoś wielkiego życiowego nieszczęścia. Dlaczego więc miałby nie mieć łatwo? Dlatego że raz na jakiś czas jakaś gazeta napisała bzdury na jego temat? Dlatego że musiał udawać związek z jedną z najpiękniejszych kobiet w Ameryce, na co zresztą dobrowolnie się zgodził?

Jeśli ktoś twierdził, że na świecie, w którym ludzie borykają się z głodem, biedą, bezdomnością i bezrobotnością to Flynn Favero nie miał łatwo, to ten ktoś powinien wyjść z bańki. Przynajmniej według niej.

Tylko że nie mogła powiedzieć tego na głos.

– A wy długo się znacie? – zagaiła, wymijając temat, gdy wjeżdżali już na parking podziemny.

– Tak – odparł – od dziecka. Pomogłem mu się rozwijać i spełniać marzenia o aktorstwie. To mój najbliższy przyjaciel.

Lekko się uśmiechnęła, choć on ponownie westchnął. Nie dopytywała o przyczynę.

Wysiedli z samochodu i ruszyli dwa piętra wyżej, poszukując jakiegokolwiek sklepu z sukniami wieczorowymi. Weszli do środka od razu po tym, gdy jakiś pojawił się w polu widzenia. Sanders, jako jedyny przedstawiciel płci męskiej pomiędzy wieszakami, czuł się niekomfortowo, jednak Ivy nie znajdowała się w sytuacji o wiele lepszej niż on. Oglądała posegregowane kolorami piękne tkaniny i żadnej nawet nie dotknęła, obawiając się, że jeszcze je uszkodzi.

Skierowała się na dział, gdzie wisiały czerwone kreacje, różniące się od siebie w tak małym stopniu, że niemożliwym wydawało się wybrać lepsze albo gorsze. Czerwony był jej ulubionym kolorem, co na razie stanowiło jedyne kryterium wyboru. Uznała, że po prostu weźmie byle co.

Podeszła bliżej, przyglądając się sukienkom, i nie potrafiła wyobrazić sobie w nich siebie. Asystent Flynna snuł się za nią jak cień, a za nim z kolei snuło się widmo dyskomfortu.

– Czy w czymś pomóc?

Kadenson jak wyrwana z innego świata odwróciła się do miło uśmiechającej się ekspedientki. Miała na sobie prostą, koktajlową sukienkę w kolorze pudrowego różu, karmelowe włosy upięte w koka, z którego nie wystawał ani jeden włos, i subtelnie podkreślone oczy, patrzące na klientkę przyjaźnie, choć z niewielkim ponagleniem.

– Nie, ja... – Zamrugała, powracając do rzeczywistości. – Znaczy... tak. Właściwie tak.

– Hm... – Podeszła do sukienek i zaczęła czegoś szukać. – Więc czerwień, dobry wybór. Będzie na pani dobrze leżał. Zgrywa się z jasną karnacją.

– Mhm...

Odwróciła głowę w stronę Raphaela, który dawno już nie wykazywał zainteresowania. Stukał w ekran telefonu. Nawet nie miała mu tego za złe.

– Na jaką okazję szuka pani sukni? – zapytała sympatycznie. – Wesele?

– Urodziny – odparła krótko.

– Mhm... – Zamyśliła się, nadal grzebiąc pomiędzy ubraniami. – To chyba wystawne urodziny.

Kiwnęła głową.

– Tak, Cecile Reyes.

Sprzedawczyni odwróciła się z uniesionymi brwiami. Przyjrzała się jej dokładniej, jakby przestraszyła się, że nie zauważyła wcześniej, by obsługiwała gwiazdę, ale nie. Nie rozpoznała jej. Nie zamierzała jednak weryfikować, czy Ivy kłamała, czy jakimś cudem naprawdę wybierała się na tę imprezę. Odchrząknęła i odwróciła się z powrotem, szukając czegoś.

– Wzrost?

– Metr sześćdziesiąt pięć. – Zauważyła, jak pracownica po cichu przeliczyła miarę europejską na stopy, by następnie kontynuować poszukiwania.

– Miseczka?

Ivy otworzyła oczy trochę szerzej, a później je zmrużyła.

B siedemdziesiąt pięć.

Kobieta układała na ręce kolejne sukienki, przerzucała je, szukała rozmiarów, co chwilę tylko rzucała fachowym okiem na klientkę, jakby oceniała, które będą dobrze na niej leżeć. Wreszcie skończyła i podała jej kilka propozycji.

– Proszę przymierzyć i w razie czego mnie wołać. Chłopak też na pewno pomoże pani coś wybrać – rzuciła zaczepnie, a zaalarmowany Raphael aż pobladł, zaraz później się rumieniąc.

Zażenowanie zawisło w powietrzu między nimi. Pozostało tylko się cieszyć, że nikt więcej nie zdążył się odezwać. Ekspedientka została zawołana przez kogoś innego i chwilę później od nich odeszła.

Ivy powlokła się do przymierzalni. Przebrała się w pierwszy wariant. Spojrzała na siebie w lustrze, na to, jak dekolt odsłaniał więcej, niż powinien, jak ubranie opinało ciasno jej pośladki. Przyznała sobie po cichu, że w zasadzie nie wyglądała najgorzej, jednak na myśl o tym, że miałaby się gdzieś tak pokazać, od razu zdjęła sukienkę. Druga jednak odsłoniła jeszcze więcej, nie wspominając o trzeciej, rozciętej prawie do pępka. Gdy traciła już wszelkie nadzieje i zaczęła zupełnie poważnie zastanawiać się nad pójściem w spodniach, w jej ręce trafiła kolejna z kreacji. Włożyła ją na siebie.

Składała się z dwóch części: spódnica sięgała ziemi i miała kilka cieniutkich warstw. Nic przez nie prześwitywało, mimo że materiał wydawał się lekki. Pasujący top bez rękawków zakrywał wszystko od szyi po talię.

Podobało jej się.

***

Apartament, pomimo środka lata i ulokowania w sercu w Miami, był zimny. Flynn czuł chłód za każdym razem, gdy przekraczał próg swojego całkowicie pustego domu, by spędzić w nim kolejne ciche godziny. Mieszkanie zostało urządzone ze smakiem przez ludzi, którzy znali się na swoim fachu, niczego w nim nie brakowało; ale w oczach właściciela nowoczesny minimalizm tylko udawał szczyt estetyki. Złudzenia ciepła nie tworzył nawet oszklony, nigdy nieużywany kominek.

Po wejściu rzucił skórzaną kurtkę na kanapę, nie siląc się na odwieszenie jej na haczyk. Położył się na kanapie. Nie było jeszcze późno, mógł robić wiele rzeczy – ćwiczyć do roli, zrobić trening, może wyjść z domu, spędzić miło czas. Z kobietą, bez kobiety, z kumplami, bez kumpli. Gdyby się uparł, mógłby też zaliczyć kilka okrążeń na motocyklu po okolicy. Ale nie chciał. Wolał leżeć bezproduktywnie i marnować czas, gapiąc się w sufit, nie myśląc zupełnie o niczym.

Z prokrastynacji wyrwały go wibracje, które wyczuł w kieszeni. Wyjął leniwie telefon. To Raphael powiadomił go, że Ivy wróciła właśnie do domu z sukienką oraz oficjalnym zaproszeniem dla swojej przyjaciółki-dziennikarki.

Westchnął i zgasił urządzenie, nie odpisując. Zdążył jeszcze tylko zerknąć na godzinę, która jasno sugerowała, że powinien już dawno zjeść kolację. Ale nie miał tego dnia apetytu. Jak zresztą tydzień temu i dwa tygodnie temu, i miesiąc temu, i rok. Rzucił tylko tęskne spojrzenie otwartej butelce włoskiego wina, którą widział przez uchylone drzwi kuchni, ale po nią również nie chciało mu się wstawać. Po wiadomości od asystenta ogarnęła go jeszcze większa niemoc. Ułożył się wygodniej, przenosząc zmęczone i wysuszone oczy z powrotem na biały sufit, a nim się zorientował, zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro