Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. To jakieś szaleństwo

Przez Ryana Hawortha przemawiała obrzydliwa desperacja.

Zapewnienie dziennikarki, że rozważy wzięcie Ivy pod uwagę, nie było żadną obietnicą, a jednak nie minęło parę dni, nim zadzwonił. Na szczęście nad nią również wisiała presja, bo im dłużej roztkliwiała się nad tym, co Kylie próbowała dla niej zrobić, tym bardziej zależało jej na wykorzystaniu szansy. Złapaniu jej za kark i wyciśnięciu z niej wszystkiego, co mogła dać. Telefon odebrała więc nieprofesjonalnie szybko i od razu zapewniła, że zjawi się na planie. Choć dopiero gdy rzeczywiście się na nim znalazła, siedząc naprzeciw Ryana Hawortha i koordynatora kaskaderów, Richarda Demilesa, pojęła, na co w ogóle się rzucała.

Krytyczne, surowo oceniające spojrzenie Richarda nie pomagało w uspokojeniu nerwów. Jego uroda wydawała jej się tak nietypowa, że nie potrafiła ocenić, ile mógł mieć lat. Głębokie zmarszczki na czole sugerowały przekroczenie pięćdziesiątki, jednak duże, ciemne oczy uparcie upodabniały go do szczeniaka. Młodości dodawał mu także równo ciemny zarost i farbowane – bez wątpienia – włosy. I choć jego niewielki wzrost oraz urocze rysy twarzy wzbudzały sympatię, lodowata osobowość nie pozostawiała złudzeń i nie pozwalała wpaść w pułapkę przedwczesnego zaufania mu.

– Panna Winterwood określała twój poziom jako bardzo wysoki, Ivy – zaznaczył Haworth już na wstępie. Nie silił się na uprzejmości. Może to było normalne na planie, a ona nie miała o tym najmniejszego pojęcia, a może po prostu próbował zaznaczyć, że byli wysoko ponad nią i to jej powinno zależeć na tym, by ją przyjęli. Mimo że przecież to oni dzwonili do niej, nie na odwrót. Najwidoczniej w Hollywood nawet za to, że ktoś przyjął twoją pomoc, należało być dozgonnie wdzięcznym.

– Dużo trenuję – odparła. Dopiero gdy przez kilka sekund nie otrzymywała odpowiedzi, przypomniała sobie, by się wyprostować, i zrobiła to bardzo gwałtownie. Nie pamiętała już o żadnej wskazówce mającej pomóc zrobić dobre wrażenie. Kylie wpakowała jej ich w głowę dziesiątki poprzedniego wieczoru, w ramach nieudanej próby ostudzenia nerwów, jednak pewnie podejrzewała, iż ciężka praca prawdopodobnie się zmarnuje.

– Rozumiesz, Ivy, że to nie praca dla byle kogo z ulicy – wtrącił Richard, a jej serce nieprzyjemnie przyspieszyło. – To nie tak, że zgarniemy kogokolwiek, kto wie, jak nie wywalić się na motocyklu. To poważna produkcja.

Spojrzała na niego, jakby chciała zapytać, czy miał ją za kretynkę niewiedzącą, gdzie się znajdowała. Ale po krótkiej sekundzie powstrzymała nieprzyjazną mimikę i skinęła.

– Nie jestem aż tak byle kim – spróbowała się obronić, jednak zdradził ją drżący głos. Przecież była losową motocyklistką z ulicy i znalazła się w przyczepie nieopodal plenerowego planu filmowego, tylko dlatego że jej najlepsza przyjaciółka była doskonałą manipulatorką, potrafiącą wykorzystać każdą okazję.

– Masz jakieś doświadczenie? – dopytywał. – Jakieś poważne, wielkie osiągnięcia na swoim koncie? Czy tylko wsiadasz na starego crossa raz w tygodniu i zawracasz nam głowę?

– Ja...

Przełknęła ślinę.

Wymyśl coś. Wymyśl coś szybko.

– Nie mam sponsora – zaczęła ostrożnie. Dopiero gdy to zdanie wybrzmiało, zrozumiała, jak fatalnie rozegrała sytuację. Rozczarowanie na ich twarzach ją przeraziło, lecz w ostatniej chwili doznała olśnienia. – Ale ukończyłam Dakar dwa lata temu. Przygotowywałam się sama. Bez trenera i sponsora.

Ryan Haworth uniósł delikatnie brew i spojrzał na siedzącego obok Richarda. On jednak nie wydawał się jeszcze w zupełności przekonany.

– Na którym miejscu?

Dawał jej tym samym jasną szansę albo na wynurzenie się, albo utonięcie.

– Czterdziestym ósmym w kategorii motocykli. Ostatni etap ukończyło ich łącznie osiemdziesiąt pięć – wyrecytowała liczby z pamięci. Znała je lepiej niż własną datę urodzenia. Do tej pory napawały ją dumą. Teraz jednak zaczęła zastanawiać się, czy aby na pewno nie były za niskie.

Minęła chwila, nim Richard też zerknął w kierunku reżysera. Wydawali się wymieniać bez słów jakieś myśli, a później Haworth odwrócił się z powrotem ku niej – bladej z nerwów i kalkulującej w grobowej ciszy prawdopodobieństwo tego, że właśnie spaliła na popiół niepowtarzalną szansę.

Westchnął tak głęboko, że kołnierzyk jego kraciastej koszuli poruszył się przez podmuch powietrza.

– Nie wiem – przyznał, odchylając się na krześle. – Nie możemy dłużej szukać kaskaderki, bo nie zmieścimy się w budżecie.

– Nie możemy też wziąć byle kogo. – Demiles był brutalny w swojej szczerości i nie posiadał zahamowań, mimo że Ivy siedziała zaraz na drugim krańcu stołu. Nic nie powiedziała, choć kilka słów cisnęło jej się na język. – Dopóki nie posadzisz jej na motocyklu, żadne obietnice nie zagwarantują ci, że się nadaje.

Ryan kiwnął głową, jakby się z nim zgodził, i żołądek Ivy zjechał wtedy do pięt. Zaraz po tym reżyser wstał z miejsca i zaczął zbierać swoje szpargały.

– Kombinezon po Charlotte jeszcze został? Jaki nosisz rozmiar, Ivy?

– Ja...

– Nieważne. – Przerwał jej. – Da radę. Chodź.

Wykonał szybki telefon i rozkazał przynieść sprzęt, który pozostał po poprzedniej dublerce. Polecił też niezwłocznie przygotować motocykl, a później wskazał Ivy inną przyczepę, gdzie miała się przebrać. A ona mogła tylko domyślić się, czego od niej chcieli.

Na szczęście – jazda wychodziła jej zdecydowanie lepiej niż rozmowa.

Kask okazał się za duży, jednak to nie stanowiło przeszkody, ponieważ Haworth błyskawicznie zorganizował inny egzemplarz, pożyczony od jednego ze statystów, jeszcze ciepły po wewnętrznej stronie. Kombinezon nie przylegał idealnie, ale wystarczał. Buty za to leżały doskonale, lepiej niż jej własne. Więc, wciśnięta pomiędzy reżysera-producenta i koordynatora kaskaderów, ruszyła w kierunku planu filmowego, poprawiając rękawice.

Czuła się stłamszona pomiędzy dwoma wpływowymi, dzierżącymi w dłoniach ogromne sukcesy mężczyznami, jednak prawdziwe przytłoczenie pojawiło się dopiero na planie.

Z każdej strony znajdowały się ogromne kamery, znacznie większe, niż sobie zawsze wyobrażała. Sprzęt służący do oświetlenia, mikrofony, kamery, szyny i masa owoców technologicznych, o których nie miała najmniejszego pojęcia, otaczały ją zewsząd. Pomiędzy nimi kręciło się mnóstwo ludzi. Wskazanie spośród nich osób mających pojawić się w obrębie ujęcia i tych mających dbać o nie z drugiej strony okazało się banalne: wszyscy niebędący aktorami biegali, przygotowywali wiele rzeczy naraz i nawet nie zauważyli, że ktoś kompletnie nowy pojawił się w ich miejscu pracy. Prawdę powiedziawszy, uznała za niemożliwe, by wszyscy pracownicy znali wszystkich. Choć pewnie każdy znał tych, których i tak znał cały świat.

Mogłaby dalej się zastanawiać, ale gdy postawiono przed nią jasnozielone, przepiękne KTM, zapomniała o bożym świecie.

– Wsiadaj i pokaż, co potrafisz – rozkazał Ryan, próbując zabrzmieć sympatycznie, jednak w tonie jego głosu dało się wyczuć ponaglenie. Widząc zresztą wszechobecne poruszenie, nie mogła go winić.

– Mam po prostu się przejechać? To wystarczy? – zapytała, zakładając kask. Zapięła go, po czym wsiadła na motocykl, oglądając maszynę uważnie, nim producent ponownie się odezwał.

– Racja. – Pstryknął palcami. Rozejrzał się, mrużąc małe oczy. Gdy dostrzegł coś w oddali, uniósł ramię i pełną piersią zawołał: – Favero! Raz, dwa!

Zacisnęła mocno pięści na kierownicy na odgłos tego nazwiska. Miała wrażenie, że choć przewijało się w mediach czy na ustach Kylie od zawsze, dopiero tym razem nie pozwoliło jej się zignorować.

Nie poruszyła się ani odrobinę, również gdy dostrzegła zbliżającego się mężczyznę. Miał na sobie – jak ona – kombinezon do jazdy i kask, i wydawał się kończyć rozgrzewkę w biegu, poruszając barkami i karkiem. Za nim pośpiesznie dreptał drugi facet, znacznie niższy, chyba zlękniony.

– No wreszcie – odezwał się, po czym zdjął kask, nie pozostawiając wątpliwości. – Kręcimy to czy nie? Myślałem już, że macie wolne.

Nie skłamałaby ani nie przesadziłaby, gdyby powiedziała, że Flynn Favero był dokładnie taki, jak na ekranie i na zdjęciach. Jego czarne włosy walczyły z lakierem próbującym trzymać je w modnej grzywce. Zarost wyglądał tak samo. Mówił tak samo. I zachowywał się tak samo; jakby w każdej chwili mogła uchwycić go kamera, w której musiał wypaść doskonale. I tak, jakby on był postacią ekranu, a cała reszta widzami, jakich poprzez obiektyw się nie dostrzega.

– Favero – zaczął Haworth. – Dzięki niebiosom, że choć raz jesteś przygotowany. Wsiadaj na crossa.

– A nie mieliśmy najpierw...

– Migiem. Pościgasz się trochę.

Wzruszył ramionami i wsiadł na drugi, właśnie podstawiony motocykl, nie potrzebując ani ponownego zaproszenia, ani szczególnych wyjaśnień.

– Tor jest mały – zaczął Haworth, wskazując krętą, piaszczystą szosę. – Może zróbcie ze cztery okrążenia. Albo pięć. Musimy mieć porównanie waszych umiejętności i widzieć, jak wypada wasza wspólna dynamika na torze.

Następnie zbliżył się do niej Richard.

– Pan Favero jest świetnym motocyklistą. Naprawdę wspaniałym. Mnóstwo trenuje.

Nie rozumiała, dlaczego Demiles jej o tym wspominał. Nie potrzebowała gróźb, by dać z siebie wszystko.

Mimo to zastanawiała się, ile małych zwycięstw jeszcze ją czekało, zanim byłaby taka, jak Favero – niewzruszona, sprawiająca wrażenie odpoczywającej wygodnie na laurach, podczas gdy ludzie rozpowiadaliby innym o jej wielkim talencie. I zasadniczo odwalali całą wizerunkową robotę za nią. Nie musiałaby sama już niczego nikomu udowadniać.

Przynajmniej miała doświadczenie z sytuacjami, w których straszono ją konkurencją. Nie mogłaby zliczyć, ile razy startowała w małych męskich zawodach (ponieważ zawodniczek zwykle było za mało, by utworzyć osobną kategorię) i nie miała wyjścia, jak tylko obiecywać, że rozumie, z czym to się wiązało. Choć znajdowali się, oczywiście, i tacy, którzy próbowali ją zniechęcić mimo wszystko.

Nie odpowiedziała Richardowi. Włączyła silnik, a Flynn po chwili zrobił to samo. Potem Ryan zaczął głośno odliczać, a gdy skończył, wystartowali równolegle.

Favero, dzięki pewności siebie i znajomości toru, zyskał od razu. Jej chwilę zajęło zaufanie zupełnie nowemu motocyklowi, jednak to też nadeszło szybciej, niż myślała. Powierzone jej KTM okazało się niezwykle wygodne. Nie powinno jej to dziwić – zwłaszcza ze względu na jego cenę, boleśnie odległą od jej własnej Yamahy.

Dogoniła rywala w połowie trzeciego okrążenia i utrzymała ten stan aż do końca czwartego. Na początku piątej rundki udało jej się go nawet odrobinę wyprzedzić, choć nie przyszło jej to łatwo; jak na elegancką gwiazdę srebrnego ekranu, Flynn okazał się zaskakująco dobry na torze. Doskonale manewrował i panował nad swoim crossem. Jednak mimo sporej konkurencji, Ivy zachowała pozycję aż do mety.

Zatrzymała się kawałek za linią startu i zdjęła kask, nie powstrzymując się od szerokiego uśmiechu, mimo że wiatr próbował przykleić jej włosy do ust. Odgarnęła je rękawicą i obserwowała, jak Flynn parkował obok niej i tak samo pozbywał się ochronnego nakrycia głowy. Choć on zdecydowanie się nie uśmiechał.

Po raz pierwszy tego dnia wreszcie na nią spojrzał i miała okazję pomachać do niego na powitanie. Może nawet dobrze się złożyło – jak uznała – bo przynajmniej mogła mu się przedstawić dopiero po tym, jak go pokonała.

Nie wydawał się zadowolony ani chętny do interakcji, ale przyglądał jej się, jakby próbował przypomnieć sobie, czy skądś ją znał. I w końcu się odezwał:

– Z jakim klubem jeździsz na mistrzostwa? – mruknął. – Jakimś od KTM? Chyba jesteś z nim otrzaskana. – Kiwnął na jej motocykl. Jeszcze przed chwilą dało się podziwiać połyskującą zieleń lakieru; teraz pokrywało go głównie błoto.

– Jeżdżę Yamahą. I nie na mistrzostwa, tylko na lokalnym torze.

Zmrużył lekko oczy, ale nie odniósł się do jej słów. Zamiast tego zwrócił się do Ryana, który właśnie do nich podchodził.

– To nowa kaskaderka?

Wtedy też Haworth pozwolił sobie położyć rękę na jej ramieniu. Ivy drgnęła przez to w miejscu, ale skupiła sto procent słuchu na tym, co teraz miał powiedzieć.

– Dobrze się składa, że o to pytasz, Favero – przyznał. – Przedstawiam ci Ivy Kadenson. Naszą nową dublerkę do scen motocyklowych.

Kiedy to usłyszała, prawie spadła z jeszcze rozgrzanego crossa prosto w błoto. Kylie zakazała jej okazywania nadmiernej ekscytacji czy wdzięczności, by nie zakomunikowała przypadkiem tego, jak bardzo jej zależało, ale ponownie jej rady zostały odsunięte na bok.

– Dziękuję. Ogromnie! – wysapała entuzjastycznie, a reżyser tylko się zaśmiał.

– To witaj na pokładzie – dorzucił Flynn, którego Ivy ledwo słyszała przez szumiące w głowie szczęście i echo pozostałe po ryczącym przed chwilą silniku. – Idę się przebrać.

– Gratulacje, Kadenson – odezwał się Richard Demiles stale czuwający u boku reżysera. Chłód bijący z jego strony błyskawicznie ostudził jej ekscytację. – Obyśmy nie żałowali tej decyzji.

To powiedziawszy, uśmiechnął się do niej; nie doszukała się jednak w tym geście żadnej życzliwości.

Po kilku krótkich sekundach świat wrócił na swoje miejsce i rzeczywistość powitała ją ponownie, lecz tym razem nakazała trzymać stopy twardo na ziemi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro