Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Witaj w mieście kłamstw, gdzie wszystko ma swoją cenę

Mówi się, że w mediach nie ginie absolutnie nic.

Wyjątkami są może prywatność czy przyzwoitość, ale nimi akurat nie należy się przejmować, gdy pisze się przełomowy artykuł.

Dziennikarzy tak wnikliwych i wyposażonych w zmysł tropiciela, jak Kylie Winterwood, nie brakowało w wielkim świecie żółtego dziennikarstwa i czerwonych dywanów. Była zbyt młoda, by chwalić się doświadczeniem, które mogłoby tak wytrenować jej medialny węch, nie posiadała też do tej pory na swoim koncie żadnych znaczących osiągnięć. Być może miała dar. A być może po prostu miała szczęście.

Nikomu w lokalnej gazecie Miami, dla której pracowała, nie zależało na zgarnięciu tego zlecenia dla siebie tak obsesyjnie, jak Kylie. Nie szczędziła się, gdy próbowała udowodnić przed szefem, że nikt nie nadaje się do przeprowadzenia wywiadu z Ryanem Haworthem bardziej niż ona. A skoro już otrzymali propozycję rozmowy z kimś znanym, tylko dlatego że jego najnowsze dzieło rozkwitało im pod nosem, musieli przecież powierzyć tę rolę komuś bezgranicznie oddanemu.

Jak lisica skradała się więc wokół planu i obsady, gdy tylko produkcja wystartowała. Pierwsze niewyraźne zdjęcia aktorów, które latały po internecie od dnia zdjęciowego numer jeden, zostały wykonane przez nią. Odpowiadała za znaczącą część przecieków i przechwyconych smaczków. Pisała artykuł za artykułem, karmiąc głodnych plotek fanów i udowadniając, że nikt nie zagłębił się w temat tak, jak ona. I, choć ogrodzenie nie miało dziur i nigdy nie udało jej się wejść fizycznie na plan filmowy, zupełnym przypadkiem odkryła dziurę w czymś innym: w obsadzie nowego filmu wielkiego reżysera, Ryana Hawortha.

Ten właśnie wytropiony detal – że Haworth stracił w niewyjaśnionych okolicznościach kontrakt ze swoją główną kaskaderką – zadecydował, że czekała tego dnia w recepcji jednego z najbardziej prestiżowych hoteli w Miami, zastanawiając się, czy reżyser należał do celebrytów szanujących cudzy czas, zjawiających się zawsze o umówionej porze, czy też jego rozumienie zegara było raczej polichroniczne, a ustalone godziny uznawał jedynie za orientacyjne.

Odkrycie konfliktu to jedno. Ale odkrycie przyczyny konfliktu było już zupełnie inną grą.

Wybiła godzina spotkania. Niemalże równo z tym momentem do Kylie odezwała się pracownica recepcji i z uprzejmym, firmowym uśmiechem poinformowała ją:

– Pan Haworth prosi panią do siebie. Czwarte piętro, pokój numer sto osiem.

Kiwnęła głową i ruszyła w kierunku windy, przyjmując rolę wprawionej dziennikarki. Takiej, która codziennie jeździ do pracy w podobne miejsca i przywykła do nich. Nikt nie musiał wiedzieć, że był to jej pierwszy raz.

Zachowaj profesjonalizm – poradziła sobie w duchu. – Pora zdemaskować ten wielki skandal, który przegonił kaskaderkę.

Nigdy nie jechała większą windą. Ta w bloku, którą jeździła codziennie, zmieściłaby się w hotelowej przynajmniej dwa razy. Wydawała się znacznie nowsza i bardziej zadbana, nie wspominając już o czerwonym dywanie pokrywającym podłogę oraz subtelnym rzeźbieniu widocznym na suficie. Podobne okazały się korytarze na czwartym piętrze: wyściełane wykładzinami jak w pałacu, z płaskorzeźbami na suficie i z obrazami zdobiącymi ściany naprzemiennie z florystycznymi kinkietami. Na każdych mahoniowych drzwiach widniała pozłacana tabliczka z numerem pokoju. Kylie ruszyła ich szlakiem, poszukując tego układu grawerowanych cyfr, który ją interesował.

Aż wreszcie go znalazła. Pokój sto osiem.

Zapukała do drzwi i minęła chwila, nim wychylił się zza nich wysoki człowiek, w niczym nieprzypominający archetypu ikony medialnej. Miał na sobie zwykłe jeansy i kraciastą koszulę, jego włosy zdobiły nitki siwizny, a twarz – zmarszczki. Na widok młodej dziennikarki uśmiechnął się, uwydatniając jeszcze bardziej atrybuty wieku wokół małych oczu.

– Dzień dobry, panie Haworth. – Podała mu dłoń. Pomyślała, że brzmi kompletnie nienaturalnie. Jakby recytowała powitanie. Co prawda, powtarzała je sobie w duchu całą drogę, jakby miała zapomnieć swojego nazwiska, ale to i tak nie wystarczyło, by uwierzyła we własną śmiałość, którą tak starała się kreować na zewnątrz. Zwłaszcza kiedy stanęła z nim twarzą w twarz. – Nazywam się Kylie Winterwood.

– Dzień dobry, oczywiście. – Przepuścił ją w drzwiach. – Zapraszam. Kawy?

– Poproszę.

Ryan zdawał się przyjmować ją w swoje tymczasowe progi jak kogoś, kogo znał od lat. Nie wyróżniał się ani eleganckim ubiorem (w przeciwieństwie do Kylie, która stroiła się od samego rana), ani nazbyt poważną postawą. Gdyby nie znała na pamięć jego biografii, jeszcze uwierzyłaby, iż był tylko zwyczajnym Amerykaninem.

Apartament był wielki, większy niż całe jej mieszkanie, wyglądał jak komnata w Buckingham. Nie krzątał się po nim jednak żaden lokaj ani rodzina królewska; był tylko Ryan Haworth i jego szpargały leżące w każdym kącie. Na stoliku o pozłacanych nóżkach zamiast wazonu z kwiatami znajdował się stos spiętych plików – czujne oko Kylie uznało je za kopie scenariusza. Na wzorzystym szezlongu ręcznie haftowana poduszka została przykryta rzuconym niedbale swetrem, a drogocenną porcelanę na pobliskim biurku pokrywały zaschnięte, kawowe plamy.

Potrzebowała kilku spokojnych wdechów, zanim zdołała opanować drżenie rąk. Spoczywała w nich najważniejsza do tej pory misja w jej karierze i nie chciała upuścić jej przypadkiem na beżowy dywan przez dygoczące mięśnie. Nie po to poświęciła lata na szlifowanie umiejętności okazywania pewności siebie. Nie musiała jej mieć – wystarczyło tylko, że inni byli o niej przekonani. Całe to aktorstwo prawie odleciało jak spłoszona ptaszyna, gdy zderzyła się z nowym, nieznanym światem; i dziękowała sobie w duchu, że złapała je w ostatnim momencie i utrzymała na swoim miejscu. Choć Ryan, co szybko pojęła, zdawał się nie zwracać uwagi na jej zachowanie.

Może to i lepiej.

– Chciałbym, żebyśmy zrealizowali to najszybciej, jak to możliwe. Mam dziś jeszcze kilka spotkań – poinformował explicite, kładąc dwie ręcznie malowane filiżanki na stole.

– Tak, oczywiście – wypaliła niemalże natychmiast, wyjmując w pośpiechu rzeczy z torebki. – Możemy zaczynać od razu.

Zasiedli wreszcie przy względnie uprzątniętym stole po obu jego stronach. Kylie z podekscytowaniem złapała za ulubiony, grynszpanowy długopis, włączywszy nagrywanie w dyktafonie, i spojrzała prosto w oczy reżysera. Wydawało jej się, że zachowywała kamienną twarz, i chciała czuć z tego dumę; jednak tak w zasadzie nie miała pewności, czy jej aparycja nie zdradzała zbyt wiele emocji.

Na szczęście to nie ona trzymała w sobie sekret, na którym komukolwiek zależało.

– Nie udawajmy więc, panie Haworth, że nie wiemy, po co się spotykamy – zaczęła, wysilając się na jak najbardziej przekonujące wrażenie bycia doświadczoną. Uniosła kącik ust. – Wszyscy czekają, aż powie pan coś więcej niż dotychczas na temat najnowszego filmu, Podium.

– Mam wszystkie odpowiedzi, których oczekujecie.

Taką właśnie nadzieję żywiła Winterwood. Ryan z pewnością miał odpowiedzi. Liczyła tylko, że miał także chęci, by się nimi podzielić.

Podium, jak informują wasi rzecznicy prasowi, ma być fabularyzowaną biografią Camerona Liao – wyczytała z notatnika, choć tak naprawdę nie musiała do niego zerkać. Na ten temat wypowiadała się już bowiem nawet przez sen. – Legendy motocrossu, której piętnastą rocznicę śmierci obchodzimy w przyszłym roku, czyli w planowanym roku premiery. To się zgadza?

– Nie inaczej.

– Więc dlaczego akurat Liao?

– Lista jego sportowych osiągnięć jest ciekawa i obfituje w sukcesy, ale jeszcze ciekawsze okazuje się jego życie prywatne. Zwłaszcza to romantyczne. Od dawna marzyłem o wyreżyserowaniu i wyprodukowaniu filmu, w którym pierwsze skrzypce grałby właśnie motocross. Z kolei Cameron zasługuje na godne upamiętnienie.

– Nie chwalił się pan wcześniej zainteresowaniem sportami motorowymi. Skąd to osobliwe marzenie?

Ryan uśmiechnął się lekko, jakby wspomnieniem wracał do dalekiego, wywołującego poruszenie momentu w swoim życiu.

– Pewnego razu odwiedzałem Palm Springs, szukając inspiracji. Od dłuższego czasu myślałem już wtedy o nakręceniu romansu, ale nie chciałem odgrzewanych po raz tysięczny, starych, przetartych schematów. Potrzebowałem czegoś wyjątkowego i dalekiego od klisz, czegoś, co byłoby niezwykłą historią miłosną, ale też niosło wyrazisty przekaz – opisał. – Spacerowałem i zauważyłem nieopodal niewielki tor. Trenowali tam motocykliści. Stanąłem, by chwilę popatrzeć, jak jeżdżą. Zwłaszcza że sam nigdy nie potrafiłem.

Dziennikarka kiwała co chwilę lekko głową. Kreśliła w notatniku, skrupulatnie analizując każde słowo i każdy gest. Wiedziała, że człowiek tak obyty ze sztukami wizualnymi z pewnością doskonale panował nad mową niewerbalną, jednak nie zamierzała z tego powodu rezygnować z czujności, tylko starać się jeszcze bardziej.

– Dojechali na metę. Ludzie zatrzymywali się i rozmawiali. Ale nie to przykuło moją uwagę. – Poprawił pozycję, na chwilę przenosząc wzrok na rozmówczynię, a potem z powrotem na losowy punkt na alabastrowej ścianie bogato zdobionego salonu. – Dwoje ludzi zatrzymało się blisko siebie. Zsiedli z maszyn i zdjęli kaski. Zobaczyłem mężczyznę i kobietę: uśmiechnęli się do siebie, a potem on pochylił się, żeby ją pocałować.

Na moment przerwał, a jego twarz wyrażała rozczulenie.

– Wtedy zapaliła mi się lampka. Pomyślałem, że to jest to, czego trzeba mojej produkcji – opowiedział, nie mając czasu na wzięcie łyka stygnącego cappuccino. – Romansu, który wyrasta na wspólnej, wielkiej pasji. Ryzykownej nawet.

– Skoro mówimy o romansach – zaczęła delikatnie – w internecie szaleje plotka o tym, że aktorzy odgrywający główne role, Flynn Favero i Samantha Caire, ponownie związali się na planie. Czy to prawda?

Ryan wyprostował się zadowolony jak kocur, jakby tylko czekał na to pytanie.

– Być może woleliby opowiedzieć o tym samodzielnie, ale nie spotykamy się tutaj, by kłamać. Zresztą nie jestem fanem rozpuszczania wymówek stojących w opozycji do tego, co i tak widać na zdjęciach, co już podkreślałem kilkukrotnie.

– A więc wrócili do siebie.

Skinął głową, po czym – by dyktafon miał swoje potwierdzenie – dodał:

– Z przyjemnością mogę potwierdzić, że to historia Camerona i Lorelai na nowo ich połączyła – oznajmił z radością uniemożliwiającą posądzenie go o kłamstwo.

– Czy to dobrze wpłynie na współpracę?

– Oczywiście – potwierdził od razu. – Miłość na ekranie będzie dzięki temu autentyczna. To zupełnie nowy świat przeżyć. Prawie nie będą musieli grać. – Roześmiał się.

Doskonale znała dorobek zarówno Flynna Favero, jak i Samanthy Caire. Zbyt doskonale, by uwierzyć, że wrzucenie obu tych nazwisk w jeden skrypt i na jeden plan filmowy – zwłaszcza jeśli znów byli razem – nie spowodowałoby mieszanki wybuchowej. Intuicja podpowiadała jej więc, by przyczyny rezygnacji kaskaderki szukać przede wszystkim wokół tych dwóch nazwisk. A najlepiej w przestrzeni pomiędzy nimi.

– Razem są ikonami młodego Hollywoodu – kontynuował. – Samantha i jej wyrazisty charakter od zawsze oczarowywały widzów, nieważne, jaką rolę odgrywała. Z kolei Flynn intryguje i posiada rzadki talent, by opowiadać historię zupełnie bez słów. To wybitni artyści. Dlatego też każda z ich kinematograficznych pozycji odnosi ogromny sukces – podkreślił, nie szczędząc sobie hiperboli. – Dodatkowo są dobrani do roli niezwykle precyzyjnie. Pasują do postaci jak nikt inny, wyglądem i osobowością.

– A czy są też w stanie dobrze oddać charakter tak specyficznego sportu? – wysunęła zupełnie niewinnie. Zbliżała się powoli do kluczowego wątku, o czym Haworth nie miał pojęcia, i na samą myśl o tym jej serce zabiło szybciej. – To wydaje się sporym wyzwaniem.

– Cóż... Flynn sam jest wielkim fanem motocrossu. Trenuje od lat i zgodził się na udział w filmie tylko pod warunkiem, że będzie mógł wszystkie swoje sceny odegrać samodzielnie.

– A Samantha? – dopytała, unosząc brew, mimo że Ryan ewidentnie chciał zgrabnie wyminąć temat.

– Dla panny Caire jest to zdecydowanie coś nowego – przyznał oględnie. – Zagłębiła się dla roli w świecie motocrossu po szyję, oczywiście z wielkim zainteresowaniem, choć sceny wyścigów musi mimo wszystko odegrać za nią kaskaderka.

Spiął się. Jego pełen wigoru uśmiech nieco zbladł, jakby przypomniał sobie o milczącym do tej pory strapieniu. Kylie to zauważyła; i wtedy wiedziała już, że zajęła wygraną pozycję.

– Kaskaderka? – Udała zdziwienie. – W filmie, w którym motocross jest tak ważną częścią, to musi być bardzo odpowiedzialna rola.

– I taka jest.

– Z pewnością zatrudniliście profesjonalistkę. Poznamy jej nazwisko?

Przyparła go do muru. Zerknęła na licznik czasu na dyktafonie i z dumą stwierdziła, że zajęło jej to mniej niż cztery minuty.

– Rzeczywiście zatrudniliśmy świetną motocyklistkę. Niedługo media na pewno poznają jej nazwisko.

– Znamy już niemalże całą obsadę, panie Haworth – wytknęła nieco pobłażliwie, uważając z całych sił na to, by nie zdradzić przypadkiem, ile tak naprawdę wiedziała. – Fani motocrossu z pewnością mają prawo wiedzieć, kto ich zaprezentuje, prawda?

Haworth poprawił się na krześle i odchrząknął. Na jego czole uwydatniła się pozioma, głęboka zmarszczka, dodająca mu powagi i odejmująca młodzieńczej energii, jaką tryskał na początku spotkania. Parę sekund zajęło mu zebranie myśli; dopiero później uniósł oczy i spojrzał na młodą dziennikarkę.

– Zdaje się, że wiesz więcej, niż mi powiedziano – powiedział.

W odpowiedzi uśmiechnęła się i podniosła dłonie, jakby umywała je od winy. Ale on już wiedział, że ona wiedziała.

– Oczywiście cieszymy się szczęściem Charlotte, ale poszukiwanie nowej kaskaderki w środku sezonu nie jest proste.

– Cieszycie? – Zdziwiła się.

Przez chwilę przyglądali się sobie w milczeniu. Dlaczego Ryan miałby tryskać radością, bo odeszła od niego osoba niezbędna do stworzenia filmu? Nastało niezrozumienie i minęło przynajmniej kilka sekund, nim Haworth postanowił je zniwelować.

– Charlotte, nasza kaskaderka, musiała zrezygnować w związku z ciążą. Nagrywanie wyścigów i ekstremalnych scen, takich jak wypadek, w jej stanie oczywiście było zupełnie niedopuszczalne.

Zmarszczyła brwi nisko nad oczami.

– O...

– Ale mamy wszystko pod kontrolą – zapewnił, próbując na powrót przyjąć zrelaksowaną pozę. Zapomniał chyba jednak, w jaki sposób wcześniej ułożył ciało, bo wiercił się ledwo zauważalnie w miejscu.

– Nie macie kaskaderki?

– No... nie w tym momencie. – Zdawał się dobierać słowa niezwykle ostrożnie. – Ale pracujemy nad tym.

Mruknęła i spojrzała na swoje notatki. To, czy kaskaderka naprawdę była w ciąży, dało się już teraz bez trudu zweryfikować. Dlatego ciężko przychodziło jej doszukiwanie się łgarstwa w tej informacji. Jednak wciąż miała poczucie bycia manipulowaną.

Niewykluczone, że szukała jak z lupą skandalu na planie tylko ze względu na okoliczności. Dorobek Flynna Favero mówił sam za siebie; gdzie pojawiał się on, tam pojawiały się problemy. Samantha Caire w niczym od niego nie odstawała. Dlatego też Kylie, nawet jeśli uważała ich wszystkich za profesjonalistów, nie mogłaby pogodzić się z wizją rzeczywistości, w której ta dwójka współpracuje i nie powoduje przy tym żadnych komplikacji. Szczególnie jako para. Byli nowoczesnymi Juliuszem Cezarem i Kleopatrą.

Zbyt obsesyjnie śledziła ich ostatni związek, by w to uwierzyć. Był burzliwy jak niebo letniego wieczoru i nieposkromiony jak ocean.

Albo chciała, żeby tak było – bo tylko ten stan rzeczy pozwoliłby jej napisać artykuł, o którym marzyła. Niespodziewana ciąża motocyklistki nie była niczym, co zainteresowałoby czytelników.

– Obsada wciąż utrzymuje z nią kontakt?

– Oczywiście. Wszyscy życzymy jej zdrowia.

Westchnęła, myśląc bardzo głęboko. Arsenał pomysłów i zagrań, jaki pieczołowicie przygotowywała w ostatnich dniach, właśnie błyskawicznie się wyczerpał. Potrzebowała czegoś innego. Na już.

Spojrzała znów na swój telefon, na którego ekranie wciąż widniał włączony dyktafon. Wtedy dostrzegła dymek czatu schowany w kącie wyświetlacza i ją olśniło. Natychmiast się ożywiła.

– Jak radzicie sobie z poszukiwaniami nowej kaskaderki? – dopytywała ciekawsko, pochylając się.

– To chyba nie jest pytanie, na które odpowiedź chcą poznać nasi przyszli widzowie – wytknął. – Ale radzimy sobie dobrze. Jesteśmy profesjonalistami, panno Winterwood.

– Panie Haworth... – Wyciągnęła dłoń przed siebie i tak ostentacyjnie, jak tylko mogła, wyłączyła nagrywanie, upewniając się, że Ryan dobrze to widział. Zdawał się nie oddychać, gdy obserwował ten ruch. – Ja mogę panu pomóc.

Zmierzył ją nieufnym wzrokiem.

– Już odpowiedziałem.

– Tak się składa, że mam ze środowiskiem motocrossowym dość bliskie powiązania. Nawet gdyby pan o tym nie wspomniał, przecież wiem, że jest środek sezonu. – Potrząsnęła głową. – Każda profesjonalna zawodniczka albo już się ściga, albo się do tego przygotowuje. Nikt nie zagra teraz w filmie. Nie ma takich pieniędzy, za które odpuściłyby sobie sezon.

Słuchał uważnie i z wielką czujnością. Kylie miała wrażenie, że na chwilę przestał nawet mrugać.

– Do czego zmierzasz, Kylie?

– Do tego, że szukając kaskaderki wśród profesjonalistek, może pan się nie doczekać.

Odchylił się na krześle.

– Domyślam się, o co chodzi, ale nie ma mowy. To prestiżowa produkcja. Nie mogę wziąć nikogo z ulicy.

– I ja to w zupełności rozumiem. – Niewiele brakowało, by weszła mu w słowo. – I się zgadzam. Potrzebuje pan kogoś doświadczonego, dobrego i podporządkowanego. I wie pan co? – Oparła się o brzeg stołu, uważając na satynowy bieżnik. – Ja znam taką osobę.

Ktoś, kto tak wiele pracował z aktorami, musiał świetnie panować nad emocjami. Ukrywać je, maskować, przekształcać. Jednak tym razem desperacja była widoczna w oczach Hawortha jak księżyc podczas bezchmurnej nocy. Podana pod nos Kylie na talerzu. Nie mogłaby się nią więc nie poczęstować.

– Jest świetna – przysięgła. – Wygrywa jeden wyścig za drugim. Sama wiem najlepiej, że współpraca z nią to błogosławieństwo. Jest zupełnie bezproblemowa. Takich osób może u was brakować – wymsknęło jej się. – Nawet posturą przypomina Samanthę. Mówię panu, panie Haworth, to jest oferta spadająca z nieba.

Ryan krzywił się nieprzekonany; zmarszczka na jego czole się pogłębiała i ciągle przygryzał wnętrze policzków. Musiał toczyć w głowie batalię z rozsądkiem wymuszającym głuchotę wobec argumentów Kylie.

– Niech się pan zastanowi – kontynuowała, zmieniając ton na bardziej ostrzegawczy. – Opóźnianie produkcji to przecież ciężkie pieniądze. A takie rozwiązanie może uratować nadszarpnięty budżet, prawda? Sam pan wie, ilu twórców potrafiło dostrzec talent w kimś, kto miał już wszystko poza rozgłosem medialnym. Sława to nie umiejętności, panie Haworth, pan wie o tym najlepiej.

– Więc to nikt znany.

– Nie. Jeszcze!

Zabrała telefon, czym napięła Ryana jak strunę. Następnie pokazała reżyserowi zdjęcie uśmiechniętej, młodej kobiety, siedzącej na brudnym crossie. Miała na sobie zabłocony kombinezon, a w ręce trzymała kask.

Ryan przyglądał się zdjęciu przez dłuższą chwilę, aż wreszcie westchnął zrezygnowany. Musiał wiedzieć, że Kylie nie odpuści łatwo. Poza tym ciężko było obalić jej stanowisko.

– No dobrze, w porządku. – Uległ wreszcie. – Wezmę ją pod uwagę. Ale tylko jeśli nie znajdę nikogo innego. I tylko dlatego, że jestem naprawdę zdesperowany. – Złapał palcami za przegrodę nosa.

– Danie jej szansy, żeby się zaprezentowała, wystarczy. Proszę mi wierzyć. – Obdarzyła go szerokim uśmiechem uniemożliwiającym posądzenie jej o jakiekolwiek, najdrobniejsze chociażby nieczyste intencje.

Pokręcił głową, jakby sam siebie próbował krytykować. Zerknął ponownie na wyświetlaną na smartfonie fotografię.

– A jak się nazywa?

Oczy Winterwood powędrowały w to samo miejsce.

Pamiętała doskonale to zdjęcie. W końcu to ona je wykonała. To i setki podobnych. Zajmowały połowę pamięci w telefonie, zdobiły ściany jej domu, towarzyszyły Kylie na każdym kroku, tak samo jak ich główna bohaterka.

– Ivy. Ivy Kadenson.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro