Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Upał, jaki był dokuczliwy, taki był i utrzymywał się nad Paryżem, nie chcąc dać za wygraną. Minęły dwa dni, od kiedy Tae-hyung widział się z JK'em w restauracji na śniadaniu.

Wrócił właśnie z pracy i wchodząc do chłodnej klatki schodowej swojej kamienicy, poczuł jak zwykle przyjemną ulgę. Sprawdził skrzynkę pocztową, a że nie było w niej tym razem ani jednego listu, wspiął się na ostatnie piętro i wszedł do mieszkania. Koszyczek z truskawkami, które kupował codziennie, od kiedy te sezonowe pojawiły się w sklepach, położył na blacie aneksu kuchennego i przeszedł do pokoju. Otworzył jak zwykle okno na oścież, a jego oczom ukazał się widok na Plac de l'Odeon. Rozłożone stoliki, krzesła i parasolki na tej części placu przed teatrem, która nie była rozkopana, ściśnięte były jak kwiatki w bukiecie i równie kolorowe. Przy jednym z nich zobaczył znajomą postać. Zastygł w bezruchu i zmrużył oczy, żeby wyostrzyć obraz. Siedzial tam JK. I choć był odwrócony do niego plecami, to Tae-hyung był na sto procent pewien, że to on. Znów miał na sobie tę dżinsową koszulę z wywiniętymi nonszalancko rękawami do łokci, jak wtedy, gdy widzieli się po raz pierwszy i Tae-hyung był przekonany, że gdyby się odwrócił, zobaczyłby trzy rozpięte guziki ukazujące umięśniony tors i kilka rzemyków zawieszonych na szyi. Naprzeciw niego siedział mężczyzna z burzą kasztanowych loków na głowie. Wyraźnie starszy, dojrzalszy, ale nie jakiś staruszek. Ot facet po czterdziestce. Może przed pięćdziesiątką. Rozmawiali, pili piwo i śmiali się co chwila.

Tae-hyung poczuł dziwny uścisk w żołądku.

To jego kolejny klient? — zadał sobie pytanie w głowie, ale szybko się opamiętał. — To nie moja sprawa. O czym ja myślę? — upomniał samego siebie i usiadł na sofie.

Rozłożył laptop na kolanach i zalogował się przez wpięcie VPN do systemu swojej firmy. Miał kilka rzeczy do dokończenia, zwłaszcza raport, z którym zalegał od kilku dni, ale bez względu na to, jak bardzo starał się na nim skupić, jego nieposłuszne myśli uciekały na plac przed teatrem. Po kilkunastu minutach wstał z sofy zirytowany i zerknął znów przez okno. Tym razem dyskretniej, wychylając się jedynie zza jego krawędzi, jakby się spodziewał, że JK się obejrzy, spojrzy w górę i go zauważy.

On przecież nie wie nawet, gdzie mieszkasz idioto — zakpił sam z siebie, ale nie wychylił się z okna bardziej, niż było to konieczne.

JK wciąż siedział przy stoliku i żywo rozmawiał z facetem siedzącym naprzeciw. Rozwalony na drewnianej ławce, co chwila poprawiał przydługawe włosy palcami lub trzymał złożone dłonie na szerokim karku. Tae-hyung zastanawiał się, jaki jest w dotyku. Dosłownie świerzbiły go palce, żeby je opleść wokół tej jego męskiej szyi. Potem potrząsnął głową, żeby wypadły z niej te myśli i z trudem oderwał od niego wzrok. Znów usiadł na sofie, ale nawet się nie starał zagłębić w maile. Jego myśli lgnęły do tego seksownego faceta na dole i nie umiał się im oprzeć. Właściwie nawet nie wiedział, czemu miałby to robić, a w głowie zadźwięczały mu słowa JK'a: nie całuję w usta, nie uprawiam seksu...

To tylko pożądanie — uspokoił sam siebie. — Nic wielkiego. Przecież z jego wyglądem na pewno wzbudza je nie tylko u mnie — stwierdził rzeczowo, ale... zerwał się znów na równe nogi i podszedł do okna.

JK siedział teraz z tym facetem na jednej ławce i obejmował go ramieniem. Robili sobie selfie. Tae-hyung zamrugał powiekami kilka razy, jakby go ktoś prądem popieścił. W akcie desperacji złapał za telefon i wyszukał numer JK'a.

Ciekawe czy odbierze? — pytał sam siebie jadowitym tonem, a opuszkami palców automatycznie złapał za perełki, które JK skomplementował.

Nie wiedzieć kiedy zawładnęła nim nieposkromiona zazdrość. Chciał więcej tych komplementów. Tylko dla siebie.

— Kochanie? — odezwał się w słuchawce JK głosem cesarza uwodzenia.

Tae-hyung wybudził się z transu.

— Przepraszam, pomyliłem numer — bąknął.

— Skarbie, mojego numeru nie da się pomylić — powiedział żartobliwie JK, brzmiąc tym razem jak imperator pewności siebie i wdzięku, którym w stu procentach był. — Chcę cię zobaczyć, co ty na to? Pójdziemy na kolację? — zapytał przymilnie.

Doktorat z bajeru miałby zdany na sześć! — pomyślał prześmiewczo Tae-hyung. — A już na pewno, gdy ja byłbym profesorem — dodał i sam się skrzywił na to, o czym pomyślał. Nie mógł się jednak oszukiwać, że nie poleciał na to. Oczywiście, że dał mu się nabrać. Nie mógł i nie chciał odmówić. Nie mówiąc o tym, że ucieszył się na spotkanie.

— Dobrze. Podaj adres i godzinę — zgodził się wspaniałomyślnie, ale wciąż szorstkim tonem.

— Jutro? Spotkajmy się przy wejściu do Ogrodów, dobrze? — zaproponował JK.

— Dobrze, a co teraz robisz? — zaczął go przesłuchiwać, ale zmienił ton głosu na milszy, że niby znów grał rolę partnera.

Oczy miał jednak wbite w jego plecy jak sztylet. To palące uczucie płonące pod skórą nie dało się zignorować.

— Siedzę z kumplem, gadamy sobie, pijemy piwo — usłyszał w odpowiedzi.

Tae-hyung poczuł ulgę. Facet nie był klientem.

— Aaaa to miłej pogawędki.

— A ty się nie zrewanżujesz? Też chcę wiedzieć, co robisz? — domagał się JK.

— Właśnie przyszedłem do domu. Wezmę prysznic, przebiorę się i siadam jeszcze do pracy. Mam raport do przygotowania.

— To miłego wieczoru i do zobaczenia jutro. Tęskniłem za tobą — dodał znów przymilnie.

Tae-hyung się zaśmiał. Tymi słowami go kupił niczym niewolnika na targu.

— Ja za tobą też — odpowiedział tym samym.

I choć wiedział, że to tylko gra, miał wrażenie, że czuje to naprawdę. Nie widzieli się dwa dni i czegoś mu brakowało. Teraz zdał sobie sprawę, że tym czymś było towarzystwo JK'a. To było dziwne uczucie. Stresujące i dające ulgę zarazem.

— Do zobaczenia.

— Do zobaczenia skarbie — pożegnał się JK i spojrzał z uśmiechem na wyświetlacz, a potem rozłączył rozmowę.

Odłożył telefon na blat stołu, a kolejne co zobaczył to wytrzeszczone oczy Basila, który znów przesiadł się na ławkę po przeciwnej stronie.

— Skarbie? Kochanie? — zakwestionował. — Zgłupiałeś? Czy masz chwilowy brak poczytalności?

Jeong-guk wiedział, że to do niego niepodobne, ale zrobił zdumioną minę.

— Nie, dlaczego?

— Czy ja mam jakieś przesłuchy, czy ty nazywasz Jeroma kochaniem i skarbem? — zapytał równie zdumiony Basile.

JK podrapał się w tył głowy i uśmiechnął głupkowato.

— Nie, nie masz przesłuchów, bo to nie był Jerome — skwitował.

Niebieskie ślepia Basila otworzyły się jeszcze szerzej niż przed chwilą.

— A kto?

— Tae — odpowiedział krótko JK.

Basile chwilę milczał i tylko co kilka sekund mrugnął powiekami.

— Powiesz coś więcej, czy liczysz na to, że potrafię czytać w myślach? — zapytał kąśliwie.

— To mój nowy chłopak — odpowiedział JK z głupkowatym uśmiechem.

— A Jerome? Czyś ty stracił rozum do reszty? Teraz? Teraz znalazłeś sobie jakiegoś przydupasa? — niemalże warczał ze złości Basile. — Nie chciałbym być złośliwy, ale pragnę ci przypomnieć, że Jerome to SYN SZEFA!

JK skrzywił się zdegustowany. Oparł łokciami o blat stołu i sprawiał wrażenie zmartwionego.

— Wiem — syknął i nerwowo zaczął zgniatać papierową serwetkę. — I muszę przyznać, że mam z tym chyba trochę kłopot. Mleko się wylało. Spotkaliśmy go, jak byliśmy z Tae ostatnio na śniadaniu.

Basile znów otworzył oczy szeroko, zastygł na chwilę w bezruchu, a potem prychnął z pogardą.

— JK bez urazy, ale tobie zawsze brakowało piątej klepki — zbeształ go. — Serio? Teraz? Teraz zdecydowałeś się na związek? — dopytywał jak idiotę. — Jakim cudem ty, który nie liczy się z żadnymi zobowiązaniami, nagle stwierdziłeś, że się ustabilizujesz i rzucisz Jeroma?

JK przewrócił oczami.

— W tym rzecz, że ja go nie porzuciłem. Nigdy nie byliśmy w związku — wytłumaczył. — Przecież wiesz, nie gadaj głupot.

— Ale ruchałeś tego chłopaka niemalże co noc od roku! I co? Teraz jak masz być Jeanem, to stwierdziłeś, że założysz rodzinę, czy jaki inny pomysł cię nawiedził?

— Basile, weź, przestań — warknął JK. — Nie zdecydowałem na związek. Ta sytuacja z Jeanem tak mnie zaskoczyła, że... poszedłem za twoimi radami — bąknął.

— Za moimi radami? A co ja ci niby takiego poradziłem? — zapytał Basile wyzywająco.

— Mówiłeś, że muszę dać z siebie wszystko. Muszę się stać Jeanem, więc wynająłem się jako chłopak do towarzystwa.

W powietrzu zawisła na chwilę złowroga cisza.

— Że co! — wrzasnął Basile z niedowierzaniem, przerywając ją.

JK miał wrażenie, że piszczy mu w uszach. Ludzie zaczęli się na nich gapić, dlatego JK odczekał chwile aż wszyscy wrócą do swoich rozmów i dopiero zaczął tłumaczyć.

— Dałem ogłoszenie w najgorszym zaułku moralności, jaki udało mi się znaleźć i wbrew pozorom zgłosił się całkiem porządny facet. Trochę drętwy. Mecha-coś-tam naukowiec, wiesz mózg do kwadratu. Potrzebuje faceta na... i tu słuchaj uważnie, bo nie powtórzę — urwał, robiąc stosowną przerwę, aby zbudować napięcie. — Na wesele kuzyna w Busan w Korei. Mam udawać jego chłopaka, a on mi za to zapłaci. Wypisz wymaluj sytuacja jak z Jeanem...

Basie złapał oburącz za blat stołu, jakby o mało nie spadał z ławki.

— Czyś ty zgłupiał?

— Dlaczego? Facet jest niczego sobie, a ja będę mógł się przygotować...

— Prześpij się z nim, przejdzie ci — przerwał mu Basile rzeczowym tonem. — Chyba zgłupiałeś, że teraz chcesz gdzieś lecieć?

— W tym rzecz Basile, że nie mogę. To jest jeden z moich warunków. Nie sypiam z klientami, bo oczywiście udaję, że robię to na co dzień, nie całuję w usta i takie tam pierdoły, a on grzecznie na to przystał. Wydaje się naprawdę porządny. Dostałem od niego wszystkie możliwe dane. Sprawdziłem go, są prawdziwe. Facet mówi prawdę.

Basile patrzył na niego oniemiały.

— A co z Jeormem?

— No właśnie, jakoś muszę z tego wybrnąć. Jeszcze nie wiem jak.

— Zawsze uważałem, że z tobą jest coś nie tak, ale teraz twierdzę, że jesteś po prostu pierdolnięty — rozzłościł się na dobre Basile.

JK się zirytował faktem, że Basile nie pochwala jego pomysłu.

— Niby dlaczego? — zapytał butnie. — Nie dość, że facet jest w porządku, wie, że udajemy, co oznacza, że go nie oszukuję, to jeszcze mi za to zapłaci — nagiął nieco prawdę.

— Jak dziwce?

— A nie o to chodzi? Przecież Jean to...

— Nie chcę tego słuchać — uciął krótko Basile.

— Nie chciałbym gderać, ale nie płacą nam jakoś szczególnie dużo, a on zapłaci mi tysiąc euro za dzień. Dni jest siedem. Że nie wspomnę o tym, że on mi się zwyczajnie podoba.

— Podoba? Zgłupiałeś? Powtarzam pytanie: co z Jeromem? I przypominam: to syn szefa.

— Nie chciałbym wyjść na rasistę, ale Tae jest Azjatą. Koreańczykiem tak jak ja. Nie moja wina, nawet o tym nie wiedziałem, że pociągają mnie tacy faceci. Nie za wielu ich mamy w Paryżu. No, chyba że jestem ślepy.

Basile chwilę patrzył mu w oczy, a potem spłynęło na niego jakby cudowne uświadomienie.

— Musisz koniecznie się z nim przespać, wtedy ci przejdzie — stwierdził po raz drugi rzeczowo. — Znam cię — zapewnił, mierząc w niego palcem. — Musisz go przelecieć i będzie po kłopocie. Wtedy wrócisz do Jeroma i wszystko się ułoży. A teraz dzwoń do niego i błagaj, żeby ci wybaczył.

— Może później. Teraz zbieram się do domu. Jutro mam randkę z moim skarbem — zaprzeczył, choć musiał przyznać, że w „scenariuszu" nie przewidywał zderzenia tych dwóch światów.

Jerome się napatoczył zupełnym przypadkiem i teraz miał nie lada orzech do zgryzienia. Bo choć swojego przełożonego miał za profesjonalistę, to doskonale zdawał sobie sprawę, że powodzenie jego awansu było uzależnione od sytuacji z Jeromem. Nie było się co oszukiwać. W tej branży rządził mobbing, powiązania, znajomości i nierzadko seks.

Były zatem trzy linie frontu.

Ta z Jeromem, który był jak karta przetargowa. Dostęp do awansu. Musiał jakoś załagodzić z nim sytuację.

Z Basilem, który myślał trzeźwo i rzeczowo. Trzymał go na orbicie i miał całkowitą rację, że to nie był dobry moment, aby myśleć o zmianach. Dlatego powinien go posłuchać i zapewnić, że sytuacja z wynajętym chłopakiem to tylko interes. Ćwiczenia. Tak jak założył pierwotnie.

I ta z Tae-hyungiem, która była najtrudniejsza, bo...

Nie było chwili, żeby przestał myśleć o tych perełkach na jego szyi i tej jego ciepłej, delikatnej dłoni, którą trzymał w swojej podczas śniadania. Ten jego gest, gdy wstawił się za nim przed Jeromem, nie wiedzieć czemu totalnie przewrócił mu w głowie. To było jak grom z jasnego nieba. Wiedział, co to oznaczało. Nie był głupi i zakłamany, choć jego dotychczasowe postępowanie temu przeczyło. Czuł to po raz pierwszy w życiu i był tym przerażony. Zauroczył się, jak jeszcze nigdy w nikim.

Dlatego aby zapobiec katastrofie, nie wpaść w potrzask, zjeść ciastko i mieć ciastko, postanowił, że musi te trzy linie utrzymać z daleka od siebie do końca umowy z Tae-hyungiem.

🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓

Czy mi się wydaje? Czy już wiemy, kto spieprzy sytuację?

Niby tak, ale nie byłabym tego tak do końca pewna. Jak wiecie, u mnie nie wszystko zawsze jest takie oczywiste. Wciąż nie mamy pojęcia, kim jest JK. Wiemy natomiast, że nie jest chłopakiem do wynajęcia na co dzień. Więc kim? W sumie to nie takie istotne, a to, jaki jest zazwyczaj. Oblatywacz, turecki dywan w nieformalnym związku z Jeromem ;) czyżby Tae był pierwszym, który usidlił jego serce? Najprawdopodobniej.

A co z sercem Tae-hyunga? Ono już też chyba mu podpowiada pewne rzeczy, ale Tae to ścisłowiec, pamiętajmy dla niego "szkiełko i oko" się liczy, nie serce, a wbrew pozorom on też ma coś do ukrycia. Dowiemy się niebawem.

Teraz kilka ogłoszeń parafialnych.

Ogłoszenie 1

Kochani! Z braku czasu piszę na gorąco. Zatem niektóre fakty, które ułożyłam w głowie, mogą się nieco zmieniać na przestrzeni czasu. Nigdy co prawda - nawet pod presją czasu - nie zdarzyło mi się zrobić dziury fabularnej, ale jak to mówią, zawsze musi być ten pierwszy raz ;) Gdyby coś było nielogiczne, to dajcie znać. Jestem tylko człowiekiem ;)

Ogłoszenie 2

Wracam do publikacji cotygodniowych. Mam natłok zadań. Brakuje mi czasu na korekty książek, które w niedalekiej przyszłości chciałabym skierować do wydawnictw. Tam jest cała masa byków :D Muszę to w końcu naprawić i zająć się tym raz a dobrze, bo nigdy się z tym nie wyrobię :D Wracam też do publikacji raz na tydzień, bo chyba się zagalopowałam przez ostatnich kilka miesięcy, a na popularności mi niestety nie przybyło. Nie chciałabym mówić, że mi się nie opłaciło, bo nigdy w ten sposób tego nie przeliczałam, ale zrodziła się we mnie jakiegoś rodzaju irytacja, zatracenie, rozgoryczenie na ten fakt, które chcę zatrzymać i wrócić do czasu, gdy mi na tym nie zależało. Lubiłam siebie taką z kiedyś po prostu bardziej. To mi dawało siłę. Pisało mi się łatwiej. Lekko. Chcę tego z powrotem. Chcę do tego wrócić. Chcę, żeby to znów była czysta przyjemność.

Muszę zrobić krok w tył, bo wbrew pozorom ja zawsze słucham zdrowego rozsądku. Wiem, że dotarłam do granicy, której nie powinnam przekraczać, bo to oznacza coś o wiele gorszego. Wypalenie. Krok w tył jest mi zatem niezbędny. Muszę zwolnić. Osiągnęłam tu swoje cele i chyba dlatego czuję, że chcę więcej, ale pomimo nakładu pracy nie umiem się przebić. To frustrujące. Nie lubię tego uczucia.

Oczywiście biorę jak najbardziej pod uwagę margines tego, że po prostu nie trafiam w gusta, piszę nudnie dla większości ludzi itp. ;) żeby nie było ;)

Ogłoszenie 3

To tylko taka ciekawostka. Kiedyś obiecałam sobie, że napiszę tyle książek, ile mam lat xD Nie jestem młoda - co może niektórych bardzo zdziwić :D - ale niestety przez ten mój pęd przekroczyłam tę liczbę jakoś o dekadę... nie chcę być taka stara, jak na to wskazuje liczba moich książek :D

Wiem, że to może wydać się dziwne, ale kiedyś poczyniłam jeszcze jedno postanowienie. Otóż obiecałam sobie, że jeśli kiedykolwiek znajdę na to czas i pieniądze oczywiście, to odwiedzę każde miejsce, o którym piszę, a co za tym idzie? Każde z nich możecie znaleźć na mapie. W niektórych przypadkach nawet dokładne adresy. Bardzo często posiłkuję się mapami ;)

Podpowiedzi:

Teatr Odeon i adres Tae-hyunga, knajpa na rogu z niebieską markizą istnieją naprawdę ;) Nawet remont na ulicy widać :D to taka moja trochę droga na skróty, ułatwienie sobie pisania, nazwijmy to inspiracja :D

Pozostając przy universum BTS, wiele miejsc z Tyrana również istenieje naprawdę. DreamTime Beach, Bondi Beach, czy ulica Military Road, przy której mieszkali w Australii, również są namacalne. Dom także (jednak nie co do szczegółu, nieco zmieniłam mu kilka cech), ciekawa jestem czy ktoś by go rozpoznał. Sydney Tower, pole golfowe, knajpa w której świętowali swoją rocznicę w Perth hahaha jest tego całe mnóstwo ;)

Miłej zabawy, jakby komuś się chciało :D

Tymczasem do za tydzień ;) Koniec gorzkich żali :D to nie w moim stylu, ale chciałam, żebyście mnie zrozumieli :)

Sev.

Pamiętajcie, że znajdziecie mnie również w tych miejscach ;) Najbardziej aktywne, to Instagram i TikTok. Na Ao3 to powtórka z rozrywki. Facebook to jakby archiwum, a Twitter umarł już dawno temu, choć ciągle jestem aktywna. Będzie mi miło :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro