Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

JK miał wrażenie, że stracił czucie w kończynach. Widok wiadomości od Basila na wyświetlaczu telefonu po prostu zwalił go z nóg. Uczucie wstydu i skrępowania, jaki poczuł oraz zawodu, jaki sprawił Tae-hyungowi, dosłownie dusił go jak pętla zaciśnięta na szyi wisielca. Ze złości rzucił telefonem o podłogę, a ten rozbił się w drobny mak.

Usiadł na łóżku i złapał się za głowę.

— Kurwa, kurwa, kurwa — klął pod nosem. — Wszystko się spierdoliło.

Spojrzał na kopertę wypełnioną pieniędzmi, leżącą obok niego w pościeli.

— Kurwa — jęknął, zawiedziony sam sobą raz jeszcze i zakrył twarz dłońmi.

Chwilę mu zajęło zebranie się do kupy, a kiedy już odnalazł w sobie wszystkie pokłady odwagi, spakował walizkę, ubrał się, a kopertę z pieniędzmi schował do tylnej kieszeni spodni i zszedł na dół do restauracji.

— Tae — stęknął do niego, gdy znalazł go jedzącego śniadanie przy jednym ze stolików.

Tae-hyung nawet na niego nie spojrzał i nie przerwał posiłku. Prawdą jednak było, że nie czuł smaku jedzenia, a czynność wykonywał mechanicznie. Jak robot.

JK przestąpił nerwowo z nogi na nogę.

— Tae, to nie tak... — spróbował raz jeszcze, choć w sumie to sam nie wiedział, co chce powiedzieć.

Jeszcze chwilę temu ułożył w głowie wszystkie słowa, jakimi chciał się przed nim wytłumaczyć, a teraz czuł, jakby zamiast języka miał kołek.

— Nie tłumacz. Jesteśmy dorośli — ukrócił rzeczowo jego mękę Tae-hyung. — Zapłaciłem ci za to, żebyś ze mną przyjechał i tyle. Kropka. Nie było mowy o zakochiwaniu się...

— Zakochiwaniu? — zapytał zaskoczony Jeong-guk.

Tae-hyung zastygł w bezruchu, gapiąc się w swój talerz. Westchnął po chwili bezsilnie.

— No tak, przecież to ja jestem ten zdesperowany, zapomniałem — powiedział kpiąco sam do siebie, a potem odłożył sztućce, oparł plecy o oparcie krzesła i spojrzał na niego w górę odważnie. — Tak JK. Tak jak ty powtarzasz mi od kilku tygodni, że jesteś człowiekiem, tak ja też mogę ci powiedzieć to samo. Jestem tylko człowiekiem. Zauroczyłem się, nie wstydzę się i na pewno się nie boję do tego przyznać i powiedzieć głośno. Spodobałeś mi się, jak jeszcze nikt nigdy. Ten twój uśmiech, sposób bycia, wysportowane ciało — wyliczał coraz bardziej nerwowo. — Tak JK, spodobałeś mi się, jak tylko wszedłeś do restauracji na rogu. Dosłownie czułem, jak świerzbią mnie palce, żeby cię złapać za tyłek — wyrzucał z siebie słowa jak pociski. Już nie zważał na ich znaczenie i to jak brzmią i jak go definiują. Rozgoryczenie wzięło nad nim górę. — Nieco później urzekła mnie twoja opiekuńczość i ta pieprzona ludzkość, gdy zachorowałem, a ty zadzwoniłeś po lekarza i kupowałeś mi przez tydzień truskawki. O mały włos nie pocałowałem cię w przebieralni, gdy objąłeś mnie i przyciągnąłeś do siebie. Nie wierzę, że tego nie dostrzegłeś, a gdy tu przylecieliśmy, zadbałeś o mnie, gdy walczyłem z demonami. Nie wiem, może to znowu tylko moja naiwność i samotność, D E S P E R A C J A, ale... nawet jeśli to ona, to nie jestem niedorozwinięty emocjonalnie JK, żeby nie umieć powiedzieć tego głośno i jednocześnie wiedzieć, że nie jestem niczemu winien, tylko zwyczajnie popełniłem błąd. Ulokowałem swoje emocje i uczucia nie tam, gdzie trzeba. Za dużo sobie obiecałem. Łudziłem się, nadinterpretowałem. Nazwij to, jak chcesz. Możesz uważać za śmieszne. Wszystko mi jedno, ale czy normalny człowiek, ludzki, taki wiesz z uczuciami, nie dałby się na to nabrać? — zapytał z pretensją. — Długie lata pracowałem nad sobą, jak z resztą sam zobaczyłeś tutaj, z jakiego bagna się wydostałem i dziś dzięki temu umiem stanąć z tym twarzą w twarz, czego zdecydowanie nie można powiedzieć o tobie. Rozmawialiśmy o tym. Powiedziałem ci, że chciałbym się zakochać, wziąć ślub, mieć dziecko, sądziłem, że mogę ci zaufać, ale się P O M Y L I Ł E M. Pozwoliłem ci to wykorzystać. Kropka.

— To nie prawda Tae, nie wykorzystałem tego i ja też się zakochałem — wtrącił JK.

Ale Tae-hyung już rozkręcił się na dobre. Gorycz lała się z niego strumieniami i nie umiał jej powstrzymać. Nawet nie chciał. Czuł się zraniony do głębi.

— I rozpowiedziałeś wszystkim twoim znajomym, że mnie przelecisz? — zapytał z roszczeniem, niczym wściekły pies. Tylko piany mu na pysku brakowało. W jego spojrzeniu szalał sztorm. Nerwy podniosły go z krzesła. — Kim to jestem? — zapytał prześmiewczo. — Mózgiem do kwadratu? Tylko tyle we mnie widzisz? To moja wada, to jest dla ciebie śmieszne, że mam mózg do kwadratu? — dopytał z wyrzutem. — A potem pieprzyłeś Jeroma, gdy ja czekałem na ciebie na schodach jak ten głupiec? — zapytał z drwiną, ale głos mu zadrżał z przeładowania emocji. — Jestem rozgoryczony tym faktem chyba najbardziej — stęknął z żałością. — Nie mieści mi się to w głowie, że siedziałem na schodach i czekałem jak pies, gdy ty nicowałeś tego gogusia na wylot.

JK otwierał usta, żeby się wytłumaczyć, ale Tae-hyung nie dał mu dojść do słowa.

— Nie zaprzeczaj — warknął i wymierzył w niego palcem. — Wiem, że to było wtedy. Miałeś to wypisane na czole, ale ja jeszcze nie umiałem tego odczytać. Teraz połączyłem elementy układanki. Ta twoja dezorientacja, te rozbiegane oczy, drżące dłonie, a dziś ta wiadomość — wyliczył i zaśmiał się znów sam z siebie. — A ja głupi przybiegłem ci się wyspowiadać z MOJEGO życia! Przeprosić! Usprawiedliwić! Żebyś mnie nie skreślał! Teraz tak sobie myślę... Z CZEGO JA GŁUPI CHCIAŁEM CI SIĘ USPRAWIEDLIWIĆ? Z tego, że chcę żyć? Że chcę być kochany? A ty pogardziłeś mną jak wyrzutkiem. Tak jak oni! Jak moja rodzina! Bo nie pasowałem do twojego schematu! BALAST! GŁUPIEC Z DZIECKIEM! DESPERAT! KTO BY CIĘ CHCIAŁ! — wyliczył jego zarzuty. — Tak, łudziłem się, że TY byś chciał! Łudziłem się, że dla ciebie jestem kimś więcej niż tylko głupcem. W końcu ludzie spotykają się czasem w niesprzyjających okolicznościach, nie? I przecież dają sobie z nimi radę! Ale dla ciebie od samego początku to był interes. Jakaś gra w zwodzenie mnie. Celowo powiedziałeś, że nie uprawiasz seksu? Żeby stać się niedostępnym i jednocześnie bardziej ze mnie zakpić? Bo nie wmawiaj mi, że to rodzaj profesjonalizmu. Nie jestem idiotą. Gratuluję. Udało ci się. Przeleciałeś Mózga, a on ci za to zapłacił, ciesz się — powiedział z goryczą i na chwilę zamilkł, żeby znów opanować drżenie głosu, ale wystawił rękę, żeby JK nie zdążył nic powiedzieć. — Nie, nie chcę wiedzieć, czy było warto. Już i tak czuję się, jak gówno. Nie musisz mnie dobijać, choć... — prychnął gorzkim śmiechem. — W końcu całe życie byłem tak traktowany, powinienem się przyzwyczaić, nie? — zapytał z wyrzutem. — Raz w tę czy we w tę, nie powinien zrobić mi różnicy, nie?

Zamilkł, przełykając ciężko gorycz, jaką czuł i patrzył mu prosto w oczy. Chciał, żeby zobaczył w nich tę druzgocącą porażkę i dać mu tym samym powód do dumy.

JK czuł się jak ostatni zbrodniarz. Tae-hyung już osiągnął apogeum rozgoryczenia, a to przecież nie był nawet początek.

— Nie, Tae, to nie tak, proszę, wysłuchaj mnie — stęknął.

— Ale ja nie chcę cię słuchać. Nie rozumiesz? — zapytał zrezygnowanym głosem Tae-hyung.

— Wystraszyłem się, jak zobaczyłem cię z tą dziewczyną, zrozum! — podniósł głos zdesperowany JK. — Pomyślałem, że mnie oszukujesz! Że masz żonę i dziecko! Wiesz, ilu facetów chowa się za taką zasłoną? MNÓSTWO! Sam spotkałem w swoim życiu kilku takich! Byłem zły na siebie, że dałem się tak nabrać. Ja też się łudziłem, że to coś więcej, ale sam pomyśl. Na co mógł liczyć chłopak do wynajęcia? Dziwka, którą mógł mieć każdy kontra porządna dziewczyna w ciąży? — zapytał równie rozgoryczony. — Powiem ci. NA NIC! — dodał.

Tae-hyung wymierzył w niego palcem oskarżycielsko.

— NIGDY cię nie oceniałem pod tym względem — punktował. — NIGDY nawet w myślach nie skategoryzowałem cię w ten sposób! NIGDY! Rozumiesz? — warknął rozwścieczony. — Nigdy nie pomyślałem o tobie, że jesteś nic niewart, bo pracujesz jako chłopak do wynajęcia!

JK westchnął ciężko. Przed nim był najgorszy moment.

— Powinienem był ci powiedzieć prawdę o sobie wcześniej i tu popełniłem błąd, ale wtedy już było za późno, a Basil... to, co napisał, to tylko głupi żart. To mój kolega z pracy.

— Twój alfons? — zadrwił gorzko Tae-hyung.

— Nie. Jestem aktorem w teatrze Odeon, a on scenarzystą — wyznał i zamknął na chwilę powieki. — Chciałem ci powiedzieć po powrocie do Paryża — mówił drżącym głosem. — To wszystko zaszło za daleko. Chciałem to odkręcić, ale po weselu. Nie chciałem ci dokładać, bo to, co tu przeszedłeś, było wystarczająco ciężkie.

Tae-hyung wytrzeszczył na niego oczy.

— Kim jesteś? — wyrzucił z siebie niedowierzającym tonem.

— Jestem aktorem — powtórzył JK. — Przygotowuję się do roli. Muszę wypaść wiarygodnie. Będę grał chłopaka do wynajęcia. Mam przedstawić swoją interpretację tej roli. Obsadzili mnie w niej na zastępstwo, bo aktor, który miał go zagrać, złamał nogi na nartach na drugim końcu świata. To moja jedyna szansa, żeby się wybić. Spektakl, być może zaadaptują na wielki ekran. Wpadłem na głupi pomysł, że najlepiej będzie przećwiczyć ją w rzeczywistości. Teatr rzadko funduje warsztaty przygotowawcze, bo zwyczajnie nie mają na to pieniędzy, dlatego dałem ogłoszenie. To było zrządzenie losu, bo ledwo je zamieściłem, a ty się odezwałeś.

Tae-hyung zaśmiał się gorzko.

— Jest gorzej, niż myślałem.

— Dlaczego? Tae, proszę, spróbuj zrozumieć...

— Bo to z kolei dowód na to, że wszystko, co się wydarzyło, nie było prawdziwe. Mówiłeś, że jesteś prawdziwy, a tymczasem grałeś rolę... Kolejne kłamstwo w moim życiu. Zaczynam się zastanawiać czy ja żyję w jakimś matriksie albo, czy czasem nie choruję na schizofrenię.

— To nie tak! — wrzasnął rozeźlony JK. Położył kopertę z pieniędzmi na stole. — Nie chcę ich. Zabierz je z powrotem.

Tae-hyung prychnął z pogardą.

— Daruj sobie. Ja też ich nie chcę, za to chciałbym wiedzieć tylko jedną rzecz.

— Cokolwiek, pytaj, odpowiem — zarzekał się JK.

— Co z Jeromem? Co z nim? Jaką on odgrywa „rolę"? Bo jakąś gra, jestem tego pewien. Widziałem, jak patrzyłeś na niego w restauracji, gdy spotkaliśmy się na śniadaniu, ale to nie było uczucie. To było jakieś bliżej niezidentyfikowane dla mnie wrażenie, że czegoś żałujesz w związku z nim — zapytał bardzo dociekliwie. — Kim on jest dla ciebie i kim dla całej tej sprawy? On jest kimś ważnym, prawda?

Miał swoje podejrzenia co do tego chłopaka i strasznie bał się usłyszeć odpowiedź, ale wiedział, że musi się z tym zmierzyć. Ta informacja spadła na niego dosłownie kilkanaście minut wcześniej, zanim usiadł do śniadania i teraz gdy JK wyznał, że jest aktorem, podejrzenie się spotęgowało.

JK przestąpił z nogi na nogę, nerwowo. Palcami potarł czoło, skrępowany. Musiał powiedzieć prawdę.

— Jest synem dyrektora teatru...

Tae-hyung się załamał. Spuścił głowę i też potarł czoło palcami. To był jakiś chichot losu. Nagle kolejne elementy układanki wskoczyły na miejsce, pieczętując porażkę do maksimum. Jerome był bratem Mili i kochankiem JK'a. Teraz wiedział to na pewno. Zanim zszedł tu na dół, jeszcze w windzie zadzwonił do Mili z pytaniem, jak się czuje. Powiedziała, że zadzwoniła do brata. Usłyszał jego głos w tle i jego imię, gdy Mila śmiała się do niego. O mało nie zemdlał, gdy się domyślił. Teraz też miał wrażenie, że czuje, jak traci kontrolę nad ciałem.

— Więc jego też wykorzystałeś, czy lubicie takie gierki? — zapytał gorzkim tonem.

— Tae, błagam, sam powiedziałeś, że jesteśmy dorośli. Tylko z nim sypiałem... wiedziałeś o tym. On też wiedział, że to nic nie znaczy!

— Nie mam ochoty go bronić, to wasze popaprane sprawy i nie chcę mieć z nimi nic do czynienia, ale to brat Mili — zamknął mu usta Tae-hyung. — Chyba wiesz, co to znaczy.

JK otworzył oczy szeroko. Wiedział, że to koniec. Ta informacja pieczętowała całokształt porażki. Miał ochotę uciec na bezludną wyspę i schować się przed światem ze wstydu.

— Tae...

— Już nic więcej nie mów — zatrzymał go Tae-hyung. — Nie chcę tego słuchać — syknął. — Właściwie to nawet nie wiem, co jest nie tak, ale czuję całym sobą, że wszystko. Nie wiem, dlaczego czuję się wykorzystany i chyba nawet zdradzony? — zapytał z żalem wymalowanym na twarzy. — To okropne uczucie... — urwał, bo głos znów mu zadrżał.

— Tae... proszę — stęknął JK.

— Żałuję, że cię poznałem JK — powiedział stanowczo Tae-hyung. — Powiedziałem kuzynowi prawdę o nas. Czas zakończyć to upokarzające przedstawienie i te wszystkie kłamstwa w moim życiu raz na zawsze.

— Co zrobiłeś? — zapytał zszokowany JK.

— To wszystko było przecież kłamstwem. Ty byłeś kłamstwem JK — powiedział z żalem Tae-hyung. — Byłeś moim najgłupszym pomysłem, na jaki kiedykolwiek wpadłem — dał upust swojemu rozgoryczeniu, ale już spokojnie. — Biorę za to pełną odpowiedzialność, bo ja... w przeciwieństwie do ciebie, jestem odpowiedzialny. Nie chcę więcej o tym rozmawiać. Koniec z kłamstwami.

Odsunął krzesło i wyszedł z restauracji.

Nie widzieli się aż do piętnastej, a dwie godziny później siedzieli już w samolocie. JK znów był spięty strachem. O mało nie zwymiotował, gdy wchodzili na pokład. Bał się samotnej podróży bez wsparcia Tae-hyunga, ale wiedział, że nie może ani na nią liczyć, ani jego o nią prosić. Pot pokrył jego szyję i skronie, ale milczał, jak życzył sobie tego Tae-hyung. Ten widząc go w takim stanie, chwycił go za dłoń zaciśniętą na podłokietniku.

— Nie musisz tego robić — powiedział przerażony JK.

— Oczywiście, że nie muszę — warknął na niego Tae-hyung. — Ale ja też jestem człowiekiem, mówiłem ci. Nie jestem ani mściwy, ani podły — odpowiedział mu szorstko. Wstał i przesiadł się, wciskając obok niego na jego siedzenie. — Zamknij oczy i oprzyj głowę o moje ramię. Spróbuj nie myśleć za dużo o tym, gdzie jesteś. Pomyśl, że jedziemy autobusem. Zamówiłem ci już drinka, gdy wchodziliśmy na pokład, za chwilę pewnie go przyniosą.

Jeong-guk posłusznie wykonał polecenie, a Tae-hyung oparł policzek o jego głowę.

— Przepraszam Tae. Naprawdę. Jest mi strasznie wstyd, proszę, wybacz mi.

— Nic już nie mów. Prosiłem.

Czuł się niepomiernie źle. Wszystko byłby mu w stanie wybaczyć, ale nie to. Nie fakt, że wszystko, co zaszło, to była tylko rola. Sądził, był niemalże pewien, przecież mu obiecywał, że to jest KURWA prawdziwy on!

Byłem naiwny — pomyślał kpiąco i też zamknął oczy. Wiedział, że jeśli się sam przed sobą do tego nie przyzna, że to strasznie boli, to nigdy się z tego nie uleczy. — Chciałem być. Było mi tak dobrze. Dla bycia kochanym zawsze straciłbym głowę.

Nigdy więcej.

🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓

No to rozpadło się na dobre. Tae mu nie wybaczył...

Ponieważ wczoraj dopisałam jeden rozdział, który mnie uwiera w timing, to publikuję dzisiaj dodatkową bombę dramy. Enjoy! xD

Do następnego!

Sev.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro