Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

— JK! — Tae-hyung próbował przekrzyczeć zamknięte drzwi łazienki i szum wody spod prysznica.

Była jedenasta rano. Dzień ślubu, który miał się odbyć o czternastej.

— Taaak? — odpowiedział mu JK spod strumienia wody lejącej mu się na twarz.

Tae-hyung przyłożył ucho do drzwi.

— Długo jeszcze? — dopytywał nerwowo.

— Minutka!

— Mówiłeś tak dziesięć minut temu!

— Tae, błagam, mamy jeszcze trzy godziny! — odkrzyknął do niego zrezygnowanym głosem JK. — No, chyba że musisz się odlać, to wchodź.

Tae-hyung odsunął twarz od drzwi i zamrugał oczami z niedowierzaniem. JK to był naprawdę grubo ciosany facet. Raz o mało w jego obecności niemalże był zmuszony się załatwić, ale przy nim nagim? Tego jeszcze nie grali i na pewno by tego nie przetrwał.

— Chyba zidiociałeś — mruknął sam do siebie.

— Co mówisz? Nic nie słyszę, mam uszy pełne piany! Myję włosy!

— Nic, nic, nie przeszkadzaj sobie, tylko się pospiesz! — ponaglił go.

— Tae, błagam, zdążymy.

Tae-hyung syknął.

— A jak będą korki?

— Dobrze, już wychodzę! Tylko się nie denerwuj — zgodził się w końcu JK.

Woda faktycznie zamilkła, a chwilę później drzwi się otwarły i stanął w nich półnagi, bo jedynie owinięty ręcznikiem wokół bioder JK. Jego wysportowane ciało prosiło o atencję. Woda kapała mu z włosów i otrzepał się niczym pies wytarzany w kałuży.

Tae-hyung odskoczył od niego jak oparzony.

— Co robisz! — wrzasnął i rozłożył ręce w bezsilnym geście.

Było za późno.

JK spojrzał na niego jak na ducha. Tae-hyung był już w pełni ubrany. Jedynie jasna marynarka wisiała jeszcze na wieszaku, a jego biała koszula i kamizelka, całe były skropione wodą z włosów.

— Sorry — parsknął śmiechem JK.

Tae-hyung syknął i ruszył w stronę lustra.

— To nie jest śmieszne.

Zaczął przeglądać w odbiciu stan ubioru.

— Wyschnie za chwilę — zlekceważył JK i podszedł do szafy.

— Ale mogą zostać plamy po odżywce — wyzłośliwiał się Tae-hyung. — To delikatny materiał.

JK spojrzał na niego oszołomiony.

— Odżywce? Jakiej odżywce? Co to jest odżywka? — zapytał kpiąco.

Tae-hyung spojrzał na niego jak na ducha.

— Do włosów.

— Nie używam takich rzeczy — parsknął JK. — To tylko woda, nie przesadzaj — znów zlekceważył jego przejęcie, ale natychmiast zamilkł, gdy zobaczył, że on naprawdę się tym przejął.

Złapał się za boki i przyjrzał mu się z uwagą. Znów wyglądał jak zwykły, prosty facet i NIE BYŁ SOBĄ. Był tym sztucznym mężczyzną w białej koszuli, prostym garniturze z tym okropnym metalowym zegarkiem na nadgarstku.

— Wyglądasz okropnie — wymsknęło mu się.

Tae-hyung spojrzał na niego zszokowany.

— Słucham?

JK się zmieszał i spuścił spojrzenie na podłogę, ale nie mógł nie odpowiedzieć.

— Wyglądasz okropnie w tym ubraniu — bąknął i sięgnął do szafy po pokrowiec ze swoim garniturem.

Powiesił go na drzwiach i zabrał się za rozpinanie. Sam nie wiedział, dlaczego powiedział to głośno, ale już dłużej nie umiał ignorować tego widoku.

Tae-hyung znów rozłożył ręce w bezradnym geście.

— Przecież razem wybieraliśmy to ubranie i teraz nagle wyglądam w nim okropnie? — zapytał z pretensją. — Sam kazałeś mi kupić te ciaśniejsze spodnie! — dodał z wyrzutem. — Wiedziałem, że nie są na mnie, ale się upierałeś — zaczął panikować i obrócił się wokół własnej osi, żeby się obejrzeć w lustrze.

JK'owi z trudem patrzyło się na niego w takim stanie. Wiedział, że to on narobił bałaganu i zasiał wątpliwości w jego idealnym planie. Porzucił rozpinanie pokrowca z garniturem i podszedł do niego szybko. Złapał go za barki.

— Nie o to chodzi, Tae — powiedział stanowczo i potrząsnął nim lekko.

Tae-hyung znieruchomiał i spojrzał mu w oczy z grymasem na twarzy.

— A o co? Co jest nie tak? — zapytał wciąż z wyczuwalną w głosie paniką.

JK westchnął. Postanowił zawalczyć o tego prawdziwego Tae-hyunga, skoro on sam nie potrafił.

— Wszystko Tae. Wszystko — powiedział zirytowany.

Tae-hyung jęknął z bezsilności.

— Nie mam nic innego. Nic wcześniej nie mówiłeś! — oskarżył go. — Nie zdążę teraz już nic kupić.

JK zaśmiał się kpiąco z tej jego paniki.

— Tae, to nie tak, że wyglądasz źle albo że ubranie jest nieładne — zapewnił go i pomasował mu ramiona. — Tylko...

— Tylko? — jęknął znów Tae-hyung, choć ciepłe dłonie JK'a dawały ukojenie.

— Tylko nie przypominasz siebie — wytłumaczył mu JK. — Nie jesteś tym Tae-hyungiem, którego poznałem na rogu w restauracji. Znów jesteś tym facetem z kolacji u twoich rodziców, który chce się wpasować — dodał z pretensją. — Co to za zegarek? Skąd go wytrzasnąłeś? To jakieś nieporozumienie — zaczął pytać i karcić jednocześnie, a jego irytacja rosła razem z oktawami jego głosu. — Gdzie jest ten ładny złoty, który zawsze nosisz?

Tae-hyung spojrzał na nadgarstek. Zamilkł wymownie i JK już wiedział, że coś się za nim kryje. To było głupie, ale Tae-hyung musiał się przyznać.

— Dostałem go od ojca na dziewiętnaste urodziny — wyznał cicho.

JK westchnął ciężko i odchylił głowę na chwilę do tyłu.

— Teraz wszystko jasne — stwierdził gorzko i znów spojrzał mu w oczy. — Nie gniewaj się, ale on jest okropny. Nie pasuje do ciebie. Ta koszula też nie.

Tae-hyung się skrzywił, jakby miał za chwilę się rozpłakać. Naprawdę przypominał bezbronne, skrzywdzone dziecko.

— To dlaczego kazałeś mi ją kupić?

— Nie kazałem — zaprzeczył natychmiast JK, grożąc mu palcem. — Ten chłopak z salonu o mało nie narobił w gacie, jak na niego warczałeś, mówiąc mu, co chcesz do ubrania i bałem się, że sam też narobię, jak zacznę ci się sprzeciwiać — zażartował.

Tae-hyunga jednak to nie rozśmieszyło. Wręcz przeciwnie. Skrzywił się gorzko na wspomnienie chłopaka. Gdzieś głęboko w środku poczuł ukłucie porażki. Przypomniał sobie, jak JK się spieszył, bo chciał zdążyć przed zamknięciem, żeby go tam jeszcze zastać. Był pewien, że tak było. Że spotkali się później.

Może byli na randce? — zadźwięczało mu w głowie, a serce w piersi załomotało zazdrośnie, niczym zatrute sporyszem. — Może to z nim się spotkał, gdy czekałem na schodach?

— Terrence — westchnął, przywołując jego imię.

Rozgoryczenie było słychać w jego głosie bardzo wyraźnie.

JK spojrzał na niego, a jego brwi powędrowały w górę.

— Terrence? Kto to jest Terrence? — zapytał szczerze zaskoczony.

— Ten chłopak miał tak na imię — bąknął naburmuszony Tae-hyung.

Sądził, że JK robi z niego idiotę.

— Mało mnie obchodzi jego imię, ledwo pamiętam, jak wyglądał — stwierdził lekceważąco JK. Jedyne co pamiętał, to że utarł mu nosa, gdy tam wrócił. Obejrzał się za siebie, szukając wzrokiem swojej walizki. — Poczekaj — nakazał i ruszył w kierunku łóżka, pod którym się znajdowała.

Złapał za uchwyt i walnął nią o materac. Rozpiął, a z wnętrza wyciągnął jedwabną koszulę. Tae-hyung zamrugał oczami. Serce podeszło mu do gardła.

To po nią wrócił do salonu? Nie do tego chłopaka? — przemknęło mu przez myśl, a serce zerwało się do szaleńczego biegu.

JK podszedł do niego ze skrępowanym uśmiechem. Jego oczy po raz pierwszy przybrały taki wyraz. Ni to się uśmiechały, ni to były wystraszone.

— Załóż tę — poprosił cicho. — Kupiłem ją dla ciebie i... myślę... że to idealna chwila, żeby ci ją dać... — dukał, przestępując z nogi na nogę.

Nigdy nie czuł się tak, jak teraz. Nigdy nie zależało mu tak bardzo, żeby ktoś był zadowolony z prezentu. To było takie dziecinne, ale jednocześnie nie umiał tego opanować i przemówić sobie do rozsądku. Dla niego to było coś więcej niż tylko koszula. To był wyraz jego akceptacji dla Tae-hyunga i zarazem prośba, aby odważył się być sobą.

— JK, ale... — stęknął Tae-hyung, nie mogąc oderwać oczu od koszuli.

— Wydawało mi się, że ci się podobała. Mogę oddać, jeśli...

— Nie, nie, wciąż mi się podoba, ale...

— Ale? — dopytał JK i spojrzał na niego wystraszony.

Nagle pomyślał, że to zbyt wiele. Że nie powinien. Że się wygłupił, bo wszystko od samego początku źle zinterpretował.

— Ale ja nic dla ciebie nie mam — stęknął Tae-hyung i spojrzał mu w oczy.

JK parsknął cichym śmiechem. Ulżyło mu, że to tylko tyle.

— Jeśli założysz koszulę, to uznam to za prezent, zgoda? — zaszantażował.

Tae-hyung się uśmiechnął. Uniósł dłonie i dotknął materiału. Był miękki i chłodny. Czuł, że JK widzi w jego oczach, jak dosłownie błyszczą na jej widok.

— Jest naprawdę ładna, naprawdę mi się podoba, dziękuję — powiedział z wdzięcznością, a potem sięgnął odważnie do guzików pod szyją i zaczął je rozpinać.

JK pomógł mu założyć koszulę, którą dla niego kupił, a gdy Tae-hyung znów zapinał guziki w górę, uniósł palec i znów obejrzał się za siebie.

— Nie zapinaj pod samą szyję — zastrzegł i tym razem wzrokiem poszukał perełek.

Uśmiechnął się, gdy dostrzegł, że leżą na komodzie, czyli tam, gdzie porzucił je Tae-hyung. Sięgnął po nie szybko i podał mu.

— Jeszcze to. Załóż.

Tae-hyung znieruchomiał, wpatrując się w perełki. Pokręcił głową przecząco.

— To zbyt wiele.

— Załóż, dla mnie — poprosił JK.

Tae-hyung spojrzał na niego, a on znieruchomiał. Oczy miał tak wielkie, jak postaci z bajek. Chyba sam zdał sobie sprawę, że chlapnął coś, czego chyba nie chciał powiedzieć.

Albo chciał? — pytał sam siebie w myślach Tae-hyung. — Chciałbym, żeby chciał.

Obaj nie bardzo wiedzieli, co z tymi słowami zrobić. Tae-hyung zaśmiał się więc cicho dla rozluźnienia sytuacji i znów spuścił spojrzenie na perełki w jego ręku.

— Żebym wyglądał uroczo?

JK też prychnął cicho i przytaknął skinieniem głowy.

— Załóż — poprosił raz jeszcze, bardziej stanowczo.

Tae-hyung wziął perełki z jego ręki i zapiął na szyi.

— I jak?

JK popatrzył mu w oczy z uśmiechem.

— Uroczo — potwierdził. — Lubię tego prawdziwego ciebie — wyznał i cmoknął go w policzek.

Potem zniknął w łazience. Zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie z ciężko bijącym sercem. Uśmiech, który przed chwilą rozpromieniał mu twarz, zniknął bezpowrotnie. Czuł się podle. Jak oszust. Zdrajca.

A co z tobą? Kiedy powiesz mu, kim jesteś naprawdę? — pytał sam siebie w myślach. — Kopiesz pod sobą dołek. Coraz głębszy — pogroził.

Zdawał sobie sprawę, że wszystko, co robił, działało przeciw niemu, póki nie powie prawdy. Żałował, że nie zrobił tego na samym początku, ale wtedy jeszcze nie sądził, że „klient" tak mu się spodoba i że się w nim zakocha.

Tymczasem Tae-hyung stał jak zaczarowany na środku sypialni i przyłożył dłoń do policzka, jakby chciał zatrzymać na nim na dłużej ciepło ust JK'a. Skrępowany uśmiech pojawił się mimowolnie na jego twarzy.

A ja lubię, gdy zachowujesz się w ten sposób, gdy nikogo przy nas nie ma — pomyślał i poczuł, jak serce zadrżało mu na krawędziach. — Chciałbym, żebyś czuł to, co ja — mówił sam do siebie z nadzieją. Czuł podświadomie, że ten prezent był na to dowodem, że tak jest i zdjął „okropny" zegarek z nadgarstka.

Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Koszula pasowała jak skrojona na miarę. Uśmiechnął się znów bezwiednie. Czuł się sobą. Był sobą, jednak nie to cieszyło go najbardziej, a to, że lubił go takiego JK. Tego było mu trzeba, żeby przetrwać do końca. Obiecał sobie, że wyzna mu, co czuje po powrocie do Paryża. Czuł w sobie tę odwagę, której mu brakowało przez ostatnich kilka dni i był pewien, że w Paryżu, w domu, będzie całkowicie na to gotowy.

Godzinę później, gdy JK pozbierał wszystkie swoje splątane myśli do kupy, założył to, co miał dla siebie przygotowane, czyli czarną koszulę oraz ciemny garnitur i stając przy drzwiach, wyciągnął do Tae-hyunga rękę.

— Idziemy? — zapytał z uśmiechem.

Przykrył nim wszystkie swoje lęki i obawy. To umiał najlepiej na świecie. Udawać.

Tae-hyung uścisnął jego dłoń w swojej.

— Idziemy — odpowiedział z pewnością siebie, którą JK chciał usłyszeć.

Pałac ślubów był ogromny, a wyglądem przypominał nowoczesny hotel. Proste szklane drzwi prowadziły do jasnego wnętrza, a następnie szeroki korytarz utkany z marmurowej, lśniącej podłogi i kręcone schody na piętro do sali zaślubin.

JK wciąż był zdenerwowany. Miał ochotę zatrzymać Tae-hyunga i w tej chwili wyznać mu prawdę. Bo choć nie była zbrodnią, to mu ciążyła. Stała mu na drodze w szczerości, jaką chciał mu ofiarować i na pewno zawodziła jego zaufanie, ale to nie był dobry moment.

Kiedy usiedli na białych, przystrojonych kwiatami krzesłach w czwartym rzędzie, było jeszcze wcześnie i mieli chwilę na rozmowę. Tae-hyung jednak zamilkł, a oczy miał wbite w kwiaty stojące w wazonach wokoło miejsca, gdzie nowożeńcy mieli składać przysięgę. Wysokie, smukłe i białe, wypełnione były białymi liliami. JK mógłby przysiąc, że widział każdą emocję malującą się na jego twarzy. Ubrany w jasną marynarkę, a pod nią jedwabną koszulę i perełki na szyi, wyglądał bosko. Włosy znów jakby nabrały fal i JK nie mógł oderwać od niego oczu.

— Podobają ci się? — zapytał szeptem o kwiaty.

Tae-hyung zamrugał i potrząsnął głową lekko. Przełknął jakby zdławienie. JK znów spojrzał przed siebie. Kwiaty były naprawdę piękne. Przystrojone złotymi dodatkami wyglądały imponująco. Zwłaszcza ich ilość była przytłaczająca. Było ich tak dużo, że całą ogromną salę wypełniał ich słodki zapach.

— Choć bardziej lubię takie zwykłe, polne — wyszeptał Tae-hyung, nie odrywając oczu od wazonów.

JK znów spojrzał na niego. Na jego twarzy malowało się czyste pragnienie. Nie o kwiaty chodziło.

— Chciałbyś wziąć ślub, prawda?

— Bardzo — szepnął bezwiednie w odpowiedzi Tae-hyung. — Czasem o tym marzę — dodał. Był jakby w transie spowodowanym miejscem i nagle się z niego obudził. — To znaczy, tak, chyba chciałbym, oczywiście, jeśli mój partner też by tego chciał — wytłumaczył speszony, uciekając wzrokiem.

Poprawił się na krześle nerwowo i ścisnął jedną dłoń w drugiej.

JK już o nic nie zapytał, ale złapał go za dłoń i uścisnął, dając mu znać, że rozumie jego pragnienia. Tae-hyung marzył o dziecku, ślubie, rodzinie. O zwykłym życiu, które tu było dla niego nieosiągalne. O wszystkim tym, czego było mu brak w życiu, a co było mu potrzebne do pełni szczęścia i akceptacji siebie. Uciekł z tego miejsca, ale tam w Paryżu wcale nic lepszego go nie spotkało. JK poczuł, że dla niego byłby w stanie to zrobić. Usłyszał znów w myślach słowa Ji-mina.

Nie chciałbyś go uszczęśliwić?

Spojrzał znów na Tae-hyunga takiego spragnionego. Poczuł, że pokochał tego faceta nieodwracalnie. Trwale. Permanentnie. To było jedyne w swoim rodzaju uczucie, nieporównywalne z niczym, czego doświadczył w swoim życiu wcześniej. Wcześniej jedyne co łączyło go z drugim człowiekiem to cielesność, fizyczne doznania, a z Tae-hyungiem połączyło go coś, czego nie umiał nazwać słowami, ale to czuł i to aż bolało gdzieś w głębi, a cielesność, której jedynie doznał namiastkę, była jakimś tam dodatkiem, który potęgował to uczucie.

W myślach znów zobaczył go nad sobą w łóżku, takiego stanowczego. Miał ochotę zawlec go z powrotem do hotelu, a najlepiej do domu, do Paryża. Do tego jego małego mieszkania na poddaszu i łóżka za szklaną ścianą. A tam, wziąć go tak niepowstrzymanie albo dać mu o cokolwiek by poprosił. Spełniłby w tej chwili jego każdą erotyczną zachciankę i nie tylko. Nie umiał przestać myśleć o tych jego zachłannych ustach i ciężkości jego ciała na swoim, a już na pewno nie od chwili, gdy się dowiedział, że wtedy, gdy go pocałował w nocy, przemawiały przez niego emocje i był pewny, że nie pozbędzie się tego głodu w sobie za nic w świecie. Bo o ile Tae-hyung mu się zwyczajnie podobał, tak teraz czuł, jakby dostał na jego punkcie obsesji. Nie poznawał sam siebie i nie dowierzał, że w zaledwie miesiąc Tae-hyung był w stanie tak bardzo zmienić jego poglądy na życie.

Chciał go zdobyć. Zrobić dla niego wszystko. Dać mu dom, dziecko i partnerstwo. Chciał spełniać jego marzenia.

Dojrzał do tego, aby go uszczęśliwić?

🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓

Dobra, JK doznał przemiany, ale co z tym kłamstwem? A może ono wcale nie jest takie wielkie i straszne, jak JK sobie wyobraża?

Kochani, wiem, że fabuła trochę nam się zaczyna ciągnąć, a ja dodatkowo podzieliłam rozdziały na mniejsze, bo kolejne dwa, to byłby jeden łącznie z tym dzisiejszym. Trochę by to przydługawe się zrobiło. Mam jednak nadzieję, że nie zaburzy to czasoprzestrzeni. W kolejnym rozpoczynamy wesele^^ Będzie ciekawie :D

A teraz ogłoszenie parafialne z okazji Wielkanocy :D

Chłopaki na Instagramie jutro będą Wam życzyć Wesołego jajka ;) Sama ich dla Was wykonałam ^^ koniecznie zajrzyjcie i polubcie ich, będą czekać na Was od samego rana.

Tym samym chciałabym Was zaprosić na moje kolejne konto na Instagramie. Od jakiegoś czasu robię moodboardy (choć, nie do końca można je moodboardami nazwać) tak dla zabicia czasu. Może Wam też się spodobają. Zawsze lubiłam fotografię, design, zabawę grafiką (pewnie dlatego pracuję w marketingu^^) więc... będzie mi bardzo miło, jak się tam pojawicie. Tematyka oczywiście Taekookowa. Nie jestem mistrzem Photoshopa, Ilustratora czy Indesigna, których używam w pracy, ale Canva mnie po prostu bawi do tego stopnia, że wykupiłam PRO :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro