Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dodatek specjalny

Słońce chyliło się ku zachodowi w ten letni lipcowy wieczór i wpadało przez okno piaskowej kamienicy do mieszkania na poddaszu, rozświetlając je miłą, ciepłą poświatą, choć atmosfera panowała w nim nieco nerwowa. Przez lata nic się tu nie zmieniło, prócz może tego, że meble nieco się postarzały, hebanowy aneks kuchenny ze złotym zlewem stracił swoją dawną świetność, zamieniając się w relikt, a drewniana podłoga zaczęła w kilku miejscach skrzypieć. Wciąż jednak było to miejsce „tutaj, na zawsze" dla JK'a i nie pozwalał zmienić w nim ani jednej rzeczy.

Chodził w tę i z powrotem od okna do drzwi z rękami założonymi za plecy i co chwila pukał do łazienki.

— Tae, pospiesz się — prosił nerwowo i poprawiał krawat.

Błękitną koszulę, wyprasowaną na gładko, wsunął pod pasek spodni i znów ruszył w stronę okna.

— Przecież się spieszę — odpowiedział mu Tae-hyung i wyszedł do przedpokoju. — Buty tylko założę i jestem gotowy.

JK natychmiast zawrócił.

— Już dawno powinniśmy być na miejscu — syknął poirytowany.

— To dlaczego nie wyszliśmy wcześniej? — dopytywał z pretensją Tae-hyung.

Sięgnął po jasną marynarkę, zawieszoną na garderobie i zarzucił ją na białą koszulę rozpiętą pod szyją, na której jak zwykle miał zawieszone perełki.

— Bo się guzdrzesz — warknął JK.

Tae-hyung spojrzał na niego morderczo.

— Ja? To naprawdę moja wina, że bolą mnie od rana plecy?

JK syknął przez zęby.

— Było całe życie nie siedzieć przy biurku w tej swojej korporacji, tylko się trochę poruszać — wytknął mu stanowczym głosem, ale szybko zmiękł, bo czas płynął nieubłaganie. Wyciągnął dla niego skórzane, eleganckie buty z szafki i postawił przed nim. — Dobra, dawaj, pomogę ci, bo w życiu nie wyjdziemy — warknął, kucając przy jego nogach.

— JK, umiem wiązać buty.

JK spojrzał w górę i zastygł w bezruchu.

— A kwiaty? Zamówiłeś? — zapytał z prawdziwą paniką w brązowym spojrzeniu.

Tae-hyung przewrócił oczami.

— Tak JK, zamówiłem — westchnął ciężko. — Czy ja kiedykolwiek nie zrobiłem czegoś, o co mnie prosiłeś?

JK odetchnął z ulgą i wrócił do wiązania butów, ale i tak musiał powiedzieć swoje.

— No nie wiem, prosiłem, żebyś nie zemdlał na naszym ślubie, a ty i tak zemdlałeś — zakpił.

Tae-hyung otworzył usta ze zdumienia i uniósł ręce w bezsilnym geście.

— To było dwadzieścia pięć lat temu! Poza tym nie zemdlałem, tylko po prostu z wrażenia zakręciło mi się w głowie, a ty wciąż uważasz, że zrobiłem to celowo?

— Chyba nie, ale czy to coś zmienia? — burknął JK. — Niemalże dostałem przez ciebie zawału. Kwiaty zamówiłeś te czerwone, te ładne takie, wiesz te ulubione? — dopytywał, kończąc wiązanie drżącymi palcami.

— TAAAAK JK! Te czerwone, ładne takie — zirytował się Tae-hyung, zaciskając pięści. Miał żywą ochotę mu jedną zdzielić. — Nazywają się róże, mógłbyś wreszcie zapamiętać.

JK nie spojrzał więcej w górę. Dokończył wiązanie sznurówek i podniósł się z kolan.

— Nie awanturuj się, jestem zdenerwowany, niech będą róże, wszystko jedno, byle to były te ulubione.

Tae-hyung tylko przewrócił oczami.

Kilka minut później dosłownie biegli przez plac de l'Odeon w stronę drzwi teatru, nad którymi wisiał banner z tytułem spektaklu: Agencja towarzyska. Mila i Bernard, facet, którego poznała dziesięć lat temu, siedzieli już na swoich miejscach. JK i Tae-hyung przywitali się z nimi po cichu i zajęli swoje, przepychając się przez alejkę. JK cztery razy zerkał na zegarek, a gdy wybiła godzina ZERO, o mało nie dostał wylewu, gdy światła przygasły. Zupełnie jak Tae-hyung na ich ślubie. Dopiero dzisiaj zdał sobie sprawę, co wtedy czuł i zaczął to rozumieć. Po dwudziestu pięciu latach! Miał wrażenie, że nawet wtedy nie denerwował się tak, jak dziś. To było niewiarygodne.

Spektakl rozpoczął się o czasie. Tae-hyung co chwila wiercił się na swoim krześle, bo plecy mu dokuczały.

— JK? — próbował go o coś zapytać.

— Ćśśśś — uciszył go JK. — Nie teraz, Tae.

— Ale...

JK położył mu drżącą dłoń na kolanie i uścisnął je.

— Ćśśśś powiedziałem, przeszkadzasz — upominał srogo.

Oczy miał wbite w scenę, jakby jego życie od tego zależało. Znał każde słowo spektaklu i recytował je niemo wraz z aktorami. Zaciskał pięść i kiwał głową w geście uznania, gdy uważał, że kwestia powiedziana została z odpowiednią dykcją i zaangażowaniem, a gorsze momenty pomijał. Nie było ich wiele, choć JK należał do tych wymagających krytyków. Tae-hyung co kilkanaście minut unosił brwi ze zdumienia i pochylał się w stronę Mili, siedzącej po jego lewej.

— Jakim cudem do tego doszło? — pytał nieco prześmiewnie, a ona uśmiechała się i odpowiadała półgębkiem.

— Wierzyć mi się nie chce.

— Mi też nie — przytakiwał jej Tae-hyung. — To nie dzieje się naprawdę. Kiedy wymknęło nam się to spod kontroli?

Mila zachichotała, zupełnie tak samo, jak kiedyś, gdy siedzieli w uczelnianej auli.

— Zbyt dawno temu, żeby to odwrócić.

— Ćśśśśś! — uciszał ich JK i ze ściągniętymi brwiami posyłał mordercze spojrzenia.

Kiedy kurtyna wreszcie opadła, pierwszy zerwał się z krzesła i zaczął bić brawa. Widownia poszła w jego ślady. Spektakl był naprawdę piękny. Jak zawsze z resztą, bo przecież widzieli go nie raz na przestrzeni lat, ale nigdy tak jak dziś. JK przez lata wkładał w to wydarzenie całe swoje serce, poświęcał wszystkie siły i całą energię, aby stało się rzeczywistością. Ciężko pracował, znosząc czasem bardzo dotkliwie zarówno wzloty, jak i upadki, choć nie był ich osobistym odbiorcą. Nierzadko wątpił w siebie jako mentora i czuł rezygnację. Potem znów zbierał się w sobie i wspierał, kształtował i wytyczał szlaki, czasem prostował kręte ścieżki wysiłku. Biegł na każdą ponadprogramową lekcję, prowadził najpierw za rękę, a potem popychał coraz śmielej tuż przed sobą. Od castingu do castingu, z przesłuchania na przesłuchanie, zawsze na posterunku, zawsze czynny, by doradzić, wesprzeć i przekonać, że warto, gdy zniechęcenie i brak wiary we własne siły brały górę.

Wtedy kurtyna podniosła się z powrotem i aktorzy wyszli się pokłonić. JK odwrócił się do Tae-hyunga i złapał go za rękę. Pocałował jej wierzch, nie panując nad emocjami. W jego oczach dosłownie zapłonęła euforia. Uśmiechnął się tak, jak jeszcze Tae-hyung nigdy nie widział. Nawet wtedy, gdy spektakl został zaadaptowany na wielki ekran i zdobył szereg nagród, a potem przez lata odgrywany był na deskach teatrów w całej Francji, nie widział go takiego. Serce dosłownie rosło mu w piersi od tego widoku i sam już nie wiedział, z kogo jest bardziej dumny. Z mistrza czy ucznia.

— Tae, to się naprawdę dzieje! — niemalże wykrzyknął rozemocjonowany JK.

Na jego twarzy malowała się duma i niczym niezmącone zadowolenie. Tae-hyung widział to bardzo wyraźnie. Ten dzień był zwieńczeniem jego wysiłku i starań. Jego miejscem na podium, choć w cieniu. On sam nigdy w życiu nie dałby rady wnieść w to wszystko tyle wysiłku i był wdzięczny losowi po stokroć, że mógł na swojej drodze spotkać właśnie kogoś takiego jak JK. Zaśmiał się i obejmując w pasie ramieniem, cmoknął go w usta.

— Dzięki tobie, skarbie.

JK zdawał się nie słyszeć jego słów, tak bardzo był zaaferowany tym, co działo się na scenie. Znów zaczął bić brawo i wiwatować, aż w końcu w przypływie niedającej się zignorować fali emocji pochylił się do starszej kobiety stojącej obok niego i wskazał skinieniem głowy na młodziutkiego aktora grającego główną rolę.

— Wie pani, że dziś był jego debiut? — próbował przekrzyczeć brawa.

— Doprawdy? — zdziwiła się kobieta. — Pięknie zagrał. Naprawdę utalentowany młody człowiek. Zna go pan?

JK się uśmiechnął, spoglądając znów na scenę. Duma dosłownie go rozpierała.

— To mój syn. Jean.

🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓

KONIEC

🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓

Kochani, (nie)upragniony koniec. Trzy wnioski.

1. Kto by pomyślał JK, że ten balast stanie się twoim życiowym priorytetem, heh :D Powiem tylko jedno: miałeś więcej szczęścia niż rozumu bejbe.

2. Nie na darmo opowieść nosiła początkowo tytuł roboczy: Jean.

3. No cóż... genów nie oszukasz :D Mila choć była naukowcem, to pochodziła z artystycznej rodziny, a JK stał się mentorem. Odnalazł się w roli jak uszyty na miarę.

Jak się Wam podobał dodatek? Wzruszyliście się? Bo ja trochę tak^^

Nadszedł niestety czas, gdy żegnamy się z Rentboyem. Przyznam, że nie sądziłam iż wyjdzie tego aż tyle. Miało być krótko :D #classicme. Będę oczywiście tęsknić :(

Ale, ale... już w najbliższą sobotę witamy się z Penthouse ;) Co Wy na to?

Penthouse to opowieść o rozwiązłym właścicielu imperium hotelarskiego, który nie chowa się za pozorami, nie próbuje zgrywać porządnego, sypia, z kim popadnie, a zwłaszcza ze swoimi pracownikami, a zdanie innych ludzi ma za nic. Jest bogaty, przystojny, ale nie arogancki, choć korzysta z pełną świadomością ze swoich atutów. Skrywa również kilka bardzo osobistych tajemnic. Jedną z nich jest ogród białych róż, mieszczący się na tarasie ostatniego piętra, czyli penthouse'u, w którym mieszka. Jaką tajemnicę skrywają kwiaty? Tego spróbuje się dowiedzieć JK, barman z hotelowej, ekskluzywnej restauracji mieszczącej się w tym samym budynku i tak jak cała reszta przybytku, należącej do biznesmena zwanego Kim Tae-hyung, który przez przypadek zaprosi go na swoje ostatnie piętro.

Kochani, to będzie opowieść, która w głównej mierze kręcić się będzie wokół $eksu, ale zapewniam, że nie będzie płytka, a samych scen nie będzie wiele. Nie chciałabym jej nazwać erotykiem, bo takich nie umiem pisać i chyba nawet nie chcę, ale będzie zapewne blisko tego określenia.

Tymczasem do zobaczenia!

Sev.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro