Dodatek specjalny
Słońce chyliło się ku zachodowi w ten letni lipcowy wieczór i wpadało przez okno piaskowej kamienicy do mieszkania na poddaszu, rozświetlając je miłą, ciepłą poświatą, choć atmosfera panowała w nim nieco nerwowa. Przez lata nic się tu nie zmieniło, prócz może tego, że meble nieco się postarzały, hebanowy aneks kuchenny ze złotym zlewem stracił swoją dawną świetność, zamieniając się w relikt, a drewniana podłoga zaczęła w kilku miejscach skrzypieć. Wciąż jednak było to miejsce „tutaj, na zawsze" dla JK'a i nie pozwalał zmienić w nim ani jednej rzeczy.
Chodził w tę i z powrotem od okna do drzwi z rękami założonymi za plecy i co chwila pukał do łazienki.
— Tae, pospiesz się — prosił nerwowo i poprawiał krawat.
Błękitną koszulę, wyprasowaną na gładko, wsunął pod pasek spodni i znów ruszył w stronę okna.
— Przecież się spieszę — odpowiedział mu Tae-hyung i wyszedł do przedpokoju. — Buty tylko założę i jestem gotowy.
JK natychmiast zawrócił.
— Już dawno powinniśmy być na miejscu — syknął poirytowany.
— To dlaczego nie wyszliśmy wcześniej? — dopytywał z pretensją Tae-hyung.
Sięgnął po jasną marynarkę, zawieszoną na garderobie i zarzucił ją na białą koszulę rozpiętą pod szyją, na której jak zwykle miał zawieszone perełki.
— Bo się guzdrzesz — warknął JK.
Tae-hyung spojrzał na niego morderczo.
— Ja? To naprawdę moja wina, że bolą mnie od rana plecy?
JK syknął przez zęby.
— Było całe życie nie siedzieć przy biurku w tej swojej korporacji, tylko się trochę poruszać — wytknął mu stanowczym głosem, ale szybko zmiękł, bo czas płynął nieubłaganie. Wyciągnął dla niego skórzane, eleganckie buty z szafki i postawił przed nim. — Dobra, dawaj, pomogę ci, bo w życiu nie wyjdziemy — warknął, kucając przy jego nogach.
— JK, umiem wiązać buty.
JK spojrzał w górę i zastygł w bezruchu.
— A kwiaty? Zamówiłeś? — zapytał z prawdziwą paniką w brązowym spojrzeniu.
Tae-hyung przewrócił oczami.
— Tak JK, zamówiłem — westchnął ciężko. — Czy ja kiedykolwiek nie zrobiłem czegoś, o co mnie prosiłeś?
JK odetchnął z ulgą i wrócił do wiązania butów, ale i tak musiał powiedzieć swoje.
— No nie wiem, prosiłem, żebyś nie zemdlał na naszym ślubie, a ty i tak zemdlałeś — zakpił.
Tae-hyung otworzył usta ze zdumienia i uniósł ręce w bezsilnym geście.
— To było dwadzieścia pięć lat temu! Poza tym nie zemdlałem, tylko po prostu z wrażenia zakręciło mi się w głowie, a ty wciąż uważasz, że zrobiłem to celowo?
— Chyba nie, ale czy to coś zmienia? — burknął JK. — Niemalże dostałem przez ciebie zawału. Kwiaty zamówiłeś te czerwone, te ładne takie, wiesz te ulubione? — dopytywał, kończąc wiązanie drżącymi palcami.
— TAAAAK JK! Te czerwone, ładne takie — zirytował się Tae-hyung, zaciskając pięści. Miał żywą ochotę mu jedną zdzielić. — Nazywają się róże, mógłbyś wreszcie zapamiętać.
JK nie spojrzał więcej w górę. Dokończył wiązanie sznurówek i podniósł się z kolan.
— Nie awanturuj się, jestem zdenerwowany, niech będą róże, wszystko jedno, byle to były te ulubione.
Tae-hyung tylko przewrócił oczami.
Kilka minut później dosłownie biegli przez plac de l'Odeon w stronę drzwi teatru, nad którymi wisiał banner z tytułem spektaklu: Agencja towarzyska. Mila i Bernard, facet, którego poznała dziesięć lat temu, siedzieli już na swoich miejscach. JK i Tae-hyung przywitali się z nimi po cichu i zajęli swoje, przepychając się przez alejkę. JK cztery razy zerkał na zegarek, a gdy wybiła godzina ZERO, o mało nie dostał wylewu, gdy światła przygasły. Zupełnie jak Tae-hyung na ich ślubie. Dopiero dzisiaj zdał sobie sprawę, co wtedy czuł i zaczął to rozumieć. Po dwudziestu pięciu latach! Miał wrażenie, że nawet wtedy nie denerwował się tak, jak dziś. To było niewiarygodne.
Spektakl rozpoczął się o czasie. Tae-hyung co chwila wiercił się na swoim krześle, bo plecy mu dokuczały.
— JK? — próbował go o coś zapytać.
— Ćśśśś — uciszył go JK. — Nie teraz, Tae.
— Ale...
JK położył mu drżącą dłoń na kolanie i uścisnął je.
— Ćśśśś powiedziałem, przeszkadzasz — upominał srogo.
Oczy miał wbite w scenę, jakby jego życie od tego zależało. Znał każde słowo spektaklu i recytował je niemo wraz z aktorami. Zaciskał pięść i kiwał głową w geście uznania, gdy uważał, że kwestia powiedziana została z odpowiednią dykcją i zaangażowaniem, a gorsze momenty pomijał. Nie było ich wiele, choć JK należał do tych wymagających krytyków. Tae-hyung co kilkanaście minut unosił brwi ze zdumienia i pochylał się w stronę Mili, siedzącej po jego lewej.
— Jakim cudem do tego doszło? — pytał nieco prześmiewnie, a ona uśmiechała się i odpowiadała półgębkiem.
— Wierzyć mi się nie chce.
— Mi też nie — przytakiwał jej Tae-hyung. — To nie dzieje się naprawdę. Kiedy wymknęło nam się to spod kontroli?
Mila zachichotała, zupełnie tak samo, jak kiedyś, gdy siedzieli w uczelnianej auli.
— Zbyt dawno temu, żeby to odwrócić.
— Ćśśśśś! — uciszał ich JK i ze ściągniętymi brwiami posyłał mordercze spojrzenia.
Kiedy kurtyna wreszcie opadła, pierwszy zerwał się z krzesła i zaczął bić brawa. Widownia poszła w jego ślady. Spektakl był naprawdę piękny. Jak zawsze z resztą, bo przecież widzieli go nie raz na przestrzeni lat, ale nigdy tak jak dziś. JK przez lata wkładał w to wydarzenie całe swoje serce, poświęcał wszystkie siły i całą energię, aby stało się rzeczywistością. Ciężko pracował, znosząc czasem bardzo dotkliwie zarówno wzloty, jak i upadki, choć nie był ich osobistym odbiorcą. Nierzadko wątpił w siebie jako mentora i czuł rezygnację. Potem znów zbierał się w sobie i wspierał, kształtował i wytyczał szlaki, czasem prostował kręte ścieżki wysiłku. Biegł na każdą ponadprogramową lekcję, prowadził najpierw za rękę, a potem popychał coraz śmielej tuż przed sobą. Od castingu do castingu, z przesłuchania na przesłuchanie, zawsze na posterunku, zawsze czynny, by doradzić, wesprzeć i przekonać, że warto, gdy zniechęcenie i brak wiary we własne siły brały górę.
Wtedy kurtyna podniosła się z powrotem i aktorzy wyszli się pokłonić. JK odwrócił się do Tae-hyunga i złapał go za rękę. Pocałował jej wierzch, nie panując nad emocjami. W jego oczach dosłownie zapłonęła euforia. Uśmiechnął się tak, jak jeszcze Tae-hyung nigdy nie widział. Nawet wtedy, gdy spektakl został zaadaptowany na wielki ekran i zdobył szereg nagród, a potem przez lata odgrywany był na deskach teatrów w całej Francji, nie widział go takiego. Serce dosłownie rosło mu w piersi od tego widoku i sam już nie wiedział, z kogo jest bardziej dumny. Z mistrza czy ucznia.
— Tae, to się naprawdę dzieje! — niemalże wykrzyknął rozemocjonowany JK.
Na jego twarzy malowała się duma i niczym niezmącone zadowolenie. Tae-hyung widział to bardzo wyraźnie. Ten dzień był zwieńczeniem jego wysiłku i starań. Jego miejscem na podium, choć w cieniu. On sam nigdy w życiu nie dałby rady wnieść w to wszystko tyle wysiłku i był wdzięczny losowi po stokroć, że mógł na swojej drodze spotkać właśnie kogoś takiego jak JK. Zaśmiał się i obejmując w pasie ramieniem, cmoknął go w usta.
— Dzięki tobie, skarbie.
JK zdawał się nie słyszeć jego słów, tak bardzo był zaaferowany tym, co działo się na scenie. Znów zaczął bić brawo i wiwatować, aż w końcu w przypływie niedającej się zignorować fali emocji pochylił się do starszej kobiety stojącej obok niego i wskazał skinieniem głowy na młodziutkiego aktora grającego główną rolę.
— Wie pani, że dziś był jego debiut? — próbował przekrzyczeć brawa.
— Doprawdy? — zdziwiła się kobieta. — Pięknie zagrał. Naprawdę utalentowany młody człowiek. Zna go pan?
JK się uśmiechnął, spoglądając znów na scenę. Duma dosłownie go rozpierała.
— To mój syn. Jean.
🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓
KONIEC
🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓
Kochani, (nie)upragniony koniec. Trzy wnioski.
1. Kto by pomyślał JK, że ten balast stanie się twoim życiowym priorytetem, heh :D Powiem tylko jedno: miałeś więcej szczęścia niż rozumu bejbe.
2. Nie na darmo opowieść nosiła początkowo tytuł roboczy: Jean.
3. No cóż... genów nie oszukasz :D Mila choć była naukowcem, to pochodziła z artystycznej rodziny, a JK stał się mentorem. Odnalazł się w roli jak uszyty na miarę.
Jak się Wam podobał dodatek? Wzruszyliście się? Bo ja trochę tak^^
Nadszedł niestety czas, gdy żegnamy się z Rentboyem. Przyznam, że nie sądziłam iż wyjdzie tego aż tyle. Miało być krótko :D #classicme. Będę oczywiście tęsknić :(
Ale, ale... już w najbliższą sobotę witamy się z Penthouse ;) Co Wy na to?
Penthouse to opowieść o rozwiązłym właścicielu imperium hotelarskiego, który nie chowa się za pozorami, nie próbuje zgrywać porządnego, sypia, z kim popadnie, a zwłaszcza ze swoimi pracownikami, a zdanie innych ludzi ma za nic. Jest bogaty, przystojny, ale nie arogancki, choć korzysta z pełną świadomością ze swoich atutów. Skrywa również kilka bardzo osobistych tajemnic. Jedną z nich jest ogród białych róż, mieszczący się na tarasie ostatniego piętra, czyli penthouse'u, w którym mieszka. Jaką tajemnicę skrywają kwiaty? Tego spróbuje się dowiedzieć JK, barman z hotelowej, ekskluzywnej restauracji mieszczącej się w tym samym budynku i tak jak cała reszta przybytku, należącej do biznesmena zwanego Kim Tae-hyung, który przez przypadek zaprosi go na swoje ostatnie piętro.
Kochani, to będzie opowieść, która w głównej mierze kręcić się będzie wokół $eksu, ale zapewniam, że nie będzie płytka, a samych scen nie będzie wiele. Nie chciałabym jej nazwać erotykiem, bo takich nie umiem pisać i chyba nawet nie chcę, ale będzie zapewne blisko tego określenia.
Tymczasem do zobaczenia!
Sev.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro