Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

³ - ᴏʜ ᴍy ɢᴏꜱʜ, ᴡᴇ'ʀᴇ ꜱᴏ ᴩᴀᴛʜᴇᴛɪᴄ

↷ 슬픔은 영원 할 것이다

─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───


— Czyli mówisz, że gościu pierwszego dnia załatwił ci dodatkowe zajęcia z nim?

Szedł właśnie korytarzem ze swoim przyjacielem Chittaphonem, któremu udało się nie przyjść na lekcje ze względu na poprawę sprawdzianu z matematyki, z której miał zagrożenie.

Gdy tylko go zobaczył, zaczął się żalić
odnośnie sytuacji sprzed godziny.

Potrzebował ponarzekać komuś na tego dziwnego profesorka i jego przyjaciel był do tego idealnym kandydatem.

Nieważne, że i tak przez większość czasu go nie słuchał.

— Tłumaczę ci to od samego początku matole

— A powiedz mi, przystojny jest może chociaż? — Zapytał, żartobliwie puszczając mu oczko — Bo jeśli tak, to ja mogę w trybie natychmiastowym pogorszyć swoje oceny z tego przedmiotu i iść na te spotkania za ciebie

— Nie patrzyłem na jego urodę, bo gościu tak mu podnosi ciśnienie, że sama wzmianka o nim powoduje u mnie nerwicę — Prychnął na taką bezmyślną uwagę ze strony chłopaka, idąc dalej w kierunku sali gimnastycznej.

Nie pomyślał nawet, by przyjrzeć się lepiej nowemu nauczycielowi, bądź zastanowić bliżej nad jego budową.

Był za bardzo pochłonięty przeżyciem godziny słuchania o nudnych, starych garach i potakiwaniu za każdym razem, gdy pan Dong zwracał mu uwagę na lekcji.

Idąc na lekcję w-fu liczył na odcięcie swoich myśli od historii sztuki i wszystkiego, co jest z nią w jakikolwiek sposób powiązane.

Planował pograć w koszykówkę, by poprawić choć trochę swoją kondycję.

Ostatnie dwa tygodnie przeleżał w łóżku, gdzie rozłożyła go grypa.

Zamierzał więc teraz ciężko trenować, by pokazać wszystkim, jakim jest dobrym graczem i kapitanem.

— Jeśli mam być szczery, to powinieś się za kimś rozejrzeć. Ostatnimi czasy jesteś strasznie marudny — Stwierdził, puszczając mu oczko, śmiejąc się cicho

— Nie jestem marudny, tylko przemęczony. To różnica — Odpowiedział odrobinę zbyt głośno, powodując tym, że kilka osób spojrzało na niego zaciekawionym wzrokiem.

— Jasne, panie kapitanie. Cokolwiek powiesz jest prawdą

— Miałeś mi do cholery współczuć, a nie spiskować za moimi plecami

— Próbuje ci tylko znaleźć kogoś, kto spokojnie będzie mógł uspokoić twój wybuchowy, japoński charakterek —
Odpowiedział, klepiąc go po ramieniu, kręcąc głową z politowaniem.

Czasami zastanawiał się, jakim cudem przyjaźnił się z chłopakiem.

Mieli całkiem odmienne charaktery, które często ze sobą kolidowały.

Często wpadali razem w kłopoty, przeważnie przez głupie pierdoły, które wpadły im do głowy.

Nie zgadzali się w wielu sprawach, od jedzenia, aż po ulubione seriale.

Mimo tego i tak wciąż stali przy obok siebie, kryjąc drugiemu plecy, w razie jakichkolwiek problemów z dyrekcją.

— Wolę życie singla, i to takiego wiecznego. Związki są przereklamowane, a ja nie lubię reklam, oraz telewizji też nie oglądam

Będąc blisko swojego celu, Yuta zatrzymał się nagle, widząc kto siedzi pod drzwiami od sali gimnastycznej.

— Dlaczego stoimy? — Zapytał tajlandczyk, prawie wpadając na chłopaka, który nie mógł się ruszyć.

— Patrz, kto tam stoi

— Szafki i dwie ławki? Ślepy jestem, a ty mi każesz się tak męczyć — Mrużąc oczy, próbował dostrzec to, o czym mówił jego przyjaciel, jednak z marnym skutkiem.

— Tam stoi Tzuyu, cymbale — Prawie krzycząc, pokazał na dziewczynę, siedzącą pod samą ścianą, tuż obok ławek, dlatego Ten jej nie widział.

Brunetka była drobnej postury i ubrana w karmelowy kombinezon (który był ostatnimi czasy ulubionym kolorem Nakamoto), nie wyróżniała się zbytnio.

— Pewnie czeka na swojego japońskiego księcia — Zażartował, mrugając w karykaturalny sposób rzęsami, przypominając mu o incydencie sprzed tygodnia, kiedy to dziewczyna rzuciła się na niego na korytarzu,  zachowując się w podobny sposób i zapraszając po raz kolejny na randkę.

On nic do niej nie miał i uważał, że była nawet urocza, jednak zdecydowanie nie pasowała do niego.

I mimo, że starał się jej to powiedzieć w delikatny sposób, żadne słowa nie docierały do niej.

Była tak uparta, by zdobyć względy u Yuty, że nie działały na nią żadne słowa.

— Żebyś ty zaraz po książęcu nie dostał w twarz — Syknął, kopiąc go lekko w nogę.

— Chyba nas zauważyła — Widząc, jak dziewczyna zmierza w ich kierunku, tajlandczyk postanowił uratować biednego przyjaciela i chwytając go za rękę, prawie wbiegli do znajdującego się najbliżej pomieszczenia.

— Jak myślisz, nie zauważyła tego, gdzie poszliśmy? — Zapytał go, wyglądając przez malutką szybę w drzwiach.

— Chyba nie, zrobiliśmy to w miarę szybko, nie zdążyła by tego ogarnąć

— Pomóc wam, czy się zgubiliście po drodze? — Zdezorientowani, odwrócili się jednocześnie, by zobaczyć stojącego naprzeciw nich Sichenga, który z założonymi rękami bacznie im się przyglądał.

Tak się właśnie złożyło, że chłopcy pomylili pomieszczenia i wbiegli prosto do pokoju nauczycielskiego, gdzie Dong przygotowywał materiały na kolejną lekcję.



















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro