³ - ᴏʜ ᴍy ɢᴏꜱʜ, ᴡᴇ'ʀᴇ ꜱᴏ ᴩᴀᴛʜᴇᴛɪᴄ
↷ 슬픔은 영원 할 것이다
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
— Czyli mówisz, że gościu pierwszego dnia załatwił ci dodatkowe zajęcia z nim?
Szedł właśnie korytarzem ze swoim przyjacielem Chittaphonem, któremu udało się nie przyjść na lekcje ze względu na poprawę sprawdzianu z matematyki, z której miał zagrożenie.
Gdy tylko go zobaczył, zaczął się żalić
odnośnie sytuacji sprzed godziny.
Potrzebował ponarzekać komuś na tego dziwnego profesorka i jego przyjaciel był do tego idealnym kandydatem.
Nieważne, że i tak przez większość czasu go nie słuchał.
— Tłumaczę ci to od samego początku matole
— A powiedz mi, przystojny jest może chociaż? — Zapytał, żartobliwie puszczając mu oczko — Bo jeśli tak, to ja mogę w trybie natychmiastowym pogorszyć swoje oceny z tego przedmiotu i iść na te spotkania za ciebie
— Nie patrzyłem na jego urodę, bo gościu tak mu podnosi ciśnienie, że sama wzmianka o nim powoduje u mnie nerwicę — Prychnął na taką bezmyślną uwagę ze strony chłopaka, idąc dalej w kierunku sali gimnastycznej.
Nie pomyślał nawet, by przyjrzeć się lepiej nowemu nauczycielowi, bądź zastanowić bliżej nad jego budową.
Był za bardzo pochłonięty przeżyciem godziny słuchania o nudnych, starych garach i potakiwaniu za każdym razem, gdy pan Dong zwracał mu uwagę na lekcji.
Idąc na lekcję w-fu liczył na odcięcie swoich myśli od historii sztuki i wszystkiego, co jest z nią w jakikolwiek sposób powiązane.
Planował pograć w koszykówkę, by poprawić choć trochę swoją kondycję.
Ostatnie dwa tygodnie przeleżał w łóżku, gdzie rozłożyła go grypa.
Zamierzał więc teraz ciężko trenować, by pokazać wszystkim, jakim jest dobrym graczem i kapitanem.
— Jeśli mam być szczery, to powinieś się za kimś rozejrzeć. Ostatnimi czasy jesteś strasznie marudny — Stwierdził, puszczając mu oczko, śmiejąc się cicho
— Nie jestem marudny, tylko przemęczony. To różnica — Odpowiedział odrobinę zbyt głośno, powodując tym, że kilka osób spojrzało na niego zaciekawionym wzrokiem.
— Jasne, panie kapitanie. Cokolwiek powiesz jest prawdą
— Miałeś mi do cholery współczuć, a nie spiskować za moimi plecami
— Próbuje ci tylko znaleźć kogoś, kto spokojnie będzie mógł uspokoić twój wybuchowy, japoński charakterek —
Odpowiedział, klepiąc go po ramieniu, kręcąc głową z politowaniem.
Czasami zastanawiał się, jakim cudem przyjaźnił się z chłopakiem.
Mieli całkiem odmienne charaktery, które często ze sobą kolidowały.
Często wpadali razem w kłopoty, przeważnie przez głupie pierdoły, które wpadły im do głowy.
Nie zgadzali się w wielu sprawach, od jedzenia, aż po ulubione seriale.
Mimo tego i tak wciąż stali przy obok siebie, kryjąc drugiemu plecy, w razie jakichkolwiek problemów z dyrekcją.
— Wolę życie singla, i to takiego wiecznego. Związki są przereklamowane, a ja nie lubię reklam, oraz telewizji też nie oglądam
Będąc blisko swojego celu, Yuta zatrzymał się nagle, widząc kto siedzi pod drzwiami od sali gimnastycznej.
— Dlaczego stoimy? — Zapytał tajlandczyk, prawie wpadając na chłopaka, który nie mógł się ruszyć.
— Patrz, kto tam stoi
— Szafki i dwie ławki? Ślepy jestem, a ty mi każesz się tak męczyć — Mrużąc oczy, próbował dostrzec to, o czym mówił jego przyjaciel, jednak z marnym skutkiem.
— Tam stoi Tzuyu, cymbale — Prawie krzycząc, pokazał na dziewczynę, siedzącą pod samą ścianą, tuż obok ławek, dlatego Ten jej nie widział.
Brunetka była drobnej postury i ubrana w karmelowy kombinezon (który był ostatnimi czasy ulubionym kolorem Nakamoto), nie wyróżniała się zbytnio.
— Pewnie czeka na swojego japońskiego księcia — Zażartował, mrugając w karykaturalny sposób rzęsami, przypominając mu o incydencie sprzed tygodnia, kiedy to dziewczyna rzuciła się na niego na korytarzu, zachowując się w podobny sposób i zapraszając po raz kolejny na randkę.
On nic do niej nie miał i uważał, że była nawet urocza, jednak zdecydowanie nie pasowała do niego.
I mimo, że starał się jej to powiedzieć w delikatny sposób, żadne słowa nie docierały do niej.
Była tak uparta, by zdobyć względy u Yuty, że nie działały na nią żadne słowa.
— Żebyś ty zaraz po książęcu nie dostał w twarz — Syknął, kopiąc go lekko w nogę.
— Chyba nas zauważyła — Widząc, jak dziewczyna zmierza w ich kierunku, tajlandczyk postanowił uratować biednego przyjaciela i chwytając go za rękę, prawie wbiegli do znajdującego się najbliżej pomieszczenia.
— Jak myślisz, nie zauważyła tego, gdzie poszliśmy? — Zapytał go, wyglądając przez malutką szybę w drzwiach.
— Chyba nie, zrobiliśmy to w miarę szybko, nie zdążyła by tego ogarnąć
— Pomóc wam, czy się zgubiliście po drodze? — Zdezorientowani, odwrócili się jednocześnie, by zobaczyć stojącego naprzeciw nich Sichenga, który z założonymi rękami bacznie im się przyglądał.
Tak się właśnie złożyło, że chłopcy pomylili pomieszczenia i wbiegli prosto do pokoju nauczycielskiego, gdzie Dong przygotowywał materiały na kolejną lekcję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro