¹⁴ - ᴅᴏᴇꜱ ɪᴛ ᴇᴠᴇʀ ᴅʀɪᴠᴇ yᴏᴜ ᴄʀᴀᴢy, ʜᴏᴡ ꜰᴀꜱᴛ ᴇᴠᴇʀyᴛʜɪɴɢ ᴄʜᴀɴɢᴇꜱ?
↷ 슬픔은 영원 할 것이다
─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───
Nie wiedział, co ma powiedzieć, gdy zobaczył swojego najlepszego przyjaciela stojącego naprzeciw niego, z miną, która aż zionęła złością.
Przez cały dzień nawet ani razu mu nie napomknął o dodatkowych zajęciach z ich nauczycielem.
Starał się unikać takich sytuacji i do tej pory mu się to udawało.
Z początku puścił słowa Yuty mimo uszu, wgapiając się tępo w swoje buty.
Czuł się jak małe dziecko, które zostało złapane przez swoją mamę na złym uczynku.
— No słucham cię przyjacielu, co masz mi do powiedzenia? — Kpiący ton głosu japończyka wżerał mu się w uszy, powodując zawstydzenie.
— Yuta co ty tu robisz?
— Ciebie się pytam, no słucham...
Zamierzał powiedzieć mu o tym kiedy indziej, gdy sytuacja będzie... mniej niezręczna, niż była w tej chwili.
Sicheng stał między nimi, uważnie przysłuchując się zaistniałej rozmowie.
Nie chciał się wtrącać w tą sprawę, gdyż nie tyczyła się go ona bezpośrednio.
Chłopcy powinni sobie wyjaśnić to na spokojnie.
— Przyszedłem po ładowarkę do telefonu, którą zostawiłem tutaj podczas ostatniej wizyty
— A po co tu przylazłeś? Przecież nie masz problemów z historią sztuki — Odpowiedział, świdrując go wzrokiem z taką intensywnością, że gdyby tylko mógł, już dawno by go uśmiercił.
— No nie mam — Przytaknął, uśmiechając się do niego słabo.
— Więc pozostaje mi tylko jedna odpowiedź — sypiasz z panem Dongiem
— Nie, nie sypiam z nim, to nie tak...
— Mam to gdzieś, jak było naprawdę.
Nie chcę wam przeszkadzać, więc jestem zmuszony do wyjścia. Do widzenia
Pokiwał głową do nauczyciela, po czym zabrał kurtkę i omijając swojego przyjaciela, wyszedł przed siebie, zapominając zabrać książek i plecaka.
Nie mógł się zdecydować, na kogo był bardziej wściekły.
Na przyjaciela, który go okłamał i zwodził przez ten długi czas, czy może na profesora Sichenga, który wdał się w romans ze swoim uczniem.
Czy to było w pełni normalne?
Czy było to legalne?
Mieli obydwoje po dziewiętnaście lat, byli traktowani jak młodzi dorośli, więc dlaczego tak go to oburzyło?
Ten był jedyną osobą, której ufał i do której zawsze przychodził, gdy nie mógł już ćwiczyć i był zmęczony.
To on opatrywał jego zadrapania i siedział z nim do późna, by mierzyć jego czas i spisywać wyniki.
Wiedział o tym, że pan Nakamoto zmuszał syna do ciągłego trenowania i zostania sportowcem.
I właśnie taka błahostka go zabolała.
Bo Tajlandczyk wiedział o nim niemal wszystko, podczas, gdy Yuta nie wiedział prawie nic.
Nogi poniosły go do parku, gdzie postanowił usiąść i pomyśleć nad tym, co zadziało się w domu nauczyciela historii sztuki.
Długo zresztą nie mógł nacieszyć się samotnością, słysząc biegnącego w jego stronę... Sichenga.
— Musiałeś tak szybko iść? Nadążenie za tobą jest trochę niemożliwe — Powiedział zmęczonym głosem, siadając na ławce po drugiej stronie i poprawiając dłonią swoje włosy.
Ucieszył się, że go znalazł, bo chciał z nim porozmawiać.
— Nie kontynuuje pan randki? — Zapytał szorstkim tonem, mierząc go od góry do dołu niezbyt przychylnym spojrzeniem.
Chińczyk był ostatnią osobą, którą chciał oglądać w tej chwili.
— Randki? — Odpowiedział, marszcząc brwi, jakby nie rozumiejąc tego, do do niego powiedział — O jakiej randce mówisz?
— O tej z Tenem, w pańskim domu
— Nie było żadnej randki, jeśli ci o to chodzi głuptasie
— Jasne, a ja jestem baletnicą — Prychnął, nie będąc przekonanym, co do jego słów.
Był nauczycielem, a jego argumenty i odpowiedzi były gorsze, niż u dziecka z podstawówki.
— Masz delikatną urodę, więc do baletu byś się nadał — Zaczął, siadając bliżej niego tak, by mogli widzieć swoje twarze, mimo słabego oświetlenia lamp znajdujących się w parku — A twój przyjaciel, Chittaphon nie jest moim partnerem, ani gościem. Nie mieszkam sam, tylko ze współlokatorem
— Słucham?
— Nie mieszkam sam, Yuta — Powtórzył spokojnie, kładąc mu dłoń na ramieniu — Dzielę dom z moim przyjacielem ze studiów Johnny'm i to z nim widuje się Ten
Dowiadując się od profesora Donga prawdy, poczuł się głupio, osądzając tak pochopnie zaistniałą sytuację.
Pluł sobie w brodę, że dał się ponieść emocjom, zamiast zostać i wysłuchać ich wytłumaczenie.
To kolejna cecha odziedziczona po ojcu, której nienawidził i chciał się oduczyć - z marnym jednak skutkiem.
Głupie uleganie emocjom, zbyt szybkie decyzje i duma, która nie pozwalała na to, by przeprosić.
Może właśnie dlatego nigdy nie chciał się zakochać.
Miłość była dla niego czymś błahym, nie wartym jego cennego czasu.
Jego umysł zaprzątał jedynie sport i to jemu oddawał całego siebie.
— Przepraszam pana za te głupie oskarżenie — Wydukał cicho — To było dziecinne z mojej strony
— Sicheng — Poprawił go, uśmiechając się ciepło — Poza szkołą możesz mówić mi po imieniu
— Nie jest to przypadkiem niestosowne? Jest pan moim nauczycielem....
— Niestosowne byłoby, gdybym kazał ci tu siedzieć po ciemku i to jeszcze w samotności — Odparł stanowczo, poprawiając swoje włosy — A teraz chodź, odwiozę cię do domu
Wstał z ławki, odwracając się w stronę chłopaka i łapiąc go za rękę, co zmusiło go w stania.
Nie puszczając jego dłoni, zaczął kierować się w stronę swojego mieszkania.
Kątem oka zerkał na Nakamoto, który patrzył przed siebie, idąc trochę niepewnie.
Nie wiedział, jak ma się zachować w tej sytuacji, gdy Dong prowadził go za rękę, jak małe dziecko, które zbuntowało się podczas zabawy na placu zabaw.
W pewnym momencie poczuł pokusę zapytania o coś, co nie dawało mu spokoju.
— Czy wie pan od kiedy oni się razem spotykają? Znaczy Chittaphon i pański kolega
— Nie mam pojęcia, nigdy nie interesuje się życiem prywatnym mojego współlokatora — Odparł po paru sekundach wahania — I prosiłem, byś mówił mi po imieniu, gdy jesteśmy poza szkołą
— Przepraszam pa... Sicheng — Poprawił, gryząc się od razu w język za mimowolne przejęzyczenie
— Nic nie szkodzi — Wyszeptał mu do ucha, śmiejąc się cicho — Masz czas, żeby się nauczyć
Gdy znaleźli się przed garażem chińczyka, ten puścił jego dłoń i poszedł po plecak chłopaka i kluczyki od samochodu.
Po tajlandczyku nie było nawet śladu.
Wyszedł zaraz po tym, jak Winwin pobiegł za Nakamoto, czując ogromne poczucie winy.
Jego intencją nie było okłamywanie go, czy ukrywanie prawdy.
Czekał tylko na odpowiedni moment, by mu to powiedzieć.
Bał się, że może japończyk go zostawi, gdy dowie się, że ten kogoś ma.
Jeśli tak zrobi, Ten nie będzie miał o to do niego pretensji, chociaż na pewno go to zasmuci.
— Gotowy na powrót do domu? — Zapytał go starszy, wychodząc z domu z jego plecakiem zawieszonym na ramieniu i pękiem kluczy w ręce.
— Chyba tak — Odpowiedział lekko zmieszany, paląc przysłowiowego 'buraka' na twarzy
"Uroczo wygląda z tym rumieńcami"
Pomyślał Dong, podchodząc do chłopaka i podając mu jego plecak, przypadkowo dotykając jego dłoni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro