Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⁴⁰ - yᴏᴜ ᴡᴇʀᴇ ᴍy ᴇᴠᴇʀyᴛʜɪɴɢ, ᴇᴠᴇɴ ɪꜰ ɪ ʟᴏꜱᴛ ᴍy ᴡᴀy

↷ 슬픔은 영원 할 것이다

─── ・ 。゚☆: *.☆ .* :☆゚. ───

✉︎ ゝprzed czytaniem
zaleca się włączyć:

『there's no one
else  like that - 
ulala session』


Gdy zorientował się, że przegrał czterokrotnie w pijanego chińczyka z Tenem, prawie się popłakał.

Był na przegranej pozycji i żadna nadprzyrodzona siła nie mogła mu wtedy pomóc.

Został zmuszony do porozmawiania z Sichengiem i chociaż tego nie chciał, musiał się tego podjąć.

Tylko bogowie wiedzą, jak jego przyjaciel potrafi być wściekły, gdy ktoś nie wywiązał się z danej mu obietnicy.

Raz został prawie podpalony żywcem na szkolnym obozie sportowym, gdzie oszukał go podczas gry w karty – drugi raz wolałby nie testować bogatej wyobraźni Taja.

Na całe szczęście Chittaphon się nad nim zlitował i wymyślił zgrabny plan, który miał mu pomóc w nieskazaniu się na jeszcze większe pośmiewisko.

Od pierwszego dnia ich znajomości, ofiarował swoje życie w ręce przyjaciela i dopóki nie zginie z jego ręki, to nie zamierzał tego zmierzać.

— Chichi ja nie wiem, czy to jest dobry pomysł

Spodziewał się, że cała ta akcja będzie działa się z rozmachem, jednak tego, że w połowie dnia wparują do wspólnego domu Seo i Donga to sobie nie wyobrażał.

Do samego końca nie wiedział jak ma się to wszystko odbyć bez robienia z siebie błazna.

Policzki płonęły mu żywym ogniem i był przekonany, że wyglądem przypominał już żywego pomidora.

— Yuta zamknij się, bo psujesz mi plan — Szepnął mu do ucha, prawie miażdżąc mu dłoń swoim mocnym uściskiem.

Stali na samym środku salonu, gdzie wgapiały się w nich dwie pary zaskoczonych oczu.

I żadna z tych par nie należała do Johnny'ego.

Yuta westchnął głośno, spuszczając głowę w dół, czekając na najgorsze.

Co będzie to będzie – było za późno na jakiekolwiek ucieczki i próby negocjacji.

Jeśli mieli iść na całość, to właśnie tak to będzie wyglądać.

Czas rozpocząć tajny plan Tena – nieważne jak szalony miałby być.

— Co tutaj robicie, Chittaphon? — Zaczął Sicheng, idąc do kuchni. Nie spojrzał na Nakamoto ani razu, co sprawiło mu nieukrywaną przykrość — Nie żebym miał coś przeciwko, jednak nie jestem pewien, czy mam wystarczająco jedzenia dla naszej piątki

— Nie zamierzamy zostać na dłużej, więc nie przejmuj się — Roześmiał się sztucznie — Czekam na Johnny'ego i idziemy razem do kina

— Yuta też idzie?

— Oczywiście, że idzie; całymi dniami nie będzie siedział i płakał do poduszki, jak ostatni frajer. Coś od życia też mu się należy

Oh...

Tona tym miał polegać ten jego sprytny plan.

Wzbudzenie poczucia winy i litości?

To nie tak, że płakał co noc do poduszki, obwiniając właśnie samego siebie o to, co nigdy nie miało miejsca.

Miał sobie za złe, że nie porozmawiał z nim wtedy, gdy zobaczył go z Jongsukiem w jego mieszkaniu.

Może wtedy ich relacja potoczyłaby się inaczej.

Nie miałby wtedy tak wielkiej ochoty uciec jak najdalej i już nigdy nie pokazywać się na oczy.

Nikomu.

Do końca jego życia.

— Masz bardzo ładne imię, takie nie koreańskie — Poczuł odruch wymiotny, gdy ta dziewucha zwróciła się bezpośrednio do niego.

Najchętniej by ją przeklął i wyszarpał za włosy – tu, w tej chwili.

Cała jej osoba – od sposobu siedzenia na kanapie aż do fryzury działała mu na nerwy.

Może było to nieco dzikie stwierdzenie – ale dopiero teraz zapałał niespodziewaną sympatią do Tzuyu.

Musi koniecznie pójść z nią na kawę, gdy tylko wyjdzie z tego cało.

— Może dlatego, że jest z Japonii? — Odpowiedział za niego z ironią Ten — Pomyśl trochę, jaki Koreańczyk miałby na imię Yuta, co?

— Ja sama jestem z Chin, więc powinnam wiedzieć lepiej — Śmiejąc się, próbowała się ukłonić na kanapie, co wyszło jej nieco pokracznie. — Przepraszam cię za ten komentarz, oppa

— Uspokój się Jieun, on jest młodszy od ciebie — Do salonu wrócił z powrotem Sicheng, niosąc ze sobą dwa kubki herbaty, które postanowił na stoliku. — Napijcie się czegoś ciepłego, na dworze jest dosyć zimno

— Nie jesteśmy zainteresowani — Odpowiedział Nakamoto, co nie było do końca prawdą. — Przyszliśmy tu tylko na chwilę, by nie przeszkadzać wam w spędzaniu wspólnie dnia

Oddałby teraz swoją lewą nerkę, by wypić gorącą herbatę z yuzu, miętą i imbirem, którą robił mu Dong podczas każdych zajęć.

W myślach wciąż odtwarzał jej smak i wyborny zapach nie do podrobienia.

Chińczyk chciał coś powiedzieć, jednak pokręcił tylko głową, jak miał to w zwyczaju, gdy wolał zatrzymać swoją opinię dla siebie.

Zamiast tego, podszedł nieco bliżej do chłopaków, przez chwilę im się po kolei przyglądając.

— Ten, zostań tu z Jieun i poopowiadajcie sobie o życiu obcokrajowca w Korei – zaś ja i Yuta pójdziemy do ogrodu porozmawiać. Najwidoczniej mamy o czym

— Ale Winwinie, mieliśmy razem oglądać serial...

— Jeśli nie dasz im w spokoju porozmawiać koleżanko, to może być dla ciebie nieciekawie — Ten od razu zrozumiał o co chodzi i przystąpił do ataku, będąc gotów użyć rękoczynów, jeśli tylko zaszłaby taka potrzeba — Jestem pacyfistą, jednak zdarzają się przypadki, gdzie moja cierpliwość się kończy i jeśli nie chcesz zostać pozbawioną przywileju piękna, to odpuść. Nic z tego i tak nie wyjdzie

„Przyjaciółka" Sichenga zrozumiała subtelną wiadomość w odpowiedzi Tena i już więcej się nie odezwała.

Siedziała nadąsana, oglądając telewizję i ignorowała wszystko, co nie było Sichengiem.

Siedzieli już dziesięć minut w ciszy, przerywanej podmuchem wiatru i dźwiękiem huśtawki, na której usiedli.

Kto miał zacząć i co chciał powiedzieć najpierw?

Co chcieli powiedzieć najpierw?

Zamierzali na siebie krzyczeć?

Bić się po twarzy jak małe dzieci złe na cały świat?

Mieli sobie do wyjaśnienia tyle rzeczy, jednak żadna z nich nie chciała przejść im przez gardła.

Yuta czuł się jakby siedział po raz pierwszy na karuzeli w wesołym miasteczku.

Strach pomieszany z niepewnością czy uda mu się przeżyć do końca jazdy.

Uczucie zwymiotowania na samą myśl o starcie karuzeli i potencjalnej katastrofie.

Nigdy nie należał do osób przeważnie strachliwych, jednak teraz strach pochłaniał go całego, zajmując każdy centymetr jego ciała.

— Wiesz, że jeśli nadal będziemy się tak unikać i udawać, że nie ma dla nas miejsca w naszych życiach, to nic się nie zmieni?

— Co masz na myśli? — Zapytał, nie chcąc dopuścić do siebie faktu, iż tak naprawdę zrozumiał wszystkie słowa, które wypowiedział Sicheng.

Problemem Yuty był jego młody wiek i uczucia z jakimi się zmagał.

Nie miał nigdy kogoś kogo kochałby bardziej, niż przyjaciela.

Starał się żyć według schematu podyktowanego mu przez ojca.

Nie buntował się na tyle, by sprawiać kłopoty.

Nie chodził na randki i nie całował się w parku, jak robił to jego przyjaciel.

Był człowiekiem wyciągniętym z gry komputerowej – gdzie ktoś zza kulisami sterował jego życiem.

Unosił się też dumą i nie potrafił wyrazić swoich uczuć tak, jak planował.

Starał się otwierać na świat, jednocześnie uciekając do schronu za każdym razem, gdy wyczuwał potencjalne niebezpieczeństwo.

— Dlaczego mnie odtrącasz Yuta? Nie pozwalasz mi żyć w twoim świecie, zamykając przede mną drzwi do swojego serca

— To nie ja wziąłem sobie do mieszkania atrakcyjną Chinkę o pełnych ustach, długich włosach i figurze modelki — Powiedział z przekąsem Nakamoto, za późno gryząc się w język.

Nie chciał by wiedział o tym, iż był zazdrosny o nią i wielokrotnie jego myśli krążyły wokół fałszywych scenariuszy z udziałem tej dwójki.

Spojrzał Chińczykowi na chwilę w oczy, próbując wyczytać z nich jakiekolwiek emocje.

Czy był na niego zły za to, co powiedział?

Dlaczego nie mógł z nich nic wyczytać, oprócz smutku?

Tak dobry był w chowaniu swoich uczuć, czy może to Japończyk miał zbyt duże braki w uczuciach, że nie potrafił rozpoznać tych najważniejszych?

— Jieun to moja przyjaciółka, nic nas nie łączy — Odpowiedział po chwili, na co chłopak prychnął z niedowierzaniem.

— Ten też jest moim przyjacielem i jakoś śpimy w jednym łóżku oraz po treningach myjemy się pod jednym prysznicem. A mimo to nie łączy nas ani jedna romantyczna więź. Któryś z nas kłamie

— Masz dziewiętnaście lat a zachowujesz się jak małe dziecko — Westchnął, mówiąc to bardziej do siebie, niż do Yuty

— Przepraszam, że taki jestem — Odpowiedział nijakim tonem — Mały, naburmuszony dzieciak, który nie wie czego chce i ucieka za każdym razem, gdy zaczyna się do kogoś przywiązywać. Przepraszam, że zajmuje czas panu dorosłemu nauczycielowi, który jest zbyt dojrzały i zbyt mądry na kogoś takiego jak ja – głupiego chłopczyka grającego w koszykówkę, który nie podziela twojego zamiłowania do przeszłości. Przepraszam, że nie mogę być idealny, jak każdy tego ode mnie oczekuje

Wstał zamaszyście z huśtawki, zaciskając dłonie w pięści.

Poniosły go emocje i powiedział za dużo.

Wylał z siebie trochę rozczarowania na to, co go otacza.

— Yuta ale to nie ja wymieniłem cię na wysokiego modela o kruczoczarnych włosach, wyciągniętego z okładki najnowszego Vogue'a. To nie ja zostawiłem cię dla innego faceta

— Jongsuk jest moją bratnią duszą i rozumie moje uczucia, nie krytykując tego, co robię. On jest inny, niż ta twoja dziewucha

— A jak trzyma cię za rączkę to robi to po przyjacielsku czy liczy na coś więcej? — Zapytał go z nieukrywaną kpiną w głosie.

Mieli się pogodzić i powyjaśniać wszystkie niejasności a zamiast tego nakręcali siebie nawzajem, obrzucając się wiadrami pomyj.

— Jest jedyną osobą, która codziennie pyta mnie jak się czuje — Podniósł głos — Gdy zaczynam płakać, nie pyta mnie o powód tylko słucha tego co mam do powiedzenia. Jak płakałem za tobą, wiedząc, że siedzisz gdzieś tam z nią, to właśnie Jongsuk zapewniał mnie o tym, że wszystko będzie dobrze. Nie ty. Nie Chittaphon – tylko Jongsuk

— Przykro mi, że tak się czułeś, jednak nie ja jestem powodem problemów w twojej głowie. Chciałbym, byś czuł się przy mnie tak swobodnie, jak czujesz się przy nim, jednak twoja wyobraźnia ci to uniemożliwia

— Dopóki ona tu jest, nie mogę przestać się nakręcać i układać mrocznych scenariuszy. Czy to moja wina, że moja miłość do ciebie mnie wykańcza?

— Ty mnie kochasz Yuta? — Zapytał zszokowany, stając z nim twarzą w twarz.

Chciał złapać go za dłoń, jednak ten mu na to nie pozwolił, chowając ręce do kieszeni i odsuwając się.

Był na pograniczu rozpłakania się i rzucenia się na niego z pięściami.

Dlaczego udawał, że nie wiedział o czym mówi?

Musiał być na tyle głupi, by nie zauważyć chemii jaka się wokół nich tworzyła.

— Kocham tylko idee twojej osoby. Wersję wykreowaną w mojej głowie, która na pewno nie istnieje poza moją wyobraźnią

— Skąd wiesz, że istnieje tylko w twojej głowie? — Przerywa, zbliżając się do Nakamoto tak, iż dzieliły ich tylko centymetry. — Podejmujesz za mnie decyzję, nie uwzględniając w tym mojego zdania. Zakładasz, że mam dwadzieścia cztery lata i uważam się za najmądrzejszego na świecie, a tak naprawdę nie wiesz o uczuciach, jakie do ciebie mam. Dlaczego nie pomyślałeś, że ja też poczułem się dotknięty tym, że mnie odtrącasz? Dlaczego zamknąłeś oczy w chwili, gdy pokazałem ci swoje serce jak na dłoni? No wytłumacz mi, dlaczego jesteś w tym wszystkim egoistą, zapominając o tym, jak ja się czuję

Dong miał już gdzieś, że krzyczy i każdy może go usłyszeć.

Nie dbał o to, iż każdy może zobaczyć jego trzęsące się ręce i usłyszeć niespokojny oddech.

Wystawiał wszystkie swoje uczucia jak na tacy, tylko po to by Japończyk zrozumiał, że uczucia jakie nimi targają są niemal takie same.

On nie chciał Jieun i jej urody.

Z chwilą, gdy poznał Yute, wszystkie miłosne uczucia, jakie miał do niej wyparowały.

Kiedyś, może i ją kochał na zabój, będąc gotów skoczyć dla niej z chińskiego muru.

W chwili obecnej to dla Nakamoto bez zawahania mógł wejść na sam środek rzeki Han.

Nie dla niej – a dla niego.

Właśnie dla tego dzieciaka ze szkolnej drużyny koszykówki, za którym ugania się co druga dziewczyna i który nie potrafi skupić się na jego zajęciach dłużej niż dziesięć minut.

Egoistycznym było sprowadzanie żalu chłopaka do jego smutków i zdawał sobie z tego sprawę – nieważne jak źle mogło to brzmieć.

— Skoro tak jest, to dlaczego nie starałeś się bardziej by nawiązać ze mną kontakt?

— Chciałem dać ci czas, byś uporządkował sobie wszystko i zadecydował w odpowiednim momencie, czy chcesz mnie widzieć czy nie — Powiedział, patrząc mu głęboko w oczy.

Liczył na to, iż jego oczy przekonają go do tego, iż mówi szczerze i był prawdziwy w swoich wypowiedziach.

— No ale Hanse widział jak idziesz z nią do kina i do restauracji...

— A czy Hanse powiedział ci też, że był z nami Johnny a do kina poszliśmy na Luce, bo bilety były tanie? — Zapytał go, uśmiechając się lekko.

Wiedział, że wtedy gdy dojrzał czającego się za śmietnikiem Do wydarzy się coś nieciekawego.

Musiałby być głupi by go nie zauważyć, idącego niemal krok w krok za nim, Seo i Jieun.

Może nosił okulary ale nie był ślepy.

— To ty go widziałeś tamtego dnia? I nic nie powiedziałeś?

— Czekałem, aż twoja poniekąd urocza zazdrość się uciszy i sam mi o tym powiesz — Wzruszył ramionami, kontynuując — Ty, Hanse i Ten jesteście naprawdę charakterystycznym trio i ciężko was nie zauważyć, nawet jak jesteście osobno. Jedno z was robi taki hałas, że tylko ktoś głuchy by nie słyszał

Chłopakowi zaczynało być wstyd za swoje zachowanie.

Kolejny raz wysnuwał niepotrzebne wnioski i oceniał zbyt szybko, nie czekając na odpowiedź drugiej strony.

Zrobił z siebie idiotę i zamiast naprawić ich nieporozumienia, tylko je pogorszył.

— Kurwa, znowu wszystko zniszczyłem przez swoją głupotę

Chciał odejść i nie musieć patrzeć mu w oczy.

Zniknąć we własnym domu, siedząc zakopanym pod kołdrą gdzie mógłby użalać się nad sobą bez przerwy.

To wychodziło mu przecież najlepiej.

Wymyślanie nieistniejących rzeczy i dopowiadanie sobie historii tak, by pasowały do jego narracji.

Był gotowy zniknąć na dobre, jednak Sicheng przewidział jego plan, bo złapał go za nadgarstek i przyciągnął bliżej do siebie.

— Jeśli chcesz by nam wyszło, to musisz przestać nakręcać się fałszywymi myślami — Powiedział, zamykając go szczelnie w swoim uścisku, tak by nie był w stanie mu uciec — I nigdy więcej już nie uciekaj, proszę. Bez ciebie mój świat nie jest już taki sam 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro