Good morning?
[Narrator]
Kiedy nastała 7:30 nadszedł czas na pobudkę. Taekwoon przez tyle lat wstawał niezmiennie o tej porze że jego zegar biologiczny sam go budził. Czuł że leży na czymś wygodnym i ciepłym ale oczy za bardzo mu się kleiły i nie miał siły ich otworzyć. Leżał skulony bo tak było mu najwygodniej. Ręką która znajdowała się na tym czymś obok jego twarzy zjechał w dół żeby po omacku zorientować się co to jest. Nagle natrafił na wybrzuszenie. Zastanawiał się co to jest i ścisnął to lekko. To coś na czym leżał wygięło się w łuk i... jękneło? Dalej trzymając wybrzuszenie w ręce drugą ręką podparł się i uniósł do siadu. Zaraz potem przetarł oczy. Kiedy zobaczył co to było to coś, spłonął ognistą czerwienią. Chyba jeszcze nigdy w życiu policzki go tak nie paliły jak w tym momencie. Bał się zdjąć rękę z kroku Wonshika bo wiedział że ten się obudzi, ale w sumie to za bardzo nie ma innego wyjścia bo trzeba już wstawać. Taekwoon myślał że zaraz zemdleje. Jego serce przyspieszyło i to bardzo, bo myślał nad tym co się stanie kiedy młodszy się obudzi. Zaczęło mu się kręcić w głowie. Wiedział że to będzie dziwne i ta decyzja nie będzie najlepszą, ale nie mógł już wytrzymać i musiał wyjść na taras który mieli w pokoju jako jedyni w klasztorze. Zgniótł jeszcze raz jego krocze żeby nie poczuł braku czegoś w tym miejscu, szybko zabrał rękę i po cichutku wyszedł... No właśnie, taki miał zamiar ale skrzypiąca deska nie ułatwiała mu ewakuacji. Wonshik obudził się.
-Mmmm, dzień dobry...-powiedział jeszcze zaspany i przetarł oczy-Co robisz hyuuuung~?-zapytał, ale kiedy otworzył w pełni oczy dostrzegł Taekwoona i przeraził się nie na żarty.
-Co ci jest?!-powiedział i wstał szybko żeby na wszelki wypadek jakby starszy miał sobie zemdleć jakoś zamortyzować upadek. Starszy usiadł powoli i niesprawnie na podłodze a Wonshik asekurował go. Podłożył mu dłoń pod głowę i ręką przesunął ciało tak żeby leżał na podłodze a głową na jego ręce. Starszy mał całe czerwone policzki i uszy a oczy zaciśnięte.
-Co się dzieje?
-N-nic! M-musimy wstać! Pospiesz się!-i już wstawał ale Wonshik który siedział po turecku na podłodze złapał go za nadgarstek.
-Powiem senseiowi że źle się czujesz i zostaniesz w pokoju bo chyba jesteś chory hyung-poinformował go młodszy.
-A-ale nic mi nie jest.
-Na pewno.
-Tak.
-Ale jakbyś gorzej się poczuł to pójdę, nie chcę by coś ci się stało.
-Mhm, przebierzmy się-powiedział już po cichutku Taekwoon.
-Chcesz żebym na razie wyszedł z poko...
-Tak.
-Dobrze. I jeszcze raz przepraszam cię za wczoraj, ale nie musisz się wstydzić bo przecież byłeś zasłonięty tam, gdzie jest to najważniejsze więc...-w tym momencie starszy podszedł do niego i wypchnął Wonshika delikatnie za drzwi. Już po prostu nie mógł. Plecami oparł się o ścianę i zjechał w dół siadając na ziemi i oplatając swoje nogi ramionami. Dlaczego ten chłopak jest... Taki? Pomyślał sobie. Postanowił się pospieszyć bo młodszy przecież też powinien się przebrać. Zrobił to szybko i rozsunął drzwi. Zauważył całego czerwonego Wonshika. Czyli zauważył... Taekwoon spuścił głowę.
-Możesz iść się p-przebrać-wyszeptał.
-Mhm-odmruknął tylko i wszedł jak najprędzej do pokoju.
[Perspektywa Wonshika]
Błagam czy to jest zły sen? Nie, niestety nie. Dlaczego akurat ja?! Dobra, trzeba się uspokoić i... coś z tym zrobić. Był bardzo twardy, nie tak jak zazwyczaj po przebudzeniu, nie mogłem nic zrobić bo nie miałem na to czasu. Miałem nadzieję że góra stroju która była dość długa pozwoli mi to zakryć. Przebrałem się sprawnie i rozsunąłem drzwi aby Taekwoon mógł wejść. Nie było go tam. Pewnie przede mną uciekł... Poszedłem na śniadanie, tą trasą co wczoraj. Właśnie. Nie byliśmy przecież na kolacji. Zapomniałem o tym. Poszedłem do jadalni. Taekwoon siedział już przy stole a obok niego siedzieli chyba jego przyjaciele, chociaż wnioskując po tym jaki wyraz twarzy miał Taekwoon to raczej zwątpił.
-Dzień dobry-podszedłem i się ukłoniłem.
-Cześć!-odezwał się jeden z nich-Ty jesteś ten nowy?
-Tak.
-Jakie masz zwierzę?
O co im chodzi z tymi zwierzętami? Jacyś miłośnicy przyrody czy co?
-Nie wiem-odparłem szczeże-nawet nie wiem o co chodzi z tymi zwierzętami.
Wszyscy spojrzeli na mnie zszokowani natomiast Taekwoon dalej jadł spokojnie swoje śniadanie z twarzą bez wyrazu. Zupełnie nie przypominał mu chłopaka który jeszcze piętnaście minut temu czerwienił się jakby palił się żywym ogniem.
-Jak to nic nie wiesz?-zapytał jeden z nich.
-Nie zostałem doinformowany.
-Siadaj, zostało wolne miejsce obok mnie!-kolejny odezwał się entuzjastycznie. Siedziałem centralnie na przeciwko starszego. To było tak żenujące. Postanowiłem zająć się rozmową z pozostałą czwórką, jak się potem okazało nazywają się Hakyeonem obok którego siedziałem, Jaehwanem który z niewiadomych mi przyczyn nazywany był Kenem chociaż biorąc pod uwagę jego wygląd... Dalej byli Hongbin oraz Sanghyuk który kazał mówić do siebie po prostu Hyuk. Ledwo co mówili po koreańsku ale dało się z nimi dogadać. Taekwoon nie odezwał się ani razu i unikał mnie wzrokiem na wszelkie możliwe sposoby a ja zerkałem tylko kątem oka i starałem się udawać że całkowicie zajęła mnie rozmowa z nowo nabytymi przyjaciółmi. Kiedy zakończyliśmy posiłek mieliśmy udać się na trening. Błagałem żeby nie było ćwiczeń w parach bo pewnie ci czterej odbiorą się w dwie pary a ja będę musiał udawać że nic się rano nie stało co raczej graniczyło z cudem. Ćwiczyliśmy już jakieś półtorej godziny i już myślałem że mi się uda, ale niestety. Taekwoon sam do mnie podszedł. Widziałem że starał się utrzymać obojętną twarz ale jego czerwone uszy go zdradzały. Moje z resztą mnie pewnie też.
-To ćwiczymy?-zapytał starszy-czy będziesz tak stał.
-Tak hyung-odparłem najspokojniejszym głosem na jaki było mnie stać. Po około dwudziestu minutach starań o nie przyniesienie sobie i swoim umiejętnościom hańby poddałem się. Pot płynął ze mnie strugami i ciężko łapałem oddech. Taekwoonowi jego kruczo-czarne włosy przykleiły się do czoła (przy czym wyglądał... Ehhh) to nie wykazywał innych oznak zmęczenia.
-Hyung?-zdecydowałem się w końcu odezwać.
-Tak?
-Wiem, wczoraj byłeś zmęczony i od razu zasnąłeś więc dzisiaj mógłbyś mi wyjaśnić zasady które tu panują?
-Mhm.
Rozbrzmiał dźwięk gongu który chyba informował o zakończonym porannym treningu. Udaliśmy się do pokoi. Moje posłanie wreszcie dotarło i byłem w tym momencie najszczęsliwszym człowiekiem na świecie. Może nie do końca bo jednak miło się było przytulić ale wolę już nie ryzykować taką gafą. Zwykły strój leżał przygotowany i czekał tylko aż się przebiorę. Odwróciłem się by wyjść z pokoju aby starszy mógł się spokojnie przebrać ale jego tam nie było. Zdziwiłem się, ale za to drzwi na taras były otwarte więc po szybkim zmienianiu ubioru udałem się tam. Zauważyłem tam tylko jak Taekwoon wspina się sprawnie na ogromne drzewo i przeskakuje przez mur który okrążał klasztor. Postanowiłem pójść za nim.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiaj wstawię jeszcze jeden rozdzialik, a bo co jak się nie ma życia to tak jest
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro