Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Trzy ziarna goryczy i jedna kropla życzliwości

Na wstępie wybaczcie nieregularność publikowania kolejnych rozdziałów. Sezon letni nie sprzyja pisaniu

A teraz miłego czytania i dajcie znać czy się podobało 

****************************************************

Od tamtego dnia, co jakiś czas udawało mu się znaleźć pracę dorywczą, która pozwalała mu zarobić kilka groszy, dzięki czemu mógł wieść bardzo skromne, ale spokojne życie, nie licząc oczywiście następnej pełni księżyca, która ponownie wyniszczyła jego organizm. Poza tym, nie można powiedzieć, że już odbył swoją żałobę. Ból po stracie najbliższych przyjaciół dalej był palącą raną, z którą jednak uczył się żyć każdego dnia.

Wystarczyło jedynie konsekwentnie brnąć do przodu i się nie poddawać, zwłaszcza teraz, gdy powoli zaczynała się zbliżać wiosna i Remusowi nie doskwierał już tak chłód i praca na świeżym powietrzu nie była już dłużej czymś tak okropnym jak dotychczas. Można powiedzieć, że taki lekki ziąb był wręcz zbawienny przy pracy fizycznej, której najczęściej się podejmował ostatnimi czasy zarówno w świecie czarodziei jak i u mugoli, którzy nie przejmowali się zbytnio jego pochodzeniem i umiejętnościami czy przypadłościami. Ta pewnego rodzaju regularność przynosiła mu ukojenie, które można jednak łatwo zburzyć.

Wracając raz z pracy wpadł na pewną drobną blondynkę, którą pamiętał z Hogwartu. Była dwa lata młodsza i również należała do Gryffindoru, a w trakcie wojny działała na rzecz Zakonu Feniksa, przez co zdążyli się lepiej poznać. Niestety i na niej to wszystko odcisnęło widoczne piętno i zamiast niegdyś uśmiechniętej i pogodnej twarzy, jego oczy ujrzały zmęczone oblicze i oczy pełen bólu. Remus słyszał, że ona i jej narzeczony wpadli w ręce Śmierciożerców. Z tego, co wiedział chłopak był w wieku dziewczyny, ale należał do Slytherinu i mimo tego stanął po ich stronie, i wspierał ich działania. Za to spotkała go bardzo dotkliwa kara ze strony dawnych kolegów z klasy. Ponoć długo go torturowano aż w końcu postradał zmysły i zniknął chłopak, w którym kiedyś blondynka była tak bardzo zakochana.

- To ty, Remus Lupin- zagadnęła, przyglądając się mu dokładnie. Dalej sprawiał wrażenie żebraka tylko, że zadbanego, co sprawiało, że nie przypominał dawnego siebie.- Od dawna nic o tobie nie słyszałam- przyznała.

- Usunąłem się na bok, potrzebowałem trochę czasu żeby odpocząć. A ty jak sobie radzisz?- było widać, że dziewczyna cierpiała, ale poza tym wiodła stosunkowo dobre życie.

- Nie jest najgorzej, rodzina pomogła mi stanąć na nogi po tym wszystkim. Nie mogę uwierzyć, że nie wszystkich ich spotkała kara- Remus również, ale nie mógł już nic na to poradzić. Ci, którym udało się udowodnić winę byli już zamknięci, reszta wtopiła się ponownie w społeczeństwo czarodziei i jak na razie żyła u ukryciu.- Gdybym tylko mogła sama bym ich wytropiła i zabiła.

- Wiesz, że nie możemy tego zrobić- zauważył, domyślając się, że dziewczynie głównie chodzi o oprawców jej narzeczonego.- Wszyscy przeszliśmy sporo i straciliśmy wielu bliskich, ale nie możemy stać się tacy jak oni...

- No tak zapomniałam, że zawsze byłeś panem przemądrzałym!- stwierdziła nagle ostro.- Poza tym, co ja mogę wiedzieć o stracie w porównaniu z tobą!

- Nie to miałem na myśli, w żadnym razie nie chciałem umniejszać temu, co przeżyłaś...

- Ale ty przeżyłeś więcej, tak wiem, wszyscy o tym słyszeli. Jedyny, który ocalał!- wypaliła nagle.- Ty straciłeś wszystkich bliskich ja tylko narzeczonego, więc nie mam prawa porównywać swojego bólu z twoim.

- Naprawdę nie to miałem na myśli, twoje cierpienie jest równie wielki i masz prawo czuć rozgoryczenie, że winni nie odpowiedzieli za to- twarz dziewczyny była czerwona ze złości i było widać, że gniew przysłonił jej zdrowy rozsądek.

- Ta jasne, ale i tak w porównaniu z tobą nic tak naprawdę nie straciłam- burknęła coś jeszcze pod nosem.- Idę, muszę odwiedzić Roba w szpitalu może dzisiaj mnie rozpozna i wtedy moja strata już wcale nie będzie miała znaczenia.

Obróciła się na pięcie i szybko odeszła. Jak widać nie tylko Remus cierpiał na skutek strat, które przyniosła wojna, ale było widać, że ta dziewczyna zamiast autodestrukcyjnych czynności postanowiła nienawidzić otaczającego jej świata. Młody Lupin ani przez chwilę nie wątpił w to, że jej strata była i jest dalej bardzo bolesna, w pewnym sensie mógł to sobie wyobrazić, chociaż wiedział, że to nie było do końca to samo. Nie rozumiał jednak, czemu dziewczyna aż tak się na niego wkurzyła. Czując powracające uczucie wstydu i bólu ruszył dalej.

Dlaczego nie podzieli losu swoich przyjaciół, dlaczego nie było mu dane zginąć w chwale u ich boku? Zastanawiał się nad tym w trakcie całej drogi powrotnej do mieszkania. Przechodząc koło sklepu monopolowego nawet przystanął i zapragnął do niego wejść żeby napić się czegoś przed snem i zapomnieć o całym tym bólu, ale nie mógł tego zrobić. Wiedział, że jeśli na to pozwoli to znów straci wszystko to, co udało mu się odzyskać przez ostatnie tygodnie. Zacisnął więc pięści i dotarł do domu gdzie nękany wspomnieniami przeszłości spędził cała noc w fotelu tęskniąc za tymi, którzy już odeszli z tego świata.

Przez to następny dzień nie należał do najlżejszych. Znów czuł się okropnie i chęć powrócenia do okropnego nałogu, ale nie mógł sobie na to pozwolić, zwłaszcza, że na ten dzień miał już zaplanowaną pracę. Tak właściwie tylko to sprawiło, że wyszedł tamtego dnia z domu, a gdy wrócił wieczorem padł ze zmęczenia nie zjadłszy nawet kromki chleba.

Następnego dnia obudził go potworny głód, który przyćmił wszystko inne uczucia. Pchany zwykła chęcią przetrwania poszedł do sklepu i wracając zjadł pierwszą suchą bułkę, która sprawiła, ze brzuch umilkł i przestał boleć.

- Remus? To naprawdę ty chłopie?- zaskoczony Lupin spojrzał na mężczyznę, który przebiegł przez ulicę żeby z nim porozmawiać.- Dawno cię nie widziałem- stwierdził Tom, który razem z nim chodził na zielarstwo. Był puchonem i to dość bystrym, dlatego całkiem dobrze się dogadywali w czasach szkolnych.- Co się z tobą stało po wojnie stary? Gdyby nie to, że inni gadali, że cię widzieli to bym powiedział, że już po tobie. Całkiem zniknąłeś.

- Tak jakoś wyszło- przyznał nieco zakłopotany. Dziwnie się czuł w otoczeniu dawnego kolegi, który najwidoczniej wiódł bardzo dobre życie, o czym świadczył jego elegancji, drogi strój.- Dokąd tak pędziłeś?

- Do pracy. Robię w departamencie kontroli nad magicznymi zwierzętami, mieliśmy drobny problem z Niuchaczem, ale już mam tego malucha- powiedział klepiąc swoją aktówkę.- Mam go odstawić w lepsze miejsce gdzie nie będzie mógł okradać mugoli. W gazetach piszą o gangu złodziei z Londynu a to wszystko jego sprawka.

- Takie już są te stworzenia, kochają wszystko, co się błyszczy. A tak ogólnie to spokojnie już w ministerstwie czy dalej sprzątają po wojnie?

- Już ucichło. Co mogli naprawili, trochę pod dywan zamietli i wszystko wróciło do normy, znów ludzie maja ręce pełne roboty- mówiąc to przyjrzał się Remusowi jakby dopiero teraz zauważył jego stary płaszcz i buty, które pamiętały lepsze czasy.- Tobie chyba nie udało się jeszcze znaleźć jakieś ciepłej posadki- zauważył bez ogródek.- Czym się zajmujesz?

- Wszystkim, co się znajdzie- przyznał szczerze.

- Dziwne, taki bystry facet jeszcze pracy nie znalazł- pokręcił głową z niedowierzaniem.- Byłem pewny, że jakimś ministrem zostaniesz, a nie... no cóż lekko w życiu nie jest. Jak chcesz to popytam, może kogoś szukają w ministerstwie, z twoimi ocenami powinieneś już dano na jakimś kierowniczym stołku siedzieć- Remus poczuł ukłucie wstydu.

- Rozglądam się, ale nie jest lekko się pozbierać po tym wszystkim- przyznał, szukając chociaż lekkiego usprawiedliwienia dla swojej obecnej sytuacji.

- No to na pewno. Taki koleś jak ty na pewno da radę, ale wiesz, co ja popytam może znajdę coś dla ciebie to przestaniesz się tak kręcić bez celu po mieście- obiecał.- W ministerstwie ciągle kogoś szukają, więc nie ma, co być bezrobotnym. Głowa do góry chłopie, jak coś podeślę ci sowę, a teraz wybacz praca wzywa.

Pożegnał się z nim i ruszył przed siebie, dokończyć swoje obowiązki służbowe. Remus przez chwilę patrzył za nim, czując się jak nieudacznik. Co mu po ocenach, nawet mając wybitne wyniki nie mógł znaleźć sobie pracy, w której by go zaakceptowano. Do póki obcy oglądali go w tym nędznym wydaniu, nie czuł się źle, ale teraz, gdy ktoś znajomy dostrzegł, w jaką nędzę podupadł, poczuł się gorzej. Nagle zapragnął móc kupić sobie coś smaczniejszego do jedzenia, zmienić garderobę i zdobyć szacunek innych.

Wiedząc, że straci przez to przynajmniej jeden ciepły posiłek poszedł do mugolskiego sklepu z używanymi ubraniami gdzie znalazł kilka tanich białych koszul, które miały plamy możliwe do usunięcia przy pomocy magii. Znalazł jakieś spodnie, które wyglądały znacznie lepiej od wszystkich, które miał i wrócił do domu marząc o tym by przestać się czuć jak kompletny nieudacznik. Musiał coś zrobić ze swoją aparycją żeby w końcu ktoś rozważył jego zatrudnienie.

Czując na sobie piętno nędzarza ruszył ponownie na poszukiwanie pracy i chociaż wyglądał lepiej jakoś nikt nie chciał go zatrudnić. Miał tyle wiedzy i umiejętności, ale mimo to nikt nie chciał mu dać szansy.

- Żałosne- właśnie wychodził ze sklepu zielarskiego, gdy usłyszał to słowo.

Rozejrzał się i jego wzrok padł wprost na Severusa Snapa, który był przed chwilą w sklepie i słyszał rozmowę Remusa z właścicielem.

- Wielki bohater żyje w nędzy i nikt nawet nie chce mu dać szansy- było widać, że w pewnym sensie wypowiedzenie tych słów sprawiło przyjemność Snapowi.- Niegdyś gwiazda Hogwartu dzisiaj uliczny śmieć.

- Też się cieszę Severusie, że cię widzę- chciał się obrócić i odejść, ale nowy nauczyciel eliksirów mu na to nie pozwolił.

- Nie zastanawiało cię nigdy, dlaczego skończyłeś w ten sposób?- Remus spojrzał na niego, chociaż czuł, że tego pożałuje.- Ty i twoi przyjaciele zawsze uważaliście się za kogoś, co nie było prawdą. Ci idioci sprawili jedynie, że uwierzyłeś w siebie i żyłeś złudnymi marzeniami.

- Lily też we mnie wierzyła- na wspomnienie młodej kobiety, po twarzy Severusa przemknął jakiś dziwny grymas ni to bólu ni tęsknoty.- Zamierzam sprostać ich oczekiwaniom i jestem wdzięczny za to, że póki żyli, wspierali mnie.

- Gdyby Lily lepiej dobierała przyjaciół dalej by żyła. Wielki idiota, pozer i jeszcze do tego zawszony kundel, sama prosiła się o klęskę- zauważył nie ukrywając obrzydzenia do nich.

- Mogła zostać z tobą, zdrajcą i oszustem, który tak dotkliwie ja zranił. Gdyby nie Dumbledore to już dawno tkwiłbyś w Azkabanie- Snape zmierzył go groźnym spojrzeniem.

- Ostatecznie stanąłem po właściwej stronie Lupin i odpokutowałem. Teraz jestem szanowanym nauczycielem, a ty stałeś się zwykłym śmieciem- stwierdził ostro.- Kochany dyrektor, który tyle lat cię chronił musiał mieć już dość twojego zawszonego ogona skoro nie zaoferował ci pracy, chociaż szukał nauczycieli.

- Może uznał, że nie musze się już dłużej kryć za jego spódnicą, nie to co niektórzy...

- A może stwierdził, że nie ma sensu na ciebie tracić więcej czasu?- Remus zacisnął mocno usta.- Nawet, jeśli ktoś się zlituje i da ci w końcu pracę to i tak jej nie utrzymasz. Przyjdzie pełnia i twój sekret się wyda, a wtedy wywalą cię na zbity pysk. Nikt nie chce mieć do czynienia z taką podła kreaturą jak wilkołak. Pogódź się z tym i przestań stanowić zagrożenie dla niewinnych ludzi.

Zmierzył go od góry do dołu, czując, że ostatecznie wygrał ta utarczkę słowną, po czym odwrócił się na pięcie i dumnym krokiem odszedł, zostawiając Remusa samego, akurat gdy zaczął padać deszcz ze śniegiem.

Ile ciosów jeszcze miał na siebie przyjąć? Najpierw okrutnie przypomniano mu, że jako jedyny z przyjaciół ocalał, później zwrócono uwagę na jego sytuację finansową, a teraz jeszcze te ostre słowa Severusa. A co jeśli wszystkie te osoby miały rację i fakt, że ocalał był okrutnym zbiegiem okoliczności, wziąwszy pod uwagę jak żył w obecnej chwili. Miał wrażenie, że Lily, James a nawet Peter, gdyby byli na jego miejscu, lepiej wykorzystaliby tą okazję. W tamtej chwili czuł, że marnuje okazję, którą los dał jemu a nie komuś innemu. Ta „prawda" miała okropny smak pełen goryczy, żalu i nienawiści do samego siebie.

Świat znów się mu walił pod nogami. Nie wiedział nawet, kiedy dotarł do pierwszego sklepu, kupił butelkę i napił się, czując jak alkohol jedynie powiększa ten obrzydliwy posmak życia. Był on tak nie do zniesienia, że ledwo uszedł kilka kroków i zwrócił wszystko, co miał w żołądku. Trzeba przyznać, że w tamtej chwili miało to jeszcze gorszy smak.

Nie mając już sił, cały mokry i zmarznięty usiadł w jakiejś śmierdzącej uliczce i kryjąc głowę miedzy kolanami zaczął płakać. Jakże on siebie nienawidził w tamtej chwili. Przecież Severus się nie mylił i Remus w pewnym sensie o tym wiedział. Ileż ciosów można znieść nim człowiek raz na zawsze upadnie.

- Ja za niego ręczę- powiedział kiedyś James, gdy w fabryce jego ojca, jedne z kierowników sprzeciwił się zatrudnieniu Remusa, gdy dowiedział się, kim jest.- Wybitny uczeń, oddany przyjaciel, bardzo odpowiedzialna i zorganizowana osoba nie to, co ty stary pierniku!- zagrzmiał wtedy jego przyjaciel.- Da sobie radę w tej pracy...

To krótkie wspomnienie sprawiło, że Remus nagle przestał płakać. Oni wszyscy w niego wierzyli, oni byli źródłem jego siły dlatego ich odejście aż tak go złamało. Nie mógł się jednak poddać. Wstał i niewiele myśląc przeniósł się, czym prędzej w jedyne miejsce gdzie czuł się wartościowy mimo swojego nędznego stanu. Stanął na progu osoby, która jako jedyna nie pozwoliła mu się poddać.

Wchodząc do tego podrzędnego baru od razu poczuł jakby ktoś zdjął mu z barków część trosk.

- Spadłeś mi dzisiaj z nieba przyjacielu!- zawołała barmanka, widząc go w lokalu.- Zgubiłam klucze gdzieś za budynkiem jak wynosiłam puste skrzynki. Nie mogę wyjść, a bez nich nie zamknę lokalu.

- Zaraz ich poszukam- obiecał, a jego kąciki ust lekko drgnęły.

- Wszystko w porządku?- zapytała, gdy podszedł bliżej i dostrzegła lepiej jego zaczerwienione oczy i mokre ubranie.

- Teraz już tak- zapewnił, po czym zniknął na zapleczu.

Znalezienie kluczy, gdy dysponowało się magią nie było niczym trudnym. Jedno krótkie zaklęcie sprawiło, ze zguba od razu trafiła do ręki, ale mimo to postał jeszcze chwilę na tym chłodzie żeby nie wzbudzać podejrzeń. Wrócił akurat, gdy przy barze usiadła grupka trzech młodych mężczyzn, żywo o czymś dyskutujących.

- Proszę, twoje klucze- powiedział kładąc koło dziewczyny jej zgubę.

- Dziękuję- odparła, uśmiechając się do niego szeroko.- Chcesz to, co zawsze?- zapytała, a on jedynie skinął głową.

Młodzi mężczyźni przyglądali się mu, co chwile, zwłaszcza, ze usiadł koło nich. W tym mokrym, brudnym płaszczu wyglądał jak największy nędzarz, dlatego zdziwili się, gdy właścicielka postawiła przed nim jedzenia a on od razu zapłacił.

- Jak tam poszukiwanie pracy?- zagadnęła, ale mina Remusa dała jej do zrozumienia, że wybrała zły temat.- Nic nie się martw, w końcu coś znajdziesz- zapewniła go.

- O pracę teraz cholernie trudno- zauważył jeden z młodych mężczyzn.- Ja sam dwa lata szukałem roboty, łapiąc się każdej dorywczej pracy.

- Ma rację, nie ma co się poddawać- dodał drugi.- Ja właśnie dzisiaj dostałem jakąś, oby mnie tylko nie wylali- jego przyjaciele parsknęli śmiechem.

- A czym ty się zajmujesz, zajmowałeś dotychczas?- zapytał trzeci, patrząc na Remusa.

- Pracowałem w fabryce, ale upadła- odparł krótko, nie chcąc wdawać się w szczegóły ze swojego życia.

- Najgorzej- pozostali mu zawtórowali.- A teraz chłopie weź zdejmij ten mokry płaszcz, bo się pochorujesz i zamiast roboty to zapalenie płuc znajdziesz. Śliczna weź mu jeszcze herbaty zrób, na mój rachunek...

- Nie trzeba- zaprzeczył od razu Remus.

- Weź się nie wygłupiaj- młody machnął ręką.- Właśnie dostałem pracę, stawiam kumplom po piwku to tobie, chociaż herbatę postawię. Jutro musisz być w stanie dalej walczyć z tą machiną systemu. Życie na nas wszystkich nie poczeka trzeba je złapać na czas.

Remus przyjrzał się tej trójce i poczuł jakieś dziwne ciepło. Oni mieli siebie, byli dla siebie wsparciem, a ich przyjaźń, chociaż byli mu kompletnie obcy i jemu dodała sił. Gdy barmanka postawiła przed nim herbatę, uśmiechnął się do niej a później do młodych mężczyzn, unosząc kubek niczym toast. Ci się uśmiechnęli i wykonali ten sam gest. Może jeszcze w tym piekielnym świecie tliło się wciąż jakieś światełko nadziei.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro