2. Szczypta sukcesu
Mróz był jedynym prawdziwym towarzyszem, którego Remus miał od pewnego czasu. Właściwie przywykł już do niego w takim stopniu, że nie zwracał na niego uwagi tak jak tego dnia, gdy czując nienawiść do samego siebie, obserwował Hogwart z daleka i bawiące się wokół niego dzieci, które z tej odległości były drobnymi czarnymi punkcikami.
Ile razy on i jego przyjaciele wykorzystywali zaspy śnieżne żeby robić innym dowcipy lub straszyć pierwszaki i niektóre dziewczyny. Jednak, gdy tylko o tym pomyślał znów poczuł wstyd z powodu tego, kim się stał. Od razu przypomniał sobie ostatnią noc i rozmowę z barmanką, która tak łudząco przypomniała mu o wszystkich, których stracił.
Owszem nie miał już nikogo, ale czy mógł tak zaniedbać pamięć o nich i pozwolić żeby inni mówili o nich źle z powodu jednego zapijaczonego Gryfona, który pogubił się po tym wszystkim? Odpowiedź była prosta, nie mógł. Jednak czy miał siłę żeby coś z tym zrobić, czy pamiętał jeszcze jak to jest być kimś innym, kimś wartościowym?
Od dziecka wmawiano mu, że jest kimś gorszym z powodu swojej przypadłości i tylko nieliczni sprawiali, że czuł się inaczej. Dzięki Jamesowi znalazł pracę po szkole, za sprawą Lily czuł się kochany, a Syriusz sprawiał, że potrafił na swoje komary spojrzeć w zupełnie inny sposób. Jak miał odnaleźć to wszystko nie mając ich już u swojego boku?
Z pewnością pierwszym ważnym krokiem powinno być zrobienie coś ze swoim wyglądem, z popękaną od zimna skórą, nieogoloną twarz, brudnym i podartym ubraniem a także poplątanymi włosami. Gdy Remus w końcu zdołał wrócić do wynajmowanego pokoju, który wydał się mu nagle dziwnie obrzydliwy, poczuł się jakby budził się z jakiegoś koszmaru. Obrzydzony wyglądem miejsca, w którym żył, zabrał się do sprzątania.
Nie używając magii wynosił śmieci, szorował podłogi i okna, ścierał kurze i zbierał grube pajęczyny. W jednym miejscu ustawił wszystkie puste butelki, a widząc ich liczbę poczuł taką odrazę do samego siebie jak nigdy przedtem. Kiedy zdążył tyle wypić, a właściwie, jakim cudem zdołał to przeżyć? Było to jednak jedno z tych pytań, na które nie warto tracić zbyt wiele czasu. Zamiast tego lepiej było dokończyć sprzątanie, a tak się składa, że im czyściej robiło się w pokoju tym lżej czuł się Remus. Wyrzucając górę śmieci miał wrażenie się jakby olbrzymi ciężar spadł mu z ramion.
To on był kiedyś tym, który dbał o porządek, dlatego ten olbrzymi trud sprawił, że chociaż minimalnie dostrzegł obraz dawnego siebie, zwłaszcza, gdy później zajął się swoim wyglądem. Nim nastała noc, wyglądał znacznie lepiej, chociaż wszystkie ubrania, które miał były zniszczone i zdecydowanie za duże na niego. Tyle ile mógł, zdziałał za pomocą magii, ale dalej wyglądał niczym strach na wróble.
- Już zamykamy- powiedziała młoda kobieta, widząc jak ktoś wchodzi do baru. Potrzebowała chwili żeby w tym umytym i uczesanym mężczyźnie rozpoznać swojego stałego bywalca.- Niech mnie ktoś uszczypnie, jeśli to naprawdę ty- kąciki ust mężczyzny lekko drgnęły.
- Mogę poprosić o zupę?- zapytał nieśmiało, sprawiając, że na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Coś tam chyba mi jeszcze zostało- oznajmiła odstawiając mopa na bok.- A myślałam, że już nie wrócisz.
Remus jedynie wzruszył ramionami, zajmując miejsce przy tym samym stoliku, co zawsze, ale tym razem siedział prosto, chociaż dało się zauważyć, że nie jest to dla niego proste. Może i poczuł się minimalnie lepiej, ale to nie zmieniało faktu, że na jego barkach dalej spoczywał olbrzymi ciężar.
- Myślałam, że już cię tu nie zobaczę- zauważyła ponownie stawiając przed nim talerz i zajmując przy okazji wolne krzesło.- Wybiegłeś stąd tak nagle.
- Musiałem coś ze sobą zrobić- odparł szczerze, po czym zabrał się do jedzenia. Przez cały dzień nie miał nic innego w ustach, więc nic dziwnego, że pochłonął ten talerz równie szybko, co poprzedniej nocy.
- Przyniosę ci drugą porcję...
- Nie trzeba- przerwał jej, kładąc na stole ostatnie banknoty, jakie miał po opłaceniu czynszu.- Tyle mi wystarczy.
- Jak ty nie zjesz to będę musiała to wylać- oznajmiła, wstając od stołu.- Więc uznajmy, że masz szczęście, bo mało kto lubi tu jeść- Remus poczuł się żałośnie chociaż barmanka nie wiedziała o jego biedzie, mogła się tylko domyślać. Mimo to postanowił zostać, jego wychudzony organizm potrzebował jedzenia.- Powinnam chyba wykreślić to z listy i zostać przy jednej zupie i galarecie do wódki i tak ludzie nic tu prawie nie jedzą.
- Pewnie szkoda im na to pieniędzy- zauważył, patrząc na to z perspektywy własnego doświadczenia.
- Co teraz zamierzasz ze sobą zrobić?- zapytała, gdy zaczął jeść. Remus spokojnie przełknął to, co miał w ustach, po czym głośno westchnął.
- Najpewniej poszukam pracy- stwierdził z nutą rezygnacji w głosie.- Nigdy nie było to proste, a teraz to jeszcze trudniejsze- barmanka skinęła głową.
- No cóż nigdy nie lubili zatrudniać weteranów- przyznała mu rację, ale to był tylko wierzchołek góry lodowej, która rosła przed nim od bardzo dawna.- Ale coś mi mówi, że dasz sobie radę, nie wyglądasz na typowego głupca, jakich spotykam tu codziennie- zapewniła go.- Po prostu musisz spróbować i się nie poddawać.
Remus o tym wiedział. W swoim życiu przeżył już wiele okropnych rozmów o pracę i spojrzeń pełnych obrzydzenia na wieść o jego likantropi. Wiedział, że teraz nie będzie lżej, ale mimo to nie zamierzał chwalić się przynależnością do Zakonu Feniksa jak niektórzy byli członkowie, którzy dzięki temu uważali, że zasługują na lepszą pracę. On znał swoje mocne strony, zawsze był bystrym człowiekiem i doskonale to wykorzystywał także i tym razem miał zamiar to zrobić, chociaż wiedział, że prędzej znajdzie pracę fizyczną niż umysłową.
Wracając do mieszkania zgarnął z ławki starą gazetę, w której rozpoznał Proroka Codziennego i po dotarciu na miejsce od razu zajrzał do kolumny z ofertami pracy. Nie było ich zbyt wiele, a już zwłaszcza wziąwszy pod uwagę jego wiedze i umiejętności. Przyglądając się tej liście, miał wrażenie, że przyjdzie mu się boleśnie zderzyć ze ścianą, która postawi przed nim los.
Z samego rana wstał i ubrawszy się najlepiej jak mógł, ruszył w miasto poszukując miejsca, w którym chcieliby go zatrudnić. Fabryka Potterów niestety upadła po śmierci Jamesa więc nie mógł wrócić tam do pracy, a właściwie nigdzie indziej nie przyjęto go wcześniej z otwartymi ramionami. Starając się robić jak najlepsze wrażenie odwiedzał kolejne miejsca, w których po pierwsze patrzono na niego niechętnie z powodu ubrania, a po drugie, dlatego, że wyglądał na chorego i słabego.
Po kilku godzinach miał już tego dość i zniechęcony przysiadł na starej ławce. Jego kandydaturę odrzucono nawet w obskurnym barze. Nie wiedział już, co robić.
- Ej ty!- zaskoczony podniósł głowę i rozejrzał się.- Tak ty!- powiedział starzec, gdy ich spojrzenia się spotkały.- Wyglądasz na takiego, co chce dorobić- oznajmił wprost.- Jak tak to rusz się i pomóż mi to pownosić to ci zapłacę za pracę.
Niewiele myśląc, Remus od razu ruszył żeby pomóc, zwłaszcza, że w kieszeni miał tylko kilka groszy, które nie starczyłyby mu na obiad. Starzec prowadził dość mało popularny sklep zielarski i akurat miał dostawę, a że względem niektórych składników lepiej było nie używać magii to trzeba było pownosić skrzynie na zaplecze. Remus może i wyglądał na słabego i chorowitego, ale tak naprawdę był silniejszy niż mogło się wydawać. Z łatwością pownosił skrzynie, nawet te najcięższe i nim się właściciel zorientował zaczął je poprawnie rozpakowywać, robiąc też porządek na zapleczu, gdzie niektóre słoje i skrzynki stały nie tam gdzie powinny lub w złym miejscu pod względem nasłonecznienia.
- No proszę- starzec zagwizdał, wchodząc na zaplecze.- Tego ci nie kazałem robić- zauważył stawiając na stoliku talerz z zupą.- Żona kazała ci to dać żebyś mi tu nie padł, ale nie jesteś takim słabeuszem, za jakiego cię miałem- przyznał.
- Dziękuję bardzo- odparł przełykając głośno ślinę.- Skoro już to wnosiłem to postanowiłem dokończyć pracę, to nie jest nic trudnego, zawsze dobrze radziłem sobie z zielarstwem- przyznał.
- Właśnie widzę- przyjrzał się pobliskiemu regałowi.- Jedz póki ciepłe- Remus nie zaprotestował, jego żołądek domagał się jedzenia a wizja ciepłego posiłku była kusząca.- Naprawdę dobra robota, zapłacę ci za to, więc jak zjesz to dokończ, co zacząłeś. W końcu będzie tu porządek- przyznał.
- Z przyjemnością!- odparł z zapałem.
Gdy coś robił jego myśli uciekały daleko od wspomnień tragedii, która go spotkała i niekończącej się tęsknoty za tymi, których już z nim nie było. Sprawiło mu to taką przyjemność, że pracował aż do nocy. Odkurzył wszystkie pułki i słoiki, odnowił etykiety, powyrzucał stare, nienadające się do niczego składniki i posegregował te, które leżały na jednej stercie. Właściciel pewnie nie miał czasu ich segregować po odwiedzinach klientów albo nie miał już siły i chęci tego robić. Jemu jednak sprawiło to przyjemność.
Gdzieś w połowie pracy, żona właściciela przyniosła mu jeszcze kanapki, twierdząc, że dawno nie widziała nikogo tak chudego. Remus z chęcią porozmawiał z nią przez chwilę, wykonując dalej swoje zadanie.
- Żałuje, ale nie stać mnie żeby cię zatrudnić do pomocy na stałe- oznajmił właściciel, gdy wieczorem wręczał mu pieniądze, które miały mu zapewnić przynajmniej kilka ciepłych posiłków.- Widać, że bystry z ciebie dzieciak, szkoda, że musiałeś sporo przejść.
- Nie ma lekko w życiu- podsumował Remus, chowając pieniądze do wewnętrznej kieszeni płaszcza, która jako jedyna nie była dziurawa.- Mimo to, dziękuję, że dał mi pan dzisiaj szansę, teraz będzie już łatwiej.
Wracając do domu czuł jakiś wewnętrzny spokój, miał wrażenie jakby coś go wręcz niosło, a mimo chłodu nie było mu zimno. Z pogodną twarzą wszedł do małego sklepu i kupił coś na kolację i śniadanie, po czym spokojnie wrócił do mieszkania, które nie wyglądało już jak zatęchła nora. Rozpakowawszy zakupy spojrzał na niewielką ramkę ze zdjęciem, która stała w kącie pokoju. Pierwszy raz od kilku miesięcy nie poczuł bolesnego ukłucia winy widząc twarze ludzi, które na nim widniały.
- Jeszcze będziecie ze mnie dumnie- oznajmił wpatrując się w nie.
Było to zdjęcie ze ślubu Lily i Jamesa, gdzie poza parą młodą byli też pozostali trzej Huncwoci. Mimo tego, co zrobił im Syriusz, Remus nie potrafił wydrzeć fragmentu zdjęcia, na którym znajdował się szatyn. Był jego przyjacielem przez tak wiele lat, że mimo nienawiści, którą teraz czuł, miał w sercu też odrobinę współczucia dla niego. Inni tego nie rozumieli, ale też nikt inny nie mieszkał z nimi w pokoju przez wszystkie lata nauki szkolnej i nikt nie wiedział jak wiele tak naprawdę Syriusz dla niego zrobił. To sprawiało, że mimo wyrzutów sumienia względem Lily, Jamesa i Petera, Remus dalej potrafił dobrze wspominać Syriusza. To był jego przyjaciel.
A tego wieczora, gdy pierwszy raz od dawna poczuł, że potrafi coś jeszcze zrobić, przypomniało mu się jak wiele razy jego najbliżsi go wspierali i zachęcali do działania, w tym również owiany złą chwałą Syriusz. I tak o to w tej chwili, gdy czuł, ze odniósł ten niewielki sukces, powrócił również do wspomnień z nim związanych, które pomogły rozgonić do końca złe myśli i zasnąć spokojnie bez grama alkoholu.
*******************
I oto mamy drugi składnik Eliksiru Wybaczenia. Jak się wam podobało, nie zapomnijcie dać znać, co myślicie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro