[8]
Oczywiście, kochany wtorek musiał mi przynieść wiele zawodu. Od mojej najmniej ulubionej lekcji, czyli matematyki, po fizykę i geografie, którą co prawda lubiłam, ale nauczycielka była nie w humorze. Ciekawe, kogo wzięła do tablicy, gdy nic ta osoba nie umiała? No, hej.
Także, o dziwo, przez cały dzień nie widziałam Wojtka. Nie oskarżałam go o to, że mnie unikał, może miał własne sprawy do zrobienia. Rano zamieniliśmy parę słów i pojechaliśmy do szkoły. Może przez to, że ciśnienie było tak niskie, aż rozsadzało mi czaszkę. Czułam się potwornie, a wymagające wtedy lekcje dobijały mnie jeszcze bardziej.
Gdy wyszłam z klasy chemicznej, moim oczom ukazała się Kamila, która szła z Olkiem. Oboje się uśmiechali, więc domyślałam się, o co chodzi.
— Franek Żebrowski, to będzie mój przyszły chłopak jak nic! — brązowowłosa uśmiechała się wręcz wybornie, stojąc w sweterku w czarno-żółte pasy i czarne spodnie. — Jest w drugiej klasie, już go wyczaiłam. Nie sądziłam, że Olek ma takie znajomości!
— Widzisz — uśmiechnął się czule Aleksander. Był w posiadaniu ślicznych, blond włosków uczesanych w przedziałek po środku. Miał fajną grzywkę, którą stylizował na Matę, którego często słucha. Właściwie to dzięki niemu go poznałam. A ubrał wyjątkowo czerwoną bluzę z szarymi, dopasowanymi dresami. Oboje mieli ciemne buty z białą podeszwą. Ja łamałam zasady i ubierałam często ciemne buty z taką samą podeszwą. W końcu woźna mnie zgarnie i urwie mi łeb...
— Ale to jest ktoś z naszej szkoły? — spytałam, gdyż w ogóle nie znałam tego nazwiska. Oprócz słynnego Geralta, nie znałam. Może powinnam?
— Chodzi do drugiej klasy naszej szkoły, mówiłam ci już — powiedziała pełna dumy Jankowska, wyciągając z worka wodę aloesową — dzisiaj idziemy na spacerek, w dodatku już mam zaproszenie od niego do kina! Cóż, chociaż ty nie dostajesz drgawek, gdy tak gadam o chłopakach, Agaty nawet dzisiaj nie było w szkole... — mruknęła, biorąc łyka, po czym puściła nam butelkę w obieg. Na samym końcu zamoczył usta Olek, bardzo dziękując za ulubiony napój.
— Ale w sumie taka brzydka pogoda, za chwilę święta, myślę, że po feriach świątecznych na pewno się pojawi — odparłam, ale jakoś nie miałam nadziei na szybkie spotkanie z tą fioletowowłosą dziewczyną. Nadal pamiętałam, co mi mówiła w galerii. Mimo że niespecjalnie mnie to przejęło, wolałam się mieć na baczności. Najwyżej nakonfidencę.
— Dobra, przerwa nie trwa wieczność, a pani od polskiego kazała nam od razu pokazać rozprawki, więc lecę! — blondyn ledwo zdążył zakręcić butelkę, po czym zniknęła mu z ręki, a brązowowłosa wyparowała, będąc już poza horyzontem.
— Cóż, ja tez idę. Wolę się nie spóźnić — szybko pożegnałam Aleksandra i poszłam do klasy.
***
Po 8 lekcjach jedyne o czym marzyłam, to dom. Niestety, kiedy tylko zdążyłam włożyć książki do szafki, ktoś szybko odwrócił moją uwagę od tejże czynności.
— Masz chwilę? — nie był to jednak Wojtek, na którego cichutko liczyłam, tylko Edyta Richter z jej koleżanką z klasy, której imienia nie mogłam sobie przypomnieć. Obie wyglądały na typowe gwiazdki szkolne, krótkie spódniczki niczym amerykańskie lalunie i tapeta, chociaż Edyta miała jej o wiele mniej.
— Właściwie mam. O co chodzi? — zapytałam uprzejmie, mając nadzieje, że nie zajmie im to zbyt dużo czasu, bo autobus nie będzie wiecznie czekał.
— Głupio wyszło z tym całym konkursem. Zresztą, chodzi mi o twojego kolegę. Laskowski jest dosyć niewygodnym typem, muszę przyznać. Nie podoba mi się to, jak szybko zdobywa popularność. Nasza szkoła nie służy dla jednej osoby, tylko dla wielu. Nikt z nas nie powinien się zbytnio wyróżniać.
— Ale czemu mówisz to mi, a nie Wojtkowi? — uniosłam lekko brew, nie rozumiejąc sytuacji. Mówiła mi coś, co właściwie totalnie mnie nie interesowało. To nie był mój problem, ja nie jestem nikim sławnym.
— Mamy własne zasady szkolne. Wiesz, co się dzieje z uczniami, którzy zakładają konta na YouTube i potem zostają wyrzucani ze szkół? Właśnie. Jest dopiero w pierwszej klasie, a już zaczyna robić się nieciekawie. Mówię to tobie, bo on nie chce mnie słuchać. Powinien przystopować, bo szybko zmiotą go z planszy. Posłuchaj, powiedz mu to. Nauczyciele słuchali jego muzyki i dla nich to demoralizacja. Dobra, chyba rozumiesz. Nic tu po mnie, zobaczymy się jutro rano przed zajęciami w tym samym miejscu i powiesz mi, czy ci się udało. To tylko w twoim interesie, Szafrańska.
Dziewczyny odeszły, zostawiając mnie z setką pytań w głowie i lekkim poczuciem winy. Właściwie miała rację. Ale ja naprawdę nie mam nic z tym wspólnego. Chciałabym, żeby Wojtkowi udało się przezwyciężyć ten głupi reżim...
***
Zdenerwowana stałam na przystanku. Spóźniłam się o dosłownie chwilę, autobus odjechał, zanim zdążyłam dobiec. Rzuciłam soczystą kurwą, nie zważając na przechodniów i po chwili krążenia w kółko, stwierdziłam, że muszę tym razem wrócić z buta, a na następny autobus czekałabym z godzinę.
Tyle też zajmie mi przecież dojście do domu...
Ścisnęłam sznurek mojego ukochanego worka i z anielskim spokojem, ruszyłam przed siebie. Skończyła się wygoda. Nie ma czasu, trzeba zapierdalać.
— Hej! — nagle usłyszałam, że moje serce prawie wyskoczyło z piersi. Zobaczyłam Aleksandra, który wchodził na swój motocykl. No tak, miał go, co nie było wielkim wyczynem.
— O hej, czyżbyś nie jechał przypadkiem w stronę mojego domu? — zapytałam z wielkim bananem na twarzy, zaklinając wszystkie bóstwa, by tak było.
— Właściwie nie mam zbyt dużo czasu, a nieszkamy dwie ulice od siebie, więc podwioze cię pod mój blok, okej? — widziałam ten słodki uśmiech przez założony już przez blondyna kask, po czym pojechaliśmy dość szybko przez zatłoczone drogi miasta.
Nie przeszkadzał mi fakt braku kasku, bo gdyby nie on, dopiero za godzinę bym się doczłapała. Głupi zawsze ma szczęście.
— Okej, jesteśmy — mruknął, gdy ściągnął kask pod jego miejscem zamieszkania. Zwykły, szary blok, których nie brakowało w mieście. I duży plac zabaw, na którym bawiłam się w dzieciństwie, gdy bywałam u Aleksandra. I nie, nawet gdy rodzice mówili, że powinniśmy w późniejszym życiu być razem, to Olek zrobił przede mną coming out i nie chciałam mu uprzykrzać życia. Zawsze mi mówił, że mógłby mi powiedzieć wszystko i jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, chociaż z Kamilą mam więcej wspólnego. Ale to dzięki jemu gram w gry i zawsze unikałam spódnic, bo chciałam się upodobnić do niego i jego kolegów. Fajne to były czasy, gdy tak patrzyłam na to blokowisko.
— W sumie, pamiętam jeszcze twój naturalny kolor włosów. Ale do czarnym ci bardziej do twarzy — spojrzałam całkiem zdziwiona na Aleksandra.
— A ty zawsze słodko wyglądałeś w tym blondzie. Zawsze ci go zazdrościłam, aż w końcu pofarbowałam włosy i w końcu dopięłam do własnego upragnionego koloru.
— Pamiętam, jak wsadziłaś głowę do worka z węglem i próbowałaś w ten sposób zmienić sobie kolor włosów, a potem szorowałem ci pół dnia skórę, bo byłaś cała czarna — na to wspomnienie oboje się zaśmialiśmy. Doskonale to pamiętałam. Zawsze miałam dziwne pomysły w dzieciństwie, które zatrważająco często wykonywałam...
— No cóż, ja powinnam już lecieć, bo nigdy nie pójdę do domu.
— Jakby co, to mam dmuchany materac, zawsze cię przenocuję.
Podziękowałam za krótką rozmowę, podwózkę i ruszyłam przed siebie. Dosyć obskurne uliczki po paru minutach zamieniły się w wygodne łóżko, słuchawkach w uszach i muzyce. Tym razem był to Schafter. Przesłuchałam większość jego twórczości i analizowałam tekst każdej piosenki na tyle, na ile rozumiałam. Rzeczywiście, niektóre słowa były dwuznaczne... zbyt dwuznaczne.
— Fajny ten mój kolega... — mruknęłam, spoglądając na naszą konwersację na messengerze. Nie odpisał mi dzisiaj, zresztą, rano też nic nie było. Trochę byłam zaniepokojona, bo przez ten czas, jak się widywaliśmy, to było fajnie. Może tylko mi się tak zdawało.
W końcu, mogłam w spokoju usiąść przy laptopie...
Rodzice nadal w delegacji i wrócą pod koniec tygodnia... przez ten czas czułam się jednak osamotniona, bo zazwyczaj, gdy bywali w domu, mama zawsze coś robiła, czy gotowała, sprzątała, prasowała... Często też siedziała w papierach i pomagała tacie. Oboje zapracowani. Oczywiście, pomagałam im, ale mama nie lubiła, gdy ktoś się wtrącał w to, co robi. Dlatego nie nauczyłam się gotować... ale umiem sprzątać, spokojnie!
A jak już tak przy tym stoimy... po godzinie wzięłam się za porządki. Kurze, odkurzanie, zamiatanie, mycie podłóg... zajęło mi to trochę czasu. Wystarczająco, żeby było już późno.
— Jeszcze lekcje, bo zapomnę... — powiedziałam na głos. Momentalnie chwyciłam wszelkie zeszyty i zajęłam się pisaniem. Nie było tego dużo, po godzinie miałam już pełen luz. Przy okazji zrobiłam sobie kanapki, a potem wyłączyłam laptopa.
Przebrana, szybko wskoczyłam pod prysznic, ubrałam krótkie, szare spodenki dresowe i czarną koszulkę. Byłam gotowa do spania, gdy naciągnęłam kolorowe skarpetki na stopy.
***
Rano wzięłam się za siebie szybciej, niż zawsze. Ubrana byłam już o 7, zjadłam proste śniadanie i wyszłam z domu. Tradycyjnie chwilę zarzekałam, przyjechał autobus, potem o 7:40 znajdowałam się pod szkołą. Poprawiłam mój tradycyjny płaszcz i weszłam chodnikiem zrobionym z szarych, ale całkiem ładnych płyt betonowych, wokół których rosły już mizerne na ten czas kwiaty, a następnie znalazłam się w środku. Oddałam płaszcz, weszłam na swoje piętro i przełożyłam książki, odkładając również telefon do szafki. W różowej bluzie, czarnych, przylegających dresach i równie ciemnych nike'ach, poszłam pod klasę.
Usiadłam, wyciągnęłam zeszyt z sztuki i przeglądałam notatki. Byłam z tych osób, które robiły bardzo ładne notatki, chociaż brakowało mi trochę do perfekcji. Nie strudzona, czytałam poprzedni temat.
— Hej — usłyszałam, co zignorowałam, bo nie myślałam, żeby to było do mnie. Dopiero, gdy ktoś się nade mną nachylił, spojrzałam w górę.
— Hej Wojtek. Obraziłeś się wczoraj, czy co? — zapytałam z uśmiechem, na co kręconowłosy spojrzał na mnie z błyskiem w oku.
— Nie, musiałem sobie coś przemyśleć, wiesz, ciężka sprawa — tajemniczo spojrzał na mnie. Nie wiedziałam na początku, o co mu chodzi.
— Chyba jestem zbyt nieogarnięta. Coś się stało? — ponownie spytałam nastolatka, na co się lekko speszył.
— Chciałem zapytać, czy chciałabyś odsłuchać jeden z moich tracków? — kucnął na wprost mnie, na co nachyliłam się nad nim, po czym do moich uszu wsadził białe słuchawki.
— Ten utwór to Double D's. Znaczy, tylko trochę udało mi się zrobić, będzie z collabem. Tekst też trochę się zmieni, ale chcę, żebyś odsłuchała pierwowzoru.
Zanim zdążyłam zaprzeczyć, czy zaryzykować faktem, że wyciągnął na korytarzu telefon, gdzie jest zakaz, usłyszałam ciekawy bit. Spojrzałam na ręce Wojtka, gdzie miał swój telefon, po czym rozbrzmiał jego głos. Nie trwał on długo, więc po niespełna minucie skończył się.
— Double D's? — nie rozumiałam, także zadałam pytanie. Brązowowłosy zaśmiał się, po czym usiadł obok mnie. Ale zabawne, phi.
— Chyba lepiej, że nie rozumiesz — odparł z bananem na twarzy, lecz po chwili jego wzrok na moment zjechał poniżej moich oczu.
Po ułamku sekundy zrozumiałam, o czym mówi. Szybkim ruchem położyłam mu rękę na oczy, by nie widział mojego ogromnego grymasu na twarzy.
— Gdzie ty się patrzysz?! — wrzasnęłam, zapominając, że za kilka minut zaczynały się lekcje i ludzi zdążyło się namnożyć. Parę osób popatrzyło na mnie dziwnie, jednak za bardzo się tym nie przejęłam. Po chwili Laskowski prychnął śmiechem.
— Żartuję, Lauruś. Ale wiedz, że jesteś dla mnie najpiękniejsza — mruknął mi do ucha, po czym wstał. — Masz chwile czasu po lekcjach? Chciałem też o czymś z tobą porozmawiać.
— Ja również. I ten utwór jest fajny, ciekawe, kiedy go skończysz.
Chłopak odszedł, patrząc co chwile za siebie, na mnie. Póki nie weszłam do klasy, czułam jego wzrok. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nie sądziłam, że ktoś realnie zacznie mi się podobać...
***
Witam serdecznie! Bardzo przepraszam za tak długą przerwę, obiecuję, że rozdziały będą pojawiać się częściej, może będą krótsze, ale będą częściej. Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro