Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[12]

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Tuż przed spaniem obejrzeliśmy jakiś film, którego właściwie nie pamiętałam i szybko zasnęłam. Wstałam po dziesiątej, okazało się, że rodzice przyjadą jednak szybciej, tuż po trzynastej. Zjadłam śniadanie z rodzicami Wojtka, którzy byli przesympatyczni i rozmawiali ze mną o różnych sprawach, a po jedenastej wstał owy dżentelmen, prawie spadając ze schodów. Na sam ten widok chciało mi się śmiać, bo nie sądziłam, że może spać aż tak długo. Może coś majstrował przy swojej muzyce.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Zjadł z nami, po czym poszłam się przebrać w beżową bluzę, pod to zwykłą czarną koszulkę na długi rękaw i szare dresy. Robiło się zimno, co czułam mocno na skórze. Zbliżały się święta, a co za tym idzie, przerwa z nimi związana. Wyjazd aż za Górny Śląsk, pod Wrocław, gdzie mieszkał mój brat, a w Warszawie moja siostra z mężem. Nie mieli jeszcze dzieci, za to moje ciocie miały przynajmniej po dwa gówniaki. Nie lubiłam się tym chwalić, ale Szafrańscy byli wielodzietni.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Cecylia Szafrańska, teraz Korcz, moja starsza siostra, młodsza od mojego brata o dwa lata, wiodła sielskie życie. Pracowała w urzędzie celnym i co miesiąc wyjeżdżała za granicę. Kilka razy mnie ze sobą zabrała, co mnie zawsze bardzo cieszyło. Adam Szafrański nie miał nigdy powodzenia u kobiet, może dlatego, że mało o siebie dbał? Cóż, mój brat był całkiem przystojny, ale nie szło mu w kwestiach miłosnych. Sama nic o tym nie wiedziałam. Chociaż wizja bycia z Wojtkiem... z jednej strony chyba nie dałabym rady fizycznie, psychicznie bym szybko się zamęczyła, wiedząc, ile dziewczyn zrobiłoby wszystko, byle się zbliżyć jak najmocniej do Laskowskiego.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Gdy usiadłam na kanapie, zobaczyłam zatroskany wzrok jegomościa, o którym przed chwilą myślałam. Usiadł obok mnie i wyczekiwał czegoś.

— Jest okej? — spytał, zerkając w mój telefon, który instynktownie wyciągnęłam. Jak zwykle na ekranie widniał Facebook, bo to była zazwyczaj pierwsza aplikacja, którą otwierałam. Zazwyczaj, bo mi się nudziło.

— Myślę o świętach. Znowu jadę z rodzicami do mojej rodziny, mam nadzieje, że będzie fajnie jak zawsze. A ty, co planujesz?

— Myślę, że zrobimy jak zawsze, przyjeżdża do nas również rodzina, pogadamy sobie, zjemy kolację i w sumie to tyle. Nigdy nie czułem się inaczej, gdy były święta — wzruszył ramionami. Jakoś nie emanował szczęściem, bo sama umiałam to dobrze zakryć. Gdybym nie mogła, cieszyłabym się jak dziecko.

— Przynajmniej będą wolne, spędzisz sobie z najbliższymi super chwilę, jak to zawsze jest — uniosłam kąciki ust, patrząc na niego. Ten chyba się bardziej ożywił, bo również się uśmiechał.

— I twoi rodzice w końcu przyjeżdzają. Jak się czujesz? — zrozumiałam, czemu wcześniej się o to pytał, jak również w tym momencie. Westchnęłam, jednak nie trafiłam wyjątkowo chęci na spotkanie się z nimi. Fakt, tęskniłam, a to był dobry moment na pogodzenie się. Kolejne z rzędu, ale cóż...

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Pogadaliśmy jeszcze swobodnie o nadchodzących dniach, typu, kiedy znowu się widzimy i przyjechali. Cali na biało. No nie dosłownie, buduję napięcie.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Pożegnałam się z Wojtkiem, przytulając się i życzyłam mu wesołych świąt. Niestety, mogliśmy się spotkać dopiero po nowym roku. Moja mama, blondynka z zawsze zadowolonym wyrazem twarzy, rzuciła się wręcz na mnie, prawie żem przez nią padła na chodnik. Zauważyłam kątem oka, że Wojtek zerkał na mnie i po chwili wszedł do domu. Czyżby już za mną tęsknił? Toż to sam miód. Ciemnowłosy mężczyzna mający prawie dwa metry przytulił nas obie i zawinęliśmy się po krótce do samochodu.

— Skarbie, to twój chłopak? — zapytała z uśmiechem moja rodzicielka i ja prawie zachłysnęłam się powietrzem, patrząc w jej stronę z obłędem.

— Nie! On jest moim... kolegą! Może nawet przyjacielem, znamy się od kilku tygodni. A jak wam minął tydzień?

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Oczywiście, spłyciłam swój opis pobytu samej w domu i westchnęłam ciężko, opierając się o szybę samochodu. Cieszyłam się, a jednak nie czułam się dobrze w towarzystwie najbliższej mi rodziny. Cały ten czar świąt stał się taki pusty i wyleciał przez okno. Nuda spoczęła na moim licu, gdy siedziałam z rodziną przy stole. Jadłam potrawy i niechętnie odpowiadałam na zaczepki ze strony mojego brata. Pierwszy raz tak bardzo chciałam mieć spokój, którego nie było mi dane chwycić.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­W końcu nadszedł moment kulminacyjny, czyli trzydziestego pierwszego grudnia. Z wielkim uśmiechem wyszłam na dwór i spojrzałam na zachód słońca. Lubiłam ten dzień. A dlaczego? Po pierwsze, uwielbiałam spędzać sylwestra z rodziną, po drugie, dokładnie drugiego stycznia miałam urodziny. To były moje ulubione trzy dni.

— Odpalamy fajerwerki? — krzyczała do swoich dzieci moja najulubieńsza ciotka, Helena, trzymając w rękach wielkie petardy, po czym dostrzegłam siostrę i brata, którzy również przytargali moje zadowolone kuzynostwo i zaczęła się zabawa. Wystrzeliliśmy wiele petard, a ja nie mogłam się powstrzymać i cieszyłam się jak głupia. Ciężko było pokazywać przed innymi uczucia, ale moja rodzina zbyt dobrze mnie znała. Nikt się nie dziwił.

•••

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Wszystko poszło jak z płatka. Serio, nawet ten okrągły tydzień do 6 stycznia był jak rzut kamieniem w wodę. Wpadł i przepadł.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Urodziny zleciały mi strasznie szybko. Obudziłam się właściwie po południu, więc zdążyłam tak naprawdę tylko pootwierać prezenty, zjeść tort i obiad przyrządzony przez ciotki i mamę. Faceci zaś ogarnęli nam wyjazd na kręgle, żebyśmy się nie nudzili.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Dostałam właściwie kosmetyki, ubrania, jakieś pierdoły i trochę kasy. Czyli podobnie, jak na święta. Tylko w mniejszej ilości.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Naciągnęłam na kolana swoje nowe, czarne zakolanówki i patrząc na opinającą, różową spódnicę w kratę, chwyciłam lekko za rękaw czarnej, dopasowanej bluzki w kolorze czarnym, spojrzałam na golfik i chwyciłam torbę. Tak też chciałam się pokazać po przerwie świątecznej, w nowym, nieco bardziej kobiecym stylu. Oczywiście, nie byłam chłopczycą, jednak dość rzadko wybierałam sukienki bez okazji. Mimo zniesienia całkowitych reguł dotyczących wyglądu uczniów w naszej szkole, nadal wolałam ubierać się zwyczajnie, czyli bluza i jakieś zwykle spodnie. I sportowe buty.

— Powodzenia w szkole, Laura! — usłyszałam zza siebie i zobaczyłam moją mamę z niebieską ściereczką w ręce. Miała spięte włosy dużą spinką. Zawsze tak robiła, gdy coś gotowała lub sprzątała. Nawet mi było przyjemnie, że w końcu mogę spojrzeć na kogoś w tym wielkim domu.

— Dzięki mamo. Ty nie w pracy? — zapytałam lekko zdziwiona, bo nie słyszałam, żeby brała wolnego. Albo byłam tak spita, że po prostu tego nie załapałam.

— Dzisiaj postanowiłam zostać. Niedługo będziemy mieli dwa tygodnie wolnego, bo przełożyliśmy sobie delegację na początek maja. Porozmawiamy jak wrócisz, dobrze? Nie spóźnij się do szkoły!

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Założyłam zwykłe, hebanowe botki, czarny płaszcz i wyszłam z domu. Jak zwykle, skierowałam się na przystanek i zaczęłam czekać na swój autobus. Zmienił się rozkład jazdy, więc dopiero o 7:50 byłam pod szkołą. Nie podobało mi się to, aczkolwiek nie mogłam narzekać, bo i tak nic by to nie dało.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Okazało się, że spóźnił się o 4 minuty. Więc musiałam jechać znacznie dłużej i pędem ruszyłam w stronę tłumy, bo coraz więcej ludzi jeździło o tej porze. Koszmar. Ledwo znalazłam wolne miejsce. I wszyscy jechali do pracy lub szkoły...

— Proszę, ustąpisz mi miejsca? — usłyszałam nagle podłamany głos jakiejś pani, która miała dość widoczny i okazały brzuch. No tak, kobieta w ciąży. Jakiś chłopak prychnął i kazał jej spierdalać, więc wstałam, nie chcąc pokazywać swojej aż tak wielkiej oschłości.

— Niech pani usiądzie. Szkoda marnować czasu na takich prostaków — uśmiechnęłam się sztucznie w stronę tego typa, który coś zaczął bluźnić, lecz ja zignorowałam go i gdy pani zajęła miejsce, podeszłam bliżej drzwi i złapałam ramę. Szatynka mi podziękowała, uśmiechając się miło. Samej zrobiło mi się ciepło, bo przecież tylko wystarczy ruszyć tyłek i pomóc. A widziałam, że była bardzo wymęczona.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­W końcu autobus się zatrzymał. Na zegarku miałam 7:54 więc sprintem wypadłam z pojazdu i pobiegłam jak głupek w stronę głównego wejścia i wpadłam do szatni. Oddałam płaszcz i westchnęłam ciężko, gdy przypomniałam sobie, że zapomniałam z domu drugiego śniadania. Niestety, musiałam czekać na obiad.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Pobiegłam na swoje piętro, by się przepakować i poszłam do klasy. Zobaczyłam, że miejsce, które zawsze zajmowałam, było zajęte. Podeszłam do niego i zobaczyłam jakiegoś chłopaka. Nie był z naszej klasy.

— Co tu robisz? — zapytałam bardzo nieuprzejmie, kładąc rękę na biodrze. Zawsze tu siedziałam z Kamilą podczas łączonych lekcji i naprawdę, lekko mnie to zirytowało. Każdy miał własne miejsce i nikt nikomu się nie wtrącał, o ile go nie było/sam chciał się przenieść.

— Siedzę. Coś nie tak? — dodał zdziwiony moim zachowaniem.

— Siedzisz na miejscu, które jest dostosowane tylko dla dwóch osób. Tam z boku masz dwa wolne miejsca. Nie kłóć się ze mną, ja muszę tu siedzieć, bo mam słaby wzrok. Jadzia ci nie mówiła?

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­A bym zapomniała, Jadzia to było przezwisko mojej wychowawczyni, która miała urlop zdrowotny. Jednakże, tak się za nami stęskniła, że wróciła.

— Przepraszam, już idę — ozwał się speszony i zajęłam miejsce. Siedziałam w drugiej ławce, w drugim rzędzie, czyli na środku klasy. Musiałam tam siedzieć, bo często rozrabiałam i za każdym razem byłam na tylnich ławkach. Tak więc, siedziałam zazwyczaj sama, o ile nie mieliśmy języków.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­O wilku mowa! Dokładnie po minucie zobaczyłam lekko pucołowate policzki szatynki, która weszła do klasy napięta jak struna. Chyba zabalowała, tak mocno, że jej lewa ręka spoczywała na czole, a druga kurczowo trzymała czarną torebkę z sztucznej skóry. Jej piwne oczy zlustrowały mnie i uśmiechnęła się szeroko.

— Jak dawno cię nie widziałam! Czy ty nie masz pojęcia, że za pięć minut jest apel na hali? No dawaj, czemu ty poszłaś do klasy?

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Zmarszczyłam brwi, a w myślach kopałam się w brzuch, gdyż nie pamiętałam, że przecież każdy powrót po długiej przerwie był wieńczony w szkole apelem. Wyszłam z klasy i zdziwiona, spojrzałam na nowego ucznia, który jakby tego nie zauważył, że powinniśmy wyjść.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Po godzinie stania na dużej hali w kolorach pudrowego czerwonego z wyżółkłymi pasami, rozeszliśmy się do klas. Zobaczyłam znajomą czuprynę, która rozmawiała z...

— Daj mi spokój — brązowowłosy rzucił od niechcenia, trzymając ręce w kieszeniach na znak tego, że rozmówcę ma głęboko w poważaniu. — Naprawdę, robisz się denerwująca.

— Ze wzajemnością. Naprawdę, mówię ci to już kilkukrotnie. Jeżeli nie zmienisz swojego postępowania, to sprawię, że długo tu nie pobędziesz — założyła kosmyki włosów za uszy, gdy podeszłam w ich stronę. Spojrzała na mnie kątem oka, po czym opuściła dłoń — powodzenia, Laskowski.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Odeszła, trzymając jakąś książkę w rękach. A tak, dostała jakiś prezent za coś tam. Nagrodę, oczywiście.

— Znowu ona z tym? — zapytałam ostrożnie, stając metr od chłopaka. Ten rzucił mi krzywe spojrzenie i westchnął zirytowany. Zawsze wydawał się być spokojny, ale najwidoczniej każdy ma swoją mroczną stronę.

— Wiesz co? Ona jest po prostu zazdrosna. Podobno sama chciała zostać piosenkarką, ale jej nie wyszło, bo ma okropny głos. Dlatego próbuje mnie zmieszać z błotem. Rozumiesz to? Trzeba być perfidnym. Nie lubię życzyć źle innym, ale niech ją szlag jasny trafi...

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Spojrzałam na niego ze współczuciem. Już wcześniej miałam z nią do czynienia, więc w tamtym momencie czułam rosnącą we mnie frustracje. Takich to tylko nabić na pal!

— Dobra, chodźmy do klas. Co robisz potem? Nie mamy w końcu lekcji — powiedziałam, poprawiając grzywkę. Ten wzruszył ramionami i nie czekając już dłużej, ruszyłam prędko do klasy.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Zobaczyłam Agatę. Jakoś nigdy nie mogłam jej dostrzec na zajęciach. Po prostu to mi było tak niepotrzebne, że zapomniałam o jej istnieniu. Szkoda, że Kamila chodziła do 1a, ja zaś chodziłam do 1c, a Wojtek wraz z Kamilą. Jednak ona nie rozmawiała z nim, bo chyba czuła, że dość dobrze się znamy...

— Miło mi cię widzieć, kruszynko. Jak ci minęły te dni? — zapytała z kpiącym uśmieszkiem, czując, że jestem w innym humorze niż zazwyczaj. Cały czas sobie dogryzałyśmy. Ona myślała, że w ten sposób wygra z Wojtkiem, a ja tylko wymyślałam coraz to lepsze żarty.

— Cóż, było super. W końcu skończyłam 16 lat i mogę legalnie kupować energetyki — rzuciłam i usiadłam w mojej ławce. Ona na moją niekorzyść, siedziała obok mojej ławki.

— Laura, dzisiaj wybieram ciebie! — usłyszałam zza moich pleców i zobaczyłam Olka, który się do mnie szczerzył. Wybauszyłam oczy.

— Co? Co robisz w klasie? — zapytałam zdziwiona, nadal mając wielkie gały jak pięciozłotówki.

— Przeniosłem się. Zdecydowałem, że tak będzie mi lepiej, bo wasza pani od polskiego lepiej mnie przygotuje do matury. I znam kilka osób, więc powinno być dobrze — wyszczerzył się blondyn i usiadł ze mną. Ostatnio miałam wolne miejsce obok siebie, więc nie protestowałam.

— Oh, nie przeszkadzam... — rzekła kapryśnie fioletowowłosa i wstaliśmy, by przywitać Jadzię. Kobieta po sześćdziesiątce, z brązowymi, zdrowymi włosami i uśmiechem matki. Była jak istny anioł, bo opiekowała się nami jak on sam. Dlatego lekcje polskiego zawsze były super. Bo z nią mieliśmy.

— Jak miło mi was widzieć! Zaczniemy od...

•••

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­I po lekcjach, wyszłam z ostatniej lekcji, dwóch angielskich pod rząd. Stukając botkami, śmiałam się z Aleksandrem ze zdumienia nauczyciela od Anglika, który stwierdził, że opóźniliśmy się w nauce. W sumie, nie miałam aż takiego problemu, więc cieszyłam się z moich osiągów. Nawet obiad był wyjątkowo pyszny, chociaż ja nie narzekałam ani razu. No może na rybę, ale ja za nimi po prostu nie przepadam.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Podeszłam do swojej szafki i zrobiłam, co trzeba. W mig odpaliłam telefon i zobaczyłam nagle 10 wiadomości od Wojtka. Ten czekał na mnie pod szkołą, także czym prędzej udałam się do szatni i wyszłam z budynku.

— Hej, co tam? — zapytałam pospiesznie, a ten spojrzał na mnie zdenerwowany. Był nie w sosie — coś nie tak?

— Uhh, nic takiego. Mam zły dzień. Muszę dzisiaj pojechać z tobą autobusem, bo masz bliżej do... nieważne, nie rozmawiajmy tylko o nauce. Mam już tego wszystkiego dość. Chcę tylko usiąść przy komputerze i odpocząć.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Kręconowłosy wyglądał już na tak uniesionego, że schowalam ręce do płaszcza i nic już nie mówiłam. Po prostu ruszyłam za nim na przystanek, nie chcąc być rzeczą do wyżycia się. To na pewno nie byłoby fajne.

•••

Siema, po długiej przerwie! Nic nie obiecuje, jeżeli chodzi o rozdziały, ale przynajmniej walnęłam wam 2000 słów, więc bierzcie i cieszcie się!
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro