Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 14

— Swablu! — usłyszałam, wyglądając zza zakurzonej książki. Mój strój jawnie pokazywał, gdzie właściwie się znajduję. Czerwone kimono przepasane obi, trochę zakurzone, ciągnęło się po podłodze, gdy chodziłam na czworaka po leżące wokół mnie książki, które chwytałam i sprawdzałam szybko zawartość.

— Wydaje mi się, że prędzej zdążę wyjść za mąż i spłodzić piątkę dzieci, zanim ogarnę używanie tej piekielnej broni — westchnęłam, rozszyfrowując powoli grube księgi, które nie wnosiły nic ciekawego do tego, czego aktualnie potrzebowałam. Dostawałam powoli białej gorączki, ale nie poddawałam się, póki byłam na to zdolna.

Aura się w grobie przewraca, jak widzi te latające dzieła, które przez lata leżały schludnie na półce — skwitował Lucario, patrząc na mnie z założonymi rękoma na klatce piersiowej z ironicznym wyrazem pyska.

— Twoje próby pocieszenia kiedyś zapiszę i wyślę do wydawnictwa, bo to by była fenomenalna opowieść — burknęłam niepocieszona, wychwytując surowy tekst w jednej z powieści o błękitnym płomieniu, który sfajczył jakąś większą wioskę. Absolutnie nie wiedziałam, o co tam chodziło. Trudny język.

Pokemony chodziły i sprzątały książki na tyle, na ile mogły. Zajęta spisywaniem najważniejszych informacji, odrzucałam je, trafiając w różne miejsca na kamiennej posadzce. Było to co najmniej upokarzające dla tej starej świątyni, ale mój umysł zajmował się ważniejszymi informacjami.

— Duchy wiatru to podstępne stworzenia, skoro ani razu jeszcze nie znalazłam o nich nawet grama informacji! — fuknęłam, rzucając przed siebie obitą w farbowaną skórę książkę. Nie wiedząc już, co robić, usiadłam i ściągnęłam swoje okulary, kładąc je na udach. Podłożyłam ręce pod kolana, wzdychając. Latający wszędzie kurz nie poprawiał mi oddychania.

Jakbyś chciała, to mogłabyś przecież poprosić o pomoc. Znam większość tego, czego mnie nauczono — rzekł wreszcie Luca, kucając obok mnie, przez co spojrzałam na niego spode łba.

— Hej, to dlaczego kazałeś mi przyjść aż za Shalour? Wiesz, ile czasu przez to straciliśmy? To co w końcu z tymi duchami?

Aura Pokemona lekko zszarzała, lecz i tak zaczął mówić. Może i monotonnie, ale za to niezwykle płynnie.

To nie jest młoda historia. Około tysiąca lat temu, na terenach obecnego Sinnoh, pojawiły się nie znikające przez dłuższy czas mgły. Ludzie nie wiedzieli wtedy, czym one były, ale to za chwilę. Okrzyknięto je bramami do nieba, lecz z wiadomego powodu, zakazano wszystkim wejścia na te tereny. Cóż, było wieku śmiałków, ale słuch o nich zaginął, gdy tylko się pożegnali. Nikt, przez te setki lat nie wrócił. Oprócz jednej istoty. Pojawiała się tylko nielicznym, zazwyczaj tym, którzy byli jakkolwiek związani z tamtym miejscem. Nie osobiście, ludność osiedlała się w pobliżu, ale wystarczająco daleko, by nikt nie mógł tam dotrzeć. Cóż, legendy głoszą, że dusze śmiałków nakarmiły to, które było odpowiedzialne za mgłę.

— To czym ona była? Widziałeś ją, czy tylko o tym słyszałeś?

Nigdy nie widziałem. Sam też nie wiem, jakie one są, ale wiem tyle, że nie różniła się praktycznie niczym od zwykłych obywateli. Jedyne, co miała charakterystycznego, za czasów niemowlęctwa, to oczy. Tak, jedna z rodzin ją przygarnęła nie wiedząc, na co się pisali. Zmarli niecałe 10 lat później, gdy dziecko podrosło. Cechowało się pustymi, cyjanowymi oczyma, bez źrenic. Nikt nie sądził, że potem wioska opustoszy. Po jakimś czasie wspaniała Aura znalazła na nią sposób. Zaklnęła ją w innym małym dziecku, zwykłym, z dość dobrej rodziny. Dusza musiała być zgodna z duszą dziecka. W końcu okazało się, że ono nie postarzało się przez te całe sto lat. Aura nie miała żadnego pomysłu i wyjścia z tej sytuacji. Na szczęście jej córka stworzyła kryształowe serce aury i dała moc aury dziecku. Te stało się jedynym strażnikiem, które będzie żyć wiecznie. Posiągnęła wymarłą już moc wiatru, przez co żywioły stały się kompletne.

— Aura żyła sto lat? — zapytałam zdumiona. Nie znałam jej historii, a Lucario wydawał się wiedzieć o tym niemalże wszystko. Dlatego przekrzywiłam głowę zaciekawiona.

Dokładnie około 400 lat. Nie jestem już pewny, ale mając stu procentową moc aury, zdołała osiągnąć długowieczność i pod koniec życia wyglądała już na osobę w wieku 40 lat. Niestety, nie osiągnęła tysiąca, gdyż została zabita we śnie przez swoją siostrę, Hadako. Nie miała niestety szczęścia.

— A Hadako, kim jest?

Za dużo ci opowiedziałem, szukaj dalej odpowiedzi.

Westchnęłam zła, nie przestając szukać jakiś wskazówek. Wiedziałam jednak, że moi przodkowie mieli całkiem interesujące życie.

***

— Bardzo zabawne Swablu. Użyj pazurów, proszę cię. Nie jesteś słaby, przestań tak mówić!

Mój nowy Pokemon wyglądał jednocześnie na zestresowanego, jak i znudzonego. Nie chciał trenować, a jak już to robił, to tylko się popisywał. Byłam już na granicy wściekłości. Wiedziałam, że z moimi tragicznymi pokładami cierpliwości, może mi się zwyczajnie nie udać.

— Popatrz na Frogadiera, Lucario i Fletchindera. Starają się cały czas i osiągają wciąż sukcesy. Wygraliśmy już cztery odznaki. Dzięki ich własnym wysiłkiem i pełnym zaangażowaniem. Ty też przecież możesz. Tu nic nie ma trudnego, uwierz mi.

Pokemony radośnie zaszczebiotały, pchając Swablu w stronę drzewa. Miał je przeciąć albo chociaż pokazać, jak bardzo jest silny.

Pokemon niestety nie współpracował. Nie udało się mu przemówić do rozsądku, więc uznałam, że muszę po prostu dać mu wystarczająco zaufania.

— Dobrze, nie zrobiliśmy dzisiaj nic. Swablu nie dał rady, ja również nie, nie znalazłam tej księgi, więc dzień uznaje dzisiaj za stracony — oznajmiłam po chwili, gdy staliśmy przed Klasztorem. Prawda, nie byłam zadowolona z tego wszystkiego, ale musiałam mieć nadzieję, że w końcu Swablu mi zaufa. Złapałam go w niezbyt dobrej sytuacji, więc nie zechce być zbyt szybko posłuszny.

***

— Jaki kurwa kasztan?

Patrzyłam z niedowierzaniem na rozbawionego Asha. Zasłyszał tylko ten bardzo śmieszny podryw i musiał rzucić pod moje nogi kasztanem, żebym tylko się mogła potknąć i narzekać na bolącą stopę. Uczucie porównywalne do klocka Lego pod stopą.

— No wiesz, chciałem cię rozbawić, bo taka smętna chodzisz — nadal się uśmiechał, po czym pomógł mi wstać z podłoża. Niechętnie przyjęłam pomoc z racji tego, że jeszcze przed chwilą chichrał się ze swoim Pikachu.

Na szczęście, Serena opieprzyła Asha, a wraz z nią Boonie, przez co Clemont wylądował w niefortunnej sytuacji, gdy tak niewinnie sobie stał pomiędzy nami. Cóż, co się naśmiałam to moje.

— Ej, ale dlaczego właściwie znowu odeszłaś i ponownie wróciłaś? Nie chcę tego jakoś nieprzychylnie komentować, ale nagle znikasz, a potem nagle się zjawiasz. Korespondujesz z mafią, czy jak? — usłyszałam pytanie, które lekko wybiły mnie z tropu. Co prawda, spodziewałam się go, nie mogłam na to akurat narzekać. Clemont, zadawszy pytanie, spoglądał, jak cała reszta, wprost na mnie.

— Mam ważną misję do wypełnienia. Przeznaczenie objawiło się we mnie jakiś czas temu, ale nie mogę o tym mówić — zaśmiałam się z deka nerwowo, ale przeszłam gładko do zarezerwowanego na ten moment kłamstwa. — Zwyczajnie szukam czegoś dla mnie ważnego. Nie chcę was w to wplątywać, bo sama nie rozumiem otaczającego mnie świata i wszystkich teorii spiskowych. Nie musicie się martwić ani wściekać, czasami po prostu będę musiała odejść na jakiś czas, ale nie myślcie, że tak łatwo od was ucieknę.

Zrozumieli, że nie powinni się mieszać w nie swoje sprawy. Ja zresztą miałam wystarczająco dużo na głowie, a żeby jeszcze pogodzić z tym wszystkim rodzeństwo, trenera i artystkę... Na początku żałowałam decyzji dołączenia do nich, bo jak głupia nie umiałam im odmówić. Zmieniłam jednak po jakimś czasie zdanie, bo naprawdę ciężko mi by było dojść do tego momentu, kiedy mam osoby, do których mogę w każdym momencie wrócić. A oni nawet nie patrzyli z jakimś niezrozumieniem, tylko dali mi znać, że w razie czego będą gotowi, by mi pomóc.

Nie sposób, żebym nie mogła wieczorem uronić kilku łez. Sytuacja tego potrzebowała. I jeszcze miałam pewne zaległości.

Akira, mam ważną wiadomość. Na terenie Kalos pojawił się Strażnik z innego regionu — gdy to usłyszałam, aż podskoczyłam. Lucario zaglądał do namiotu, gdzie aktualnie siedziałam i malowałam powieki delikatnym cieniem. Naprawdę, opadła mi szczęka. Nie spodziewałam się tak nagle, że czeka mnie spotkanie z innym przedstawicielem mojego „gatunku".

— Skąd ty o tym wiesz? — zapytałam po kilku sekundach milczenia, po czym maźnęłam jeszcze parę razy tu i ówdzie, by następnie odłożyć koszyk z kosmetykami. Zastanawiałam się, czy nie będę musiała przypadkiem znowu uciekać. Zostawić ich znowu samych.

— Bo otrzymałem wiadomość od tej osoby. Nie znam nowych Strażników, ale każdy z nich, również osoby pośrednie, posiadające zdolności telepatii, mogą porozumiewać się ze strażnikami i istotami mającymi nawet minimalną ilość aury. Chcę od razu powiedzieć, że ta misja będzie o wiele dłuższa, bo nigdy Strażnik z własnej woli nie oddala się od swojego regionu. Szykuje się coś złego, Akira.

Przełknęłam ślinę. Nie podobał mi się ton głosu Luci, który jawnie był nieprzyjemny. Zrobiło mi się też głupio z tego powodu, że sama nie umiałam „odebrać" tej wiadomości. Właściwie, na ten temat nic nie mogłam zaradzić.

— Czyli co mamy teraz zrobić? — westchnęłam i spojrzałam na psowatego pokemona, który jakby zmarszczył brwi. Chyba sam nie był pewny, co mógłby mi zasugerować. Czy wciągnąć w to jeszcze... A no tak, nie wolno mi. Tak czy tak, musielibyśmy opuścić drużynę.

Wpierw musimy znaleźć miejsce pobytu Strażnika. Wiem tyle, że tu jest. Nie zdołałem nic więcej wychwycić. Ale dzięki tobie możemy z łatwością go odszukać. Nauczę cię kontroli myśli i odczuwania pokładów aury.

— Świetnie, jeszcze jakieś lekcje... Załatwimy może to jutro? Mam ochotę poczekać na kolację, bo Clemont wymyślił coś ekstra.

Uśmiechnęłam się głupio, po czym Lucario tylko prychnął i wyszedł z namiotu. Miałam ochotę się śmiać, ale nie chciałam jeszcze bardziej psuć i tak już podpsutej atmosfery. Pewnie w oczach Auralnego Pokemona widywałam na liście „jakim cudem jest moim trenerem" i zapewne jeszcze znajdzie pomysł na szybką ucieczkę.

Poprawiłam jeszcze włosy i wyszłam z namiotu. Zapowiadał się niespokojny tydzień...

***

Moin! Mam nadzieję, że się dobrze bawicie, bo już tuż tuż święta!

Ja tam za bardzo świąt nie lubię, więc postaram się wam coś jeszcze napisać w tym roku!

Sayonara! Wesołych świąt moi drodzy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro