Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 11

- Brallye!

Wyrzuciłam moje oksy w powietrze. Nastąpił błysk i na moją głowę upadła broń.

- Ała! - pisnęłam, a broń leżała już pod moimi nogami.

Broń była dosyć długa, sięgała do ramienia. Wyglądała jak zwykły patyk z kryształem owiniętym drewnem. Słabo lśnił. Podniosłam ową rzecz i machnęłam. Nic się nie stało.

- Aura mówiła, że to coś jest ultra potężne a nic nie robi - burknęłam i odłożyłam a'la berło obok siebie.

- Nie poddawaj się - powiedział Froga i przyjrzał się kryształowi. - Patrz, mocniej świeci.

- Co? - zapytałam zdziwiona i wzięłam broń do ręki - Hah, faktycznie! Ale... Co teraz?

- A ta Aura mówiła ci coś jeszcze? - zapytał Fletch, machając skrzydłami i patrząc na mnie maślanymi oczyma.

- Tylko tyle ile mówiłam - odparłam zasmucona. - Dobra, dajmy sobie z tym spokój.

***

Byłam właśnie w drodze do miasta Dendemille, gdzie Serena miała okazję tam wygrać swój klucz księżniczki, a ja chciałam ją dopingować. Lubiłam ją, więc rzuciłam wszystko i ruszyłam w szybką podróż.

Dotarłam do nich w niecały dzień, bo byłam w Camphrier Town, gdzie nocowałam w tamtejszym Centrum Pokemon.

- Hejka wam! - pomachałam na powitanie przyjaciołom. - Więc startujesz w wystawie Pokemonów?

- Tak - odparła Serena z rumieńcami. - Mam nadzieję, że dam radę!

- Jesteś zdolna i wiem, że ci się uda. Lecz pamiętaj, porażkę trzeba przyjąć z klasą. Ale o tym nie myśl! - nerwowo machałam rękoma. - Myśl, że wygrasz! Że jesteś lepsza od reszty!

- Dzięki Aki-chan! - Serena uśmiechnęła się. - Może następnym razem wystąpisz ze mną? Chętnie bym z tobą rywalizowała!

- Pomyślę. - mruknęłam i spojrzałam na buty. Po chwili podniosłam głowę i z zapałem dodałam - Powodzenia!

Serena poszła się przebrać, a ja, Ash, Clemont i Boonie poszliśmy zarezerwować miejsca.

***

Usiadłam pomiędzy Ashem, a Boonie. Obok niej usiadł Chespin. A obok Asha Clemont.

- Niedługo się zacznie! Nie mogę się doczekać! - Piszczała Boonie. Po chwili moje bębenki wybuchły. Postanowiłam to przemilczeć.

Nagle światła na scenie zgasły, by po chwili ponownie zapalić się. Pojawił się prowadzący, Pierre.

Powiedział kilka słów na wstępie. Kategorią okazało się pieczenie Pokeptysiów (co Serenie dobrze wychodziło).

- Serena nie ma sobie równych w pieczeniu Pokeptysiów - powiedział Ash, patrząc na zmagania dziewczyn.

- Masz rację, wygraną ma jak w banku - dodałam.

Nagle, po mrugnięciu, wszyscy ludzie zaczęli emanować aurą, przeprawiając mnie o ból głowy. Przerażająca ilość światła nie jest fajna.

- Wszystko dobrze? - zapytał Ash. Przez chwilę mnie się przyglądał.

- Światło mnie trochę razi. Ale to nic, zaraz się przyzwyczaję.

Chłopak kiwnął głową. Potem wciągnęłam się w rozmowę z Boonie.

Serena, jak myślałam, wygrała i zdobyła pierwszy klucz księżniczki. Pogratulowałam jej i postanowiłam, że przez jakiś czas będziemy dalej podróżować razem.

- Świetnie, że będziesz teraz z nami podróżować! - powiedziała uradowana Boonie. Bardzo za mną tęskniła. Nie dziwię się, nie widzieliśmy się prawie pół roku, co parę dni mnie nie było, dłużej mnie nie było niż byłam.

- Ile odznak przez ten czas zdobyłaś? - zapytał zaciekawiony Ash.

- Aż pięć - wypięłam się dumnie jak paw, a Ash uśmiechnął się. - A ty?

- Również pięć, teraz będziemy się kierować do Laverre City!

- I tam zdobędziemy szóstą odznakę? - zapytałam lekko zdezorientowana. Nie pamiętam, gdzie były te odznaki! Jak mogły mi wypaść z głowy?!

- Tak, Liderką Sali jest Valerie. Jej Pokemony posiadają typ wróżkowy. - powiedział z uśmiechem.

- Hai. - odparłam i kiwnęłam głową.

- To idziemy? - ponagliła nas Boonie i spojrzała na nas zniecierpliwiona. - Musimy znaleźć Centrum Pokemon i się wyspać!

- Hai, hai, Sensei. Ruszamy - kciukiem wskazałam za nas i ruszylismy do najbliższego Centrum, który znajdował się aż kilometr od nas.

***

Wykapana i przebrana w prostą pizamę, czyli szarą koszulkę i niebieskie spodenki. Otworzyłam drzwi od balkonu i wzięłam głęboki wdech.

- Uwielbiam wieczorne powietrze - jęknęłam przeciągle i uniosłam ręce.

Ktoś nagle położył mi ręce na talii.

- Jak scena z Tytanica! - usłyszałam wesoły głos Sereny.

Roześmiałam się, po zrozumieniu znaczenia tego czynu.

- Ale ty masz pomysły - odwróciłam się i posłałam jej dwuznaczny uśmiech. Nie, niczego nie miałam na myśli. Nope.

- Co masz na myśli? - zapytała dziewczyna i opuściła ręce. Odwróciłam się. Dałam jeden jej kosmyk za ucho.

- A może je wykorzystamy? - mruknęłam, a na jej usta wlazł szatański uśmieszek. - Co myślisz o-

- Myślę chyba o tym samym. - Roześmiała się, a ja wraz z nią.

***

Usiadłam na łóżku wraz z Sereną. Chwyciłam jej włosy i zaczęłam robić dwa dobierańce.

- Jak myślisz, wkurzy się? - rzekła Serena, lekko się odchylając.

- Nie wątpie. Ale w niebieskim mu do twarzy - szepnęłam jej do ucha, a ta wzrygnęła się.

Nagle usłyszałyśmy trzask i głośny wrzask.
Po chwili ujrzałyśmy Asha z niebieskimi włosami.

- Kto mi to zrobił?! - krzyczał piskliwym głosem. Zagryzłam wagrę, by się nie roześmiać.

Lekko szarpnęłam kosmyk włosów Sereny, a ta przemówiła.

- W niebieskim ci do twarzy.

Ten nagle odwrócił się w nasza stronę i otworzył usta ze zdziwienia. Czemu?

- N-naprawdę?

Posłałam mu drwiący uśmieszek. Zaplotłam ostatniego warkocza, a brązowowłosa wstała.
Niestety, ale Ash chyba się domyślił, kto to zdobił.

- T-to ty?! - ten uśmieszek podziałał jak płachta na byka. Ten rzucił się w moją stronę, a ja wpadłam na ścianę.

Odskoczyłam i walnęłam się łydką w łóżko obok. Ajj...

- Co? Ja? Ja nic nie zrobiłam! - krzyknęłam żałośnie i wybiegłam z pokoju.

Ten aż sapał ze złości. Serio? To tylko farba!

- Spoko, Smerfie! Zmyje ci się po 15 myciach!

Ten wściekł się jeszcze bardziej i prawie mnie doganiał.

Wybiegłam z hukiem ze PokeCentrum i szybkim ruchem poprawiłam okulary. Dobrze, że mam kapcie...

- Ash, po co tyle nerwów! To tylko głupia farba!

- Jak jej właścicielka!

Otworzyłam oczy ze zdumienia. On nazwał mnie głupią?!

Po lewej stronie był krzak róży. Bez namysłu wskoczyłam do niego.

Niestety, ale to były RÓŻE. No tak, najpierw robię potem myślę. I to nie byle jakie! Takie czerwone, w dodatku z kolcami!

- Dobra Aki! Wyłaź! - jakim cudem nie widział mnie, jak wskoczyłam? Może się po prostu zamyślił, czy coś?

Z drugiej strony wychodzenie nie byłoby dobrym pomysłem. Po pierwsze: za każdym ruchem kolce wbijają się coraz bardziej. Po drugie, jakie on ma zamiary wobec mnie?

- Hej, to nie jest śmieszne! - po tym chciałam wyjść, lecz nie miałam odwagi. Po prostu zachowałam się jak tchórz.

Usłyszałam kroki i znajome głosy.

- Co? Zgubiłeś ją? - zapytał Clemont, drapiąc się po brodzie. Boonie rozglądała się i wołała mnie, podobnie jak Serena.

- Nieźle ją przestraszyłeś, jak ci zwiała! - dodała Serena.

- Lepiej ją znajdźmy. Nie wiadomo, co mogło jej się stać - burknęła Boonie i spojrzała błagalnie na brata.

- No dobrze! Nie przedłużając, mam wynalazek na tą okazję! To Poszukiwacz zaginionych!

- Mam nadzieje, że to nazwa testowa - westchnęła, niezbyt zadowolona blondwłosa.

Ci zaczęli biec w zupełnie innym kierunku niż byłam ja. Zachichotałam i postanowiłam się stąd wydostać.

Syczałam z bólu, aż w końcu wyszłam. I zobaczyłam coś, na co zareagowałam wielkim przerażeniem. CAŁE ciało było w małych, drobnych ranach, z których sączyły się krople krwi.

Na szczęście nie miałam odruchów wymiotnych, patrząc na to i ze spokojem "wylizałam się", czyli oczyściłam rany, za pomocą śliny. Było ich sporo, więc postanowiłam zgłosić się do PokeCentrum (uznajmy, że to połączenie szpitala dla ludzi i Poków), jednak musiałam najpierw znaleźć moją drużynę.

Wiedziałam w którą stronę pobiegli, lecz okazało się, że jest w cholerę dużo innych ścieżek i mogłabym szukać ich w nieskończoność.

Usłyszałam wybuch, prawdopodobnie wynalazku i zerwałam się w stronę wybuchu. Jednak to, co zobaczyłam sprawiło mnie w przerażenie. Wokół moich przyjaciół było mnóstwo Spearowów, które nie pozwalały im przejść.

- Coś ci to przypomina, Pikachu? - zapytał niebieskowłosy Ash, a elektryczna mysz kiwnęła łebkiem.

Nagle Spearowy zaczęły atakować. Odruchowo wsadziłam rękę do kieszeni, by wyjąć Pokeballa. Jednak go nie miałam. Zostały w hotelu!

Po chwili ujrzałam Boonie, która trzymała moje Pokeballe. Specjalnie jakiś czas temu je oznaczyłam je wzorkiem niebieskiej Kuli Aury.

- Pomogę wam! - wyskoczyłam, niczym Spiderman, by potem chwycić prawą ręką gałąź. Ta urwała się i po chwili miałam broń.

- Aki-chan?! Co ci się stało?! - wrzeszczała przestraszona Serena a ja machnęłam lewą ręką.

- Hej, ptasie móżdżki! - te popatrzyły na mnie krzywo. Wściekłam się. - Chodźcie tu skurwiele!

Te chyba zrozumiały i zaczęły wzlatywać w powietrze, by następnie lecieć w moją stronę.
Strzelały przeróżnymi atakami. Szybko odskoczyłam w bok, jednak oberwałam Powietrznym Cięciem. Ten przeciął moją prawą rękę.

- A niech to szlag!

Zrobiłam przewrót w bok i wbiegłam do lasu. W szaleńczym tempie mijałam drzewa i uskakiwałam przed rozjuszonymi Pokémonami.
Dotarłam do ciemnej części lasu. Otoczyły mnie egispkie ciemności. Nie słyszałam już Spearowów.
Po dłuższej myśli zrozumiałam, że się zgubiłam.

***

Ha ha, prima aprilis bitches XD
Nie no żart, on był już 2 miechy temu ;-;
Dzięki pewnej istotce, moja wena niespodziewanie powróciła, dając mi dokończyć rozdział
<ponad 1300 słów :v>
Następny będzie w sierpniu (o ile nie dopadnie mnie to śmieszkowanie xD)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro