[5]
Dotarliśmy na miejsce. Okazało się, że nie jaki "Zespół R" chciał ukraść Pikachu Asha. Dzięki Bunnelby'owi udało się ich wykurzyć.
Po tym chwilowo rozstałam się z drużyną Asha, by dowiedzieć się, co u mojej super rodzinki. Przełożyliśmy tą walkę między Ashem i mną na inny raz. Wolałam coś sobie wyjaśnić. A szłam wtedy z Lucario w stronę domu. Byłam poddenerwowana.
Zapukałam grzecznie, oczekując na jakiegoś domownika. Otworzyła mi moja siostra.
— A-Akira? Co ty tutaj robisz? — zapytała zdziwiona. Standardowo ubrana w swoją ulubioną fioletową sukienkę i czarne balerinki. Jedynie, co się u niej zmieniło, to ścięte włosy, lekko za kark. Czyli jednak to zrobiła...
— Są rodzice? — zapytałam z lekką irytacją. Nie lubiłam jej sztuczności, jaką mnie obdarzyła. Zawsze miałam ochotę wtedy... Uciec jak najdalej od tego cholernego miejsca.
— Taaa, przed chwilą wrócili. Wchodź — weszła do domu, robiąc mi miejsce, bym mogła przekroczyć próg.
Wraz z Lucario weszłam do mojego rodzinnego domu. Mój przyjaciel oglądał wszystko, co napotkał. No cóż, nigdy w nim nie był. Jednak to miejsce nie było wcale tak ciekawe, jak mógł też sądzić.
— Mamo, Tato, patrzcie, kto wrócił! — weszłam do jadalni. Więc już tam byli. Cała negatywna energia spadła na moje barki.
— Córeczko! — Mama wpadła w moje ramiona, a ja zdziwiona po prostu nie zareagowałam — Nie sądziłam, że tak szybko wrócisz!
— Taaa, ja też — pomyślałam, starając się nic nie palnąć. Byłam do tego zdolna, a potem gorzko żałowałam. Nie przy rodzicach... miałam teraz bardzo poważne zadanie.
— Nie miałaś przypadkiem zapytać się o coś? — usłyszałam głos Lucario w mojej głowie. Postanowiłam, że zapytam ich o to. W końcu, tylko po to się tam wybrałam. W życiu nie wpadłabym na taki pomysł po tym wszystkim.
— Mamo, tato, muszę się was o coś zapytać — zmieniłam barwę głosu na nieznoszący sprzeciwu. Na szczęście działał, bo wtedy każdy milknął i mogłam dojść do głosu. Rodzice strasznie nie lubili, gdy się zaczynałam denerwować. A był akurat powód.
— O co chodzi skarbie? — zapytała spokojnie mama, patrząc na mnie z dość sztucznym uśmiechem. Nie chcieli, bym wróciła, czy jak?
— Chodzi... — zaczęłam, lecz nie wiedziałam, jak to powiedzieć "Mamo, tato, jestem adoptowana? Bo nie jestem do was podobna!"
— Doskonale wiecie, że ona nie jest waszą córką — do akcji wkroczył Lucario. Rodzice zdziwili się jego bezpośrednością, lecz odpowiedzieli. Gdyby się dało, to byłabym już pod ziemią. Dosłownie.
— Tak, Akira. To prawda... Chcieliśmy ci o tym powiedzieć później, ale skoro teraz to wiesz...
— Chcę wiedzieć, kim byli moi rodzice. Tylko tyle od was wymagam — burknęłam, by stłumić smutek. Mimo, że się domyślałam, to byłam naprawdę nieszczęśliwa. Jak oni mogli mi tego nie powiedzieć? Czy uznawali mnie za dziecinną, tak jak Akane?
— Nie widzieliśmy ich na oczy — wyznał tata albo raczej już jakiś nieznajomy mi mężczyzna, ukrywając wstyd. Też bym tak postąpiła... — Adoptowaliśmy cię z domu dziecka, a o twoich biologicznych rodzicach nic nie wspominali. Jedynie przekazali nam małą paczkę, której nie mogliśmy otwierać. Powiedzieli nam, że to ty masz to otworzyć.
Nie, nie wahałam się. Skoro wszystko się sypnęło, to głupia paczka nie odmieni mojego życia.
Otworzyłam ją szybko. Moim oczom ukazał się list i... Mapa. Po co komu mapa? I... do czego ona prowadzi?
— Oh... Muszę już iść, mamo... — mruknęłam, kiedy ponownie rzuciła mi się w ramiona. Tym razem zero reakcji.
— Czemu.... Czemu już odchodzisz? — chyba zaczęła płakać. Nie czułam większej skruchy, chociaż lekko to mnie ruszyło. W końcu, oni mnie wychowywali. Poświęcili tyle czasu... a miałam ludzkie odruchy, chcąc nie chcąc.
— Mamo, spokojnie... Na pewno wrócę. Po prostu chcę dalej kontynuować swoją podróż.
— Rozumiem, rozumiem... Zaczekaj chwilkę — poszła na górę, po chwili zbiegła do kuchni i ponownie przyszła do mnie. Dała mi szarą torbę, pełną czegoś.
— Hmm, dzięki mamo.
Tata w tym czasie rozmawiał z Akane i Lucario, który coś tam im opowiadał. Nie byłam na tyle zainteresowana, by coś z tego zapamiętać.
— Lucario, już czas.
— Rozumiem.
Pożegnałam się z rodziną. Poczułam nostalgię, gdy spojrzałam na budynek, w którym się wychowywałam. Dziwne, że nagle wszystko się posypało i miałam ogromny problem z zaakceptowaniem tego. Nie wiedziałam właściwie, kim jestem. Czy moje imię jest takie, jakie nadała mi moja prawdziwa matka? Kim był mój ojciec? Gdzie się urodziłam i co się stało z rodzicami? I co z mapą? Do czego ona mnie poprowadzi?
Starałam się uporządkować wszystko w głowie, ale nie byłam w stanie. Lucario patrzył na mnie z niepokojem, jakbym miała zaraz oszaleć. Uśmiechnęłam się do niego i powiedziałam, że wszystko jest w porządku. Jakoś nie był w stanie w to uwierzyć, lecz pokiwał głową. Cóż, co mogłam innego powiedzieć?
•••
Następny dzień zaczął się szybko. Ostałam w pierwszym lepszym hotelu i ruszyłam w stronę, w jaką prowadziła mnie mapa. Krzywo zaznaczone miejsce to był mój cel. Przy okazji, zawalczyłam z paroma trenerami, nawet złapałam Mienfoo, jednak moje Pokemony mocno się zmęczyły. Po godzinie dotarłam do Lumiose City, gdzie poszłam do Centrum Pokemon.
— Proszę. — Siostra Joy oddała mi moje Pokéballe, a ja jej podziękowałam i dałam małą sumkę pieniędzy na lekarstwa. Ta była bardzo szczęśliwa i życzyła mi szerokiej drogi.
Wiedziałam, że Ash i reszta byli w Shalour, więc postanowiłam, że ich dogonię. Lucario cały czas mi towarzyszył, jednak, gdy oznajmiłam, że powinniśmy ruszyć w stronę moich znajomych, szybko wybił mi to z głowy.
— Może lepiej spójrz na tę mapę — rzekł poważnie, wyjmując mi ją z torby. Chwyciłam papier, już zrezygnowana, i rozłożyłam ją.
Była lekko podarta, lecz to nie przeszkadzało w jej odczytaniu. Ozdabiało ją wiele run, których raczej nie zdołałabym odczytać, napisów w nieznanym mi języku i oczywiście mapa. Musiała być narysowana przez jakiegoś dobrego kartografa.
— To... Nie poznaję tego języka — powiedziałam, oglądając kartkę papieru z zaciekawieniem z każdej możliwej strony. Może jest jakaś wskazówka?
— To język Strażników. A tymi runami zapisywali zaklęcia. Ta mapa musiała być bardzo ważna, skoro czekała na ciebie tyle czasu — zauważył Lucario, patrząc na nią.
— Hej... Czy to nie jest przypadkiem północny zachód Kalos? — zapytałam, będąc niemalże tego pewną.
— Blisko Miasta Shalour.
Po tym schowałam mapę i chwyciłam list. Otworzyłam go i...
— To znowu jakiś dziwny język — warknęłam i westchnęłam przeciągle. Dlaczego nie ma w tym czegoś, co mogłabym w stanie pojąć?
— Pokaż — podałam Lucario list i ten zaczął czytać.
— Jeżeli zdołałaś odczytać ten list, prawdopodobnie już jesteś w klasztorze. Albo innym sposobem... Niestety, nie mogłam Cię wychować. Oni mi na to nie pozwolili. Zapytasz pewnie, jacy Oni? To... oni są bardzo złymi ludźmi. Ludzie, których musisz się strzec. Chcą Cię zapewne znaleźć. Tak jak mnie. Ale, cóż, mnie już zdążyli złapać, chociaż jeszcze mam trochę czasu. Teraz piszę ten list w pośpiechu i idę ukryć najważniejsze księgi, które tylko ty odnajdziesz. W paczce, którą Ci zostawiłam, jest też mapa. Pewnie już się domyśliłaś, jaki wycinek Kalos jest na niej przedstawiony, kiedy ją obejrzałaś. Nie mogę się za bardzo rozpisywać. Piszę Ci najważniejsze rzeczy, które będą Ci potrzebne. Pamiętaj, musisz odnaleźć klasztor i także najważniejsze księgi! Naucz się tych rzeczy, które są w nich napisane! Nie mam już czasu. To wszystko, co musisz wiedzieć. Do zobaczenia wkrótce.
— To wszystko? — zapytałam, a mój przyjaciel oddał mi list. Nie byłam zawiedziona. W sumie, nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.
— Tak — stwierdził krótko i wstał. — Musimy tam iść. To muszą być bardzo ważne księgi.
— Tak, ruszajmy. Z Lumious City dotrzemy na te góry w 3 dni, jak się wyrobimy — rzekłam i również wstałam. Jeżeli to było tak ważne, to musiałam się przemóc. Przeczuwałam, że moja przygoda dopiero zacznie się w tamtym miejscu...
____________________
838 słów ;-;
Początek tak nudny, jak flaki z olejem ;-;
Jeżeli to przeczytałeś/aś, to jesteś naprawdę wytrwałą osobą.
Do następnego xd
Edit: Zaktualizowane ^^
Edyta2: lepiej to wygląda
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro