Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział piąty - Hermiona

Dedykowane paszczur112
Jakim cudem jedna osoba produkuje tyle komentarzy?

- Jesteś pewien, że tak jest napisane? -  Zapytałam Rona, gdy szliśmy Pokątną z Harrym, Ginny i państwem Weasley.

- Mówię to po raz ostatni, Hermiono, tu jest tak napisane, spójrz! - Ron wręczył mi pergamin, który był listą rzeczy, które potrzebujemy na nadchodzący rok szkolny.

Tak jak powiedział Ron, ostatnie rzeczy na naprawdę tam były:

Drewniane ostrze (nóż, sztylet, miecz, itp.)

lub

Łuk i strzałki (gumowe groty strzałek)

Tępe ostrze metal/kamień (musi być tego samego typu jak ostrze drewniane)

lub

Strzały z tępymi metalowymi/kamiennymi grotami strzał (w przypadku zakupu łuku)

- Ale po co nam taka broń? - zapytała Ginny.

- Nie wiem. -  Harry wzruszył ramionami. -Może to jakiś nowy temat, albo obowiązkowe zajęcie, czy coś.

- Nie rozumiem, jak to zostało zatwierdzone przez ministerstwo, to głupoty, mówię ci! -  Pani Weasley sapnęła rozdrażniona - To jest całkowicie bezużyteczne. Teraz, kiedy Sami Wiecie Kto naprawdę odszedł, nie ma większego zagrożenia!

- Poza tym, - powiedziałam, marszcząc nos - nie możesz użyć noża w trakcie strzelaniny.

Wszyscy na mnie spojrzeli.

- Czego? - Ginny zapytała.

- Strzelanina. Z pistoletami. - Harry wytłumaczył, albo raczej próbował.

- Co to jest pistolet? - Pani Weasley zapytała. - To brzmi nieszkodliwie. Jak balet.* - stwierdziła

Miałam zamiar wyjaśnić, ale pan Weasley mnie wyprzedził.
- Oh! Czy to... czekaj! To jest... to jest... ta mała rzecz, prawda? I... i ma w sobie drobiazgi, i... i wtedy, gdy je zdetonujesz, wtedy... wtedy te drobiazgi wylatują, prawda? Nadążasz, kochanie? I te drobiazgi... są niesamowicie niebezpieczne! A jeśli ktoś cię uderzy, to może cię zabić, w zależności od tego gdzie uderzy. -maniakalnie się uśmiechnął. - Czy dobrze to zrozumiałem, Harry? Hermiona?

Harry się zawahał.

- Erm, taa.

Ginny wzruszyła ramionami

- Nadal nie rozumiem. Poza tym, co ma z tym wspólnego przynoszenie noża do walki na pistolety?

- Cóż - zaczęłam wyjaśniać - to powiedzenie, zwrot, i oznacza dokładnie to, co... mówi. Nie możesz przynieść noża do walki na pistolety, ponieważ nie możesz przynieść czegoś, co będzie dla ciebie zupełnie bezużyteczne, nawet jeśli jest to przydatne gdzie indziej. A ja mówię, że nie możesz przynieść takiej broni na pojedynek czarodziejów.

Wszyscy przytakneli i poszliśmy dalej

Chodziliśmy jeszcze trochę, szukając miejsca, gdzie sprzedaje się broń, ale nigdzie  takiego nie było i w końcu znaleźliśmy się przy wejściu do Dziurawego Kotła.

- To jest beznadziejne! - Pani Weasley wykrzyknęła, unosząc ręce w frustracji. - Gdzie znajdziemy sklep, który sprzedaje broń, na brodę Merlina?

- Molly, kochanie, zawsze możemy spróbować w innej alejce - zasugerował Arthur Weasley.

- Jak ulica Śmiertelnego Nokturnu? Nie wydaje mi się, Arthurze - wyszydzała ten pomysł pani Weasley.

- A co z ulicą Barren? Słyszałam, że nie jest tam źle - zasugerowała Ginny.

Pani Weasley zawahała się.

- Oh, w porządku. Przypuszczam, że musimy je gdzieś zabrać. Chodźmy więc. -  Pani Weasley ruszyła w kierunku uliczki.

Jej kroki były szybkie i nerwowe, jak ludzi wchodzących w nieznane miejsca. Od razu zauważyłem, kiedy dotarliśmy do do tej uliczki.

Różnica między nią a Pokątną była ogromna. Po pierwsze, uliczka Barren wyglądała jak opuszczona ulica, którą niektórzy ludzie przyjęli i bardzo starali się ją posprzątać.

Prawie nie było tu ludzi, co było szczęściem, ponieważ chodnik był bardzo wąski i pozwalał na to, aby tylko czterech dorosłych ludzi szło obok siebie, jeśli nie było by tam jakiejkolwiek wolnej przestrzeni.

Wszystko tam było okropnie zakurzone.

Jeśli spojrzeć w górę, widać było wyraźnie jasnoniebieskie niebo.

Sklepy i budynki były raczej niskie, więc nic nie zasłaniało pięknego błękitnego.

Cała ta aleja miała jakby starawy żółty odcień, jeśli to w ogóle ma sens.

Usłyszałam trzask i czujna rozejrzałam
się za źródłem tego dźwięku, tylko po to, by odkryć, że to rozbite okno opuszczonego sklepu kołysane przez wiatr.

- Co się stało z tym miejscem? - Zapytałam.

Pan Weasley westchnął.
- Śmierciożercy. - I na tym zakończyła się rozmowa.

Szliśmy dalej, aż mała staruszka wyszła ze sklepu i weszła na naszą ścieżkę, zaskakując nas.

Staruszka miała przyjazną, pomarszczoną buzię, duży uśmiech i piękne, błyszczące, bladoniebieskie oczy.

Miała na sobie wyblakłą, tunikę w kolorze podobnym do jej oczu, biały fartuch wiązany wokół szyi i talii, oraz białą bandane z niebieskimi kropkami, która  wiązana była wokół głowy od przodu, przypominając nieco małe, kropkowane uszy królika.

Trzymała półmisek, a na nim były coś, co wydawało się być kolorowymi ciasteczkami.  Niebieskie ciasteczka, czerwone ciasteczka, purpurowe ciasteczka i inne.

- Chcecie kupić trochę ciasteczek? - Niska kobieta spojrzała na nas i zapytała głosem na tyle uprzejmym, by rywalizować z panią Weasley.

- Oh, dziękuję, ale muszę odmówić, proszę pani - pani Weasley odpowiedziała równie miło.

Twarz starej kobiety posmutniała.

- Oh, proszę! To dla mojego wnuka, zaczyna szkołę w tym roku i nie stać mnie na nią.

- Twój wnuk idzie do Hogwartu w tym roku? - Ron zapytał.

Staruszka wyraźnie się speszyła.

- Umm, nie. On jest mugolem, idzie do ludzkiej szkoły. Ma tylko 6 lat.

- Mugolem? Masz na myśli, że jest charłakiem? - Zaytałam.

Starsza pani smutno potrząsnęła głową.

- Nie, chodzi mi mugola. Ja jestem mugolem. - Kobieta wiedziała, że spróbujemy coś powiedzieć i nie pozwoliła nam na to. - Lata temu, kiedy zmarł mój mąż, dowiedziałam się, że jego brat jest mugolakiem. Cornelius Fudge odkrył to i zmusił mnie do przeniesienia się do świata czarodziejów, żebym nie mogła nikomu powiedzieć. Tak niewiarygodnie trudno jest tu żyć bez magii, więc otworzyłam piekarnię lata temu, robiąc ciastka i ciastka oraz wszelkiego rodzaju rzeczy na sposób magiczny.
Ale kilka lat temu, ci Śmierciożercy zniszczyli całą tę aleję. Nikt już tu nie przychodzi, nikt niczego nie kupuje, a ja nie mam pieniędzy. Moja córka została zabita przez męża, kiedy przypadkowo dowiedziała się, że jest Śmierciożercą, który poślubił ją tylko dla pieniędzy, ponieważ nasza piekarnia odnosiła wtedy sukceses, zostawiając syna, mojego pięknego wnuka Lucasa pod moją opieką. Nie oszczędzisz kilku Galeonów?

Bez wahania, Harry zrobił krok naprzód.
- Ile za dużą paczkę kolorowych ciasteczek?" zapytał, uśmiechając się szczerze.

Kobieta wyglądała na zaskoczoną.

- Umm... dwa Galeony - powiedziała.

- Wezmę trzy - powiedział jej Harry.

Kobieta westchnęła z ulgą i praktycznie przygniotła Harry'ego, przytulając go.

Wbiegła na kilka chwil do sklepu, po czym wróciła z trzema dużymi kolorowymi pudełkami ciasteczek.

Mały chłopiec w wieku około sześciu lat, który, jak przypuszczam, był Lucasem, też  wyszedł ze sklepu i ukrył się za nią.

Harry wyjął sześć galeonów, które przekazał pani w zamian za ciasteczka.

- Oh, pobłogosławiona twoja dusza, drogi chłopcze! Oh, miłego dnia! Oh, dziękuję ci bardzo! -  Pani podziękowała Harry'emu wylewnie, a potem pomachała do nas i uśmiechnęła się, wraz z Lucasem przytulając jej nogi, aż skręciliśmy róg i nie mogliśmy ich już zobaczyć.

- To było takie miłe z twojej strony, Harry. Ginny powiedziała mu, rumieniąc się.

Harry odwrócił się i ukrył zarumienioną twarz w dłoniach, szepcząc stłumione podziękowania.

Szliśmy dalej przez około minutę, zanim Ron, który szlachetnie zgłosił się na ochotnika do noszenia ciasteczek, żeby mógł je potajemnie zjeść, prawie zrzucił je wszystkie na brudną ziemię.

- Ostrożnie! - wysyczałam.

Ron zamruczał przeprosiny.

Pan Weasley odwrócił się i powiedział:
- Proszę, pozwól mi. - Wyciągnął różdżkę i wskazał na pudełka z ciasteczkami, mamrocząc coś. Natychmiast zniknęły.

- Teraz... - powiedział. - Teraz są z powrotem w Norze.

- Dzięki - Ron mruknął, wyraźnie rozczarowany, że nie mógł już jeść ciasteczek, kiedy nie patrzyliśmy.

Kontynuowaliśmy spacer jeszcze przez kilka minut, kiedy Ginny wykrzyknęła:
- Patrzcie! Tam! Ten sklep ma broń w oknie!

W rzeczy samej, sklep, który wskazywała Ginny, w rzeczywistości miał różne rodzaje broni na wystawie.

Weszliśmy do sklepu i rozejrzeliśmy się. Na tyłach sklepu była recepcja, za nią siedział mężczyzna czytający książkę ze stopami na ladzie.

Ściany były pokryte mieczami, łukami i kołczanami, sztyletami, krótkimi mieczami i innymi.

Pan Weasley kazał nam się rozejrzeć, gdy rozmawiał z człowiekiem za biurkiem, ale wiedzieliśmy, że wymyślał tylko wymówki, by samemu zbadać broń. Wszyscy rozeszliśmy się po sklepie, szukając czegoś, co przykuło naszą uwagę.

Trochę ponad metr ode mnie, na ścianie, powieszony był łuk.

Różnił się od reszty łuków, które wisały w pobliżu, na ścianach.

Jego prosta, ale wydajna konstrukcja nie przypominała tych wszystkich ekstrawaganckich, próżnych łuków, z wyciętymi kształtami i bezużytecznymi akcesoriami.

Podeszłam do łuku i zdjęłam go ze ściany.
Grałam na cięciwie jak na harfie. Trzymałam go, jakbym była zawodową łuczniczką. Udawałam, że strzelam do swoich wrogów z moją definiującą precyzją. Rękojeść doskonale układała się w moich dłoniach, jak zużyte, stare buty, które zostały już rozchodzone i wydają się być zrobione dla ciebie. Wygodne i znajome w dotyku.

Od razu wiedziałam, że zostanę łuczniczką w nadchodzącym roku, najlepszą łuczniczką w klasie, a jeśli ktoś mi zagrozi, zastrzelę go w ramię, ale tylko jako ostrzeżenie, bo nie jestem morderczynią.

Spojrzałam w górę i zobaczyłam Harry'ego trzymającego miecz w rękach.

Nie wiedziałem dokładnie, co robił, ale wydawało mi się, że badał wagę broni, testował ją, by sprawdzić, czy będzie dobra w walce, czy to tylko kolejny wybój na drodze, dodatkowy ciężar, spowalniający go, jak kulę u nogi.

W rogu pokoju Ron trzymał sztylet, badając go, jak Harry i ja robiliśmy to z naszą bronią.

W końcu zobaczyłam też Ginny, trzymającą bardzo mały nóż, żonglującą nim od ręki do ręki, podczas gdy pani Weasley, bała się, że zrobi sobie krzywdę.

Nóż był tak mały, że nie mogłam zrozumieć, jak to będzie użyteczne w walce, ale wtedy zdałam sobie sprawę, że jest to pojedynczy nóż do rzucania.

Kilka minut później, wszyscy spotkaliśmy się z powrotem przy ladzie.

Ginny pochwaliła mnie za wybór broni. Powiedziała, że jest dla mnie bardzi odpowiednia.

Pomyślałam, że jej wybór broni też jest przemyślany. Mogłam sobie wyobrazić ją w walce, rzucającą z precyzją noże w lewo i w prawo, jak swoje ostre komentarze.

Był jak te noże - mała, ale zdecydowanie zabójcza i dokładna, gdy ma powód, by taką być.
Jej temperament był równie ognisty jak jej włosy.

Wydawało się, że Ron również wybrał pasujcą broń.

Jak sztylet, nie wygląda na zbyt groźnie, ale gdy znajdzie się bliżej niebezpieczeństwa, będzie atakować, nawet na oślep, aby utrzymać przy życiu tych, których kocha.

Rumienię się na myśl, że włada dla mnie sztyletem, nawet jeśli zrobiłby to dla kogokolwiek innego.

Wybór broni Harry'ego wydawał się równie trafny, jak nasz, może nawet bardziej.

Miecz, broń przywódcy, który stoi wysoki i odważny, potrafiący jednocześnie atakować i bronić. Nie boi się zbliżyć do niebezpieczeństwa i zaprezentować swoich umiejętności, nawet jeśli nie ma ich wiele, aby chronić ludzi, których nawet nie zna. Aby ominąć niezdecydowany tłum i zaryzykować własne życie dla innych.

Podeszliśmy do lady i człowiek, który siedział za nią, czytając książkę z nogami w górze i zaczytany ignorując otoczenie, nagle wziął zerwał się i usiadł prosto, gorączkowo zamykając książkę i odkładając ją.

- Tak? - zapytał, patrząc na nas wojowniczo.

- Erm... Dzień dobry, tak, chcielibyśmy coś kupić...?" - Wypowiedź Pana Weasley'a zabrzmiała bardziej jak pytanie.

Było oczywiste dla wszystkich, że pan Weasley nigdy nie widział siebie potrzebującego broni i nie miał pojęcia jak sobie z tym poradzić.

Mężczyzna skinął głową i przestawił krzesło bliżej biurka.

- Więc co będzie?

- Sztylet, noże, miecz, łuk i strzały, -  Pan Weasley odpowiedział mu nieśmiało.

Gestem dłoni nakazał, żebyśmy mu pokazali, co kupujemy.

Wszyscy położyliśmy naszą wybraną broń na ladzie. Ja, jak wiadomo, wybrałam prosty drewniany łuk. Harry również wybrał broń bez niepotrzebnych ozdobień.

Jego miecz miał około trzech stóp długości, gładkie metalowe ostrze i skórzaną rękojeść.

Sztylet Rona wydawał się być zrobiony z naostrzonego kamienia.

Wybór Ginny nie był taki prosty, wśród tyłu noży.

Wybrany przez nią był oczywiście bardzo mały, i wyglądał prawie delikatnie.
Rękojeść była czarna jak noc, a żelazne ostrze lśniło prawie tak samo jasno jak srebro. Jedna krawędź ostrza była prawie niezauważalna, ale po bliższym przyjrzeniu się, można dostrzec, że była zdecydowanie na tyle postrzępiona, że mogła przeciąć drewno. Podczas gdy druga krawędź ostrza była gładka i ostra jak szkło.

Człowiek za ladą sprawdził broń i skinął głową.

Spojrzał na nas i powiedział:

- Zakładam, że chcecie też drewnianą wersję?

Pani Weasley kiwnęła głową.

Mężczyzna poszedł na tyły sklepu, gdzie go nie widzieliśmy, a chwilę później wrócił z kupą rzeczy w rękach.

Odsunął naszą broń na bok i zrzucił drewniane przedmioty na biurko, gdzie przed chwilą była nasza broń.

Wręczył Harry'emu nowszy, nieużywany miecz, dokładnie taki, jak ten na wystawie, i inny, o tej samej długości i wielkości oraz identyczny, tylko drewniany i znacznie mniej niebezpieczny.

Mężczyzna wręczył mi łuk, również taki sam jak ten wystawiony.

Podniósł też skórzany kołczan i powiedział:

- Ten kołczan jest idealny dla twojego typu ciała i strzał, które najlepiej współpracują z tym łukiem.

Podał mi dwie strzały.
Jedna strzałka miała gumowy grot, a druga metalowy.

- Jeśli kupisz kołczan i strzałę, -  kontynuował mężczyzna, - już nigdy nie będziesz potrzebowała więcej strzał. Kołczan jest zaczarowany tak, że zawsze po wyjęciu i wystrzeleniu strzały przywołuje ją z powrotem. Polecam jedną z tych strzał, ponieważ dobrze działają z łukiem. Polecałbym też kupić więcej niż jedną. Wezwanie strzały może trwać od dziesięciu sekund do minuty, a może brakować ci strzały, kiedy będziesz jej najbardziej potrzebowała, więc dobrze jest mieć dodatkowe.

Myślałam przez chwilę, ale ostatecznie zdecydowałam, że zaczarowany kołczan to dobra rzecz, którą można mieć. Wzięłam kołczan i dziesięć sztuk każdej strzały.
Byłam gotówa zapłacić dodatkowe pieniądze, gdy nadejdzie czas zapłaty.

Ronowi wręczono też nowy sztylet jak i  drewniany.

Mężczyzna pokazał Ginny pasek z kaburami na jej noże, który również został zaczarowany, aby wzywać je z powrotem.

Pani Weasley pozwoliła Ginny dodatkowo zapłacić za pas z własnych pieniędzy, co dziewczyna zrobiła.

Ona również, podobnie jak reszta z nas, dostała normalną, choć tępą, wersję swojej broni, wraz z drewnianą.

Weasleyowie zapłacili za swoje rzeczy, a Harry i ja za nasze.

Wyszliśmy ze sklepu z naszą bronią, zakrytą i powpchaną do worków.

Rozmawialiśmy, wracając na Pokątną.

W pewnym momencie wyciągnęłam łuk z torby i chwyciłam też strzałę z gumowym grotem.

Nie strzelając, zablokowałam strzałę i sprawdziłam granice łuku.

Grałam na moim nowym instrumencie do czasu, aż dotarliśmy do kominka i musiałam go odłożyć, aby móc użyć Proszku Fiuu do powrotu do Nory.

Nie mogłam się doczekać, by nauczyć się, jak zamienić zakrzywiony kawałek drewna i strunę w śmiertelną broń.

* W oryginale było, że pistolet czyli "gun" brzmi jak guma czyli "gum"

Hej, kochani!

Jak podoba wam się nowy rozdział?
Kto jest waszym ulubionym narratorem?

Miejsce na pospieszanie mnie ->

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro