Rozdział ósmy - Will
- Co o tym sądzisz? Powinienem to zrobić?
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to. To i tak nie jest tak, że go potrzebujemy.
Usiadłem z powrotem i zmarszczyłem brwi. Szkarłatna lokomotywa, nazywana "Hogwart Express", jeździła po torach kolejowych w stałym tempie. Droga była lekko wyboista, bo kamienie to coś nieuniknionego, a szyby okien i drzwi stukały tak lekko, prawie niezauważalnie.
Podniosłem klatkę Sonny'ego i postawiłem ją na kolanach.
Możemy go w pewnym momencie potrzebować, nigdy nie wiadomo, kiedy możesz potrzebować, skontaktować się zkimś, kto nie jest półbogiem i nie używa Iryfonu. Poza tym on nie jest tylko posłańcem, jest teraz moim dzieckiem.
Nico, chrząknął i przewrócił oczami.
- Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, sowa jest podobno naprawdę
inteligentnym zwierzęciem, więc jeśli wypuścisz go przez okno, powinien znaleźć drogę powrotną, widząc, że tak bardzo chcesz pozwolić mu "rozwinąć skrzydła".
Wzdychając, przyglądałem się z tęsknotą Sonny'emu, siedzącemu w swojej klatce, który wyglądał na tak uwięzionego i smutnego.
- Dobrze, wypuszczę go.Wstałem i otworzyłem okno przedziału. Wiatr uderzył mnie w twarz, gdy ostrożnie otwierałem klatkę i wypuszczałem go. Sonny wyleciał, zasyczał na Nico i poszybował w dal przez okno. Obserwowałem, jak leci, aż straciłem go z oczu, dopiero wtedy zamknąłem okno i usiadłem z powrotem, ustawiając teraz pustą klatkę na siedzeniu obok mnie.
Westchnąłem.
- Nie mogę uwierzyć, że będę prawdziwym lekarzem za kilka dni, kiedy przyjadą uczniowie. To tak, jakby całe moje życie prowadziło do tego momentu, kiedy mój ojciec będzie dumny z umiejętności, które mi dał.
Nico, chrząkał po raz kolejny i zamienił się w swoją zwierzęcą formę, czarnego lisa. Zwinął się w pozycję do spania i zamknął oczy. Skrzyżowałem ręce i spojrzałem na niego, gdy jego klatka piersiowa podniosła się i opadała coraz wolniej.
Kilka minut po tym, jak Nico zasnął, postanowiłem spróbować szczęścia i uciąć sobie drzemkę. Próbowałem znaleźć wygodną pozycję do spania, ale w końcu zrezygnowałem, zamieniając się we własną, zwierzęcą formę, Golden Retrievera, i wygodnie oddałem się marzeniom sennym.
Teraz rozumiem, dlaczego mówi się, że Frank Zhang zawsze śpi także jako pies.
- Nico, William...
- Will.
Profesor McGonagall potaknęła i usiadła na swoim krześle. Położyła ręce na biurku, marszcząc brwi.
- Trivia poinformowała mnie...
- Trivia? - przerwałem.
- To Hekate w rzymskiej formie, ale myślałem... że jesteś... mieliście być śmiertelni? - Nico powiedział, jakby to było bardziej pytanie niż stwierdzenie.
Są.
Odwróciliśmy się i stanęliśmy przed źródłem nowego głosu. Wyglądała to, jak Hekate, ale trochę inaczej.
Trywialnie.
- Trivia. - Profesor McGonagall skinęła głową w szacunku dla bogini.
Trivia podeszła do nas i westchnęła.
- Czarodziejski świat jest bardziej w kontakcie z rzymską stroną mojej osoby. Większość zaklęć jest po łacinie, a nawet niektóre imiona są po rzymskie. Na przykład - Trivia podniosła rękę i wskazała na profesor McGonagalla z znudzonym wyrazem twarzy - jej imię to Minerva.
Profesor McGonagall skinęła głową, oczywiście próbując ukryć dyskomfort.
- To prawda.
- Ale Trivia - Nico nalegał. - Myślałem, że to śmiertelnicy?
- Są. Już to powiedziałam. Czyż nie?
- Tak, ale...
- Ach, tak, zastanawiałeś się, skąd Minerva o nas wiedziała. Cóż, jak być może nie wiecie, ludzie na stanowiskach o wysokiej władzy, takich jak premier czy królowa, zawsze mają być informowani o istnieniu Czarodziejskiego Świata. Pomyślałem więc, że to dość sprytne i ujawniłam się tutai ministrowi magii i Minerwie.
Opiekunowie domów w Hogwarcie są również świadomi naszego istnienia.
- Oh.
- Nie obchodzę już świąt - powiedział McGonagall, odrobina smutku była ledwo wyczuwalna w jej głosie.
- Oh, nie, możesz świętować Boże Narodzenie, Minervo. Jezus też jest prawdziwy. Jest bardzo niedojrzały, ale jest prawdziwy. Zdecydował, że to dobry pomysł, by kłócić się z Thor'em, całkowicie zrezygnował z planów z nim.
McGonagall zacisnęła usta i nic już nie powiedziała.
- W każdym razie, Minerva właśnie miała was poinformować, że wiedziała o nas, ale teraz już to wiecie. Możecie wyjść. - Trivia zniknęła w chmurze purpurowego dymu.
____________________________
Wszedłem i zbadałem skrzydło szpitalne.
Łóżka były oddzielone specjalnymi zasłonami. Każde miało też obok szafkę nocną.
Były tam duże okna, przez które świecił księżyc i gwiazdy, gdy zapadał mrok. Kilka żyrandoli wisiało wzdłuż sufitu, oświetlając pokój, który w przeciwnym razie byłby bardzo ciemny, nawet przy ogromnych oknach.
Na końcu tego ogromnego pomieszczenia znajdowały się trzy drzwi. Po sprawdzeniu każdego z nich odkryłem, że jeden pokój prowadził do biura, jeden pokój prowadził do małego składzika pełnego wszelkiego rodzaju lekarstw lub składników eliksirów, jakie mogłem sobie tylko wyobrazić, a ostatni prowadził do wspaniałej sypialni. Na końcu dużego łóżka znajdował się mój bagaż, który kazano mi zostawić w pociągu. Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem różdżkę.
Skierowałem ją na jedną z walizek i zamruczałem zaklęcie. Cała zawartość mojej walizki wybuchła i wleciała na półki, do komód i do szaf.
Przydatne.
Zrobiłem to samo z pozostałymi bagażami, a potem rzuciłem się na łóżko i zemdlałem.
- Mam zaszczyt przedstawić nowego nauczyciela Obrony Czarną Magią, profesora Nico di Angelo, który przybywa aż z Nowego Jorku, powiedziała profesor McGonagall.
- Witam. - Nico wstał i kiwnął głową do studentów, którzy wypełnili salę.
Grzecznie klaskali. Nico, usiadł z powrotem
prawie natychmiast po wstaniu, a uczniowie uciszyli się, gdy tylko to zrobił.
- Niestety, pani Pomfrey zrezygnowała z powodu okropności, jakich doświadczyła podczas bitwy pod Hogwartem, i chciała opuścić szkołę, by zrealizować swoje marzenia o zostaniu cenioną tancerką. Dlatego mam przyjemność przedstawić naszego nowego uzdrowiciela, doktora Willa Solace, również z Nowego Jorku - kontynuował McGonagall.
Pani Profesor gestem nakazała mi, abym zrobił krok naprzód. Stałem w tylnym rogu, za stołem nauczycielskim, prawie niezauważalny, ale wyszedłem na światło i pomachałem luźno do uczniów, uśmiechając się lekko. Zauważyłam kilka starszych dziewcząt uśmiechających się, poprawiających włosy i wachlujących się jakby było im gorąco.
O bogowie.
- Czasami jest czas na długie
przemówienia, ale nie dziś. Jedzcie! - McGonagall usiadła na swoim ozdobnym krześle, gdy jedzenie magicznie pojawiło się wzdłuż stołów. Ja też usiadłam na swoim miejscu i zacząłem cieszyć się posiłkiem.
Wziąłem rozsądną porcję zdrowego jedzenia i modliłem się do bogów, żeby Nico zrobi to samo.
Wzdychałem i kopałem w moim groszku. Żułem go (uważaj, żeby się nie udławić i nie umrzeć), gdy głos obok mnie powiedział "Cześć".
Połknąłem mój groszek i spojrzałem w lewo. Obok mnie siedział stary człowiek. Wyglądał na około sześćdziesiąt pięć do siedemdziesięciu lat. Miał miłą twarz i delikatne oczy.
- Cześć? - Odpowiedziałem niepewnie.
- Witam, jestem Horace Slughorn. Uczę eliksirów, jestem też opiekunem Ślizgonów. William, tak?
Nie znosiłem pełnej formy mojego imienia, więc skrzywiłem się lekko.
- Will, jeśli można. Miło było cię poznać.
Wyciągnąłem rękę, a on ją uścisnął.
- Więc, Will, opowiedz mi o sobie. - Horace uśmiechnął się jasno i oczywiście był gotowy na długą rozmowę. Wydawał się towarzyskim człowiekiem. Takim, który urządza przyjęcia bez wyraźnego powodu. Trochę jak słodki dziadek? Wiesz? Wiesz, o czym mówię.
- Cóż, leczę ludzi od 13 roku życia. Jestem całkiem strzelcem, choć to nic w porównaniu z moją siostrą, Kaylą. Mogę grać na ukulele, gitarze, wiolonczeli i akordeonie, mój brat Austin nalegał, żebym się nauczył. I znam Nico od około siedmiu
lat - wymieniłem.
- Brzmi to tak, jakbyś do tej pory żył pełnią życia, a jesteś dopiero po dwudziestce. Myślę, że moim największym osiągnięciem jest przetrwanie wojny i pomoc w walce w niej.
Horace zamknął oczy i westchnął. Spojrzałem na swój kieliszek.
- Założę się, że gdybyś zapytał Nico, co zrobił ze swoim życiem, powiedziałby ci, że nic nie zrobił, a życie i tak jest bez znaczenia.
Profesor Slughorn nabił kawałek klopsika i odłożył swoje sztućce.
- Jaki on jest? Nico? Z powrotem w Ameryce? - zapytał, gdy już przeżuł.
Wzruszyłem ramionami.
- Cóż, gdybyś spytał innych ludzi, ludzi, którzy tak naprawdę go nie znają, pewnie powiedzieliby ci, że Nico jest strasznym samotnikiem bez przyjaciół i bez
zainteresowań. Jest znany z tego, że jest przygnębiający, narwany, nie lubi ludzi... Ale musisz mi wierzyć, Nico ma wszelkie prawo do depresji, nie miał łatwego życia. Jego siostra została zabita, gdy miał dziesięć lat, przeszedł przez Tartar, został porwany i trzymany w kadzi, gdy miał czternaście lat, miał złamane serce wiele razy... Został źle zrozumiany. Nigdy nie przekroczył swojej fazy gniewnego nastolatka.
Profesor Slughorn westchnął.
- Czy on przynajmniej jest dobrym nauczycielem? Czy poradzi sobie z uczniami? - zapytał.
- Och, tak, - zapewniłem go. - Zdecydowanie radzi sobie ze wydawaniem rozkazów i jest też dobry w nauczaniu. On uwielbia małe dzieci, ale zaprzeczy, jeśli go zapytasz. Tak naprawdę nie lubi żadnych innych typów dzieci...
Profesor Slughorn westchnął po raz kolejny
- Czy jest coś jeszcze, co powinienem o nim wiedzieć?
Zawahałem się.
- On jest... on powraca do zdrowia. Psychicznego. Chodzi o samookaleczenie. Proszę powiedzieć jak największej liczbie osób, by nie narażały go na niepotrzebny stres... Naprawdę mi na nim zależy...
Profesor Slughorn kiwnął głową ponuro.
- Zajmę się tym.
Uśmiechnąłem się i z ulgą zamknąłem oczy.
Miałem nadzieję, że z Nico jest w porządku.
Hej, kochani.
Wiem, że rozdział trochę późno, ale jestem już w trakcie tłumaczenia kolejnych i idzie
bardzo dobrze!
A co u Was? Czytacie coś ostatnio?
Szukam jakiś fajnych, angielskich książek, ale jednak za bardzo nic nie mam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro