Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

55. W mniejszej grupie lepsze zgranie

Po opuszczeniu przez piątkę osób teatru wcale nie zrobiło się ciszej. Mistrza Błyskawic nie liczyli, bo pojawiał się tylko podczas niektórych posiłków.

– Nauczysz mnie grać na jakimś instrumencie, a ja nauczę cię walczyć? – zapytał Quan Yizhen, siedząc wraz z dwoma muzykami w sali muzycznej. Miał na sobie wściekle pomarańczowy T-shirt i wygodne czarne spodenki za kolana, a na stopach adidasy. Aktualnie próbował zagrać wymyśloną melodię na dużych cymbałach, ale wychodziło mu to bardzo chaotycznie.

Shi Qingxuan zakrył sobie uszy, trzymając w jednej dłoni gryf skrzypiec, w drugiej smyczek.

– Po co masz mnie uczyć walczyć? Ja wcale nie chcę!

– Żeby było zabawniej! – odparł niewzruszony na jego niezainteresowany ton. – Jak nauczysz się bić, to będziemy mogli robić sobie częste sparingi i zobaczysz, jaka to dobra zabawa.

– Ja lubię grać i to mi sprawia radość.

– Dlatego ty nauczysz mnie na czymś brzdękolić, a ja paru trików: jak uderzyć czy kopnąć, żeby kogoś zaskoczyć i nie dać się powalić. To całkiem przydatne w życiu umiejętności. Potem razem będziemy się dobrze bawić. Ja z tobą i ty ze mną.

Skrzypek spojrzał urażonym wzrokiem na swojego nauczyciela, jakby chcąc mu powiedzieć "To twoja wina, Maestro, więc teraz zamiast tak stać i patrzeć na mnie, lepiej coś zrób!".

I He Xuan coś zrobił.

Podszedł do Shi Qingxuana i ułożył dłonie na wydymanych w niezadowoleniu policzkach.

– Nie zwracaj na niego uwagi i dziś poćwicz tak. – To powiedziawszy, włożył mu miękkie, piankowe rażąco-żółte stopery do uszu i lekko klepnął go w ramię, popędzając, by nie tracił czasu na bzdury, tylko brał się do roboty, jaka na niego czeka. A czekały całe zeszyty A4 zapisane nutami.

Shi Qingxuan z jednego problemu wpadł w drugi. Nienawidził treningów, które kazały mu skupić się na wszystkich pauzach, każąc idealnie odwzorować wymysły dawnych twórców muzyki.

To na pewno kara za moje wczorajsze indywidualne wariacje! Że też Maestro nie może mi tego wybaczyć! Przecież nawet tak dobrze się nim zająłem! – myślał podenerwowany, ale oczywiście zaraz przysunął się bliżej stojaka z otwartym zeszytem i zaczął grać, zapominając całkowicie o Quan Yizhenie.

Z kolei właśnie do niego podszedł He Xuan, podejmując inny temat.

– Odzyskałeś qi, że tak się wyrywasz do walki?

– Jasne! – odparł radośnie.

– To dobrze, bo musimy jeszcze pomóc Xie Lianowi. Mistrz Błyskawic chciał, żebyśmy zrobili to jak najszybciej, ale tym razem z głową.

– Zawsze wszystko robimy z głową.

– Tylko niekiedy głową pełną bzdur.

– Ha, ha i chęciami walki!

– Jak Shi Qingxuan skończy ćwiczenia, pójdziemy po Hua Chenga. Z nim jest łatwiej.

– Tym razem nie oddamy wszystkiego – obiecał ze śmiechem.

– Od teraz jesteśmy tu sami, dlatego musimy myśleć też o naszym wspólnym bezpieczeństwie. – Tu oczywiście miał na myśli Shi Qingxuana, który jako jedyny go obchodził. – Znasz się na tworzeniu barier?

– Nic a nic – rzekł, szczerząc się do niego.

– Jak możesz nazywać się mistrzem szczytu?

– Bo jestem silny! – Beztroska w jego głosie była dla wodnego mistrza tak niezrozumiała, że tylko patrzył na niego z dezaprobatą. – Nawet bez miecza świetnie sobie radzę – kontynuował nieprzejęty. – W walce wręcz praktycznie nie mam sobie równych. Jestem wytrzymały, a moje qi cały czas wydaje się płonąć. Dlatego tak dużo jem, żeby podtrzymać ten stan.

– Powinieneś zapchać się lodem, żeby trochę przygasić ten ogień. – Spojrzał na skupioną twarz swojego ucznia, któremu udało się bez żadnego błędu zagrać pierwszą część zadanego utworu. On także był bardzo energiczną osobą, ale jak się na czymś skupiał, to robił to perfekcyjnie.

Nie, Shi Qingxuan i Quan Yizhen są różni – stwierdził, powracając do mistrza szczytu Qi Ying. – Uśmiech mojego skrzypka nie jest taki głupkowaty. A ten jeszcze w ogóle nie znika z jego twarzy...

– Nikt nie będzie cię uczył na niczym grać, bo ze swoją siłą na pewno zniszczyłbyś każdy instrument, który wpadłby w twoje ręce. Nawet talerze perkusyjne... – mruknął na koniec, zastanawiając się, dlaczego w ogóle z nim rozmawiała i ma do niego tyle cierpliwości. – Przydaj się na coś i zapytaj Hua Chenga, czy nie potrzebuje pomocy. W czymkolwiek. Dziś on tworzy barierę, a Xie Lian ma się skupić do południa na medytacji. Nie powinniśmy mu przeszkadzać.

Chłopak zerwał się ze swojego miejsca i pognał przez drzwi od razu na dach.

He Xuan miał przynajmniej kilka minut spokoju, choć żywił nadzieję, że reporter znajdzie mu coś do roboty i przestanie zawracać głowę. Tym bardziej Shi Qingxuanowi, który miał za miękkie serce i nie potrafił być stanowczy. Zamiast z nim miło rozmawiać i się tłumaczyć, powinien go od razu wygonić.

*

Quan Yizhen po odzyskaniu większości qi zachowywał się jeszcze głośniej, biegając po teatrze i wygłupiając na zakurzonej scenie. Ustawił tam wieszaki z ubraniami i udawał, że to wrogowie i z nimi walczy. Dzięki temu przynajmniej reszta miała z nim spokój. Na krótko, ale zawsze coś.

Zaraz przed południem Xie Lian wyszedł z pokoju, wpadając na Quan Yizhena, który od razu szybko pobiegł po He Xuana i Hua Chenga, informując, żeby się szykowali, bo w końcu przestaną się nudzić. Prawdą było, że każdy z nich znalazł sobie zajęcie, a tylko on jeden nie potrafił usiedzieć spokojnie na miejscu.

Może miał rację, gdy powiedział, że jego krew była ognista i ciągle był w stanie pobudzenia...

Ciekawe, jak Yin Yu sobie z nim radzi – zastanawiali się wszyscy, będąc pełni podziwu dla anielskiej cierpliwości tego człowieka i chyba ojcowskiego podejścia do tak żywego chłopaka.

Ku ich zdziwieniu okazało się, że jednak Quan Yizhen wcale nie próżnował. Wysprzątał scenę teatru z kurzu i umył drewnianą podłogę. Nawet przygotował dla nich koc, a dla Shi Qingxuana ułożył stertę kolorowych poduszek.

Kiedy z uśmiechem zaproponował, żeby nie cisnęli się w małym pokoju, tylko jak prawdziwi artyści wykorzystali scenę, Xie Lian nie krył rozbawienia. Hua Cheng poszedł jego śladem, za to He Xuan jedynie zaczął podwijać rękawy koszuli. Wiedział, że został już przegłosowany.

Zaraz za nim szedł Shi Qingxuan i rozglądał się ciekawie.

– Czy to naprawdę w porządku, żebym wam przeszkadzał?

– Została tu tylko nasza piątka, więc nie ma sensu podejmować ryzyka, abyś przebywał gdzieś sam. Poza tym nie będziesz nikomu przeszkadzał.

Tym bardziej wolę, żebyś był tu z nami i nie przyzwyczajał się zanadto do grania po swojemu – dodał w myślach.

– Jasne, że nie! – zawtórował He Xuanowi Quan Yizhen. – Zobaczysz, jak sobie pomagamy.

– Niewiele będzie do oglądania. Shi Qingxuan nie widzi qi.

– Zawsze możemy go nauczyć. Sam powiedziałeś, że poradziłby sobie ze mną w trymiga. Co to więc za problem, aby pokazać mu nasz świat?

– Naprawdę? – zapytał sam zainteresowany. – Mógłbym zobaczyć to całe qi, Maestro?

– He Xuan nie kłamie i nie rzuca słów na wiatr – odezwał się z pogodnym uśmiechem Xie Lian. – San Lang, może ty mu wytłumaczysz? Masz coś przeciwko, He Xuanie?

– Nie – odpowiedział, wpatrując się dłużej w swojego ucznia.

Tym sposobem nie zrobi jeszcze kroku w naszym świecie. Nadal jest bezpieczny. Jako zwyczajny chłopak.

Shi Qingxuan zajął honorowe miejsce na miękkim stosie poduszek, a Hua Cheng przykucnął przed nim. Zmaterializował białego motyla i wytłumaczył, jak działa qi. Jak otacza wszystkich ludzi, zwierzęta, rośliny, jak faluje na wietrze, a jej malutkie cząstki są teraz dookoła nich, w każdym miejscu i momencie. Porównywał je do ciepła i trzymając motyla na palcu, przysunął go pod dłoń skrzypka, żeby sam się mógł o tym przekonać. Następnie stopniowo wyciągał z małego stworzenia energię, aż stało się przezroczyste.

– Ciągle widzisz motyla, prawda? – spytał Hua Cheng.

– Yhm – przytaknął ochoczo. Był zachwycony, że pokazuje się mu takie magiczne, ale prawdziwe sztuczki, dlatego z taką ekscytacją słuchał każdego słowa mężczyzny.

– Teraz skup się na nim i obserwuj, jak powoli znika. Powiedz, kiedy stanie się całkowicie niewidoczny.

Skrzypek kiwnął głową, a jego twarz stała się poważna i napięta. Wzrok spoczywał na palcu Hua Chenga, a potem przesunął się w lewo, w górę i w prawo. Czterech kultywatorów obserwowało go w ciszy, nie chcą rozproszyć. Zielone tęczówki powędrowały do Xie Liana i zatrzymały przy jego policzku, a w końcu na ustach.

Nagle oddech ugrzązł mu w gardle i kilka razy kaszlnął, po czym oznajmił cicho "Znikł".

Xie Lian miał taką samą ochotę kaszlnąć i ukryć twarz w dłoniach, bo czuł, jak zaczynają piec go policzki. Lisi nicpoń, który skradł mu właśnie motylego całusa, zaśmiał się wesoło, a potem wymienił spojrzenie z He Xuanem. Dyrygent nie mówił im wszystkiego, ale wszyscy już zdali sobie sprawę, że Shi Qingxuan nie jest zwyczajny.

– Myślę, że nie będziesz miał problemu, żeby zobaczyć naszą energię – stwierdził Hua Cheng, podnosząc się z podłogi. – Na początku będzie na naszych dłoniach, a potem wpłynie do ciała Gege i go otoczy.

– Okej, wystarczy, że będę uważnie patrzył?

– Tak. Jeśli do samego końca widziałeś mojego motyla, nie będziesz miał żadnego problemu z nami.

– Posiadasz naturalny talent, a He Xuan musiał nauczyć cię koncentracji przy grze na skrzypcach, co także bardzo dobrze wpłynęło na percepcję – dodał Xie Lian.

– Czy to znaczy, że... jestem trochę genialny?

He Xuan nagle znalazł się przy nim i poczochrał czekoladowe włosy, tworząc na głowie z gęstymi włosami busz.

– W końcu jesteś moim uczniem i najlepszym skrzypkiem, jak mógłbyś nie być wyjątkowy?

– Ha, ha, prawda, Maestro? Chyba też się trochę cieszysz, że masz takiego zdolnego chłopaka za swojego podopiecznego.

Młody skrzypek nie zauważył, że He Xuan niepostrzeżenie narysował na jego karku prostą pieczęć, ale Hua Cheng, stojący najbliżej, od razu się zorientował, co miała za zadanie. Stłumienie energii. Nikt nie musiał nic mówić, by zrozumieć zamiar mistrza Czarnych Wód. Qi Shi Qingxuan rozbudzało się za szybko. W ich obecnej sytuacji, jeśli nie będzie potrafił jej kontrolować i ukryć, stanie się kolejną osobą, którą należy porwać i wykorzystać. Lub zabić.

Tylko jako zwyczajny człowiek był dla wroga nieprzydatny. Choć... czy ratując go spod płonącej filharmonii, już wtedy jednoznacznie nie przeciągnął go na "drugą stronę"?

Ruoye wyleciał zza kołnierza koszulki i opadł na podłogę, tworząc okrąg. Oczy Shi Qingxuana zaświeciły się jak dwa szmaragdy.

– Wow, to też wasza magia?

– Ruoye jest prawdziwy i to mój przyjaciel – odpowiedział Xie Lian. – Stworzy teraz barierę, żeby nasza energia nie wydostała się na zewnątrz, ale przez większość czasu pozostaje owinięty o moje ramię.

– Wygląda jak jedwabny materiał, którym Maestro zasłania klawisze w swoim fortepianie. Dba o niego lepiej niż ja o moje stare Stradivari – rzucił z lekkim smutkiem. – A jedwab rozpoznaję już z daleka, bo uwielbia takie czarne koszule.

Oczywiście, taka osoba jak Shi Qingxuan wszystko porównywała do człowieka, którego uwielbiała i podziwiała od młodych lat. Nie można było nie zauważyć, że jest dla chłopaka najważniejszy i cały świat kręci się wokół niego.

Xie Lian zdjął koszulkę, ukazując umięśniony tors. Nie za mocno, bo był chudy, ale poszczególne mięśnie ładnie rysowały się pod skórą. Jedynym, co go szpeciło, to bandaże na nadgarstkach.

Za jego przykładem poszedł reporter. Był szerszy w barkach, odrobinę masywniejszy, choć ciągle szczupły. Wyglądał na silniejszego, a jego skóra była bledsza. Z czarnymi włosami i oczami przypominał eteryczną męska nimfę wodną.

– Jak wczoraj? – zapytał Quan Yizhen, zdejmując buty i wchodząc na ciemnoszary koc.

– En.

Po chwili we czterech stanęli boso na przygotowaną płachtę materiału na drewnianej scenie.

– Nie będzie to niebezpieczne? – zaniepokoił się Shi Qingxuan, kiedy czwórka siadała w takiej samej konfiguracji jak dnia ubiegłego.

– Jeśli się znowu rozpędzimy i... – zaczął Quan Yizhen.

– Nie słuchaj tej małpy – wszedł mu w słowo He Xuan. – To bezpieczne, o ile zachowujemy się z głową.

– Nie to co wczoraj. Ha, ha!

– To był nasz pierwszy raz – dodał łagodnie Xie Lian. – Dziś już lepiej wiemy, jak współpracować i z niczym się nie spieszyć.

– Mistrz Błyskawic chyba miał dziś rację. Sam nie chciałbym się bić z sobą, jak byłem nadal na wpół żywy!

– Ja nie miałbym na to ochoty, nawet gdybyś był w szczytowej formie – skomentował He Xuan.

– Bo jesteś za sztywny. Musisz czasem wyluzować i... nie wiem, zabawić się z Shi Qingxuanem?

Na te słowa skrzypek spiął się, a jego serce na długą sekundę przestało bić.

Za-za-zbawić ze mną?! Ale że w łóż...

– Wyjść na dyskotekę, wziąć udział w nielegalnym wyścigu... – kontynuował, a Shi Qingxuan wziął uspokajający oddech, unosząc usta w uśmiechu – wkraść się na dach luksusowego budynku i wykąpać w basenie...

– Za takie rzeczy mogę zapłacić. Nie muszę się włamywać – zwrócił mu uwagę He Xuan.

– No to zawsze możesz przelecieć...

– Przelecieć?! – pisnął skrzypek.

– ...Nad miastem w nocy i zesłać deszcz na jakichś nieszczęśników – dokończył Quan Yizhen ze śmiechem. – Robienie kawałów innym jest zabawne. O, i weź koniecznie Shi Qingxuana. W towarzystwie zabawa jest zawsze lepsza niż w pojedynkę!

O czym ja u diabła myślę! – zganił się skrzypek, starając się zatuszować zesztywniałe ze stresu mięśnie twarzy. Przyłożył do nich dłonie i energicznie pomasował. – Weź się w garść. Masz już dwadzieścia pięć lat, a zachowujesz się jak dojrzewający nastolatek!

He Xuan zauważył, że chłopak o czymś mocno myśli i nie jest do końca sobą. Postanowił porozmawiać z nim, jak skończą to, co na teraz zaplanowali. Nie lubił, kiedy Shi Qingxuan się czymś zadręczał, bo potem był zły na siebie, że robi błędy podczas gry.

– Twoje pomysły są za bardzo infantylne – stwierdził dyrygent, kiedy Quan Yizhen po dwóch minutach ciągłego mówienia skończył sugerować mu najróżniejsze sposoby na "rozerwanie się". – Jeśli będę potrzebował się odstresować lub zabawić, na pewno nie poproszę o radę ciebie tylko Shi Qingxuan.

– Mnie?!

– En. Czy to dziwne? Znamy się na tyle długo, że na pewno wiesz, jak urozmaicić mój czas. Szczerze, wątpię, że jest mi to potrzebne, ale... – nabrał w płuca powietrze – jeśli uznasz, że chciałbyś jakiejś odskoczni od gry, to wtedy się zastanowię.

Quan Yizhen klepnął go w plecy, śmiejąc się jeszcze głośniej.

– Już w chłodni z trupami biedny Shi Qingxuan znalazłby więcej życia niż przy tobie!

– Ale to nieprawda! – Skrzypek pierwszy raz podniósł głos.

Wstał ze swojego miękkiego siedziska i twardo stanął pomiędzy swoim nauczycielem, a mistrzem szczytu.

– Z Maestro nigdy się nie nudzę – stwierdził z niezwykłą dla niego stanowczością w głosie. – Może po prostu ty i on inaczej lubicie spędzać czas, ale na pewno nie jest nudnym człowiekiem!

W tej chwili wyglądał na naprawdę wściekłego, aż jego zielone oczy błyszczały złowieszczo. Niemal jadowicie.

Quan Yizhen uśmiechnął się dziko i zbliżył do niego twarz, prawie stykając ich nosy ze sobą. Ale Shi Qingxuan nie cofnął się nawet o milimetr i nie zamknął oczu. Stał w pozycji obronnej jak lwica pilnująca swoich szczeniąt.

– No, młody, teraz już rozumiem, dlaczego He Xuan powiedział, że nawet ty byś mnie pokonał, jak jeszcze nie doszedłem do siebie. Uwielbiam takie spojrzenie, aż krew się we mnie gotuje, żeby się z tobą zmierzyć. – Położył mu dwie ciężkie dłonie na barkach i niezbyt mocno, wiedząc, że nie ma przed sobą kultywatora, ścisnął je. – Super, super, super! Przekonamy wodnego mistrza, żeby jak najszybciej nauczył cię swoich sztuczek, a potem ja wyszkolę cię w walce. Zobaczysz, że to dopiero jest jazda!

– Ja wcale mhmhmmm...! – Nie mógł nic więcej powiedzieć przez dłoń, która zasłoniła mu usta.

– Nie podpuszczaj tego dzikusa, bo nie da ci spokoju – wyszeptał mu do ucha He Xuan. Następnie podniósł go, obejmując pod piersią i zaniósł z powrotem na "tron" z poduszek.

– Quan Yizhen specjalnie zaczepia He Xuana, bo nie dostał walki z Mistrzem Błyskawic – odezwał się Hua Cheng.

Wyciągnął ku niemu dłoń i wypuścił kilkanaście białych motyli. Zwiewne, powolne i zawsze delikatnie owady nagle stały się drapieżne i z niezwykłą dla nich szybkością zaatakowały młodego mistrza.

Nawet się nie zastanawiał.

Natychmiast doskoczył do pierwszych, chcąc je pochwycić, ale lot zdawałoby się subtelnych stworzeń stał się chaotyczny, zdradziecko okrążając jego osobę i ruszając wprost na odkryty kark. Ale nie na darmo Quan Yizhen był mistrzem. A jako jeden z niewielu nie używał żadnej broni – jego pięści i nogi były wystarczająco śmiercionośne.

Shi Qingxuan nie zauważył, jak w okamgnieniu obrócił się, strącają grzbietem dłoni kilka najbliższych owadów, kolejne dosięgając uniesioną stopą. Okręcił się na pięcie i wyskoczył w górę, wykonując zamaszyste kopnięcie i nim wylądował na kocu, żaden mały przeciwnik nie znajdował się nawet w jego pobliżu.

– Widzisz? – Reporter zapytał z uśmiechem. – Energia go rozpiera i tylko czeka na okazję, żeby zmierzyć się z prawdziwym przeciwnikiem.

Pstryknął palcami, a motylki rozsypały się na tysiące srebrzystych drobinek.

– San Lang chyba też jest dziś pełen pozytywnej energii, bo nie przestaje się uśmiechać.

– Nie pokażę palcem, czyja to wina – zażartował, mrugając mu porozumiewawczo.

– Skończyliście zabawę? – He Xuan wrócił do Xie Liana i stanął przy nim, mierząc zimno Quan Yizhena. – Nie mamy całego dnia. Zróbmy, co do nas należy i miejmy tę kwestię już za sobą. Do jutra musimy zregenerować cały zapas qi.

– Czym się martwisz? Przecież dostaliśmy te magiczne pigułki od Yushi Huang. – Quan Yizhen, mimo swobodnego i nieprzejętego tonu, poprawił gęstą kitę na głowie i także do nich podszedł.

Xie Lian usiadł w centrum białego okręgu stworzonego przez ciało Ruoye, przed nim znalazł się reporter, za plecami mając dwóch mistrzów. Ustawili się identycznie jak poprzednim razem. Dwie dłonie od razu dotknęły łopatek Hua Chenga, którego włosy spinała luźno gumka przy głowie, aby nie przeszkadzały dwóm kultywującym. Cały czas patrzył na Xie Liana, nie wykonując żadnych ruchów.

– Gege – zagadnął w pewnym momencie, kiedy ich wzrok utkwiony był w siebie zbyt długo – możemy się złapać za ręce?

– Oczywiście, chociaż łatwiej przekażesz mi qi, im większą powierzchnią ciała się zetkniemy – odpowiedział zgodnie z prawdą.

Lecz nawet nie mając choćby cienia podwójnego czy ukrytego znaczenia tych słów, Hua Cheng nie byłby sobą, gdyby nie zwrócił na to uwagi.

– Może Gege jest na tyle śmiały, żeby przytulać się przy wszystkich, ale San Lang wolałby pozostawić to na wieczór, gdy będziemy sami – rzucił lekko, jakby mówił o pogodzie, choć jego usta rozciągnęły się w szerokim i radosnym uśmiechu, któremu nie brakowało także przebiegłości.

Shi Qingxuan myślał, że się przesłyszał, bo jak dwóch mężczyzn mogłoby ze sobą f-flirtować? Zwłaszcza tak otwarcie!

Oczy Xie Liana zrobiły się większe. Zakrztusił się powietrzem, kaszląc przez chwilę i patrząc na swoje kolana, ale zdołał się opanować i odpowiedzieć w miarę spokojnym głosem:

– Możemy się trzymać za ręce...

– Jak Gege woli. – Wyciągnął do niego dłonie wnętrzem do góry i złapał podstawione ręce. Trzymał go delikatnie, zataczając kciukami niewielkie okręgi na skórze.

Chcący mieć to już za sobą He Xuan nie zamierzał przedłużać, dlatego zdecydował za ich czwórkę:

– Zaczynamy.

– Tym razem, jak którykolwiek z was poczuje się słabo, od razu przerwiemy – dodał na koniec Xie Lian.

Chciał jak najszybciej odsunąć od siebie myśli o sugestii reportera i kryjącej się w niej obietnicy przytulania, kiedy będą sami.

Siedzący z boku Shi Qingxuan nie spodziewał się magicznych fajerwerków, wybuchów energii ani nic widowiskowego. Tak naprawdę, to nie wierzył, że będzie w stanie zobaczyć coś więcej poza delikatną poświatą będącą wspomnianą przez mężczyzn qi. Dlatego był zaskoczony, pozytywnie rzecz jasna, gdy przy dłoni He Xuana dotykającej pleców Hua Chenga dostrzegł błękit, który znikał wewnątrz bladego ciała. Tak samo qi Quan Yizhena zidentyfikował jako żółto-pomarańczową barwę. Była mniej spokojna, ale także nikła gdzieś pod skórą reportera.

Czujne oczy skrzypka starały się dostrzec, jaki kolor energii ma Hua Cheng, ale na razie nie widział niczego, więc jeszcze mocniej wytężył wzrok, próbując przypomnieć sobie uczucie, jakie towarzyszyło mu, gdy obserwował motyla. Wiedział, że energia musi przepływać dalej – z ciała reportera do Xie Liana, któremu mieli pomóc. Dlatego odrobinę zaniepokojony i poddenerwowany podrapał się po karku, gdzie była mała pieczęć. Opuszkami nieświadomie starł jej część, a obraz przed jego oczami nagle się zmienił. Całe postacie mistrzów zapłonęły kolorami ich aur, natomiast Hua Chenga otaczała krwista czerwień przecinana czarnymi pasmami. Przechodziła przez niego i niknęła w dłoniach Xie Liana, które wszystko pochłaniały.

Jeśli to całe qi wygląda tak odlotowo, to jestem szczęśliwy, że mogę je zobaczyć! Maestro, bądź dumny ze swojego ucznia! – myślał, powstrzymując cisnący się na usta uśmiech.

Mistrz Czarnych Wód w przeciwieństwie do niego nie był zachwycony, że rozbudzał w sobie zdolność postrzegania aur. Obecny czas nie był odpowiedni, by postawić choćby krok w świecie kultywacji, ale w tej chwili mógł jedynie bardziej skupić się na zapewnieniu mu bezpieczeństwa.

Przez lata trwali przy sobie, więc nie wymagało od niego wiele wysiłku, by trzymać go na "uboczu". Pozwolić mu cieszyć się zwyczajnym życiem.

Ale Mistrz Błyskawic miał rację. Shi Qingxuan miał ogromny potencjał, by stać się znaczącą osobą.

Jak tylko ten chaos minie, wytłumaczę ci wszystko jak należy – obiecał. – Do tego czasu pozwól sobie na życie w błogiej nieświadomości i ciesz się zwyczajnością i muzyką, która daje szczęście nam obu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro