Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

54. Dwóch wrogów, dwie drogi

Cała grupa posilała się bez pośpiechu, jednak mając na uwadze słowa Mistrza Błyskawic. Planowali wyruszyć niebawem, więc członkowie jego drużyny skończyli przed innymi.

Pierwszy był Yin Yu i jako osoba, która najlepiej znała się na zdobywaniu informacji, przekazała reszcie czego się dowiedziała oraz jakie przypuszczenia mają w związku ze szkatułką i widniejącym na dnie znakiem ognia. Samego Qi Ronga znalazł na Alasce. Tam nie sięgały wpływy jakichkolwiek gangów, ale rozległe chłodne tereny nie zamieszkiwało dużo ludzi, więc odległa część Stanów Zjednoczonych nadawała się na jego miejsce pracy tak dobrze jak Salwador.

– Polecimy samolotem? – zapytała Yushi Huang.

Widziała, że nie powinni się rozdzielać, ale nie umiała sobie wyobrazić Mistrza Błyskawic w jakimkolwiek środku transportu. Zadała to pytanie, żeby nie mieć wątpliwości.

– Polecimy, ale nie samolotem – odparł Yin Yu, potwierdzając jej przypuszczenia. – Nie powinniśmy pokazywać się na żadnych kamerach, natomiast radary na niebie nie będą w stanie wychwycić tak małych punktów, jakimi są ludzkie ciała.

Pei Ming natychmiast zrozumiał, co to oznacza i podchwycił temat.

– W końcu będę mógł się tobie na coś przydać, moja pani. – Uśmiechnął się szeroko. – Z największą przyjemnością przelecę... to znaczy przetransportuję cię na moim mieczu. Największym zaszczytem dla mnie będzie chociaż tak ci się przysłużyć i podziękować.

Alchemiczka nie miała argumentów, aby się kłócić. Ona i jej asystenci nie mogli sami latać. Nie posiadali narzędzi, w tym przypadku broni, do walki lub podróży, ponieważ nie byli mistrzami kultywacji. Jeśli nie skorzystają ze środków transportu publicznego, to rozwiązanie było tylko jedno.

W związku z tym skinęła w podzięce głową i powiedziała:

– Bardzo przepraszam za sprawienie ci problemu, mistrzu szczytu Ming Guang, ale będę zobowiązana, jeśli zrobisz mi tę przyjemność, abym ci towarzyszyła.

– Nie ma o czym mówić! – wtrącił szybko mistrz. – To ja jestem szczęśliwy, że mi nie odmówiłaś i nie masz nic przeciwko mojej pomocnej dłoni.

I ramionom na twoim ciele, aby podtrzymywały to delikatne ciało przed upadkiem – dodał w myślach podwójnie zadowolony i niezwykle usatysfakcjonowany. – Nareszcie ci pokażę, że jestem mężczyzną nie tylko z wyglądu.

– Czcigodna Alchemiczka jest naszym "jokerem", więc to ja powinienem zadbać o jej bezpieczeństwo – rzucił Mistrz Błyskawic, niedbale sunąc opuszkiem palca wskazującego po brzegu kubka z herbatą.

Kierowca Daytony otworzył usta, aby coś powiedzieć. W końcu jego plan, by choć przez kilka godzin mieć kobietę blisko siebie, właśnie miał spełznąć na niczym!

Niespodziewanie dla niego Yushi Huang zabrała głos.

– Dziękuję za troskę, Mistrzu Błyskawic. Pei Ming jest odpowiedzialnym mężczyzną i nie sądzę, aby pozwolił mnie skrzywdzić. Kiedy zajdzie taka potrzeba, wierzę, że osłoni mnie własną piersią. – Pierś wspomnianego mężczyzny uniosła się w poczuciu dumy i jakże męskiego obowiązku. Ciepło ogarnęło jego ciało, a słowa jak płynna czekolada rozlały się po kończynach. Słodyczą i przyjemną gęstością. – To Mistrz Błyskawic jest naszym "jokerem", dlatego uważam, że Ban Yue powinna z tobą polecieć. – Skinęła na asystentkę. – Z naszej trójki ma najlepszą intuicję i będzie dla ciebie wsparciem, gdy zajdzie taka potrzeba.

– Obiecuję, że mistrz się na mnie nie zawiedzie – potwierdziła cicho Ban Yue. – Nie mam takich umiejętności uzdrawiania jak moja mistrzyni, ale posiadam zdolność, która pomoże mistrzowi ukryć swoją obecność.

– To nie konkurs, kto jest lepszy, więc niczego nie musisz dla mnie robić, mała alchemiczko – odrzekł na jej słowa Mistrz Błyskawic. – Ale dobrze, jeśli chcecie, możemy się podzielić, jak proponujecie. Starszy mistrzu szczytu Qi Ying, czy nie masz nic przeciwko podróży z drugim asystentem?

– Oczywiście, że nie. – Skłonił się lekko.

– Świetnie. To mamy ustalone. A co do was – zwrócił się do osób, które miały pozostać w teatrze do czasu odzyskania pełnych mocy Xie Liana – nie róbcie nic lekkomyślnego – pogroził zimnym tonem. – Byłoby najlepiej, jeśli poczekalibyście na nasz powrót, ale założę się, że wyruszycie na terytorium Chin, jak tylko będziecie gotowi.

Quan Yizhen jak zawsze nie potrafił usiedzieć spokojnie, mówiąc:

– Ja to bym najchętniej już teraz tam poleciał i od razu po tym zmierzył się z Mistrzem Błysk...

He Xuan przerwał jego narzekanie parsknięciem, po którym krótko go podsumował:

– Jesteś jak mucha bez nóg. Tylko bzyczysz, ale w obecnym stanie nie miałbyś sił nawet na zmierzenie się z moim uczniem.

– To on umie się w ogóle bić? – Quan Yizhen spojrzał na Shi Qingxuana, który dopiero teraz się zorientował, że to było o nim.

– J-ja? B-bić się? Maestro, co ty mówisz?! – krzyczał, łapiąc He Xuana za ramię i przysuwając ku niemu twarz. – Ja... ja nawet komara nie skrzywdzę, a co dopiero bić się z inną osobą. Do tego tak silną!

– Oj, Shi Qingxuanie – chłopak o ciemnych i gęstych włosach jak grzywa lwa uśmiechnął się do niego drapieżnie – nie musisz być taki skromny. Jak He Xuan tak cię zachwala, to dlaczego się nie zmierzymy?

– Maestro! Zrób coś! Wytłumacz mu! Przecież ja w życiu się z nikim nie biłem! – skomlał, przysuwając się jeszcze bliżej, jakby chciał się ukryć, a przecież siedział zaraz obok Quan Yizhena. Ledwo na wyciągnięcie ręki.

Przyglądający się im z przeciwnej strony stołu Mistrz Błyskawic zaśmiał się.

– Mały Lord ma na myśli, że z obecną niepełną mocą – zaczął tłumaczyć przestraszonemu skrzypkowi – Quan Yizhena nie jest wyzwaniem dla nikogo. Jeśli nauczyłbyś się walki i manipulacji qi, to z pewnością przytłoczyłbyś go swoją siłą. Qi jest dla nas bardzo ważne. Same sztuki walki czasami nie są wystarczające.

Spojrzał na mistrza szczytu Qi Ying i powiedział:

– Quan Yizhenie, na pewno nie sprawiłaby ci przyjemności walka na pół gwizdka.

He Xuan objął uspokajająco Shi Qingxuana i poklepał go po barku.

– Po co walczyć i narażać się na kontuzje? – zadał swojemu skrzypkowi retoryczne pytanie. – Lepiej wychodzi ci gra na skrzypcach, niż zabijanie upierdliwych much. – Spojrzał sugestywnie na Quan Yizhena, jakby to on faktycznie miał być tą muchą.

– Łeee! – jęknął z wyrzutem młody mistrz. – A już miałem nadzieję, że się rozruszam chociaż fizycznie, bo faktycznie, energia mi jeszcze nie wróciła.

– Musiałbyś być demonem, żeby tak szybko się zregenerować. – Zerknął na Hua Chenga, dając mu jasno do zrozumienia, że słyszał wszystko, tak jak wspomniał Mistrz Błyskawic. – Albo...

– Albo zjeść pigułkę ze skumulowanym qi – dokończyła za niego Yushi Huang.

– Nie mamy już czasu na zabawę – uciął temat Mistrz Błyskawic. – Czeka nas inne zadanie.

– En – zgodziła się alchemiczka, ale i tak wyciągnęła z sakiewki mały woreczek, który przekazała Hua Chengowi. – Przyszykowaliśmy dla was kilka preparatów i pigułek. Kiedyś cię uczyłam, które jak działają, więc poradzicie sobie w razie konieczności.

– Nic nie zapomniałem, możesz być spokojna.

– Dziękujemy – dodał Xie Lian.

– Preparat specjalnie dla ciebie zostawiłam w swoim pokoju. Jeśli wczorajszy ci pomógł, nie krępuj się używać go każdego dnia.

Xie Lian uśmiechnął się i podziękował, nie kryjąc wzruszenia, że pamiętała o nim i przyszykowała nawet zapas.

– Pomaga, bardzo ci dziękuję.

– Ze mną Gege będzie w dobrych rękach. Zaopiekuję się nim – oznajmił uroczyście Hua Cheng.

Yushi Huang uśmiechnęła się i przekazała po malutkiej drewnianej szkatułce He Xuanowi oraz Quan Yizhenowi.

– A to dla was: pigułki regenerujące qi. Są mocno skondensowane, więc nie nadają się do użycia podczas walki lub przyjmowania ich zbyt często, bo mogą rozregulować wasze meridiany lub je przeciążyć. Ale po walce, podczas medytacji jak najbardziej możecie z nich skorzystać.

– Miałem przyjemność otrzymać jedną i jej działanie jest zadziwiające – potwierdził Pei Ming, patrząc na kobietę i opuszczając głowę w podzięce.

– Stan ciała mistrza był nienajlepszy, chciałam pomóc jak najszybciej.

Twarz mężczyzny na moment wykrzywiła się w nerwowym grymasie. Alchemiczka nie zrobiła tego świadomie, ale Pei Ming poczuł, jakby ktoś wbił mu gwóźdź w serce. Naprawdę, nie trzeba było mu przypominać o tym żenującym incydencie! Wystarczyło, że sam dobrze o nim pamiętał i obiecał sobie nie stanąć przed żadną kobietą w takim stanie, w jakim Yushi Huang go zastała.

Ban Yue była cichą, filigranową dziewczynką, więc nie potrafił patrzeć na nią lub traktować inaczej niż nastolatkę, dla której mógł być co najwyżej kolegą. Jednak z jej mistrzynią sprawa była zgoła inna. Przy niej nie śmiał zachowywać się jak dzikus i nawet podrywać ją, czy dotykać inne części ciała niż dłoń czy ramię, co miał dotychczas w zwyczaju wobec kobiet, którymi był zainteresowany. Tu sprawa była delikatniejsza, wymagająca subtelności, traktowania drugiej osoby jak pączków kwiatów i starania się wyglądać w jej oczach jak najporządniej. Pierwszy raz czuł coś takiego i dlatego stresował się za każdym razem, jak wypominano mu coś, co mogło nawet w niewielkim stopniu świadczyć o jego "niemęskości".

Tym razem także przełknął gorycz wstydu i uśmiechnął się do niej najpogodniej, jak tylko potrafił.

– Czcigodna Yushi Huang dba o mnie, obcego już od pierwszych chwil, odkąd się zobaczyliśmy. Niebo musiało zesłać takiego anioła jak ty, żebym mógł w jego blasku odnaleźć prawidłową drogę.

Kobieta zaśmiała się i zmrużyła oczy, a potem delikatnie palcami przesunęła po wierzchu jego dłoni.

– Do anioła mi daleko, ale to na pewno zauważysz podczas naszej podróży na Alaskę.

Pei Ming wstrzymał powietrze, starając się nie zarumienić i nie pochwycić jej wąskiej tali, by zamknąć w swoich ramionach przy wszystkich tu obecnych.

A więc w łóżku diablica? Nie testuj mojej cierpliwości, pani, bo jeszcze gotowy jestem zboczyć z obranej drogi niewinności!

Na szczęście, jak się później przekonał, wcale nie musiał "zbaczać z drogi", bo Yushi Huang miała na myśli, że przez całą podróż będą rozmawiali o zakazanych technikach, jakich mogą się spodziewać ze strony Qi Ronga oraz śmiercionośnych miksturach, które tworzył już od dawna.

* * *

Ling Wen była urodzoną indywidualistką i lubiła działać sama. Nie raz już się przekonała, że zlecanie ważnych zadań innym osobom przynosi w najlepszym razie ból głowy i konieczność tłumaczenie się jej panu bądź wykonanie poleceń samodzielnie. Z tego powodu od dawna polegała na sobie.

Tym razem tak samo.

Po złożeniu raportu powróciła do Salwadoru. Czuła, że grupa kultywatorów nie rozdzieliła się i nie opuściła kraju. Zaatakowali ich, zniweczyli plany i do tego nie stracili na sile, dlatego nie mieli powodu, by się wycofać. Ona sama parłaby do przodu, starając się osiągnąć cel, a celem mogło być tylko jedno – znalezienie osób odpowiedzialnych za spowodowanie chaosu na świecie i próba ich zatrzymania.

Mistrzów nigdy nie należy lekceważyć, czego ona również nie śmiała robić.

Po San Salvadorze poruszała się pieszo, nie wzbudzając niczyich podejrzeń i zachowując się jak najzwyklejsza mieszkanka miasta. Dzięki qi wyostrzyła swoje zmysły, choć starała się zachować umiar, żeby nie została wyśledzona.

Nie wiedziała, czy będą się spodziewać, że wyślą po nich wytrawnego zwiadowcę i zabójcę.

Chodziła bezszelestnie, ukrywając wszelkie złe zamiary, które osoba wrażliwa na qi mogłaby wyczuć.

Jej zadanie na dziś nie wymagało uśmiercania. Miała tylko wytropić i uzyskać informacje.

Pierwszy dzień nie przyniósł żadnych rezultatów. Zdziwiłaby się, gdyby coś znalazła, ale nie oszukiwała się – jej wróg nie był laikiem. Już sama obecność Wielkiej Alchemiczki oraz Mistrza Błyskawic kazała jej zachować podwójną ostrożność. Od Qi Ronga dowiedziała się kilku ciekawych informacji o kobiecie, a fakt, że naprawdę pojawiła się po swoich asystentów i bez trudu unieruchomiła jednego z zabójców, świadczyło tylko o jej przebiegłości, ale też przywiązaniu – silnych uczuciach, jakie posiadała wobec bliskich.

Naukowiec to przewidział, ale oboje nie mieli pełnych informacji o jej kontaktach z tajemniczymi mężczyznami w lisich maskach. Mistrzów szczytu Qi Ying sama podejrzewała o pomoc kobiecie, ale nie tamtą dwójkę. Nawet przygotowali się na przybycie mistrza Czarnych Wód, ale i tu pojawił się nieuchwytny Mistrz Błyskawic, który nie wiadomo dlaczego przyłączył się do nich, nie dopuszczając do porwania skrzypka.

Nie była zadowolona, że wcześniej nie ujęła tego w planie. Zazwyczaj zakładała mały margines błędu, lecz tym razem została całkowicie zaskoczona i, będąc całkowicie szczerą, osaczona, przez co musiała przenieść Qi Ronga do nowego laboratorium.

Czas nie jest kluczowy, jeśli mój pan zdoła przygotować się do przyjęcia gości.

Dlatego wolała działać rozważnie, nie pospiesznie.

Drugiego dnia natknęła się na opuszczony budynek, który niczym nie różnił się od pozostałych. Do czasu aż podeszła bliżej niego i dotknęła ściany. Nie zatrzymała się, udając, że zwyczajnie się podparła o nią i skierowała kroki do centrum miasta. Stary teatr otoczony był barierą. Żadna zwyczajna osoba nie mogła jej wyczuć, ale jej zmysły były wrażliwsze niż innych. Wyczulone na zawirowania qi oraz jej skupiska.

Już wiedziała, gdzie się ukrywają.

Nie wróciła tam więcej, poświęcając czas na znalezienie planów budynku oraz usytuowanego obok kina. Sprawdziła okolicę i okazało się, że większości budowli nikt nie zamieszkiwał. Dla niej było zdecydowanie na plus, aby zatrzymać się w jednym z nich i przeprowadzić obserwację.

W San Salvadorze i okolicach nadal znajdowało się wielu kultywatorów oraz członków gangów, którzy pozostawali pod jej rozkazami, więc kobiecie pozostało tylko wybranie odpowiedniego momentu do dowiedzenia się czegoś więcej o przebywających tam osobach i zaplanowanie ataku. Jej pan dał jasno do zrozumienia, że ma się skupić na pochwyceniu wyższego mężczyzny w masce lisa, a niższego, posiadającego białą szarfę, pozostawić jemu.

Jeśli pan jest pewny, że przybędzie do niego, tak na pewno będzie.

Wierzyła w to, bo nie miała powodu, by wątpić w słowa osoby, której służyła, odkąd wziął ją jako małą dziewczynkę pod swoje skrzydła i wychował. Nauczył ją wszystkiego, co dziś wiedziała i umiała: strategii, myślenia wielostrefowego, analizy i wyciągania wniosków; walki, cierpliwości, obserwacji i samoobrony. Był jej mentorem i kimś, kogo podziwiała. Wszystko, co mówił, było dla niej prawdą absolutną. Ufała mu, więc ze spokojem mogła skupić się na przydzielonych zadaniach.

Czcigodna Uzdrowicielka, dwójka ich asystentów, mistrz szczytu Ming Guang, mistrz szczytu Qi Ying wraz z poprzednim mistrzem, Mistrz Błyskawic i dwójka nieznanych kultywatorów – wyliczała. – Jestem ciekawa, jaką strategię obierzecie i gdzie najpierw się udacie. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie tak, jak przewidział mój pan.

*

Mężczyzna przebywający na Koya-san pół siedział, pół leżał na jednej z najwyższych rozłożystych gałęzi wiekowej pinii. Jedno ramię trzymał wysoko zgięte na pniu, opierając o nie głowę, między palcami drugiej przewracał białego żurawia. Pozbawiona energii kartka była jak doskonała odskocznia od świata, przez które bezustannie przepływało qi. Nawet teraz, jak odpoczywał leniwie na drzewie, to ciepłe fale ulatywały z drzewa i wpływały do jego ciała, przedostawały się wraz z wiatrem, wpadając pod jego szaty, przez nozdrza, otwarte usta, łaskocząc w gardło.

A amulet stworzony pradawną techniką był po prostu czysty. Uspokajający, wyjątkowy, idealny, by wziąć głęboki wdech i pozwolić ciału swobodnie płynąć.

Wolność, której nigdy nie miał, a którą poznał dopiero na skraju śmierci. Nie. Tamtej nocy umarł naprawdę. Kiedy otworzył ponownie oczy, zrozumiał, że tak naprawdę nigdy dotąd nie czuł się żywy.

Jego własne pragnienia od zawsze były Jego pragnieniami, czyny Jego czynami, bitwy dla Niego, treningi dla Niego. Całe życie tylko dla Niego.

Nigdy dla siebie.

Odłożył żurawia na pierś i przesunął dłonią po twarzy.

Nie powinien zostawać w jednym miejscu tak długo, ale czuł, że jeszcze nie może stąd odejść. On na pewno już wie, kto wyszedł na światło dzienne i nie zostawi tego tak po prostu. Ta obsesja nie ma granic.

Obsesja siły i władzy.

Generał Fang Xin miał to pierwsze, ale nigdy nie pragnął tego drugiego. I nigdy nie można tego było nazwać obsesją. Prędzej wrodzonym darem.

To dlatego On nigdy nie da mu spokoju.

Ponownie wziął biały talizman w formie ptaka i cicho powiedział:

– Nie łap tego haczyka, generale, bo inaczej nie spełnię mojej obietnicy, a ty swojej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro