Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

51. Raz bawi się lis, raz ktoś pogrywa z lisem

Wiele pomieszczeń dalej od dwójki jedzących późny obiad mężczyzn i jednego rozgadanego, lecz jakże "męskiego" skrzypka Xie Lian i Hua Cheng nadal wymieniali między sobą qi. Stan reportera był już prawie stabilny, ale cienka strużka krwi, która stanowiła miarę synchronizacji ich umysłów nadal była bliska sercu. Nie on kontrolował jej długość, więc nie mógł zatrzymać przelewających się wraz energią emocji i wspomnień.

Po zobaczeniu jak bardzo jego towarzysz się stara, sam tego nie utrudniał i trzymał tak daleko swoje niewłaściwe myśli, jak tylko potrafił. Poza kilkoma chaotycznymi obrazami z przeszłości, całą gamą uczuć: od porażającej bezsilności do szczęścia, kiedy w wizjach pojawiała się jego osoba, nie udało mu się nic więcej dowiedzieć.

Choć "to" i tak było już dla niego wiele. Bo to znaczyło, że Xie Lian nie był na niego obojętny. Wzajemne uczucia może nie były identyczne, ale podobne. Radość ich oboje pojawiała się zaledwie na widok drugiej osoby. Usta same się uśmiechały, kiedy jeden z nich był szczęśliwy, a opadały, gdy drugą osobę spotykało coś złego.

Ponadto Hua Cheng przestał ukrywać swoje czerwone oko. Zamykał powieki, gdy jego mroczniejsza strona starała się szaleć, lecz miał je otwarte przez większość czasu, patrząc na osobę przed nim. Minuty, potem godziny – jakby nie mógł go dobrze zapamiętać, wychwytując coraz to nowsze szczegóły. Tu jedną dłuższą rzęsę, tam malutkiego pieprzyka przy końcu kości obojczyka, poniżej całkiem interesujące napięte mięśnie brzucha – zarysowane na jasnym ciele, jakby prawą i lewą stronę odbito kalką, by tworzyły idealny "sześciopak". Nie było to nic przesadzonego, ale sam ćwiczył i wiedział, że świadczyło to o tym, że tak samo sprawną i silną miał prawą stronę ciała, jak i lewą. Nie było różnicy, że był praworęczny – co zauważył przy jedzeniu, gdyż to w prawej dłoni zazwyczaj trzymał pałeczki bądź sztućce – którąkolwiek pięścią by nie uderzył, obie były tak samo silne. Spodnie w siadzie skrzyżnym lekko opinały się na udach, ale materiał był gruby, więc dziennikarz nie potrafił stwierdzić, jak dokładnie wygląda pod nimi.

Nie to, że nigdy się nad tym nie zastanowił.

Obserwował go uważnie, jego ciało i twarz, lecz więcej rozmyślał o nim samym. O przeszłości, teraźniejszości, jego łagodnym charakterze i przyjemnej aurze, jaką wokół siebie roztaczał. Czy dziś, czy dwieście lat wcześniej – to się na pewno nie zmieniło, a on tak samo był w niego wpatrzony.

Och, Gege... – pomyślał, uśmiechając się.

Zaraz go będziesz miał. – Usłyszał w głowie znajomy głos.

E-Ming?

Spodziewałeś się tu kogoś innego? – rzucił mu kąśliwie.

Draniu, wyłaź w końcu z ciała Gege.

Jeszcze trochę, a go zdobędziemy.

Hua Cheng zacisnął palce na nadgarstkach, aż Xie Lian cicho mruknął.

Oszalałeś? – krzyknął mentalnie do demona. – Pozwalasz sobie na zbyt wiele.

Nic nie potrafisz zrobić sam – powiedział, jawnie się z niego śmiejąc. – Nie umiesz wykorzystać żadnej sytuacji...

O czym ty mówisz?

Przecież on też chce tego co my!

"Tego", czyli czego?

Energia zawirowała, a czoło Xie Liana przecięła zmarszczka. W chwili, gdy jego twarz zrobiła się na powrót spokojna, w Hua Chengu zaczął rodzić się niepokój. Czuł, że coś jest nie tak, tylko jeszcze nie wiedział co.

Ha, ha, mamy go!

E-Ming, co ty...

Nie dokończył. Nie musiał, bo miał już swoją odpowiedź. Siedziała ona przed nim i patrzyła wprost w jego oczy.

Cholera. Lisi urok*.

Lisi urok* – umiejętność lisich demonów manipulowania ludzkimi umysłami, wyciągania z nich informacji, nakłaniania do różnych zachowań; osoby pod lisim urokiem wydają się być zahipnotyzowane; często mówi się, że demony są świetnymi kusicielami i uwodzicielami.

Oczy Xie Liana mieniły się pięknym jasnobrązowym odcieniem i błyszczały szczęściem. Cała jego twarz promieniała, policzki się uniosły i jeszcze bardziej zarumieniły, a usta ułożyły w tak uroczy uśmiech, że Hua Chengowi zdawało się, że śni najcudowniejszy sen.

Bardzo mu się to podobało, bo serce zabiło mu mocniej i całe ciało przeszedł przyjemnym dreszcz, jednak tak samo też obawiał się, jak daleko posunął się demon. Był pewny, że to przez niego ta zmiana.

– Gege...? – zapytał cicho i niepewnie, choć na przekór sobie uśmiechnął się do niego z podobną ekspresją.

Mój San Lang – wypowiedział lekko, jakby jego imię było dwoma ulubionymi słowami. Dodając do nich "mój" stworzyło to niesamowity wydźwięk. Definitywnie udowadniało, że San Lang należał do niego.

Reporter cicho westchnął, bo ten "nowy Gege" nie do końca był tym, którego pragnął, bo to nie całkiem on to mówił, ale... oczywiście był ciekawy, co powie lub zrobi. I czy będzie po wszystkim pamiętał o tym. Demoniczne moce działały na ludzi w różny sposób, czasami zmuszały, nie pozostawiając w pamięci żadnych wspomnień, innym razem tylko nakłaniały i popychały ku pewnym zachowaniom.

– En, należę do Gege – potwierdził jego słowa.

Cały czas pozostawał w gotowości, by od razu zareagować, jeśli coś wydałoby mu się przesadzone. Gdyby zobaczył, że Xie Lian całkowicie sobie przeczy i robi coś na przymus, choć w głębi serca miał nadzieję, że nic takiego nie dostrzeże.

– Wiesz, co zrobiłeś źle? – zapytał.

– Źle? – Reporter nie krył swojego zdziwienia.

– En. Źle. Bardzo źle – odparł z tym samym uśmiechem.

Krew z lewego ramienia Xie Liana i prawego Hua Chenga cofnęła się i pozostawiła ich skórę czystą i nietkniętą, a rana na nadgarstku mężczyzny lubującego się w czerwieni od razu się zasklepiła. Xie Lian puścił go i palcem wskazującym przesunął po przedramieniu, kierując się w górę ciała. Na zgięcie łokcia, przez biceps, na ramię.

Hua Cheng zdrętwiał, przestał nawet oddychać.

Powinieneś mi dziękować – kpiący głos E-Minga znów rozbrzmiał w jego głosie.

Nie mieszaj się w jego uczucia i na pewno nie takimi metodami!

Ale to jego uczucia – odparł i te słowa wydały się szczere. – Zablokował przede mną wiele, ale do tej części serca mam pełen dostęp. Nie ma tam niczego poza naszą dwójką.

Nie rób nic niepotrzebnego... – prosił, choć wiedział, że może być już za późno.

Przecież też tego chcesz.

Ale nie w ten sposób!

– San Lang zachował się niewłaściwie. – Głos Xie Liana był ciepły jak promienie letniego słońca, jednak niósł za sobą chłód poranka.

– Gege, przepraszam, to nie tak, że coś mogę zrob... – zaczął się pospiesznie usprawiedliwiać jak małe dziecko, ale palec na jego ustach jeszcze szybciej go uciszył.

– Nie, San Lang. – Pokiwał głową na boki. – Nie mówię o teraz. Mam na myśli to. – Wypowiadając te słowa, opuszkiem kciuka nacisnął na jego obie wargi i delikatnie, bardzo delikatnie przesunął po ich długości.

Dziennikarz prawie jęknął, czując łaskotanie, które nagle pobudziło wszystkie zmysły.

– Nie w taki sposób powinieneś mnie wtedy uspokoić. To, co mam na myśli – podniósł tułów, klękając przed nim i położył dłoń na szyi – to nie pocałunek w policzek. – Musnął go nosem w skroń. – I nie całowanie łez – wyszeptał wprost do jego ucha, gdzie ciepły oddech zatrzymał się na piekącej od nerwów skórze.

Odsunął głowę, nadal będąc blisko, za blisko i patrząc w jego oczy dokończył:

– Czy San Lang już się domyślił, o czym mówię?

San Lang w tym momencie nie miał śmiałości, żeby odpowiedzieć. Zdołał wytrzymać palący wzrok na sobie i lekko potaknąć głową.

Xie Lian roześmiał się i zabrał rękę z jego ciała, zasłaniając swoją twarz i pocierając ją.

– Czy już możesz mnie uwolnić, E-Ming? – zapytał głośno.

Huh, skąd wiedział? – odezwał się demon w umyśle reportera autentycznie zdziwiony. Obaj byli zaskoczeni tą sytuacją, choć z różnych powodów.

– Skąd wiedziałem, pewnie się zastanawiasz – odpowiedział, idealnie zgadując jego myśli. – San Lang nigdy nie zmusiłby mnie do niczego, zwłaszcza do zachowywania się tak, gdy nie byłbym w pełni świadomy. – Wziął głęboki wdech, żeby samemu się uspokoić. – Nie uważam, że robisz źle, korzystając ze swoich zdolności, ale to w niczym nie pomoże. Musisz się bardziej postarać.

Pfft! – Demon przez prawie pół minuty śmiał się, jakby był to najlepszy żart słyszany od lat. – Jeśli nawet w tym stanie może się przeciwstawiać mojej mocy – wydawał się rozbawiony swoją porażką – radź sobie z nim sam – zwrócił się bezpośrednio do Hua Chenga. – Choć jest słaby, jednocześnie jest za silny. Powodzenia. Ja umywam ręce.

Właściciel ciała odetchnął.

Nareszcie przestaniesz się mieszać.

Tego nie obiecałem – rzucił ironicznie. – Nie proś mnie potem o pomoc.

Nie zamierzam. – Po tych słowach umilkł.

Obaj wiedzieli, że harce tymczasowo się skończyły.

Na razie.

– Twój lis naprawdę jest przebiegły. – Xie Lian usiadł i w końcu zabrał dłoń z własnej twarzy, która stała się zaróżowiona niczym piwonia. – Jak jego pan.

– Gege wie, że nie mam złych intencji wobec niego.

Tym razem popatrzyli w swoje oczy.

– En. – Ujął dłoń reportera. – San Lang, ja nigdy w ciebie nie zwątpię.

Te słowa były nad wyraz prawdziwe, pochodzące z głębi serca, ale i tak Hua Cheng poczuł ukłucie własnych słów, które nie tak całkowicie kierowały się przyzwoitością.

Czuł się w obowiązku, żeby o tej kwestii delikatnie napomknąć.

– Obawiam się, że jednak możesz trochę mnie przeceniać – przyznał drżącym głosem, ściskając dłoń Xie Liana. Wydawał się zmienny jak latawiec na wietrze. Bo przecież prawdą było, że jego intencje ani przez chwilę nie były złe, lecz kto mu udowodni, że były dobre nie tylko dla niego? Tego nie mógł przewidzieć!

– Nie na tyle, żebym i tak nie uznał tego za odpowiednie i niegroźne – odpowiedziała druga osoba.

Reporter uśmiechnął się i spuścił głowę, patrząc na ich ciągle splecione przedramiona, po których wiła się jak nić krew i obok zaciśnięte na sobie dłonie.

– Gege jest groźnym przeciwnikiem. Nigdy więcej nie powinienem sobie żartować i dawać ci powodów, żebyś chciał mi się odwdzięczyć tym samym.

– Ha, ha, czyżby twoja własna broń okazała się za celna, trafiając prosto w czułe miejsce? – spytał, nie odsuwając się i nie zmniejszając uścisku na jego palcach, po czym dodał: – Jakby mi to przeszkadzało, na pewno zwróciłbym ci uwagę już wcześniej.

A jeśli tego Gege nie zrobił... czy to oznacza, że ci się to podoba?

Nie odważył się o to zapytać. Za to zdobył się na coś innego.

– E-Ming prawie sprowadził na mnie twój gniew, ale jednocześnie zmobilizował Gege, aby poszedł za głosem serca i zdradził, że naprawdę... – nie dokończył, uśmiechając się tajemniczo i mrugając mu prawą powieką z ciągle czerwoną tęczówką.

Xie Lian w końcu się zawstydził i zaczął wątpić, że zdołał pokonać którąkolwiek wersję tego nieprzewidywalnego i inteligentnego reportera.

Może jednak obaj próbowali go podejść, współpracując i używając wszystkich dostępnych taktyk uwodzenia?

Z lisami trzeba podwójnie uważać!

*

W pokoju zostali do późnych godzin nocnych. Wszyscy już dawno poszli spać, a oni dopiero odsunęli się od siebie, ubrali koszulki, a Ruoye wrócił do Xie Liana. Przez kolejną godzinę medytowali samodzielnie, żeby uspokoić i rozprowadzić qi po ciele oraz meridianach. Dopiero wtedy usiedli obok siebie na podłodze, opierając się plecami o łóżko, kładąc ciężkie głowy na materacu i zamykając powieki. Byli psychicznie zmęczeni, lecz ich ciała promieniowały od energii.

– Dawno nie czułem się tak pełny – powiedział Xie Lian i westchnął głośno.

– Pożywka z demona ci służy? – Hua Cheng zaczął się głośno śmiać, ale celny łokieć wylądował pomiędzy jego żebrami, zduszając wesołość, lecz nie dobry humor.

– Sprzeciwianie się szalonym pomysłom E-Minga nie było łatwe.

– Zdradzisz mi, jakie one były? – poprosił figlarnym tonem, który od razu sugerował niemoralny podtekst. Na szczęście Xie Lian nauczył się go wyłapywać, by odpowiednio zareagować.

– San Lang lubi patrzeć na moje zażenowanie?

– A z jakiego powodu miałbyś je czuć? – spytał niewinnie. Jego palce odnalazły swobodnie opartą na panelach dłoń Xie Liana i ujęły ją bardzo delikatnie. – Przecież nie patrzę. Możesz więc śmiało mi powiedzieć.

Istotnie. Oczy miał zamknięte, ale niczego to między nimi nie zmieniało.

– Już sam nie wiem, który z was jest gorszy – stwierdził Xie Lian, pocierając miejsce między brwiami.

– Przecież obaj to ja.

– Wiem i właśnie dlatego, że to ty, nic nie mogę zrobić, żeby was zatrzymać.

– Nie ma potrzeby nas zatrzymywać. – Nawet siedząc nie bezpośrednio przy sobie, przez splecione dłonie delikatnie przepływała qi. – Wszystko, czego chcemy, to twoje szczęście, Gege. Obaj lubimy patrzeć na twój uśmiech i swobodę, jaką czujesz w naszym towarzystwie. Twoją beztroskę, ale troskę o nas. Twój dotyk, nawet gdy jest to tylko przypadkowe zetknięcie się ramion. – Uniósł usta w wesołym uśmiechu. – Czy ja, czy on, to zawsze jest twój San Lang uwielbiający dobro, którym dzielisz się z innymi, oddanie, z jakim bronisz słabszych, żarty, na jakie sobie pozwalasz wobec mnie, naturalność w tym, jak powoli zbliżamy się do siebie albo jak potrafisz mnie podejść, żeby moje serce mocniej zabiło. Dlatego nigdy cię nie skrzywdzę i wiem, że Gege nigdy nie będzie chciał mojej krzywdy.

Dziś Hua Cheng wiele się dowiedział o osobie siedzącej obok. Odkrył kilka jej sekretów, o których wiedziała garstka osób lub tylko ona sama. Poznał część uczuć, więc sam zapragnął powiedzieć głośno o swoich. Wiedzieć o czymś, a przyznać się do tego na głos – to nie to samo. Jemu nie wystarczyło, że godzinami wymieniali się qi.

To za mało.

Co gnieździło się w sercu, mogło tam pozostawać długo, a on tego nie chciał. Czekał tyle lat, by go spotkać, tyle lat minęło, Xie Lian tyle wycierpiał. Może kiedyś nie mógł mu pomóc, wesprzeć, ale teraz, kiedy sam nie był słaby, pragnął tylko, by nigdy już nie musiał się smucić. Dlatego nie wstrzymywał się przed odważnym uświadomieniem mu, że nie jest sam, nie musi być.

– Nie znasz mnie wystarczająco długo... – zaczął odpowiadać – jak możesz być pewny, że... że nie gram, nie podpuszczam cię, udając dobrego, a w głębi serca jestem przesiąknięty złem?

– Żartujesz? – Hua Cheng przekręcił twarz w bok, patrząc w jasne oczy oraz ich właściciela. Podniósł jego dłoń i ucałował każdy z knykci. – Gdybyś grał, nie rumieniłbyś się w tej chwili i nie odwracał wzroku, jak młoda żona przed pierwszą nocą ze swoim mężem.

– San Lang! – krzyknął Xie Lian, choć bardziej z ogromnego zawstydzenia niż złości.

Druga osoba zaczęła się śmiać, mrużąc oczy.

– A gdybyś był przesiąknięty złem, nie uratowałabyś mnie, ile razy, trzy? – zapytał, obejmując dłoń także drugą ręką. – Nie zasłaniałbyś także dziecka, które chciało cię zastrzelić. Ilekroć cię widziałem, słuchałem, zawsze było w tobie ciepło i troska, którą ma kochająca matka do swoich dzieci. Ty taki jesteś dla wszystkich. Czy obcy, przyjaciel, czy wróg. Nie ma na świecie drugiej osoby z tak ogromnym sercem, jak twoje, a jednocześnie mało które byłoby tak wrażliwe i skrzywdzone. – Zniżył głos, poważniejąc. – Podzieliłeś się dziś ze mną nie tylko energią, Gege. Ty wiedziałeś już wcześniej, jak działa ten szczególny sposób, którym wymienialiśmy naszą qi. I mimo to pozwoliłeś, żebym poznał twoje uczucia, wspomnienia, chwile szczęścia i smutku. Czas radości i bólu. Kto, Gege, jak nie ty pomógłbyś mi bezinteresownie, narażając się...

– Narażając? Nic byś mi nie zrobił...

– Naprawdę? Przecież też mogę udawać to wszystko. Jestem demonem. Lisim demonem i nie zapominaj o tym, że tacy jak ja są biegli w manipulacji ludzkimi emocjami.

– Obaj wiemy, że to nie prawda.

– Ale mogłaby nią być. Ja także jestem dla ciebie obcą osobą. Nic o mnie nie wiesz, ale zaufałeś mi. Dlaczego na Koya-san to ty pierwszy zainteresowałeś się mną, zaprosiłeś na herbatę, a potem na kolejną? Gege, możemy znać się chwilę, ale to niczego nie zmienia, co pojawiło się między nami i sposób w jaki działamy na siebie. Nie musi być konkretnego powodu, by czuć gorąc w piersi, kiedy patrzymy na siebie, nie musimy sobie odpowiadać na pytania, dlaczego lubimy swoje towarzystwo, szukamy się wzrokiem, gdziekolwiek jesteśmy, wynajdujemy różne powody, by być blisko siebie lub dotykać się, trzymać za ręce, przytulać i... Gege wie, co mam na myśli.

Xie Lian otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Hua Cheng znów go ubiegł.

– Jestem ciekawy, co stało się w twojej przeszłości, ale cokolwiek by tam się znajdowało, nie zmienia to w żaden sposób osoby, jaką mam przed sobą, człowieka, którego dłoni nie chcę puszczać. Dla mnie jesteś Xie Lianem, moim Gege, którego po... – ugryzł się w język – polubiłem, jak nikogo innego. Po prostu tak już jest. Ostrzegałem cię, że nie zamierzam już tego ukrywać przed tobą. Więc od ciebie będzie zależało co zrobisz, co mi powiesz, jak będziesz chciał, aby wyglądał między nami kolejny dzień. Może noc – dodał, posyłając mu łobuzerski uśmieszek.

Wewnętrznie westchnął głęboko. Powiedział ciążące mu słowa, chcąc wesprzeć Xie Liana, a tym samym zapewnić go, że nie musi trzymać w swoim sercu pamięci o wszystkich błędach, o jakie się obwinia.

I Xie Lian po długim milczeniu w końcu zaczął mówić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro