Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

48. "Gege, czy ta dwójka ci się nie naprzykrza?"

Zaraz po spotkaniu jego uczestnicy się rozeszli. Został tylko He Xuan i Quan Yizhen – poprosił ich o to sam Mistrz Błyskawic.

Hua Cheng wrócił do swojego pokoju, a po zamknięciu drzwi, oparł się o nie plecami. Zamknął oczy i ze świstem wypuścił powietrze.

Kiedy uniósł powieki, ekran pozostawionego na szafce laptopa włączył się, a w otwartej skrzynce pocztowej pojawiła nowa wiadomość. Usiadł na łóżku i wziął urządzanie na kolana. Szybko odpisał na e-maila jednego z redaktorów gazety, dla której pracował, a potem otworzył multimedialne zbiory archiwalne gazet, kronik i wszelkich spisanych na kartach informacji z ostatnich dwustu lat, które podległy cyfryzacji.

Przez ponad godzinę przeszukiwał dostępne księgozbiory. Na wieczorną rozmowę z Xie Lianem nie musiał się szykować, ale chciał jeszcze raz sobie wszystko poukładać w głowie. Myślał, że może podczas czytania wpadnie na jakiś pomysł, może znajdzie coś o Królestwie Wuyong albo Xianle, ale na nic, poza znanymi już wcześniej faktami, nie trafił.

Zamknął notebooka i zastanowił się, czy może mógłby pójść do Yushi Huang i zapytać ją o rany Xie Liana. Po części to sprawa ich dwójki i nie powinien się do tego mieszać, ale odkąd zaczął się domyślać znaczenia ran i ich powstania, żołądek skręcał się mu z wściekłości i bólu. Co z tego, że mężczyźni mieli wieczorem porozmawiać, jeśli on już teraz czuł taki niepokój, że wiercił się na łóżku, najchętniej udając się do jakiegoś opuszczonego kanionu i przerabiając go na pył?

Przeszło mu nawet przez myśl, żeby na osobności porozmawiać z Mistrzem Błyskawic i upewnić się, czy wiedział, że Xie Lian to generał Fang Xin. Skoro wspomniał o Fangxienie, który, jak podejrzewał, był czarnym mieczem, dobrze go znał. W przeciwnym razie nie wspominałby o nim i nie martwił się zdrowiem Xie Liana, a choć nie robił tego wprost, reporter nie raz wyczuwał w jego słowach ukrytą troskę.

Niby wspomniał, że nie jest wszechwiedzący, ale mógł nie mówić wszystkiego. Jeśli Xie Lian nie chciał się dzielić wiedzą o sobie, taka osoba jak wiekowy mistrz, z którym się prawdopodobnie przyjaźnił, musiał zaakceptować jego decyzję.

Hua Cheng z wielu powodów pragnął dowiedzieć się więcej o mężczyźnie. Jednak wahał się, ponieważ wolał usłyszeć to bezpośrednio od niego. Tylko że była to przeszłość – zadra w jego sercu, przez którą cierpiał latami. Może jak dowie się o niej od trzeciej osoby, to szybciej go zrozumie i będzie w stanie pomóc?

Ta myśl nagle wydała mu się trafna, więc z takim postanowieniem wstał z łóżka. Miał zamiar odwiedzić Yushi Huang, a potem znaleźć Mistrza Błyskawic. Jeśli się znali od dawna, on także będzie chciał dla swojego przyjaciela jak najlepiej.

Zanim zrobił choćby krok, do jego uszu doleciał odgłos pukania. Nie do jego drzwi, ale do sąsiednich. Obok pokój miał tylko Xie Lian. Usłyszał, jak mężczyzna zaprasza gościa do środka słowami "Wejdźcie".

Czyli to nie jedna osoba.

Nie mógł nic poradzić na wzbierającą w nim ciekawość, dlatego pozostał w miejscu, nasłuchując.

Na początku rozmawiali cicho i gruba ściana całkowicie tłumiła wszelkie dźwięki. Skarcił się w myślach za bycie wścibskim, ale przysunął się bliżej ściany i wyostrzył zmysły.

– To kto pierwszy? – padło pytanie.

Gościem okazał się Quan Yizhen, a odpowiedział mu He Xuan:

– Obojętne.

– Dobra.

– Lepiej, jak się rozbierzesz, będzie łatwiej – zasugerował beznamiętnie.

– Ja? – zapytał Quan Yizhen.

– Głupi jesteś? Oczywiście, że Xie Lian – odparł.

Przez chwilę nikt nic nie mówił, ale Hua Cheng wychwycił szelest ubrań, więc zaskoczony i z szybko bijącym sercem czekał, co będzie dalej. Nie miał najmniejszego pojęcia, po co ta dwójka przyszła i co zamierzała zrobić.

Chyba... nic niestosownego?

Nie, nie, nie... Gege nigdy by się na nic "takiego" nie zgodził...

– Jesteś szczupły, ale ciało masz całkiem niezłe – rzucił Quan Yizhen. – Twarde mięśnie, miękkie włosy... Wow, na plecach widać każdy mięsień. Musisz ćwiczyć od dawna.

– Quan Yizhen, nie przyszliśmy tu, żeby podziwiać czyjeś ciało. Bierz się do roboty – skarcił chłopaka chłodno He Xuan.

– Idziemy do łóżka?

– Za małe i za bardzo niewygodne. Zrobimy to na podłodze.

– En. Także uważam, że podłoga będzie lepsza – odparł swobodnie Xie Lian. – Więcej tu miejsca.

– To co? Po kolei, czy oboje na raz?

W sąsiednim pokoju reporter otworzył usta i szybko je zamknął, zgrzytając zębami. Nie chciał wyobrażać sobie, co podpowiadał mu umysł.

– Jeszcze nie robiłem tego z dwoma osobami w tym samym czasie – odpowiedział cicho Xie Lian. Nie wydawał się onieśmielony, co jeszcze bardziej zszokowało podsłuchującego mężczyznę.

– Nie powinno boleć – oznajmił śmiało He Xuan. – Po prostu musimy być ostrożni. Nie wiem tylko, co z tym narwańcem.

– Że niby ja? – Quan Yizhen podniósł głos.

– A widzisz tu kogoś innego?

– Kiedy trzeba, umiem być delikatny!

– Nie sądzę.

– Przepraszam, ale nie musicie się o mnie martwić. Jestem dość wytrzymały.

– W porządku.

– Który z nas będzie z przodu?

– Obojętnie. Zachwycałeś się plecami Xie Liana, to możesz być z tyłu i dotykać ich do woli.

– Ha, ha, dobra!

Hua Cheng zacisnął mocno pięść, aż stawy w palcach mu strzeliły.

Słyszał szuranie na podłodze. Domyślał się albo i się nie domyślał, co trójka dorosłych mężczyzn chce tam zrobić! Tylko... dlaczego Ruoye nie bronił swojego pana?

– Weź głęboki wdech – powiedział nadzwyczaj powoli He Xuan. Jego głos brzmiał na milszy i... czulszy? – Rozluźnij się. Pozwól nam przejąć kontrolę nad twoim ciałem. Postaraj się nie opierać, a pójdzie gładko. – Ledwo skończył mówić, gdy podniósł głos: – Quan Yizhen, gdzie z tą brutalną siłą. Powoli, przygotujmy go na to. Musimy zmieścić się obaj.

– No przecież się staram!

– Słabo ci to idzie – warknął.

– Nie przejmujcie się mną. Nie musicie być delikatni, jakbyście mieli w ramionach kruchą kobietę.

– Rozerwiemy cię, jak ten dzikus się nie ogarnie.

– Okej, okej, już – zapewnił Quan Yizhen.

Zapanowała cisza, która jednak dla Hua Cheng była niemal nie do zniesienia.

– Wolniej, młody, bo go za szybko zmęczymy – upominał ponownie He Xuan.

– Nie umiem tak wolno.

– Czy ty cokolwiek umiesz robić z wyczuciem?

– Bić się?

– Zapomnij, że o to pytałem.

Reporter nic nie słyszał. Poza głośnym biciem swojego serca i pulsowaniem żył w skroniach.

– Dobrze. Wdech i wydech – instruował He Xuan. – Zsuń dłoń niżej, ale nie naciskaj. Xie Lian musi się z nami zsynchronizować w jeden rytm. Współpracujmy.

– Ugh. – Hua Cheng wyraźnie słyszał, jak Xie Lian cicho jęknął.

Tego już było za wiele.

Dopadł do drzwi, gwałtownie je otwierając i położył dłoń na klamce pokoju Xie Liana.

Tymczasem dobiegły do niego kolejne uwagi:

– Wepchnąłeś się na siłę. Cofnij się...

I jedyne co zdołał zrobić ze szczątkami samokontroli to zapukać trzykrotnie i bezceremonialnie otworzyć drzwi.

– Przepraszam, Gege, że przychodzę szybciej, ale chciałem... – Zatrzymał się w pół zdania.

Starał się brzmieć nonszalancko i beztrosko, jakby naprawdę nie miał pojęcia, co się dzieje i wcale nie wrzała w nim krew, ale nagle zastygł, patrząc z szeroko otwartymi oczami na trzy pary oczu wpatrujące się w niego. Obraz, jaki zastał w pokoju, całkowicie różnił się od własnych przekoloryzowanych wyobrażeń i dopiero jego umysł stopniowo zaczynał rozumieć, w czym właściwie przeszkodził.

Trójka mężczyzn znajdowała się w siadzie skrzyżnym. He Xuan przed Xie Lianem, trzymając dłoń na jego splocie słonecznym, a Quan Yizhen za nim z dłonią ułożoną między łopatkami. Dookoła nich Ruoye leżał na podłodze, zamykając ich w kole. Tak jak usłyszał, Xie Lian się rozebrał, ale... zdjął tylko koszulę. Pozostali mężczyźni byli w pełni ubrani.

Całe szczęście, że jestem taki głupi, bo, gdyby moje wyobrażenia okazały się prawdą... Nawet nie chcę o tym myśleć!

– No, w końcu przyszedł ktoś normalny. – He Xuan nie krył ulgi w swoim głosie. – Zastąp Quan Yizhena i skończymy to jak najszybciej, bo nawet tutaj słyszę, jak Shi Qingxuan maltretuje struny. Musi odpocząć, bo nie da się go już słuchać.

– Dlaczego sugerujesz, że jestem nienormalny? – zapytał z pretensją Quan Yizhen.

– Witaj, San Lang. – Choć Xie Lian nie ruszył się ze swojego miejsca, witając nowego gościa, jego wzrok lekko uciekł w bok. – Czy Mistrz Błyskawic ciebie też do mnie przysłał? Mówiłem, że to zbędne... Przepraszam, że się fatygowałeś.

– Bo jesteś – odpowiedział Quan Yizhenowi He Xuan i z sarkazmem dodał: – Wracaj do sobie, mistrzu szczytu Qi Ying. Jak ten starzec zapyta, czy się do czegoś przydałeś, to powiem, że wypełniłeś jego polecenie.

– Nie ma mowy! Dopóki nie skończymy, nigdzie się stąd nie ruszam. Obiecał mi sparing, jak Xie Lian wróci do formy.

– Z tobą nigdy nie wróci.

– Gege... – Hua Cheng naprawdę nie miał pojęcia, co powiedzieć. – Mistrz Błyskawic mnie nie przysłał. Po prostu... słyszałem głośną rozmowę i... – Wziął głęboki oddech, wyprostował plecy i zapytał poważnie: – Gege, czy ta dwójka ci się nie naprzykrza?

Xie Lian parzył na mężczyznę bezradnie i nie wiedział już czy się śmiać, czy płakać.

– Nie – odparł, wybierając uśmiech.

– Mistrz Błyskawic przysłał nas, żebyśmy pomogli uzupełnić qi Xie Lianowi, ale przez Quan Yizhena idzie nam to w zastraszająco wolnym tempie – wytłumaczył He Xuan. – Mieliśmy to zrobić do jego powrotu. Zdenerwował się, że stan Xie Liana wcale nie jest lepszy niż był wczoraj, więc mamy tu siedzieć, aż przynajmniej w połowie wypełnimy jego braki. Ale, jak widać, nawet nie ruszyliśmy do przodu. Quan Yizhen jest zbyt chaotyczny, więc nasza energia się kłóci, zamiast harmonijnie płynąć.

Hua Cheng zamknął dotąd otwarte drzwi i podszedł do nich, zastanawiając się przez chwilę nad tą sytuacją.

– Zmusił was do pomocy Gege? – zapytał.

– Mi obiecał walkę! – Quan Yizhen wydał radosny okrzyk.

Mistrz Czarnych Wód nie miał w sobie tyle entuzjazmu. Wręcz nie miał go wcale. Tym bardziej, kiedy przypominał sobie osobę, jaką jest Kronikarz. Ilekroć się pojawiał, już w zaledwie chwilę potrafił go zirytować.

– Mały Lordzie, prosiłem cię o coś przed wyjściem – zarzucił mu, kiedy we trójkę z Quan Yizhenem zostali w kuchni. – Dlaczego on jest nadal taki słaby? Do jutra miał już być w pełni zregenerowany.

– Czy ja ci wyglądam na niańkę? – zapytał kąśliwie. – Chcesz, to sam się tym zajmij.

Mistrz Błyskawic parzył na niego wzrokiem uporczywym i mrożącym krew, ale He Xuan nie wyglądał na wzruszonego czy skruszonego. Obaj wiedzieli, że istota qi tego wielowiekowego mistrza jest skomplikowana i prawie całkowicie ofensywna. Ale He Xuan nie lubił, kiedy ktoś coś na nim wymusza albo go szantażuje. Próbował szantażować. Nie miał nic do ukrycia. Prowadził życie skupione na wypełnianiu swoich obowiązków, ale znał tego mężczyznę na tyle długo, by wiedzieć, że nic nie umknie jego bystrym oczom.

Nie mógł ryzykować. Z tego powodu jedynie zrobił to, co dobrze mu wychodziło – nadal mu dopiekał.

– Starzec zawsze ma idealne wyczucie czasu, aby wpadać na najzacieklejsze debaty. Czy podsłuchujesz nas z góry, specjalnie omijając nudne części rozmów i łaskawie się pojawiasz, idealnie wpadając na punkt kulminacyjny? Cieszą cię zaskoczone miny i wprowadzanie chaosu zaledwie kilkoma twoimi słowami?

– Nie za dużo sobie pozwalasz, dzieciaku?

Obaj naciskali swoje czułe punkty, a ich zbliżająca się dużymi krokami kłótnia była tak dobrze widoczna i wyczuwalna, że nawet Quan Yizhen wnet się połapał, że z nimi może być naprawdę zabawnie.

– Mistrzu Błyskawic, He Xuanie – zwrócił się do dwójki mężczyzn, która patrzyła na siebie, jakby brakowało im sekund, by wydrapać sobie oczy i wypalić dziurę w czole – skoro Xie Lian potrzebuje naszej pomocy, po co nadal tu tak stoimy? Przecież im szybciej mu pomożemy, tym szybciej każdy z nas będzie miał to, co chce. – Popatrzyli na niego, pierwszy raz naprawdę go słuchając. – Ja będę miał moją walkę, Mistrz Błyskawic już nie będzie się martwił o Xie Liana, a He Xuan wróci do Shi Qingxuana i grania. Na co jeszcze czekamy? – Klepnął ponaglająco w plecy mężczyzny o czarnych długich włosach i ubranego kompletnie w czerń. – Chodźmy!

– Ten starzec – He Xuan na kilka sekund zacisnął usta w ponurym grymasie – zagroził, że opowie Shi Qingxuanowi o wszystkich latach, jakie spędził ze mną na wyspie.

Xie Lian znowu uśmiechnął się bez sił.

– Jeśli obaj mają ważny powód, aby mi pomóc, ja także powinienem zrobić wszystko, aby pomóc im. Prawda?

Wzrok reportera przesuwał się po kolei po każdym z trójki, by ostatecznie spocząć na mężczyźnie pośrodku. Uklęknął i jednym ruchem ręki zdjął z siebie koszulę, pozostając tylko w spodniach.

– Mam do pogadania z Gege, więc można powiedzieć, że nasze interesy się pokrywają – oznajmił z ciepłym uśmiechem. – Jeśli Gege pozwoli, to także pomogę.

– Jak chcesz to zrobić? – zapytał He Xuan, nie czekając na słowa Xie Liana.

– Jeśli połączymy qi naszej trójki, to będzie trzy razy szybciej, prawda?

– Chcesz bezpośrednio przekazać naszą wspólną energię?

– En. Czy Gege się na to zgodzi?

Mężczyzna patrzył w jego oczy, a potem przesunął wzrok w dół na odkryte barki, ramiona, obojczyki, gładką skórę na piersi. Uciekł wzrokiem w bok.

– J-jeśli San Lang obieca, że nie będzie się przemęczał i że nie jest to dla niego zbytnie obciążenie.

– Ależ nic podobnego – zapewnił, więc druga osoba skinęła na znak zgody.

He Xuan z Quan Yizhenem przesunęli się za Hua Chenga, który usiadł wygodniej, i przytknęli z dwóch stron dłonie do jego łopatek.

– Nawet, jak wasza energia będzie niespójna, to zanim wymiesza się z moją, ustabilizuję ją w ciągły, spokojny strumień – wyjaśnił.

– Robiłeś to już kiedyś?

– Powiedzmy. – To rzekłszy, mrugnął Xie Lianowi, który siedział przed nim, więc jako jedyny mógł to zauważyć. – Dobrze pamiętam, jak ktoś dawno temu zrobił coś podobnego dla mnie, a wasze qi jest słabsze od tej osoby.

– Słabsze – powtórzył He Xuan. – Zważaj na słowa, bo jak obaj wypełnimy twoje meridiany po brzegi, to będziesz tego długo żałował.

Hua Cheng nie przejął się ostrzeżeniem dyrygenta, tylko jeszcze szerzej uśmiechnął do Xie Liana. Wyciągnął otwarte dłonie w jego stronę, ale mężczyzna ich nie ujął. Przysunął się jeszcze bliżej, aż zetknęli się kolanami i ułożył jego ręce na własnych barkach. Skóra była w tym miejscu chłodna, ale głębiej czuł delikatne ciepło krążącej wewnątrz energii.

– Dzięki temu strumień będzie szerszy, a San Lang nie będzie musiał się przejmować zatrzymaniem w sobie zbyt dużej ilości qi.

– Gege zawsze się o mnie martwi, lecz niepotrzebnie. – Mimo wypowiedzenia tych słów nie zabrał dłoni z jego odkrytych barków. Objął je pewniej. – Zamknij oczy i zrelaksuj się – powiedział lekkim głosem.

Jednak tym razem Xie Lian na te słowa wcale nie czuł się tak pewnie i spokojnie jak wcześniej.

Nic się nie zmieniło. Nic się nie zmieniło... Tylko osoba przede mną jest inna – powtarzał w umyśle.

– Zaczynamy. – He Xuan zdecydował za całą czwórkę.

Umysł Xie Lian nie mógł pozostać rozproszony, kiedy Hua Cheng mógł poczuć się niekomfortowo od zbyt dużej ilości qi w swoim ciele. Dwa oddechy później już był skupiony i gotowy do przyjęcia pomocy.

Delikatny jak lekka bryza strumień qi zaczął powoli spływać do ciała Xie Lian, napełniając je ciepłem. Nie był rwący, jak energia Quan Yizhen ani zimny jak He Xuana. Mieszankę przekazywaną przez Hua Chenga charakteryzowało orzeźwienie i ukojenie. Nie była nachalna lub popędzająca, ale harmonijnie łączyła się z prawie wyczerpanymi własnymi zasobami. Gdyby nie wiedział, że Hua Cheng jest w połowie człowiekiem, a w połowie lisim demonem, nigdy by się tego nie domyślił, ponieważ nie było tam ani odrobiny demonicznej siły.

Uspokoił się, przyjmując w siebie każdą podarowaną mu cząstkę. Rozprowadzał qi po całym ciele, które płynęło swobodnie. Jego ciało nie broniło się przed obcą siłą. Może dlatego, że ostatnio zbliżyli się do siebie i zaczął się do niego przyzwyczajać, więc i jego ciało się oswoiło i traktowało jak przyjaciela? Jak coś, co mu pomoże, a nie zaszkodzi.

– Jeśli wiedziałbym, że z tobą pójdzie nam tak szybko, sprowadziłbym cię tu już na samym początku – oznajmił He Xuan. Jego wewnętrzne qi płynęło nieprzerwanie, ale Hua Cheng pochłaniał wszystko bez narzekania.

– To przez ciebie szło nam tak wolno, bo cały czas narzekałeś – zarzucił He Xuanowi Quan Yizhen. – Widzisz? Hua Cheng nic nie mówi, więc od początku szło mi tak samo dobrze jak tobie.

Dyrygent nie miał ochoty na zbędną dyskusję, więc po prostu skupił się, aby jego strumień nie był za wąski. Skoro nikt z nich dotychczas nie czuł dyskomfortu, nie zamierzał się powstrzymywać i, jak prosił go Mistrz Błyskawic, zamierzał oddać prawie połowę swojej mocy, by mieć to jak najszybciej z głowy.

Oczy Xie Lian wędrowały po drewnianych panelach, meblach, ścianach, ale nawet wtedy czuł na sobie drugi wzrok. Ten, od którego bez powodu robiło mu się gorąco, o wiele bardziej niż od połączonej energii trójki osób. Nie pomagały temu uczuciu także dłonie, które na nagich barkach może i się nie zaciskały w jakiś nieodpowiedni sposób, ale ciągle tam tkwiły, a Xie Lian dobrze wiedział, do kogo należą. Jego umysł to wiedział, jego zmysły, całe ciało... bo dotyk tej szczególnej osoby choćby najbardziej niewinny, zwyczajny, lekki różnił się od każdego innego. Nieporównywalny do niczego, co doświadczył w życiu. Całkowicie... zawładniający jego umysłem. Hipnotyzujący tak mocno, że bezwiednie przesunął delikatnie rozszerzone źrenice w utkwione w nim czarne oczy. I nie mógł już ich oderwać.

Przepadłem... – uświadomił sobie.

Dłonie reportera były delikatne, lecz gorące. Patrzył na niego, jak nikt wcześniej, Jego usta były lekko rozchylone i wyglądały na bardzo miękkie i jedwabiste. Skórę miał jasną, czystą, bez skazy, a ramiona szerokie, bezpieczne. Pierś lekko falowała od oddechów, ale z jego ciała wydobywała się niewidzialna energia, która otaczała go jak powłoka, tarcza, lecz im dłużej ich oczy wpatrzone są w siebie, tym stawała się ona szersza, gorętsza, bardziej wzburzona, prawie jakby... miała zaraz go pochłonąć.

Ruoye poruszył się niespokojnie na panelach, Xie Lian otrząsnął się i skupił na tym, co robili.

– Hua...

– Wszystko w porządku.

He Xuan wyczuł, że coś jest nie tak, ale Xie Lian zareagował jeszcze szybciej. Przerwał mu wypowiedź, a w międzyczasie przytknął palec do piersi reportera, rysując na niej opuszkiem kilka znaków i przykładając otwartą dłoń. Zamknął oczy, całkowicie skupiając się na krążącej w nich obu energii. Moc demona powoli się przebudzała przez zawirowania różnych qi i zaczął działać wrodzony system obronny. Xie Lian właśnie starał się go uspokoić.

Dłonie dwóch mistrzów odsunęły się od wrzącego ciała, starając się zachować spokój i opanowanie.

– Zdrowo przesadziliśmy – mruknął He Xuan, siadając płasko na podłodze i biorąc kilka głębszych wdechów.

Quan Yizhen nie był lepszy. Padł na plecy, nie będąc w stanie nawet podnieść ramienia, żeby rękawem koszulki przetrzeć spoconą twarz.

– Cholera, chyba wycyckał mnie do cna – wysapał.

– Sam mu wszystko oddałeś i nie zwalaj na nikogo winy – upomniał go ostro.

Chłopak zaczął się śmiać, ale nadal nie mógł podnieść się z podłogi.

– Xie Lianie, dasz radę go ustabilizować? – zapytał mistrz Czarnych Wód. Nie wyglądał, jakby miał siłę pomóc, ale był wszakże mistrzem. Jeśli zaszłaby taka konieczność, szybko stworzy odpowiednią pieczęć, aby pomóc Hua Chengowi, któremu we dwójkę przekazali prawie całą swoją energię.

O wiele za dużo.

– San Lang poradzi sobie sam – odparł cicho pytany mężczyzna. – Ja tylko odrobinę mu pomogę. – Wziął głębszy wdech. – Możecie wracać. Dziękuję za pomoc.

He Xuan zerknął na pełną skupienia twarz Xie Liana, którego brwi odrobinę się marszczyły, a potem popatrzył na napięte mięśnie barków i pleców reportera.

Skinął głową na zgodę.

– Zostawiam to w twoich rękach – powiedział, wstając i podnosząc z podłogi ciężkie ciało Quan Yizhena. Przerzucił sobie jego ramię za szyję. – Przepraszamy za problem.

Tylko tyle mógł powiedzieć, wychodząc i zamykając za ich dwójką drzwi. Przyłożył do nich dłoń i pozostałą mu resztką energii otoczył pokój barierą.

Kto by się spodziewał, że nie tylko Hua Chenga można tu nazwać demonem...

– Ugh! – jęknął przy jego uchu Quan Yizhen, na co dyrygent prawie go upuścił.

– To twoja wina, że doprowadziłeś się do takiego stanu, więc teraz weź się w garść i nie każ mi słuchać twoich narzekań.

– Nie czuję nóg.

– Zacznij używać mózgu. Na co ci nogi, jak w głowie masz pustkę – upominał go, pomagając iść. – Kto normalny oddaje całą qi?

– Ha, ha, bo nikt nie narzekał, a ja chciałem się zmierzyć z Mistrzem Błyskawic zanim wyruszą.

– W takim stanie nie ruszysz się z łóżka do jutra.

– Wystarczy, że zjem coś dobrego i...

Dwójka zataczających się jak upojonych alkoholem mistrzów szła do swoich pokoi. Obaj przesadzili z "pomocą". Chcieli mieć to już za sobą, ale nie podejrzewali, że nawet połączona energia trójki silnych kultywatorów nie wystarczy, aby taka niepozorna osoba jak Xie Lian uzupełniła swoje braki.

Nawet nie w połowie.

Prawdziwe demony.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro