Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

47. Nie zawsze wierz w to, co spisano na stronach podręczników

W związku z okolicznościami, przez które jutro nie będę mogła wystawić rozdziału na czas, udostępniam dzień wcześniej.

Udanego czwartku i długiego weekendu!

Asimarek

* * * * * * *

Siódemka osób siedzących przy stole milczała, dopóki Mistrz Błyskawic nie zajął wolnego miejsca. Przysunął krzesło do węższej krawędzi, usadawiając się obok Xie Liana i He Xuana, którzy siedzieli blisko dwóch naroży. Yushi Huang nalała herbatę do pustego, ósmego kubka i podała go mężczyźnie. Skinął głową w podzięce i od razu się napił, cicho wzdychając. Wyglądał na zmęczonego i z jakiegoś powodu poirytowanego.

– Przepraszamy – odezwała się alchemiczka, pochylając głowę. – Mistrz Błyskawic ma rację. Nie powinniśmy wyrażać się negatywnie o tym, czego nie doświadczyliśmy lub nie widzieliśmy na własne oczy.

– Nie ma za co przepraszać – wtrącił się He Xuan, ściągając na siebie uwagę wszystkich przy stole. – Nie przytoczono tu innych wiadomości poza tymi aktualnie dostępnymi w księgozbiorach. Nikt z nas nie widział tego na żywo. Nie był obecny podczas wojny. Za to może Mistrz Błyskawic nas oświeci, udostępniając swoją sławną kronikę? Jeśli twoja osoba widziała tamte wydarzenia, na pewno wszystko dokładnie zapisałeś.

Choć dyrygent nie brał udziału w poprzedniej rozmowie, teraz stanął po stronie jej uczestników. Ponadto jego ton był wyniosły i odrobinę cyniczny. Wyglądał, jakby specjalne się odezwał, żeby dopiec Mistrzowi Błyskawic.

Mężczyzna w szacie z pięknymi złotymi haftami piorunów zmierzył go ostrym spojrzeniem, na co He Xuan odpowiedział tym samym.

– Mały Lord nadal chowa do mnie urazę, że poprzednio trochę podroczyłem się z tobą i tym uroczym skrzypkiem? – zapytał całkowicie zmienionym tonem. Lekkim, pełnym niekrytego rozbawienia. Nawet się uśmiechnął. – Zniknąłeś bez pożegnania, więc to oczywiste, że nie mogłem tego łatwo zapomnieć.

– Mistrz Błyskawic musiał się naprawdę nudzić, skoro wybrał sobie tak prymitywny sposób na zwrócenie na siebie mojej uwagi. Może czas już przejść na emeryturę? – Słowa He Xuana były przesiąknięte sarkazmem, który wszyscy dobrze słyszeli. Zastanawiali się też, jakie granice droczenia się ma słynny Kronikarz.

Widać, że dobrze znał osobę o złotych oczach, ponieważ od razu odpowiedział:

– A czy ostatnio mistrz Czarnych Wód nie był zbyt pewny siebie, zapominając, że nie możemy patrzeć jak koń z klapkami na oczach tylko przed siebie, lecz musimy użyć trochę więcej wyobraźni, aby być świadomym swoich słabych punktów i zadbać o nie?

Ewidentnie kłócili się o Shi Qingxuana, uważając go za idealną kartę przetargową w ich małej słownej utarczce, a nieświadomy niczego chłopak grał właśnie własną wersję Czardasza, którego He Xuan uwielbiał słuchać. Zwłaszcza w jego wykonaniu. Tylko z tego powodu dał sobie spokój z dalszym dopiekaniem przyjacielowi. Bo co by nie sądził o wiekowym mistrzu, łączyła ich prawdziwa, choć nieco oschła, nieco pokręcona i nieszablonowa przyjaźń.

– Podziękowałem już za pomoc, Mistrzu Błyskawic. Jestem ci wdzięczny, że się pojawiłeś.

Mężczyzna machnął palcami, jakby to nie było nic istotnego i kolejny łyk herbaty upił z jeszcze szerszym uśmiechem błądzącym po ustach.

– To był tam Mistrz Błyskawic czy nie? – dopytywał Quan Yizhen, który przysłuchiwał się ich rozmowie z zainteresowaniem.

– Jeśli pytasz, czy w mojej Kronice są zawarte informacje na temat tego, co dokładnie się zdarzyło dwieście lat temu, moja odpowiedź brzmi: Nie.

– Czyli nie widziałeś tej epickiej walki między dwoma bestiami?

Mistrz Błyskawic spoważniał.

– Nie.

– A jak pojmali Fang Xina?

– Również nie widziałem i nie uczestniczyłem w pojmaniu generała Fang Xina.

– Czytałam, że Królestwo Ognia Wuyong przeprowadziło jego egzekucję. To prawda?

Mężczyzna popatrzył na pytającą o to Yushi Huang.

– Tak mówią zapisy w księdze egzekucyjnej Królestwa Wuyong, ale także nie byłem wtedy obecny.

Wszyscy na chwilę umilkli, analizując usłyszane informacje.

– Czy mogę zadać mistrzowi inne pytanie? – Yin Yu patrzył na niego, a widząc potwierdzające kiwnięcie głową, zaczął: – Już nie pamiętam kiedy i kto mi o tym powiedział, bo później nie znalazłem innej wzmianki w żadnych zbiorach, ale podczas najkrwawszej z bitew mierzyli się ze sobą podobno dwaj najznamienitsi generałowie. Z Królestwa Wuyong oraz Królestwa Xianle. Obecni byli także wojownicy z Xuli i Tonglu, ale nikt nie dorównywał tamtej dwójce.

– To akurat wiadomość, którą można znaleźć, jak wie się, gdzie szukać, Yin Yu – delikatnie podkreśliła kobieta.

– Wiem, chodzi mi o to, czy prawdziwa tożsamość tej najsilniejszej dwójki naprawdę nie była znana? Po wojnie ich imiona mogły zostać zatarte lub zapominane, ale podobno nawet w tamtym czasie nikt nie wiedział, kim są.

– Jak to możliwe? – Pei Ming pochylił się bliżej Yin Yu i nawet on wyraził swoje zainteresowanie. – Jeśli walczyli dla dobra swojego kraju, dowodząc wielotysięcznymi armiami, to nie mogli być osobami-widmo. Musieli wydawać rozkazy, pokazywać się, ktoś na pewno widział ich podczas walki, posiłków albo ich najbardziej zaufani ludzie na treningach...

– Nie – odezwał się Mistrz Błyskawic. Siedzący obok Xie Lian spuścił wzrok na swój kubek, natomiast reszta wpatrzona była w mężczyznę, czekając na jego dalsze słowa. Mistrz o srebrnych włosach oparł się o krzesło, nie patrząc na nikogo i kładąc powoli dłoń na stole. – Starszy mistrz szczytu Qi Ying ma rację. Nikt nie wiedział, kim była ta dwójka.

– Czyli co? Po prostu nikomu nie powiedzieli swoich prawdziwych imion, więc nazywano ich zwyczajnie generałami? – Nawet taka osoba jak Quan Yizhen spoważniała.

– Nie znano ich tożsamości, bo nigdy nie zdejmowali masek – odpowiedział. Upił herbatę, zwilżając usta i zaczął opowiadać: – Obaj na polu bitwy wyglądali podobnie. Białe stroje, niezłomna postawa, nieustraszeni, niezwykle silni, o nieokiełznanej mocy, która niemal nie miała granic. W obu krajach takie krążyło o nich przekonanie i pod tym względem wydawali się identyczni. Różnili się jednak charakterem. Również na polu bitwy żadna ze stron nie miała problemów, by wskazać swojego generała. Generał Królestwa Wuyong przywdziewał białą maskę, w połowie uśmiechniętą, w połowie smutną. Krążyły pogłoski, że kocha walkę, stąd uśmiech. Jednak nigdy nie cieszył się nią długo, bo był zbyt silny, dlatego smucił się, że nie może spotkać godnego przeciwnika i zmierzyć się z nim w pojedynku na śmierć i życie. Walka była dla niego sensem egzystencji, stąd te dwa skrajne uczucia, które nie pozwalały mu zaznać spokoju. To temperamentna dusza, która po zyskaniu zbyt dużej mocy, nagle nie widziała już przed sobą celu. Ten mężczyzna służył swojemu królestwu bez słowa sprzeciwu i zawahania, niejednokrotnie wpadając na polach bitwy w amok i rozgramiając wszystkich wokoło.

– A drugi generał?

– Generał Królestwa Xianle, zwany Fang Xinem – wymówił to imię mocnym głosem.

– Demon w ludzkiej skórze, który doprowadził do końca swojego kraju? To ten sam? – upewniał się Quan Yizhen, w ogóle nie biorąc do siebie wcześniejszych ostrych słów Mistrza Błyskawic o obrażaniu ludzi, których nie znał.

On jednak tym razem go nie upominał, mając na uwadze niedawną wymianę zdań z He Xuanem i mówieniem głośno o informacjach zawartych w księgach. Dlatego nie wrócił do tego, tylko odpowiedział:

– En, ten sam – potwierdził, a potem dodał swoje zdanie na jego temat: – To człowiek o spokojnym usposobieniu, nikogo nigdy nie zostawiał w potrzebie, cenił ludzkie życie, choć także przelał w swoim życiu krew. Nie lubił walczyć. Wolał rozwiązania pokojowe.

– Ale przecież był silny. Dlaczego więc tego nie lubił? – zagadnął znów Quan Yizhen.

– Źle to nazwałem. Walkę miał we krwi i nigdy jej sobie nie odmawiał, o ile nie prowadziła do czyjejś śmierci. Nie wierzył w wojny oraz że mogłyby coś zmienić, ale nawet on nie mógł nic zrobić, żeby im zapobiec. Mówiono, że dla innych miał złote serce – uśmiechnął się – i z tego powodu jego maska także była złota.

Jeden z kubków głośno stuknął o stół, wyślizgując się spomiędzy palców. Osoby w jadalni przeniosły wzrok na Hua Chenga, który zdążył przytrzymać naczynie, aby się nie przewróciło.

– Nic ci nie jest, San Lang? – zapytał Xie Lian, patrząc na jego twarz.

Reporter zacisnął usta, by po sekundzie unieść usta w niepewnym uśmiechu.

– Ach... Tak... Nie, nic mi nie jest. Byłem nieostrożny...

– Hua Cheng na pewno zazdrości, że ostatnio nie miał takich masek jak ci starzy generałowie tylko zwyczajne, lisie – rzucił mu Quan Yizhen, unosząc kącik ust. – Ale to, co mówi Mistrz Błyskawic, jest świetne. Bo jakby pomyśleć, że...

W czasie, kiedy chłopak oraz inne osoby przy stole nadal rozmawiały głośno o wojnie sprzed dwustu lat i walkach, Xie Lian złapał pod blatem za dłoń Hua Chenga. Skóra reportera była zimna i lekko wilgotna, ale tak samo drugiego mężczyzny.

Obaj mieli świadomość, że druga osoba "wie".

Dla Xie Lian zachowanie reportera jasno wskazywało, że połączył fakty. Zresztą... byłby zdziwiony, gdyby tego nie zrobił. Dotąd wiedział o nim tylko tyle, że był królewskim synem, który podczas jednej z walk uratował mu życie. Informacja o generale Fang Xinie była tajemnicą, z którą nigdy się nie zdradzał. Ledwo kilka osób o tym wiedziało, w tym Mistrz Błyskawic. Jednak jeszcze mniej chodziło po świecie osób znających prawdziwe oblicze generała Królestwa Wuyong. Podejrzewał, że, oprócz niego, tylko jedna osoba. Kiedyś miał nadzieję, że nie żyje, ale teraz był prawie pewny, że to ona za wszystkim stoi.

Złapał mocniej dłoń i lekko uśmiechnął się do siebie.

Oto ja – Książę Królestwa Xianle, Xie Lian, o drugim obliczu – generała królestwa, Fang Xina dzierżący niesławne, destrukcyjne czarne ostrze – przeklęty miecz Fangxin.

Dobraliśmy się naprawdę dobrze, wiesz, Ruoye – przeszło mu przez myśl. – Dziś i ja, i on mamy tak złą reputację, że mogą nazwać nas panami zniszczenia.

Ale imiona wcale nie były dla niego ważne. W tym momencie wiedział o nim jeszcze Hua Cheng, więc nic nie stało na przeszkodzie, by domyślił się, iż informacje, krążące po świecie są nieprawdziwe. Miał nadzieję, że wywnioskuje, iż to faktycznie nie on, książę Xie Lian, dopuścił się takich okropieństw, o jakie oskarżali generała Fang Xina.

Będzie musiał z nim później o tym porozmawiać i w końcu wyjaśnić tę kwestię.

Jednak u reportera największe poruszenie nie wywołała informacja, że Xie Lian jest niezwykle silny, lecz uświadomienie sobie, z jakim rodzajem ran na nadgarstkach żyje od dwustu lat.

Przez chwilę czuł prawdziwą wściekłość na ludzi, którzy byli za to odpowiedzialni. Za skrzywdzenie go, wykorzystanie, obarczenie winą za rzekome morderstwo rodziny, za przegraną wojnę Królestwa Xianle, za... za tak wiele niesprawiedliwych czynów, że nawet nie wiedział od czego zacząć.

Znak ognia w szkatułce – przypomniał sobie.

I tu dochodził do kolejnego wniosku: skoro najwięcej zyskało na wojnie Wuyong i symbol ich królestwa odkryli w podziemiach, ono było na szczycie listy krajów, które za tym stały.

To by też znaczyło, że Yushi Huang ma świadomość, że rany są nieprzypadkowe i może myśleć, że Gege to zła osoba... – uświadamiał sobie. – Jeśli nie powiedział o tym mi, a widziałem wtedy jego twarz, ukrycie swojej tożsamości jako generała Fang Xina musi być dla niego ważne... Tylko... dlaczego otrzymał najgorszą spośród kar, jeśli był niewinny?

Chciał o wszystko wypytać: o przeszłość, co to wszystko znaczy, kto za tym stoi, kto pociąga za sznurki i jakie są teorie Xie Liana.

Zerknął na Mistrza Błyskawic, który w tym samym momencie popatrzył na niego i ledwo zauważalnie pokiwał głową na boki. Jakby czytał w jego myślach, wiedział o wszystkim i nie chciał, aby głośno poruszano ten temat.

Reporter zacisnął usta. Wziął głęboki oddech, rozluźniając się, dotleniając, wyrównując przepływ krwi i wzburzonego emocjami qi.

Uścisnął dłoń, która go trzymała i napisał na niej:

"Wszystko w porządku, Gege".

Rozmowa o demonach już od dawna go nie ruszała. Nie przejmował się, co inni sądzą o takich jak on, choć oczywiście nie mógł udawać, że nie słyszy, iż jest "podstępną istotą". Yushi Huang, Ban Yue czy Pei Xiu nigdy nie powiedzieli o nim złego słowa. Nie dali mu odczuć, że jest gorszy lub czują się zagrożeni w jego towarzystwie. Tym bardziej Xie Lian, który ryzykując własne życie, uratował go. Dlatego mógł w przeszłości przeklinać swoje pochodzenie, ale prawda była taka, że to dzięki byciu demonem przeżył po dzień dzisiejszy. A nawet miał przy sobie osobę, przy której stawał się szczęśliwy, odczuwał różne skomplikowane emocje, lecz wyłącznie pozytywne. Kiedy mógł na niego patrzeć, uśmiechać się, słuchać, dotykać, czuć ciepło jego ciała i bicie serca, który obejmował go jak dwieście lat temu – wypełniając jego pierś nadzieją, mając świadomość, że przy nim może być sobą, a zostanie zaakceptowany, obroniony.

Teraz zdradził się z emocjami, co niezwłocznie dostrzegł Xie Lian.

"Wyglądasz blado, San Lang" – napisał.

Reporter obrócił twarz w jego stronę i uśmiechnął się ciepłej.

"Gege, czyżbyś przyglądał mi się tak uważnie, że dostrzegasz takie szczegóły?"

Usta Xie Liana uchyliły się, jakby chciał natychmiast zaprzeczyć. Wnet je zamknął, uświadamiając sobie, że prawie wpadł w sidła zastawione przez tę przebiegłą osobę!

Przekręcił jego dłoń i napisał na niej:

"San Lang specjalnie chciał odwrócić moją uwagę od siebie".

"Nie udało się?".

"Nie, nadal się martwię".

"Tak samo ja o Gege. Twoja dłoń jest tak samo zimna jak moja, brwi masz zmarszczone bardziej niż zazwyczaj" – pisał i pisał, a jego znaki stawały się coraz bardziej pochyłe i prawie nieczytelne. – "Oddychasz powoli, jakbyś starał się wewnętrznie uspokoić, a twoje ciało jest napięte jak struna. Mam wymieniać nadal?".

Zaskoczony wzrok oraz lekki rumieniec na policzkach były wystarczającą odpowiedzią.

Poza ich dwójką osoby przy stole prowadziły debatę, więc na nich nikt nie zwracał uwagi. Korzystając z okazji, Hua Cheng przechylił się na bok i złączył ich ramiona. Jego umysł był pełen informacji i jeszcze nie uporządkował sobie wszystkiego, lecz nie mógł zapomnieć, że obok jest osoba, która bardziej potrzebuje teraz wsparcia niż on. Jemu mogło nie przeszkadzać, jak ludzie mówili o demonach, w końcu sam nim był. Dawno uodpornił się na takie określenia, ale nazwanie najszlachetniejszej osoby jaką poznał takimi słowami bardzo mu się nie podobało. Żałował, że nie znał wcześniej prawdy o nim i nie zareagował jak Mistrz Błyskawic, skutecznie ucinając nieprzyjemną rozmowę.

Xie Lian obrócił rękę reportera, po czym napisał ostatnie pytanie:

"Czy chciałbyś później ze mną porozmawiać?".

"Z największą przyjemnością, jeśli Gege naprawdę nie ma nic przeciwko".

"Nie mam".

– Czy Mistrz Błyskawic dowiedział się czegoś od człowieka, którego pojmała Czcigodna Uzdrowicielka? – zapytał Xie Lian, kiedy rozmowa o wojnach i innych kataklizmach się zakończyła.

– Niestety nie. Okazał się tylko małym szczurem podążającym za Qi Rongiem. Dostał informację, że jeśli Yushi Huang opuści apartament, ma się nią zająć, nie robiąc jej krzywdy, a jego ludzie mieli pojmać Shi Qingxuana i jego także sprowadzić, aby He Xuan sam oddał się w ich ręce.

– Qi Rong zorientował się, że nie przyjdę po własnych asystentów bez pomocy? – spytała kobieta.

– Nie on. Podobno osoba, która zorganizowała to miejsce, pomoc gangów oraz obmyśliła plan porwań kultywatorów, przewidziała, że nie wszystko może pójść gładko. Stworzyła wiele planów działania, dlatego czekali tylko, aby wprowadzić w życie odpowiedni do sytuacji.

– Czy mogłaby być to ta sama osoba, którą podejrzewamy o biegłość w sztuce tworzenia barier i zabranie z naszych rąk strażnika?

– Prawdopodobieństwo jest wysokie. Z jej inteligencją pasowałby do biegłego stratega.

Mistrz Błyskawic popatrzył na alchemiczkę i odpowiedział jej na niezadane pytanie, choć z jej twarzy można było łatwo wywnioskować, o czym cały czas myślała.

– Nie musisz się przejmować tamtym mężczyzną – odezwał się. – Nie zabiłem go. Trafił na jeden ze szczytów, gdzie zostanie sprawiedliwie osądzony.

– Nigdy nie wątpiłam w mistrza dobre intencje. Wybacz, jeśli odniosłeś takie wrażenie, kiedy zabierałeś go na własne przesłuchanie – odpowiedziała, choć w głębi duszy ulżyło jej.

– Nie ma o czym mówić. Twoje poczucie winy jest niepotrzebne. Temu mężczyźnie należy się kara, którą będzie pamiętał długo. Wierzę w sprawiedliwość, choć zdarza mi się samemu ją wymierzyć, gdy zwykły człowiek staje się ofiarą.

He Xuan przypomniał sobie zakrwawiony apartament i pomyślał, że gniew tego człowieka nie wygląda tak spokojnie i lekko, jak brzmiały usłyszane właśnie słowa.

– A wy, co ustaliliście pod moją nieobecność?

Yin Yu streścił wszystko, o czym rozmawiali i do jakich wniosków doszli. Następnie przedstawił skład dwóch grup, które rozdzielą się ze swoją własną misją.

– Zmienimy to – rzucił Mistrz Błyskawic.

– Wyjątkowo się zgadzam – poparł go od razu He Xuan. – Nie będę tworzyć pary ani z Quan Yizhenen, ani Pei Mingiem. Chcę dopaść Qi Ronga własnoręcznie. On nasłał swoich ludzi na Shi Qingxuana, więc osobiście pofatyguję się po jego truchło. Zostawcie go mnie.

Srebrne włosy poruszyły się, kiedy ich właściciel pokiwał głową na boki.

– Wiem, Mały Lordzie, że zależy ci na oderwaniu jego głowy od reszty ciała, ale powstrzymaj chęć zemsty i przez chwilę pomyśl logicznie. Naszym głównym celem jest osoba silniejsza od tego psychopatycznego ścierwa, a jak go zabijesz, co jestem pewny, że zrobisz, jak tylko go zobaczysz, nie dowiemy się, kto za tym stoi.

– Nie daruję mu...

– Wcale nie musisz. Qi Rong to tylko mały, szatański pomiot. Przez sprawę Shi Qingxuana masz z nim osobisty zatarg, ale czy naprawdę chcesz sobie brudzić ręce takim śmieciem?

Złote i srebrne tęczówki spotkały się, mierząc intensywnie. Na blacie stołu palce He Xuan zacisnęły się, a po kilku długich sekundach rozluźniły. Decyzja została podjęta.

– Co więc proponujesz? – He Xuan nie lubił w niczym ustępować, ale jeśli faktycznie miałby dokonać na kimś zemsty, to Mistrz Błyskawic ma rację. Powinien celować wyżej. I wolał już towarzystwo beztroskiego i głupkowatego Quan Yizhena niż tego pewnego siebie, wkurzającego kobieciarza, którego miał po drugiej stronie stołu. Pei Minga, który dał się podejść w łóżku. Przez kobietę. W oczach mistrza Czarnych Wód było to po prostu żałosne.

Poza tym miał jeszcze jeden powód, aby się nie kłócić i jak najszybciej zakończyć ich obecne spotkanie – musiał upomnieć Shi Qingxuana, że zbyt częste granie "po swojemu" wytworzy w nim zły nawyk i podczas prawdziwego koncertu łatwiej będzie mu o pomyłkę.

Tymczasem Mistrz Błyskawic pozbywszy się jednego problemu – He Xuana – powrócił do uprzednio zaczętego tematu.

– Obecny podział nie jest dobry dla żadnej ze stron – oznajmił twardo. – Skoro wiecie, że Qi Rong będzie miał silną obstawę, co wam z posiadania tylko dwóch osób mogących walczyć na sto procent? – Nikt nie zrozumiał sensu jego słów, dlatego kontynuował: – Wielka Alchemiczka jest byłą nauczycielką Qi Rong, więc nie zaskoczy go w takim stopniu, aby mieć nad nim przewagę, a mistrz szczytu Ming Guang oraz starszy mistrz szczytu Qi Ying nie poradzą sobie sami ze wszystkimi utalentowanymi kultywatorami ze strony tamtej grupy.

– Dlaczego tylko Yin Yu i Pei Ming? Będzie jeszcze Xie Lian.

Mistrz Błyskawic spojrzał na Yushi Huang, mierząc ją wzrokiem.

– Nie wyczułaś, że ten człowiek nie nadaje się do walki?

– Owszem, ale zapewniał...

Mężczyzna westchnął, jakby dalsze tłumaczenie go męczyło.

– Jest głupi – powiedział. – I uparty jak stary osioł. Przez to jeszcze kilka dni musi dochodzić do siebie, zanim będzie mógł stanąć do walki, mając jakiejkolwiek szanse. W obecnym stanie nadaje się tylko do grzania łóżka. – Xie Lian cicho kaszlnął, a Hua Cheng zaśmiał się głośno. Mężczyzna nie zwracał na nich uwagi, oznajmiając: – Qi Ronga trzeba powstrzymać jak najszybciej, dlatego ja pójdę z wami.

Każda para oczu utkwiona był teraz w wysokim mężczyźnie, którego postępowanie mało kto potrafił zrozumieć. Zaskakiwał już od pierwszych chwil, kiedy postawił stopę w salwadorskim apartamencie, do teraz włącznie. Nikt dokładnie nie wiedział, co kryło się za jego postępowaniem.

Czy naprawdę zamierza osobiście im pomóc schwytać Qi Ronga, dotrzeć do osoby odpowiedzialnej za szereg ataków na kultywujących? Cała ta sytuacja musiała być bardzo poważna, jeśli podjął tak drastyczne i niespodziewane kroki.

– Mistrz osobiście chce nam towarzyszyć? – upewniała się alchemiczka. Nadal nie mogła w to uwierzyć.

– En. Ktoś ma coś przeciwko mojej osobie?

– Ależ nie, tylko...

– W takim razie postanowione – uciął, zamykając tym samym rozmowę. – Jeśli dziś namierzycie nowe laboratorium tego szaleńca, jutro wyruszamy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro