Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44. Już nie jesteś sam

Daleko na zachodzie od aktualnego miejsca pobytu szóstki kultywatorów, trójki alchemików, jednego skrzypka oraz magicznej wstęgi, w wysoką, nadgryzioną zębem czasu budowlę uderzył mocny podmuch wiatru. Drewniana okiennica na najwyższym piętrze otworzyła się i trzasnęła głucho o czarną, kamienną ścianę. Błyskawica przecięła niebo, a kolejna porcja chłodnego powietrza dostała się do środka. Przy otwartym oknie, obok masywnego, ale wiekowego biurka, w ciemności siedział mężczyzna. Kolano założył za kolano, a palce luźno splótł na wysokości piersi, trzymając je na obitych kaszmirem podłokietnikach. Poza była bardzo swobodna, choć nawet odrobinę nie odejmowało to temu osobnikowi dostojności i szlachetności, którą można było dostrzec na twarzy, gdy jasny błysk przecinał burzowe chmury na nocnym niebie, rozświetlając pokój.

– Panie, przybyłam.

W oknie na parapecie nagle pojawiła się postać odziana w czerń. Zeskoczyła na podłogę i ze spuszczoną głową czekała na rozkaz.

– Mów – poprosił mężczyzna w fotelu, nie zmieniając swojej pozycji.

– W Salwadorze doszło do walki. Straciliśmy stu jedenastu kultywatorów i oba gangi.

– "My" straciliśmy?

– Qi Rong, panie.

– Nie interesują mnie liczby, chcę wiedzieć, czy zrobił to, do czego się zobowiązał.

Zamiast odpowiedzieć, osoba w czerni podeszła do fotela i w skłonie, na wyciągniętych dłoniach podała czerwone pudełko.

– Jedno?

– En, panie.

Mężczyzna nie pokazał po sobie niezadowolenia lub zniecierpliwienia. Wziął szkatułkę i odstawił ją na biurko.

– Jaka grupa weszła w drogę Qi Rongowi? – zapytał bezbarwnym tonem. Nie wydawał się zaskoczony, że ludzie, którzy go o czymś zapewniali, nie dotrzymywali obietnic. Tym zajmie się później. Nie tolerował niesubordynacji, kłamstwa oraz braku efektów mimo zapewnień.

– To nie grupa, panie. Kilku kultywatorów oraz sama Czcigodna Uzdrowicielka.

Pochylona osoba nie kazała mężczyźnie czekać. Wyjęła spomiędzy materiału czarnych szat niewielki folder ze zdjęciami i kilkoma kartkami odręcznych notatek.

Podczas przeglądania treści kobieta wyjaśniała:

– Były mistrz Szczytu Qi Ying Yin Yu wraz z obecnym młodym mistrzem Quan Yizhenem. Czcigodna Uzdrowicielka Yushi Huang, mistrz Czarnych Wód He Xuan oraz dwójka niezidentyfikowanych kultywatorów.

– Niezidentyfikowanych? – zainteresował się.

– Są na ostatnim zdjęciu, panie. Obaj mieli lisie maski na twarzy. Pierwszy z nich nie pokazał swoich umiejętności. Drugi władał nieznanym mi magicznym przedmiotem. Wyglądał jak biały jedwab...

– Co powiedziałaś? – przerwał jej mocno. – Powtórz.

– Ostatnie zdjęcie, panie. Jest na nim dwójka mężczyzn i długi biały pas materiału. Niestety, nie udało mi się poznać jego pochodzenia. W sprawie mistrza Czarnych Wód, to nie ma go obecnie na swoich wodach, ale nadal przebywa tam stary mistrz.

– Odpuśćmy zajęcie wyspy. Czarne Wody to jego domena. Nie będziemy się z nim mierzyć na oceanie. To silny i nieprzewidywalny przeciwnik.

– Zrozumiałam.

– Kto jeszcze? – zapytał, przeczuwając, że to nie koniec niespodzianek.

Trzymał w dłoni fotografię, a na nieruchomych ustach zaczął pojawiać się uśmiech.

– Qi Rong pojmał Mistrza Szczytu Ming Gung Pei Minga, ale kultywatorzy go uwolnili, zanim wyciągnięto z niego energię. Odjechał z nimi. – Zrobiła kilkusekundową przerwę, bojąc się rozzłościć swojego pana kolejną wiadomością. Jednak to było jej zadanie, więc musiała je wypełnić rzetelnie i do końca. – Mistrz Błyskawic postawił także stopę na ziemi. Opuścił swój teren chmur i zabił już dwudziestu naszych.

– Mistrz Błyskawic – powtórzył.

Wstał i, mijając klęczącą u jego stóp osobę, podszedł do okna, spoglądając w zachmurzone niebo.

– Niech Qi Rong nadal pracuje nad rafinacją. Daj mu czego i ile chce. Jak ponownie nie podoła zadaniu, zabij go.

– Rozkaz.

– Co do tej dwójki, to wiem, kim jest mężczyzna z białym pasmem materiału. Nie musisz się nim przejmować. Jestem pewny, że sam do mnie przyjdzie. – Przyłożył dłoń do okna i delikatnie przesunął po gładkiej, zimnej szybie. – Dowiedz się, kim jest ten drugi. Na zdjęciu wyglądali, że są ze sobą blisko... – zamyślił się, a potem dodał: – Wykorzystamy to.

– Co sobie życzysz, panie.

– Dziękuję, Ling Wen, wracaj do swoich obowiązków.

– Tak jest! – odpowiedziała.

Natychmiast wstała i wyskoczyła przez otwarte okno w ciemność nocy.

Kilka minut później deszcz zaczął bębnić o dach i okna. Zbierało się na intensywną burzę. Mężczyzna stał, patrząc w dal, w deszcz zalewający opustoszałe miasto potokami wody.

– Ciekawe co zrobisz, Mistrzu Błyskawic, jak zobaczysz swojego drogocennego przyjaciela na skraju szaleństwa. – Wysunął dłoń na zewnątrz, a setki zimnych kropel od razu uderzyły w jego smukłe palce. – Zabijesz go, czy będziesz patrzył, jak jego moc pochłania kolejne królestwo. Tym razem, Xie Lianie, osobiście dopilnuję, żebyś już nigdy więcej się nie podniósł, nie spojrzał na świat i wyrzucił ze swojego słownika wyraz "nadzieja". Nareszcie oddasz mi swoje najskrytsze tajemnice i siłę, a ja dobrze je wykorzystam.

* * *

Hua Cheng i Xie Lian pozostali między budynkami aż do rana. Noc była bardzo przyjemna. Nie duszna, ale i nie chłodna. Po długiej rozmowie i wyjaśnieniu sobie wielu kwestii, między nimi zapanowała cisza, podczas której każdy miał czas na własne przemyślenia.

Kiedy Xie Lian zasugerował, że może powinni zmienić sposób siedzenia, żeby reporterowi było wygodniej, ten zaśmiał się, ale posłusznie spełnił jego prośbę.

Nie dostrzegł w porę tylko wesołego błysku w jego oczach.

Chwilę później wstali i rozścielili kołdrę na podłodze. Patrzyli pod gołe stopy, nie wykonując żadnego ruchu. Nie mieli pojęcia, jak powinni usiąść. Albo raczej Hua Cheng miał na to pomysł, ale był ciekawy, co zrobi jego przyjaciel. W końcu on pierwszy to zasugerował.

Xie Lian powiedział o zmianie pozycji tylko ze względu na wygodę drugiej osoby, ale patrząc teraz na miękki, biały materiał... jaką powinni zająć pozycję? Obok siebie, zachowując stosowną odległość, czy blisko, a może... może mogliby jak wcześniej...

Czuł rumieńce na twarzy, przypominając sobie czas, odkąd się obudził, który na długo zapadnie mu w pamięć oraz pocieszające ciepło "jego San Langa". Uświadomiwszy sobie, że znów pomyślał o tym mężczyźnie jako "jego", aż zapiekły go uszy, a wzrok uparcie błądził po wszystkim, tylko nie po osobie z młodzieńczą, przystojną twarzą.

Ku jego uldze, to właśnie Hua Cheng zdecydował za ich dwójkę. Podsunął kołdrę wyżej i usiadł mniej więcej w połowie. Drugą część zarzucił na plecy, którymi oparł się o konstrukcję łącznika. Powierzchnia bieli była na tyle duża, że w dalszym ciągu można było rozprostować nogi i cieszyć się jej miękkością.

– Zapraszam, Gege – powiedział, wyciągając do niego dłoń – wiem, że nie jest zimno, ale musimy uważać na wiatr, który czasami zawiewa z jednej lub z drugiej strony. – Widząc wahanie, uśmiechnął się i dodał: – Jeśli Gege usiądzie plecami do mnie, to w takiej pozycji San Lang nie zmarznie.

Mężczyzna chciał odpowiedzieć, że przecież nie jest tak zimno, żeby nadal musieli dzielić się swoim ciepłem, ale Hua Cheng ubiegł jego wypowiedź.

– Tak długo siedzieliśmy w tej pozycji, że teraz czuję, jakby mi czegoś brakowało... Wcześniej było mi tak ciepło i przyjemnie, że...

– Dobrze – zgodził się, ponieważ nie był w stanie odmówić wpatrującym się w niego czarnym oczom i coraz bardziej załamującemu się głosowi.

Złapał za wyciągniętą dłoń i, bez patrzenia na mężczyznę, usiadł tyłem między jego nogami. Wiedział, że dał się podejść, ale kiedy objęły go ramiona, ciągnąc w tył, zdołał tylko powstrzymać ciche westchnięcie.

Bez grubej kołdry ciało Hua Chenga było nieporównywalnie cieplejsze. Napięta pierś wydawała się twarda, do czasu kiedy oparł się o nią, układając też na cienkim materiale koszulki głowę – w rzeczywistości było mu bardzo wygodnie. Nie wiedział, co zrobić z dłońmi. Mógłby je spleść na brzuchu, ale tam już były przedramiona mężczyzny, a po dwóch stronach jego tułowia otaczały długie nogi. Nie miał więc wyjścia, jak właśnie na nich ułożyć łokcie, sam splatając palce między własnymi nogami. Osoba za nim nie upomniała go, więc z ulgą stwierdził, że wybrał dobre miejsce i nie sprawi nikomu kłopotu.

– Wygodnie? – zapytał Hua Cheng.

Xie Lian delikatnie się spiął, ponieważ nie pomyślał, że głowa mężczyzny może być tak blisko jego ucha. Aż poczuł ciepło jego oddechu.

– En, bardzo – odparł z udawaną lekkością. – A tobie? Teraz nie jest ci zimno?

– Z Gege jest mi idealnie – mruknął cicho. Niepokojące było, że miękki i delikatny głos oraz pozycja, w jakiej byli, coraz mocniej oddziaływała na łaskotanie w brzuchu.

Na szczęście po tej krótkiej wymianie zdań nie był już o nic pytany. Mógł się więc powoli uspokoić. Nie całkiem, bo namacalna bliskość drugiej osoby, jej unosząca się i opadająca pierś w akompaniamencie cichych oddechów, czarne włosy łaskoczące szyję, kiedy wiatr delikatnie je rozwiewał oraz przyjemny zapach ciała, nadal nie pozwalały całkowicie wyrzucić myśli, że "chciałby tak pozostać na długie godziny" lub "San Lang jest prawdziwym lisem, że mnie do tego namówił" albo jeszcze "będąc z tobą, zapominam o niechcianej przeszłości". Jednak był w stanie utkwić wzrok w horyzoncie, gdzie powoli pojawiała się łuna rozpoczynającego się dnia i poważnie pomyśleć o tym, czego się dowiedział.

W końcu miał o wiele lepiej naświetloną sytuację. Nie mógł zaprzeczyć, że był zmieszany, lecz równocześnie w jakiś sposób szczęśliwy.

Lżejszy na sercu.

Wyjaśniło się, dlaczego od ich spotkania czuł niewidzialną więź i otwartość, swobodę, ale i pewnego rodzaju słabość do nowo poznanego mężczyzny. Jego umysł na początku nie pamiętał go, lecz ciała i energii nie można było tak łatwo oszukać.

Uratował dziecko, które Wuyong wysłało na rzeź. Tak przedstawił to Hua Cheng. W tamtym momencie, dwieście lat wcześniej on sam po prostu nie chciał, aby ktoś jeszcze zginął. Na pewno nie niewinne dziecko. Nie obchodziło go, że miał kajdany świadczące o tym, że był demonem. To nadal tylko mały chłopiec. Zlękniony, zagubiony, mający przed sobą przyszłość, choć, mimo uwolnienia, nadal niepewną.

Wojny pochłaniały miliony istnień.

Widząc czarne, wpatrujące się w niego duże oczy, mogąc coś zrobić, ruszył bez większego zastanowienia.

I okazało się to najlepszą rzeczą, jaką zrobiłem w moim życiu – uświadomił sobie z uśmiechem.

– Jesteś na mnie zły? – pytanie padło tak niespodziewanie, że Xie Lian nie widział, czego mogło dotyczyć.

– Dlaczego miałbym być?

– Bo to ja namówiłem Gege, żeby poszedł spać – odparł smutno, zawieszając głowę na jego barku. – To przeze mnie cierpiałeś, płakałeś.

– Och, San Lang – jęknął zmieszany. Słabość, jaką czuł jeszcze nie tak dawno, przemijała i już był w stanie mówić o sobie z większą swobodą. – Mój koszmar nie ma z tobą nic wspólnego. Sam na niego zapracowałem i teraz po prostu muszę brać za to odpowiedzialność. W niczym, co zrobiłeś, nie ma twojej winy.

– Ale gdybym tak nie nalegał...

– Pewnie i tak bym zasnął – przyznał, ucinając jego sugestię, że coś mogłoby być jego winą. – Mistrz Błyskawic pomógł mi dziś z pewną sprawą, więc prędzej czy później i tak musiałbym się położyć, bo moje ciało i umysł były na skraju całkowitego wyczerpania.

– Mimo to przepraszam.

– Niepotrzebnie. Nie przepraszaj. To ja cię przepraszam, że widziałeś mnie w takim stanie. I dziękuję – delikatnie ujął jego lewą dłoń – za wszystko, co dla mnie robisz. – Przypominając sobie o bliźnie, położył na niej palce. – Ślad bardzo ładnie się zagoił.

– Miałem szczęście, którym się ze mną podzieliłeś, więc to także dzięki niemu spotkałem Yushi Huang na swojej drodze.

– Ha, ha, nie sądzisz, że przesadzasz z wychwalaniem mnie?

– Absolutnie. Wszystko, co dobre i spotkało mnie w życiu, to zasługa Gege i... – Xie Lian chciał coś powiedzieć, ale Hua Cheng mu nie pozwolił, głośniej mówiąc kolejne słowa – ...nigdy nie przestanę tego powtarzać.

Xie Lian zrobił naburmuszoną minę i przekręcił głowę, by z niezadowoleniem spojrzeć na niepokornego chłopaka. Dłonie Hua Chenga dotknęły pulchnych od grymasu policzków i lekko je ścisnęły, wywołując na twarzy wyraz całkowitego zdziwienia.

– Gege jest niesamowity i nic nie zmieni mojego zdania! – krzyknął radośnie i tak głośno, że jeśli ktoś był w okolicy, to na pewno ich słyszał. – Słońce wschodzi, Gege – powiedział, puszczając go i patrząc ponad ramieniem na zaróżowione niebo.

Xie Lian obrócił się, spoglądając w tym samym kierunku. Cieszył się, że wypieki na twarzy ukrywały jasne promienie.

– Posiedzimy jeszcze trochę, a potem zaproszę Gege na pyszne śniadanie. Co ty na to?

– Chętnie ci pomogę.

– Gege musi jak najwięcej odpoczywać – oznajmił twardo. – Nie będę mógł spojrzeć Mistrzowi Błyskawic w oczy, jeśli będziesz się przemęczał. W końcu zostawił cię pod moją opieką, więc posiłki zostaw mnie, a pomóc możesz, odpoczywając w łóżku i nic nie robiąc.

– To nie jest w porządku, żebyś musiał się wszystkim zajmować sam.

– Więc umówmy się, że jak Gege poczuje się naprawdę dobrze, to wtedy przyjmę twoją pomoc, ale nie wcześniej. Do tego czasu pozostaw wszystko w rękach San Langa.

– Dobrze – zgodził się z głośnym westchnieniem, zdając sobie sprawę, że po raz kolejny dał się przegadać.

Ramiona mocniej objęły go w pasie, a on zacisnął palce na ciągle trzymanym nadgarstku. Wspólnie obserwowali wschodzące słońce i rozpoczynający się dzień.

Mieli nadzieję, że lepszy i pierwszy z wielu, gdy przywitają go z uśmiechem.

Tej nocy dla Xie Liana coś się zmieniło. Coś niewątpliwie się zmieniło i zaczęło napełniać świat kolorami – radosnymi barwami. Nie zasłużył na nie, lecz widząc szczęście wymalowane na twarzy Hua Chenga, które wywoływał jego własny śmiech, nie potrafił z tego zrezygnować i go powstrzymać.

* * *

– Więcej boczku! – krzyknął Quan Yizhen, pałaszując jedzenie z talerza.

– Boczek jest tłusty, więc może lepiej usmażyć bekon? – zasugerował Shi Qingxuan, przeżuwając owocową sałatkę.

– A to nie to samo?

– Są z różnych części wieprzka. Bekon z górnej części tuszy, a boczek z dolnej.

– Serio?

Dwójka znalazła ze sobą wspólny język bardzo szybko. Shi Qingxuan wiele czytał o jedzeniu, bo lubił, kiedy Maestro odżywiał się właściwie, a że to właśnie jemu w domu przypadała rola gosposi, kucharki i sprzątaczki w jednym, dokształcił się w tym kierunku. Teraz mógł swobodnie tłumaczyć ciekawskiemu i wiecznie nienajedzonemu mistrzowi szczytu Qi Ying wiele ciekawostek ze świata kulinarnego, rozpoczynając właśnie od tematu bekonu i boczku.

Siedzący obok He Xuan spożywał posiłek w ciszy. Tak samo jak Yin Yu. Pei Ming także wydawał się zamyślony. W przeciwieństwie do nich alchemiczka i jej asystenci głośno rozmawiali o skomplikowanym procesie tworzenia antidotum na ukąszenie skorpiona, którego nawet kultywujący unikali. Jad potrafił sparaliżować ich na kilka sekund, a niektóre walki odbywały się tak szybko, że nawet ćwierć sekundy było ważne. Jeśli podczas pojedynków skupiano qi głównie w górnych częściach ciała, stopy pozostawały narażone na niespodziewany atak zwierząt. Zwłaszcza w krajach o ciepłym i wilgotnym klimacie. Pająki, węże, skorpiony – te niewielkie istoty potrafiły powalić nawet silnych przeciwników.

Pei Xiu czuł się już lepiej, więc także aktywnie uczestniczył w prowadzonej debacie. Jedynie Xie Lian nie był jeszcze w pełni sił, ale wiedział o tym tylko Hua Cheng. O dziwo, po zaledwie kilku godzinach spędzonych w jego towarzystwie nawet bez medytacji, jego energia powoli wracała, a puste ciało napełniało się ciepłem.

Dopiero po posiłku, kiedy zostali tylko we dwójkę w kuchni i myli naczynia, zapytał go o to.

– Czy San Lang przypadkiem nie podzielił się ze mną qi?

Mężczyzna stojący z nim ramię w ramię uśmiechnął się łobuzersko.

– Gege nie jest zadowolony z energii pochodzącej od demona?

– Ależ nic podobnego! Jak mogłeś tak w ogóle pomyśleć? Po prostu – kaszlnął, starając się brzmieć rzeczowo – nie prosiłem o pomoc. Nawet się nie spostrzegłem. Robiłeś to tak umiejętnie, że byłem pewny, iż po prostu mnie ogrzewasz... Ale nie ma potrzeby, żeby wykorzystywać swoją cenną energię na kogoś takiego jak ja!

– To akurat kwestia sporna, Gege. Na przykład ja nie widzę w tym nic złego, chyba że w twoich oczach jest to niewłaściwe.

– Nie, nic takiego, ale to zbyteczne. Kilka dni i sam się zregeneruję.

– Lecz nic się nie stanie, jeśli szybciej wrócą ci siły. Poza tym będąc przy tobie, czuję jakby moje qi nieustannie rosło i to naturalne, że się nim dzielę.

Xie Lian pragnął znów zaprzeczyć otrzymywaniu takich korzyści, ale drzwi do kuchni się otworzyły i wszedł przez nie wesoły Quan Yizhen.

– O, jeszcze tu jesteście?

– En. Pomagam San Langowi myć naczynia – odparł Xie Lian.

Chłopak wziął ze stojącej na stole miski jabłko i spojrzał na nie. Odgryzł kawałek i podszedł do Xie Liana, przyjacielsko klepiąc po plecach. Gorąc wlał się w drugie ciało, jakby wrzucono w niego musującą tabletkę, która szybko się rozpuszczała i wywoływała wzrost temperatury.

– Powinieneś jeszcze trochę odpocząć – rzekł niezwykle poważnie jak na niego. – Ta błyskawica wczoraj była mega, a ta czarna energia jeszcze bardziej przerażająca, ale chyba się przeciążyłeś.

Po tych słowach, jak gdyby nigdy nic, wyszedł.

Mężczyźni spojrzeli na siebie.

– Ja nic mu nie mówiłem... – Hua Cheng zaczął się tłumaczyć, ale Xie Lian od razu go uspokoił.

– Wiem, wiem... po prostu...

Jego kolejne słowa przerwało pojawienie się w drzwiach innej osoby. Tym razem był to He Xuan. Ze swoją chłodną, sztywną postawą i beznamiętnym spojrzeniem podszedł do Xie Liana i położył dwa palce na ramieniu. Gorący strumień wpłynął przez skórę do wnętrza, lecz, w przeciwieństwie do Quan Yizhena, przesłał qi spokojnym i zrównoważonym ciągiem.

Gdyby nie zdziwione spojrzenie skierowane z dwóch par oczu pewnie wyszedłby bez odezwania się, lecz zmienił zdanie.

Kiedy oderwał dłoń, wytłumaczył zwięźle:

– Mistrz Błyskawic kazał ci przekazać "nie jesteś sam".

Zmierzył reportera długim spojrzeniem i także opuścił kuchnię.

– Co to wszystko znaczy? – Xie Lian na głos wypowiedział swoje myśli.

W tym samym czasie Hua Cheng wytarł dłonie o ścierkę i objął od tyłu mężczyznę, śmiejąc się radośnie ponad jego ramieniem.

– Gege jeszcze się nie domyślił? – zapytał zadziornie, a jego dobry humor rósł tak szybko, jak zawstydzenie u drugiej osoby. – Mam konkurencję. I to nie byle jaką, bo samego Mistrza Błyskawic! – Xie Lian nadal nic nie rozumiał, ale wkrótce otrzymał wyjaśnienie: – Nie tylko ja wziąłem sobie na cel opiekę nad Gege. Twój dawny znajomy także się o ciebie martwi. Teraz naprawdę muszę się postarać, żeby wygrać twoje uznanie!

* * *

Do południa każdy był zajęty swoimi sprawami. Muzycy spędzali czas w sali z instrumentami, ćwicząc grę – całkowicie odcięci od świata i zamknięci w swoim własnym oraz otaczając się dźwiękami. Alchemicy szykowali wzmacniające mikstury, a ich nauczycielka uzdrawiające i regenerujące. Pei Ming, Hua Cheng oraz Quan Yizhen udali się po rzeczy do mieszkania, które zajmował reporter, a Yin Yu włamywał się do miejskiego monitoringu, policyjnego serwera oraz znalazł kilka częstotliwości radiowych wykorzystywanych przez gangsterów, na których prowadził nasłuch. Zbierał informacje z Salwadoru i ze świata.

Był ciekawy, jak policja zareagowała na apartament pełen krwi. Tak jak przewidział – nawet słowem nie wspomniano o sławnym dyrygencie, więc był pewny, że w nocy dobrze zatarł ślady. Nazwano to "wewnętrznym konfliktem grup przestępczych". Częste w Salwadorze, dlatego łatwe do uwierzenia.

W związku z zajętą przez dwa największe gangi częścią miasteczka na południu od stolicy sprowadzono wojsko. W asyście policji z całego okręgu przeprowadzili atak. Nie udało im się pojmać wszystkich, ale jeśli wcześniej salwadorskie więzienia były przepełnione, tak po tej akcji, którą nazwano "Czystką", miały wkrótce pękać w szwach. Yin Yi podejrzewał, że konieczne będzie wybudowanie kolejnego więzienia lub zaanektowanie nieużywanych budynków z przynależnym terenem i zaadaptowanie na placówkę więzienną.

Nie było to niemożliwe dla najniebezpieczniejszego kraju na całym globie.

Niestety, nie tylko na terenie Ameryki Łacińskiej Qi Rong mógł działać. Skoro tu mu się nie udało, istniało wysokie prawdopodobieństwo, że przeniósł się do kolejnego miejsca, choć nie był z tego powodu zadowolony. Zarówno porażka, strata "obiektów badań", przygotowanego miejsca pracy, jak i dużej grupy podległych mu ludzi działały na jego niekorzyść.

Może dzięki temu stanie się bardziej nieostrożny i się ujawni?

Silne emocje, jak na przykład złość, często prowadziły do popełnienia błędu, który rzutował na rezultacie prowadzonych działań. Były mistrz szczytu musiał tylko uzbroić się w cierpliwość i uważnie obserwować podejrzane ruchy na świecie. Do Salwadoru zaprowadziła ich Yushi Huang wraz z He Xuanem, ale teraz wszystko było w jego rękach.

Wraz ze odejściem Mistrza Błyskawic zniknął też pojmany przez Yushi Huang jeniec. Nikt nie wiedział, gdzie został zabrany. Czy przed oblicze prawa, czy może kilometry nad ziemię, aby ostatni raz spojrzał na świat. Mężczyzna nie zdradził nic istotnego poza imieniem osoby, dla której pracował – Qi Rong, ale to już wiedzieli, więc musieli poszukać innego źródła informacji.

Tylko Xie Lianowi nakazano odpoczywać i zabroniono mu pomagać komukolwiek, więc oddał się medytacji, czekając na powrót trójki mężczyzn z miasta.

Tak minęło kilka godzin.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro