Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40. Jasność przed mrokiem

Śniadanie trwało tak długo, aż wszyscy się najedli i z pełnymi brzuchami, prawie zmęczeni z przejedzenia rozeszli się do swoich pokoi. Pozostał tylko mistrz w granatowo-złotej szacie, Hua Cheng oraz Xie Lian. Reporter chciał na osobności porozmawiać z mężczyzną, z którym przyleciał z Japonii, ale właśnie stracił ku temu okazję.

Kiedy Quan Yizhen pomachał im i zamknął drzwi, Mistrz Błyskawic wstał z krzesła, zgarnął ze stołu dzbanek z herbatą i dwa kubki, po czym utkwił spojrzenie w Xie Lianie.

– Będę na dachu – poinformował, bez pytania mężczyzny, czy ma teraz ochotę na wspomnianą wcześniej rozmowę, czy może woli odpocząć, co także mu zasugerował.

Wyszedł, cicho zamykając drzwi i, zanim Xie Lian wstał, ruszając za nim, reporter przed nim stanął. Martwił się, choć nie wiedział dokładnie czym. Może zaczęło się to, odkąd zobaczył krew na jego dłoni jeszcze poprzedniego wieczoru w apartamencie lub pod ziemią, gdy zastawiono na nich pułapkę.

Po jego zachowaniu, spojrzeniu, reagowaniu na dotyk domyślał się, że w przeszłości musiało spotkać go coś złego. Zachowywał ostrożność, nie wykonywał pierwszego kroku i sam nie przekraczał strefy osobistej drugiej osoby. Na szczęście im więcej czasu ze sobą spędzali, tym częściej nawet na przytulenie nie reagował wzdrygnięciem. Potrafił się w niego wtulić albo, jak dziś przy śniadaniu, przez pół godziny siedzieli, trzymając się za ręce. Nic na nich nie pisali. Po prostu siedzieli, rozmawiali, słuchali innych i śmiali się, lecz ich palce, jedne na drugich, obejmowały się, nie chcąc puścić.

To wszystko, zdaniem dziennikarza, szło w bardzo dobrym kierunku.

Mimo to martwił się. Po słowach Mistrza Błyskawic dotarło do niego, jak wielu rzeczy nie zauważa, a on zobaczył to ledwo po spojrzeniu na niego i przywitaniu. Czy już kiedyś się spotkali, czy nie, to nie inny mężczyzna powinien mu mówić, że ma dbać o Xie Liana. Powinien sam to zrobić. Odciążyć go, pocieszyć lub rozśmieszyć, znaleźć sposób, by położyć go do łóżka, żeby wyspał się – naturalnie zregenerował i dał odpocząć ciału oraz umysłowi.

Na pewno nie ratował jego...

Kolejny i kolejny raz, podczas gdy on nadal bał się wyjawić prawdę o sobie. Zaakceptowała go Yushi Huang i dwójka jej asystentów, ale nie miał pewności, że jest na tyle ważny dla Xie Liana, aby on także to zrobił i nie zmienił sposobu patrzenia na niego przez to kim jest.

Teraz stał przed Xie Lianem i nie wiedział, co chce mu powiedzieć, choć chciał na tak wiele tematów z nim porozmawiać i je wyjaśnić.

Otworzył usta, lecz tylko po to by zaraz je zamknąć.

Nie rozumiał, dlaczego miał pójść do obcego mężczyzny, o czym miałby z nim rozmawiać i czy na pewno nic mu się nie stanie? A jeśli... a jeśli zamiary Mistrza Błyskawic jednak nie były dobre? Mogła to być najsprawiedliwsza osoba na ziemi, ale i tak nie mógł przestać o tym myśleć i się zamartwiać.

Cokolwiek pragnął, nie mógł mu tego zabronić i zatrzymać go tu siłą.

– San Lang?

Glowa Xie Liana skierowana była w górę na stojącą osobę, a jego brwi odrobinę zmarszczone.

Nie umiał spojrzeć mu prosto w oczy i także nie umiał zachować spokoju.

– Ach, Gege – westchnął cicho, kucając i kładąc głowę na jego kolanach. – Gege, Gege... – powtarzał.

Chciałby ukryć się w jego ramionach, zapomnieć o walce, zapomnieć o problemach, o ludziach, którzy ich otaczali lub ich aktualnie szukali, chcąc zabić lub uprowadzić i wykorzystać. Marzył o tym, aby zapomnieć o całym świecie i po prostu tak trwać godziny, a najlepiej całe dni.

Objął rękami jego plecy i przesunął czoło wyżej – na złączone uda. Materiał spodni był szorstki, ale ciepły, a dłoń, która pojawiła się na jego głowie zaskakująco delikatna i czuła. Xie Lian zaczął go głaskać, nie ruszając się z miejsca i nie odsuwając od niego.

– Jesteś zmęczony po przygotowaniu śniadania? – zapytał. – Napracowałeś się i było przepyszne – powiedział ciepło, wsuwając opuszki w głąb włosów i masując nimi skórę głowy. – Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem okazję jeść coś przygotowanego przez drugą osobę. Na dodatek w takim towarzystwie.

– Smakowało ci, Gege? – Hua Cheng był wdzięczny za słowa pochwały, choć szykowanie posiłku i wspólne jego spożywanie wcale go nie wykończyło. Wprost przeciwnie, dodało mu jeszcze więcej pozytywnej energii.

– Bardzo. Chciałbym częściej tak jadać – przyznał ciszej.

– Nie widzę żadnych przeciwwskazań – rzucił ze śmiechem, przekręcając głowę na bok i pozwalając, by dłoń dotknęła jego skroni. Przesuwała włosy z twarzy za ucho i jasnobrązowe tęczówki przesuwały się wraz z nimi. – Dla ciebie mogę robić każdy posiłek i kiedy tylko zgłodniejesz.

– Nie mógłbym cię o to prosić.

– Ależ nawet nie musisz prosić. Zrobię to, bo chcę. – Przymknął powieki, ciesząc się z obecnej chwili, choć wiedział, że nie mógł tak długo pozostać.

– Wolałbym, żebyś więcej odpoczywał.

– Pfft! Gege mówi mi takie słowa? Dobrze wiemy, który z nas jest na nogach całą dobę i nas chroni.

– Takie coś mnie nie męczy.

– Gege, nawet drzewa nie są wieczne, a każdy przedmiot ma swoją wytrzymałość. My jesteśmy tylko ludźmi. Musimy spać i odpoczywać, żeby się nie zepsuć. A Gege należy się spokojny sen jak nikomu innemu.

Palce z głowy zsunęły się na kark, a potem na plecy, gdzie czarne włosy były gęste i mocne.

– Będę więc odpoczywał, kiedy nadejdzie właściwa chwila – rzekł cicho.

– Czyli dzisiejszy wieczór ogłaszam "właściwą chwilą" – wypowiedział oficjalnie. – W związku z tym zgłaszam się, aby osobiście zaprowadzić Gege do łóżka i trwać przy nim dopóki nie zaśnie. – Zrobił kilkusekundową przerwę, kiedy Xie Lian dopiero przyswajał sobie prawdziwość usłyszanych słów, po której radośnie kontynuował: – Hm? Nie ma więcej chętnych na moje stanowisko, więc z radością informuję, że Gege jest dziś na mnie skazany, aż do zaśnięcia.

– Cwany jak zawsze.

– Przykro mi Gege to mówić, ale zostałeś przegłosowany.

– Czyżby? Myślałem, że jest jeden do jednego. Ty kontra ja.

Śmiech reportera brzmiał wesoło i miękko.

– Tym razem się pomyliłeś, prawda, Ruoye?

Biała szarfa wyleciała z rękawa białej koszuli na guziki, którą miał na sobie, i zawisła w powietrzu nad plecami Hua Chenga.

– Ruoye...? Naprawdę uważasz, że nasz San Lang ma rację? Nie wierzę, że... Nawet ciebie omamił i przekabacił na swoją stronę. – Głośno narzekał. – E-Minga pewnie nawet nie musiałeś przekonywać.

– Gege trafnie odgadł. Przejrzałeś nas na wylot. To jak będzie, Gege? – Otworzył jedno oko i z dołu spojrzał na mężczyznę. – Mam cię na rękach zanieść do łóżka, za świadków mając Ruoye i E-Minga, czy pójdziesz tam po dobroci?

– Nie dajesz mi żadnego wyboru.

– To Gege nie dał mi wyboru, już kolejny raz biorąc na swoje ramiona ratowanie mnie. Przegram z kretesem, jak tak dalej pójdzie i nigdy nie pomyślisz o mnie jak o prawdziwym mężczyźnie. – Brzmiał na załamanego.

– Ha, ha, uwielbiasz się ze mną droczyć.

– Tylko kiedy nie pozostaje mi inne wyjście niż użycie moich sekretnych umiejętności, aby coś dla ciebie zrobić. – Podniósł głowę i wyprostował plecy, opierając przedramiona o nogi Xie Liana. – Gege, Mistrz Błyskawic nic ci nie zrobi, prawda?

Tym razem to Xie Lian się zaśmiał.

– Nie. Możesz być o to spokojny.

– A... – zbierał odwagę, aby zadać to jedno pytanie – a jeśli – przełknął – powiedziałbym ci, że będę się martwił, to czy mógłbym cię prosić o pewną przysługę, żebym był spokojniejszy?

Spojrzenie Hua Chenga było długie, szczere i bardzo przekonujące.

– Co to będzie, San Lang?

– Nic trudnego, Gege – odpowiedział, a jego twarz rozpogodziła się, ukazując uśmiech. Psotny uśmiech.

*

– Czy to jakiś żart? – zapytał Mistrz Błyskawic, siedząc na dachu oparty plecami o metrowej wysokości murek i widząc nadchodzącego gościa... A raczej gości.

Przy nodze Xie Liana szedł E-Ming. Wyjątkowo jak na niego zachowywał należyty odstęp, a wzrok dwukolorowych tęczówek utkwiony był w mężczyźnie o platynowych włosach i ostrym spojrzeniu. Wyglądał na dumnego i dostojnego lisa, który miał przed sobą ważne zadanie, a on był na nim całkowicie skupiony – na nieodstępowaniu Xie Liana na dalej niż krok. Bo kiedy mężczyzna się zatrzymywał, E-Ming robił to samo, kiedy skręcał, lis ciągle był przy nim – poruszał się jak jego cień.

– To... – zaczął odpowiadać Xie Lian, lecz nagle zdał sobie sprawę, że nie wie jak – ...tak naprawdę...

– W porządku. – Westchnął wyciągając dłoń. – Podejdź do mnie, lisie.

E-Ming patrzył na niego bez ruchu. Przysiadł na zadzie, zawijając ogon dookoła, ani myśląc zrobić, co mężczyzna chce. Xie Lian cicho się zaśmiał, a potem przykucnął i pogłaskał białą, futrzastą głowę.

– Nic mi nie grozi. Tobie też. Mistrz Błyskawic musi się tylko przekonać, że nikt nieproszony nie będzie nam przeszkadzał.

Długi pysk podniósł się w górę, czarnym, wilgotnym nosem trącając wnętrze dłoni. Ruoye jak na komendę zmienił swoje dotychczasowe miejsce na dłoń swojego pana, odgradzając go od lisa.

Jak małe dzieci – pomyślał Xie Lian.

Na szczęście E-Minga nie trzeba było dłużej prosić. Nadal tak samo zuchwale podszedł do mistrza, ale musiał pokazać, że wcale nie jest z tego zadowolony, więc przekornie stanął tyłem do niego, patrząc na Xie Liana, jakby nikt inny go nie interesował. Żadna z osób tego nie skomentowała, ale Mistrz Błyskawic złapał go palcami za ucho, dotykając gołej skóry. Lis prychnął, ale posłusznie się nie wyrwał.

– San Lang nie należy do osób, które celowo podsłuchiwałyby czyjeś prywatne rozmowy. Nie musisz się martwić, Mistrzu Błyskawic – powiedział Xie Lian.

Podszedł bliżej, przystając zaledwie metr przed nim i siadając luźno na pośladkach ze skrzyżowanymi przed sobą nogami.

– Musiałem się upewnić.

Puścił E-Minga, który w sekundę znalazł się przy biodrze Xie Liana ze wzrokiem utkwionym z mężczyźnie władającym piorunami. Sam natomiast splótł ze sobą dłonie i w kilka sekund stworzył wokół nich magnetyczną barierę. Teraz nikt nie mógł przez nią wejść do środka ani wyjść, dopóki sam jej nie zdejmie. Sięgnął po dzbanek i nalał herbaty najpierw osobie, którą zaprosił na dach, a potem pozwoli jej napełnić własny kubek.

– Wiesz, czym on jest? – zapytał, patrząc na E-Minga.

– Tylko się domyślam – odparł, przypominając sobie białe futro i silną energię za plecami, kiedy stanął pomiędzy chłopcem z gangu, a pędzącym na niego Quan Yizhenem.

– Mów ze mną szczerze. Po tej rozmowie nie będzie pamiętał o niczym, co tu zaszło i o słowach jakie padły.

E-Ming stanął na cztery łapy i się nastroszył, ale dłoń i głos Xie Liana zaczęły go uspokajać.

– Nic się nikomu nie stanie. Nie masz się czego obawiać. Po prostu... są pewne rzeczy, które ten mistrz woli zostawić dla siebie. Do wyjaśnienia we własnym tempie. – Zwierzę usiadło i położyło łapę na udzie, na materiale spodni. Biała szarfa już wysuwała się z rękawa, ale została zatrzymana przez Mistrza Błyskawic.

– Nie mamy czasu na wasze przepychanki, Ruoye. Niech to uparte zwierzę ma przez chwilę, czego pragnie, a ty pozwól do mnie, bo dawno cię nie widziałem.

Xie Lian wystawił dłoń do przodu, a mężczyzna naprzeciwko ujął ją. Ruoye odwinął się z przedramienia, zawijając na drugie, patrząc raz na jednego mężczyznę, raz na drugiego, a potem na lisa.

– Jak do tego doszło, że... – odezwał się zrezygnowany Mistrz Błyskawic, patrząc w niebo i upijając łyk herbaty. Xie Lian także się napił. Milczał. – Nie muszę ci mówić, że w obecnym stanie sobie nie poradzisz?

– Troska mistrza jest wielka, a ja nie zasługuję...

– Daj spokój, Xie Lianie. Mówisz tak, jakbyśmy znali się godzinę. Przerwij te wszystkie Nici Duszy i doprowadź swój rdzeń do porządku – powiedział z naganą.

– To naprawdę nic wielkiego. Nadal sobie poradzę.

– Nie poradzisz. Tym razem jest gorzej. Domyślasz się, kto za tym stoi.

– En – odparł cicho kultywator – ale to nic pewnego.

– Obaj dobrze wiemy, że mało byłoby osób zdolnych przez lata tkwić w cieniu, by zorganizować ten chaos. To dzieje się na całym świecie, w niemal każdym kraju. Salwador jest jednym z wielu, a nie spoczną, zanim nie dopną swego. On nie dopuści, aby lata przygotowań poszły na marne. A wszystko przewidział, łącznie z mocą i umiejętnościami, jakich brakowało mu przed laty. Teraz... prawdopodobnie będzie miał to wszystko. Dlatego ty musisz także dać z siebie wszystko. Bez twojej siły, bez prawdziwej mocy Fangxina nie damy mu rady. – Mruknął coś pod nosem do siebie i ponownie wyciągnął do niego dłoń. – Podaj rękę.

Xie Lian wahał się tylko sekundę, nim ją wyciągnął między ich ciała. Wiedział, że nie ma wyjścia.

– Mogę to zrobić za ciebie, w tej chwili – zaproponował.

– Nie, mistrzu, pozwól mi... lecz jeszcze nie teraz.

– Im szybciej pozbędziesz się tego balastu, tym lepiej.

– Ludzkie życia nigdy nie były balastem.

– Twoja dusza jest niestabilna, wnętrze wyniszczone, a nici wysysają z ciebie energię... – przerwał, wzdychając. Wiedział, że Xie Lian jest gotów bronić ludzi nawet, jakby miał się tarzać.

Zamyślił się, zamykając oczy i skupiając na impulsach wysyłanych do ciała Xie Liana. Zmarszczył brwi. Nie wyglądał na zadowolonego, ale szanował postanowienia mężczyzny.

Za każdym razem.

– Dobrze – powiedział niechętnie, podnosząc powieki. – Pokażę ci, jak zachować działanie talizmanów i odciąć od nich twoje więzi, aby nie wysysały z ciebie więcej energii. Jednak wtedy przez kilka dni będziesz całkowicie bezbronny. Umiesz polegać na sile innych i zapomnieć o ratowaniu życia kogokolwiek? – Spojrzał na niego, próbując uświadomić mu powagę słów. – Nie wiem, czy to nie jest dla ciebie za trudne, bo znając twoje...

Xie Lian uśmiechnął się i pokłonił nisko.

– Mistrzu Błyskawic, to zaszczyt móc po raz kolejny pobierać od ciebie naukę.

Puścili się i usiedli, uważnie wpatrując się jeden w drugiego.

– Porozmawiamy najpierw, a potem przejdziemy do tej techniki.

– En.

– Ustalone. – Mistrz Błyskawic oparł łokieć o kolano, a brodę o wyciągnięte w górę knykcie. – Ale zanim opowiesz mi, gdzie szlajałeś się przez ostatnie dwieście lat, kiedy się nie widzieliśmy, wytłumaczysz mi, co robisz w towarzystwie ostatniego lisiego demona i jak wplątałeś się w ten syf, jaki nastał.

– Pół demona – poprawił go z uśmiechem.

– Wcale nie umniejsza to jego siły i przebiegłości. Demon w przebraniu człowieka zawsze pozostaje demonem, ale – uniósł kąciki ust – powiedz, kiedy nie trzymali się ciebie silni sojusznicy?

– Niestety, tak samo jak wrogowie – dodał i napił się herbaty, zwilżając gardło.

Nawet jeśli nie zamierzał mu powiedzieć wszystkiego, czekała ich naprawdę długa i poważna rozmowa.

* * *

He Xuan nieczęsto zgadzał się na dzielenie łóżka, lecz tym razem chciał mieć oko na swojego skrzypka i pewność, że już jest z nim dobrze. Po tym jak zasnął pod prysznicem, podczas wycierania dokładnie sprawdził, czy nie jest nigdzie ranny, ale jego ciało nie miało żadnego zadrapania ani siniaka. Tylko opuszki palców były zaczerwienione i otarte od zbyt długiej gry na skrzypcach. Często widział je w takim stanie, dlatego mógł z całą pewnością stwierdzić, jak powstały.

Niestety, nie potrafił czytać mu w umyśle. Wydawał się już uspokojony. Żartował, nie zapłakał nawet raz, rozmawiał o nowościach swobodnie, a He Xuan nie przyłapywał go zamyślonego. Nawet usiadł obok Mistrza Błyskawic i słuchał jego żenujących opowieści o latach, które wspólnie spędzili na wyspie i o powolnym przekonywaniu do siebie He Xuana poprzez muzykę.

Nie wstrzymywał się przed pytaniem, śmianiem się i przytaczaniem przez siebie różnych sytuacji z ich życia, licznych prób, koncertów. Obaj wydawali się świetnie bawić.

Szkoda, że jego kosztem.

W tej chwili Shi Qingxuan przeglądał wybrane z garderoby ubrania i szykował komplet, który ubierze po odpoczynku. Umówili się, że do wieczora mają czas dla siebie i wtedy wspólnie ustalą, co dalej. Czy każdy pójdzie w swoją stronę, czy wspólnie znajdą wroga i zaatakują. Dlatego mieli połowę dnia, żeby odespać nocne walki i stres.

– Co ubierzesz wieczorem, Maestro? – zapytał, przytykając bordowe spodenki do białego T-shirta z nadrukiem słonecznej plaży z lazurową zatoką. – Może tobie też coś naszykuję?

– Kończ i chodź spać. Jestem zmęczony.

Leżał po jednej stronie niedużego łóżka. Pokoje w teatrze miały po jednym lub po dwa łóżka, ale żadne nie było dwuosobowe. Miały służyć za tymczasowe lokum dla współpracowników, a nie dla par. Wybranie czarnego stroju wymagało od niego tylko wyciągnięcia pierwszych lepszych ubrań z szafy, w której wcześniej powiesił kilka par spodni, koszul, koszulek, a na półkę położył bieliznę – oczywiście wszystko było czarne. Wyjątkowo pierwszy raz od lat nie zależało mu na elegancji. Owszem, lubił wygodne i idealnie skrojone koszule o delikatnym materiale i spodnie, które nigdzie go nie uwierały, ale w tej chwili ubiór nie był najważniejszy. Dlatego bez zastanowienia zarządził, że zajmą jeden pokój i jedno łóżko.

Na to obwieszczenie Shi Qingxuan przesunął speszone spojrzenie w bok i mruknął cichą zgodę. Nie rozmawiali o tym więcej.

Teraz skrzypek albo umyślnie chciał wydłużyć moment, kiedy wejdzie na wspólne łóżko, albo naprawdę był tak niezdecydowany, że już dziesięć minut nie mógł znaleźć dla siebie odpowiedniego stroju. W końcu jednak na jakiś się zdecydował, bo podszedł do okna, zasłonił ciemne, nieprzepuszczające światła i ciepła zasłony, i w mroku podszedł do łóżka. Jego nauczyciel miał na tyle przyzwoitości, że przyszykował drugą cienką kołdrę dla niego, więc nie musieli dzielić jednej, choć i tak dla dwudziestopięciolatka cała ta sytuacja była żenująca i nie wiedział, czy w ogóle uśnie.

Wsunął się pod materiał, zapadając w miękki materac i położył głowę na poduszce.

Gorzej być nie mogło, no naprawdę... – myślał, patrząc szeroko otwartymi jak po potrójnym espresso oczach na jasnobrązową szafę. – Maestro widział mnie w tak żenującej chwili i... i do tego jeszcze nago! – Miał ochotę bić głową w ścianę i krzyczeć, aż zdarłby sobie głos ponownie i jeszcze raz. – Ale przynajmniej od tego uderzania może straciłbym przytomność i nie czułbym się jak teraz... jak jazgocąca mamyja! A te głupoty, co wygadywałem? Jestem beznadziejny! On teraz na pewno myśli o mnie jak o dziecku, dlatego nawet śpi ze mną w jednym łóżku. Dobrze, że mi kołysanki nie śpiewa na uspokojenie, bo moja męska duma nie wytrzymałaby tego!

– Przez twoje tłuczące się serce nie mogę zasnąć. – Nieprzyjemny głos rozbrzmiał za plecami chłopaka jak lodowaty bicz, studząc na sekundę jego gorączkowe myśli.

– B-bo Maestro mi tego nie ułatwia!

– Czego ci nie ułatwiam?

– No... snu!

– Przecież nie chrapię.

– Nie o chrapanie mi chodzi, tylko...

– Tylko?

– ...Przecież Maestro dobrze wie!

– Nie wiem, oświeć mnie.

Chłopak gwałtownie się obrócił, wyciągnął palec w górę i od razu tego pożałował. He Xuan leżący przodem do niego z rozrzuconymi na białej poduszce czarnymi włosami był widokiem, który zawsze zmiękczał serce młodego skrzypka. Miał na sobie czarny T-shirt, rękę zarzuconą na bok, luźno spoczywającą na biodrze na pościeli, drugą zgiętą pod głową. Patrzył wprost na niego. Jego twarz w cieniu była bardziej łagodna niż zwykle, a złote oczy utkwił w jego oczach.

Nagle cała ochota na powiedzenie mu wprost, co myśli o niańczeniu go i nadmiernym pilnowaniu uleciała, pozostawiając go bezbronnego i bez żadnej tarczy ze słów, którą mógłby się zasłonić. Nadal miał pod ręką kołdrę, ale już i tak było mu za ciepło, więc nie mógł jej zarzucić na głowę sobie czy nawet drugiemu mężczyźnie lub żeby obrócił się do niego tyłem i pozwolił uspokoić.

Zacisnął mocno powieki, choć niewiele to dało, bo nadal miał w pamięci obraz dyrygenta. Podejrzewał, że niebawem zacznie go prześladować! Miał nadzieję, że chociaż da mu spokój we śnie! O ile zaśnie, bo nie zapowiadało się na to, musiałby znowu wypłakać hektolitry łez, powiedzieć, co leży mu na sercu, przy okazji spalając się ze wstydu i... Nie chciał tego przyznać głośno, tym bardziej nie dopuszczał, by takie myśli pojawiały się w jego głowie, ale, tylko ale, jeśli znowu, czysto hipotetycznie, jeśli ponownie znalazłby się w tych ramionach, oczywiście tylko w teorii, może mógłby się uspokoić...?

Usilnie nie chciał tego przed sobą przyznać, ale właśnie wtedy, pod nieszczęsnym prysznicem, uświadomił sobie, że He Xuan jest najbliższą mu osobą. Polegał na nim, ufał mu bezgranicznie, podziwiał go, uwielbiał słuchać, patrzeć, rozmawiać z nim i po prostu lubił go w całości. Ale... kiedy był przez niego dotykany, lubił go jeszcze bardziej. Kiedy nie wiedział, czy jeszcze kiedyś go zobaczy, był pewny, że jest jedyną osobą, z którą chciałby się pożegnać. Nie chciał umierać albo żeby dyrygent odszedł, a w chwilach radości, w chwilach smutku, w chwilach zwątpienia myślał tylko o nim. Gdy tylko się pojawiał, to jakby wzeszło słońce, a on był pewny, że już wszystko będzie dobrze, nawet jakby był pijany i ledwo trzymał się na nogach – Maestro był niezastąpiony i zawsze mógł na niego liczyć. Zawsze.

I to właśnie on troszczył się, akceptował Shi Qingxuana za to jaki jest i traktował jego jedynego inaczej niż resztę ludzi, nawet Mistrza Błyskawic, z którym przecież znał się dłużej niż z nim. Był o to trochę zazdrosny, bo nie widział nigdy młodego He Xuana lub medytującego He Xuana, a nawet milczącego przez rok He Xuana, ale w końcu to on, Shi Qingxuan, był jego drogocennym uczniem, który został nazwany zaszczytnie "najlepszym skrzypkiem" i to on był z nim w jednym pokoju, na niego patrzył jak teraz. Wprost i tak ciepło, tak... był tak blisko, że mógł go dotknąć. Mógł tylko wyciągnąć dłoń i wziąć między palce jego włosy. Dotknąć jego ramienia, jego bladej, delikatnej skóry, palców grających najpiękniejszą muzykę... chłodnych mimo panującej temperatury ani suchych, ani wilgotnych, miękkich i gładkich, muskających jego kciuk...

Zatrzymał się, ściskając dłoń Maestro na jego biodrze i wyrwał się szybko, nie wiedząc, co się właśnie stało. Czy on bezwiednie go właśnie... o-obmacywał?

– Od razu mogłeś powiedzieć, że nie możesz zasnąć, bo nie zapomniałeś, co się stało.

– A-ale to nie... – Zawiesił głos w pół zdania.

– Spokojnie, nie przeszkadza mi dodatkowe ciepło lub to za miękkie łóżko czy niekomfortowa pozycja... – Coś jeszcze cicho dopowiedział i przysunął się bliżej Shi Qingxuana, wkładając jedno ramię pod jego głowę, a drugim go obejmując. – Jak chcesz, możesz znowu płakać albo krzycz...

– To wcale nie tak! – zawył kompletnie zmieszany i onieśmielony.

– Naprawdę? W takim razie możesz spróbować zasnąć. – Przyciągnął go bliżej własnej piersi i, jak poprzednio, położył brodę na czubku jego głowy. – Łatwiej jest zasnąć, kiedy twoje serce jest spokojne.

Shi Qingxuan bił się z myślami. W tej chwili czuł się jeszcze bardziej jak dziecko, o które trzeba się martwić, ale jednocześnie coś w jego sercu, brzuchu, uniesionych w uśmiechu policzkach uświadamiało mu prawdę. Maestro był za wygodny, za ciepły i za przyjemny, żeby mógł dalej narzekać! Był skrępowany przez ich pozycję, jednak nie na tyle, by chciał się odsunąć, samotnie owinąć w kołdrę niczym burrito i nie mieć obok osoby, przy której przecież nic mu nie groziło i jej ufał.

Oparł czoło o twardy obojczyk, a ramię pomału ułożył na jego żebrach z boku ciała.

– Łatwiej jest zasnąć mi czy tobie, Maestro? – zapytał cicho, ale nie doczekał się odpowiedzi. – Tak jakoś... dziwnie mi.

– Dziwnie? – zapytał niższym i odrobinę sennym głosem. – Jeśli ci za gorąco, może chcesz zdjąć ubranie?

– Maestro! – Obruszył się, opierając dłoń o jego pierś i chcą się odsunąć.

He Xuan go nie puścił, tylko sam zabrał jego rękę i przesunął ją na własne plecy. Leżeli teraz jeszcze bliżej siebie i nawet ich kolana spoczywały jedno na drugim. Skrzypka na tym należącym do dyrygenta.

– Wstydzisz się? – zapytał jak zawsze chłodno i zaraz dodał: – Przecież nieraz widziałem cię bez niczego. – Chłopak zwinął się jeszcze ciaśniej i mocniej przylgnął do mężczyzny. – To może ja zdejmę koszulkę?

– Daruj mi! – jęknął, a jego zawstydzenie ukrył czarny materiał przy ustach. – Już nic nie mów, proszę!

– Jak wolisz.

Dłoń He Xuana na chwilę zniknęła z pleców i chłopak poczuł, jak jego własna kołdra jest z niego ściągana, po czym ponownie coś go nakrywa.

– Za dużo tu tego. – Słyszał głos nad sobą. – Jeśli mamy spać w takiej pozycji, jedna kołdra w zupełności nam wystarczy. – Po tych słowach ramię na powrót znalazło się za chłopakiem, jakby jego właściciel bał się, że spadnie.

Cisza, która zapanowała, nie przerwała rozmyślań Shi Qingxuana, ale teraz skupił się bardziej na emocjach, które rozbudziło w nim niespodziewane zachowanie mężczyzny. Niespodziewane, ale na pewno nie złe. Starał się odnaleźć w tej sytuacji, trochę się kręcił, próbując nie zdenerwować nauczyciela i nie ściskać go za mocno, a wiedząc, że ma ciężką głowę od myśli, przesunął ją wyżej na poduszkę, aby nie bolało go ramię, na którym leżał, ale wszystko sprowadzało się do tego, że nie mógł zasnąć.

Dopóki nie zrobi czegoś znajomego i niewymagającego od niego uwagi, to nie uśnie za diabli!

Z tego powodu zaczął mówić, bo mówienie zawsze potrafiło go odstresować.

– Maestro, co się stało, że już nie pijesz? – zaczął odrobinę niepewnie, choć z każdym kolejnym zdaniem wracał stary i dobrze znany im obu z gadania głupot Shi Qingxuan. – Nie, żebym narzekał, ale odkąd poznaliśmy Yushi Huang i jej przyjaciół cały czas jesteś trzeźwy. Do tego chyba nie w najgorszym humorze. A może tylko dla mnie? Albo to ten klimat ci sprzyja? Chyba powinniśmy częściej robić sobie wakacje. Ale bez żadnych katastrof!

He Xuan zasnął szybciej niż przypuszczał, a skrzypek w jego ramionach wkrótce do niego dołączył.

Prawdopodobnie im obu brakowało tej wesołej, nieskomplikowanej i szczerej strony najlepszego skrzypka na świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro