39. Śniadanie mistrzów
Po kąpieli i przebraniu się w czyste ubrania wszyscy zebrali się w ogromnej jadalni.
Śniadanie okazało się prawdziwą ucztą. Hua Cheng naszykował kanapki, sałatkę z owoców, sałatkę ze świeżych warzyw, płatki owsiane z czerwonymi owocami, jajecznicę, do której podsmażył cienkie plastry bekonu oraz posiekał szczypiorek, który dał do osobnej miseczki. Ponadto zaparzył trzy litry herbaty, a dla nienajedzonych ugotował jeszcze budyń czekoladowy, a pucharki z tym brązowym, słodkim deserem sprószył wiórkami kokosa i przyozdobił malinami.
Najgłośniej cieszyli się Shi Qingxuan z Quan Yizhenem, którzy usiedli obok siebie mając po prawej Yin Yu, a po lewej He Xuana. Już na wstępie, zaraz po zajęciu miejsc, przysunęli do siebie szklane naczynia z budyniem, prawdopodobnie martwiąc się, że jak skończą jeść, to ich zabraknie. He Xuan i Yin Yu spożywali posiłek powoli, jakby nigdzie im się nie spieszyło i mieli na to całe przedpołudnie. Siedząca po przeciwnej stronie stołu Yushi Huang podobnie. Ona wybierała lekkie potrawy jak owsianka, sałatka z owoców i herbata. Przy niej siedzieli: po jednej stronie Ban Yue oraz Pei Xiu, a po drugiej Pei Ming, zabawiając wszystkich rozmową na tematy swoich podróży, które odbywał, kiedy nie jeździł w wyścigach Daytona. Cały czas obserwował alchemiczkę i kiedy sięgała po dzbanek z herbatą, wyprzedzał ją i sam nalewał. Podawał jej łyżeczkę, miski z owocami, prażone orzeszki – na cokolwiek spojrzała, on już jej podsuwał pod dłoń z lekkim uśmiechem na ustach. Nie był nachalny, ale momentami zachowywał się jakby przy stole była tylko ona, a przynajmniej on nie widział nikogo więcej.
Xie Lian usiadł przy końcu po stronie alchemiczki, a obok niego dosiadł się Hua Cheng, sąsiadując z Pei Mingiem. Od mężczyzny dzielił go cały metr, natomiast od Xie Lian grubość materiału ich ubrań. Uśmiechał i delikatnie ocierał o niego ramieniem. Wydawało się, że w ogóle tego nie dostrzegał. Mówił swobodnie, żartował i pytał, czy wszystko smakuje. Raz dotknął jego palca, kiedy sięgał po owsiankę, raz przesunął miskę tak blisko, że pobrudził jego nadgarstek pokrojonym ananasem, więc wziął serwetkę i wytarł mu dłoń. Pochylał się, zadając pytania i patrzył na niego z nieukrywanym ciepłem.
Był w znakomitym humorze, który wkrótce udzielił się też Xie Lianowi. Podejrzewał, że reporter odczuł ulgę, kiedy uratowali przyjaciół, a wraz z nimi setkę osób i dlatego tak się zachowuje.
Kiedy do kuchni wszedł Mistrz Błyskawic, wszyscy na niego spojrzeli. Pojawił się później niż inni, ponieważ poprosił, by pozwolono mu porozmawiać z mężczyzną, który zaatakował Yushi Huang i to jego ludzie napadli na Shi Qingxuana. Pierwotnie He Xuan chciał mu gołymi rękoma wyrwać głowę, ale powstrzymały go krzyki skrzypka oraz prośby Yushi Huang. Uzdrowicielka chciała sama wypytać jeńca o szczegóły dotyczące ich planów w Salwadorze, używając do tego silnych mikstur "rozwiązujących język", ale takiej osobie jak Mistrz Błyskawic nie mogła odmówić. Ośmieliła się tylko poprosić, aby oszczędził mu życie. Mężczyzna uśmiechnął się i odparł, że ma swoje sposoby, by wyciągnąć z kogoś informacje i żeby się nie martwiła.
Z uniesionymi kącikami ust przeszedł przez połowę długości jadalni lekkim krokiem, jakby stało się coś dobrego. Usiadł naprzeciwko Xie Liana i Hua Chenga, po swojej prawej stronie mając He Xuana. Siedzący obok dyrygenta skrzypek na widok mężczyzny spiął się, lecz nie mógł oderwać od niego oczu.
A więc to ten pan mnie uratował...
– Smacznego – powiedział mężczyzna w szacie z błyskawicami, która jasno pokazywała, kim jest jej właściciel. – Przepraszam za spóźnienie, ale nasza "zguba" nawet z moimi przekonującymi słowami nie była skora do podzielenia się tajemnicami. Musiałem trochę improwizować. – Nabrał na talerz pokrojonego czerwonego pomidora. – Dawno nie jadłem świeżych warzyw, bardzo smaczne – oznajmił z uśmiechem.
– Pewnie jadłeś tylko owoce mojego lasu albo ryby – bąknął He Xuan, rzucając mu ponure spojrzenie.
– To tak samo jak ty, kiedy jeszcze mieszkałeś na wyspie – odwdzięczył się mężczyzna.
– Mistrz Błyskawic naprawdę czuje się tam jak u siebie.
– Mały Lord też mógłby czasami zachowywać się jak przystało i pilnować SWOJEGO terenu.
– Tę rozmowę już przeprowadziliśmy – powiedział bez emocji i dodał zimno: – Mistrzu Burz i Nieszczęść.
– Burze to nie tylko nieszczęścia. – Wbił widelec w ćwiartkę obranego zielonego ogórka, którą także dołożył na talerz i wgryzł się w niego ze smakiem. – Ziemia popękałaby, roślinność wyschła, a zwierzęta i ludzkość umarły bez wody.
– Oczywiście. Ale ktoś mógłby powstrzymać się od wplatania w prawdziwe ulewy swoich piorunów.
– Błyskawice tworzą dłonie naszej matki natury. To przecież tylko wiatr, który miesza krople wody z drobinami lodu lub pyłów...
Mężczyźni jedli, bez przerwy wymieniając się kąśliwymi uwagami, ale brzmiało to tak naturalnie, jakby robili to od długiego czasu. Może od lat. Shi Qingxuan słyszał wcześniej ich rozmowę i właśnie do takich wniosków doszedł.
To ktoś, kogo Maestro dobrze zna i on zna też jego. Na pewno ich znajomość trwa dłużej niż nasza, ale ze mną nigdy tak nie rozmawiał. Bywał niemiły, nawet nie raz, ale z tym całym mistrzem nie wymienił praktycznie żadnej uprzejmości!
– Maestro – szepnął, dotykając jego ramienia i nachylając się nad uchem – jeśli to twój mistrz, to czy nie powinieneś być dla niego milszy?
– Milszy? – zapytał, patrząc na niego uważnie. – To on się do nas wprosił, więc mogę mówić co chcę. Zresztą, on też tak zawsze robi.
Mistrz Błyskawic wychylił się w tył i za plecami He Xuana zawołał:
– Najlepszy skrzypku!
– Ja? – Zdziwił się Shi Qingxuan, także wychylając i dotykając palcem piersi.
– Tak, ty. Jak się czujesz?
– Ja? B-bardzo dobrze.
– Twój Maestro wprowadził cię do naszego świata? Jeśli nie pozwolił mi wymazać ci pamięci, to musi wierzyć, że przyjmiesz informacje o nim spokojnie.
– Shi Qingxuan już wie – wtrącił He Xuan.
– En, Maestro mi powiedział, a Yushi Huang pokazała, jak kartki papieru zamieniają się w przedmioty. To... wygląda prawie jak czary, tylko prawdziwe czary.
Choć teraz mówił o tym spokojnie, kiedy obudził się w ramionach He Xuana dwadzieścia metrów nad ziemią podczas skoku pomiędzy budynkami, rzucił się na jego szyję, piszcząc jak dziewczyna oblana zimną wodą. Uspokoiły go dopiero spokojne słowa mężczyzny zapewniające, że jest bezpieczny.
Po wylądowaniu na jednym z dachów He Xuan wyciągnął z kieszeni małą srebrną harmonijkę. Od lat trzymał ją jako talizman, zabierając ze sobą na wszystkie koncerty i niemal się z nią nie rozstając. Wzrok Shi Qingxuana od razu pojaśniał, zwłaszcza jak mógł wziąć ją do rąk i zaczął grać. Jak wiele lat wcześniej, kiedy się poznali. Był tak zaabsorbowany, że nie zapytał, dlaczego mężczyzna ma instrument przy sobie.
Chłopak w końcu szeroko się uśmiechnął. Do muzyka nic nie przemówi tak dobrze jak znajome rzeczy, które od lat kojarzyły mu się ze szczęściem. Shi Qingxuan stopniowo zaczął wypytywać o zajście w apartamencie, o ludzi, którzy chcieli zrobić mu krzywdę, o mężczyznę nazwanego "Mistrz Błyskawic" i He Xuan opowiadał mu o wszystkim. Przemieszczając się dachami kolejnych budynków, nadal mocno trzymał swojego nauczyciela za szyję, ale miał już otwarte oczy i urzeczony patrzył na miasto skąpane w promieniach wschodzącego słońca.
Wiadomość o świecie, gdzie żyją ludzie obdarzeni "mocami" i dookoła nich krąży qi, przyjął zaskakująco spokojnie, a przed wejściem do teatru zaśmiał się, że to dlatego nigdy nie zgadł, jak He Xuan znalazł się na statku, ratując mu życie albo potem w filharmonii i w szpitalu. Zawsze ufał mężczyźnie, więc nigdy długo się nie zastanawiał nad rzeczami, których nie rozumiał i, dowiadując się prawdy, był bardziej zadowolony niż zły, że przed nim to tyle lat ukrywał.
– Maestro zawsze o mnie dbał – kontynuował skrzypek, patrząc na Mistrza Błyskawic – dlatego kimkolwiek by nie był, dla mnie w dalszym ciągu jest najlepszy. A czy słyszał pan kiedyś jak gra? – zapytał odważnie.
Na początku nawet głos mężczyzny o stalowym spojrzeniu wydawał mu się straszny, ale im dłużej przysłuchiwał się ich rozmowie, tym bardziej przekonywał się, że jest dawnym, DOBRYM znajomym jego mentora, więc skoro on rozmawiał z nim bez silenia się na uprzejmość, a tamten nic sobie z tego nie robił, to nie mógł być zły i straszny. Jak to się mówi "wyglądali, jakby się znali jak łyse konie".
– Mało Lord nie chciał przy mnie grać – poskarżył się, popijając ciepłą herbatę. – Zawsze był zimny, jego ton wiecznie niezadowolony i rozkazujący, ale... taki już jego urok.
– Musi pan go kiedyś posłuchać. Zwłaszcza gry na fortepianie. Nie ma nikogo równie dobrego jak Maestro.
He Xuan przełknął, co miał w ustach, a jego złote oczy błysnęły jak wyszlifowany topaz – pięknie lecz chłodno.
– Nie będę grał dla tego star...
– No to jesteśmy umówieni, skrzypku! – Nie pozwolił He Xuanowi dokończyć. – Liczę na to, że namówisz tego uparciucha, a może zagracie coś w duecie? – Uśmieszek na ustach Mistrza Błyskawic stał się jeszcze szerszy.
– Załatwione!
– Wykluczone.
Powiedzieli jednocześnie.
He Xuan spojrzał spod byka na swojego podopiecznego, ale on był taki radosny, że zmełł w myśli kolejną kąśliwą uwagę do Mistrza Błyskawic i rzucił cicho:
– Zobaczymy.
Ramiona Shi Qingxuana od razu wylądowały na jego szyi, jakby wygrał główną nagrodę na festiwalu skrzypcowym.
– A potem zmierzysz się ze mną! – dodał Quan Yizhen, który dotąd nic nie mówił, bo jego usta ciągle były pełne jedzenia. Zawsze jadł za trzech, ale też miał siłę tylu osób, więc musiał uzupełniać braki energetyczne. Yin Yu się do tego przyzwyczaił. Inni natomiast obserwowali z uśmiechem, jak pochłania kolejne dania, niczym duże dziecko, które od tygodnia głodowało.
Mistrz Błyskawic potwierdził.
– My dwaj jesteśmy umówieni, kiedy złapiemy myszy za ogon i szczura, który pociąga za wszystkie sznurki.
– Dlatego musimy dopaść ich jak najszybciej. Już nie mogę się doczekać.
Kiedy oni rozmawiali, Ban Yue ostrożnie pomogła podnieść się nadal obolałemu Pei Xiu i po podziękowaniu Hua Changowi za śniadanie, poszła z mężczyzną do pokoju. Niektórzy jeszcze nie wyzdrowieli na tyle, aby móc utrzymać się na krześle dłużej niż kwadrans. Alchemiczka także podziękowała, wstała, a wraz z nią Pei Ming, który w końcu mógł dobrze przyjrzeć się swoim wybawcom i podziękować im za pomoc.
– Moja pani, czy potrzebujesz pomocy? – pytał, kiedy odchodzili od stołu i otwierał przed kobietą drzwi.
– Mistrz szczytu Ming Guang jest bardzo miły, ale...
Dalszą rozmowę ucięło trzaśnięcie, po którym para znalazła się na korytarzu. Jedynie He Xuan mógł ich usłyszeć, ale nie zawracał sobie nimi głowy, skupiając się na dokładaniu malin ze swojego pucharka z budyniem do tego należącego do jego skrzypka.
– Gege też chce więcej owoców? – zagadnął Hua Cheng.
Nie czekał na odpowiedź. Wstał z krzesła, przesuwając się bardzo blisko mężczyzny i zaraz tak samo wrócił ze słoikiem wypełnionym świeżymi owocami.
– Dziękuję, San Lang.
Wziął niewielką garść i wrzucił ją na wierzch pucharka.
Mistrz Błyskawic patrzył na Xie Liana, podpierając brodę o dłoń. Palcami drugiej dłoni sięgał po maliny do szklanego pojemnika i wkładał je po kolei do ust.
– Jak wasza dwójka się poznała?
Obaj podnieśli na niego wzrok.
– Przez moją pracę – odpowiedział Hua Cheng.
– Pracę reportera wojennego? Spotkaliście się w jakimś niebezpiecznym kraju, gdzie akurat trwa wojna... Pakistan? Irak? – zgadywał.
Hua Cheng doskonale wiedział, do czego zmierza Mistrz Błyskawic. Chciał go wybadać.
Był pewny, że coś słyszał o Xie Lianie. Ich przywitanie to udowodniło.
Może kiedyś się spotkali i rozstali w niezgodzie? Albo zmierzyli się w jakiejś walce? – To było mniej prawdopodobne. Xie Lian nie należał do osób, które rozpoczynałyby jakiś spór, tym bardziej mając za przeciwnika jednego z najpotężniejszych ludzi na ziemi. – Prędzej... mogliby się o coś pokłócić, ale słownie. – Naelektryzowane powietrze wokół nich właśnie o tym by świadczyło, jednak nie słowa, jakie usłyszał i skierowane tylko do niego "Nie pozwól mu zbyt często korzystać z Fangxina. To broń obosieczna dla kogoś w jego stanie".
Czym w takim razie był "Fangxin"?
To musi być ten czarny i roztaczający wokół mroźną aurę miecz Gege. Kiedy zniknął, jego dłoń była cała czerwona, jak po oparzeniu lub... odmrożeniu. Więc może Mistrz Błyskawic wie dużo więcej, niż się do tego przyznaje? Wie coś... o czym żaden z nich nie chce mówić głośno.
Patrzył w srebrne i utkwione w nim tęczówki legendarnego mistrza bez lęku i ze śmiałością. Może nawet zbyt pewnie i uparcie, ale nie mógł dać się z niczym przejrzeć. Nie wiedział, czy to wrodzona ciekawość Kronikarza czy ukryty motyw, jakieś przeczucie kazało mu się zainteresować ich spotkaniem, ale zamierzał zagrać w jego grę.
Oparł się swobodniej plecami na krześle i uśmiechnął. Sięgnął także po malinę i zjadł ze smakiem. Całkiem niespiesznie, jakby to on kazał czekać na odpowiedź. Wiedział, że nikt go nie będzie ponaglał, choć prawie czuł jego ciekawość w kościach.
– Bieganie z aparatem po miejscach walk to specjalizacja, ale przede wszystkim jestem dziennikarzem – tłumaczył. Odrobił swoje zadanie domowe, przygotowując się do wyjazdu na Koya-san, więc mógł mówić prawdę. A przynajmniej większość. – Gege spotkałem na Koya-san w Japonii, kiedy przygotowywałem reportaż o mnichach zamieszkujących tę górę.
– Koya-san to spokojne miejsce. Pełne energii, harmonii, roślinności. I to właśnie tam się poznaliście?
Xie Lian siedział cicho. Od połowy ciała w górę wyglądał spokojnie jak zawsze, ale dłoń na udzie zaciskała się na materiale. Drgnął, kiedy palce Hua Chenga go dotknęły, delikatnie pocierając. Uśmiech na twarzy reportera ani na chwilę nie zniknął, a jego postawa nadal była rozluźniona.
– En. To musiało być zrządzenie losu, które pokierowało nas w to samo miejsce.
– Dwójka kultywujących na końcu świata? – zapytał podejrzliwie.
Hua Cheng zaśmiał się głośno, pod blatem ściskając dłoń drugiego mężczyzny.
– Od dawna mi powtarzano, że mam niebywałe szczęście. Ktoś kiedyś podzielił się ze mną swoim szczęściem, które pielęgnowałem jak największy skarb – rzekł tak lekko, jakby nie mówił o sile, dzięki której przeżył do dziś, pozostając sobą. – Pomogła mi Yushi Huang, poznałem Yin Yu, potem Quan Yizhena i innych wspaniałych ludzi. Spotkanie Gege było prawdziwym szczęściem i, nie umniejszając jego osobie, poznanie kogoś takiego jak ty, najsławniejszy mistrzu wszechczasów, musiało być już szczytem i kwintesencją mojej dobrej passy. Mieć ciebie za sprzymierzeńca to jak dostanie Jokera w kartach.
Zerknął na osobę obok. Akurat obróciła ku niemu twarz, śmiejąc się i mrużąc oczy. Jego dłoń obróciła się i odwzajemnił ciepły gest.
– San Lang jest jak lis – rzucił wesoło, nie przejmując się ani patrzącym na nich Mistrzem Błyskawic ani pozostałymi osobami. – Każdego potrafi oczarować swoimi słowami. Ma w sobie tyle wdzięku, że Mistrz Błyskawic powinien wziąć na to poprawkę, kiedy znów spróbuje go podejść.
Wspomniany mężczyzna podrzucił ostatnią trzymaną w dłoni maliną i trafił nią prosto do ust. Zaśmiał się tak radośnie, że siedzący obok He Xuan zacisnął zęby na zbyt głośny hałas.
– Istotnie, istotnie – powiedział, szeroko się uśmiechając – to prawdziwy lis, któremu nie można się oprzeć, żeby nie zobaczyć jak pod tym pięknym lisim futrem chowa się prawdziwy i przebiegły drapieżnik, którego nie można lekceważyć.
– Czy ja także mogę zapytać o coś Mistrza Błyskawic oraz Mistrza Czarnych Wód? – zagadnął Xie Lian.
– En – odparli jednocześnie. Spojrzeli na siebie, a potem na siedzącego po drugiej stronie stołu mężczyznę.
– Nie dało się nie zauważyć, że się dobrze znacie, więc czy tajemnicą jest, co się stało z poprzednim mistrzem Czarnych Wód?
– Mistrz przekazał mi tytuł i władzę, ponieważ uznał, że jest za stary na zmieniający się świat i pragnął medytować w spokoju – odpowiedział rzeczowo He Xuan.
– Zawsze lubił samotność i ciszę – dodał Mistrz Błyskawic. – Mały Lord bardzo go przypomina, ale na szczęście okazał się lepszym kompanem do rozmów niż jego poprzednik – zażartował, lecz He Xuan na to nie zareagował. – Prawda jest taka, że uczeń szybko poznał i przyswoił wszystkie tajniki wodnego mistrza, więc starszy nie musiał się niczym martwić, oddając tereny Czarnych Wód w jego ręce.
– Maestro, ale Czarne Wody to przecież nazwa naszej orkiestry – przypomniał zdziwiony Shi Qingxuan.
– Słuszna uwaga, skrzypku – pochwalił go Mistrz Błyskawic – ale Czarne Wody to też wyspa i część oceanu, na której się ona znajduje, a panem tego jest nikt inny a He Xuan.
– To jedynie duży problem – skwitował sam Mistrz Czarnych Wód. – Im większy teren do pilnowania, tym bardziej uciążliwe obowiązki.
– Na przykład ja jestem mistrzem szczytu – dodał Quan Yizhen, zarzucając ramię na barki chłopaka. – Jest tam kilka gór i pagórków. Mamy też jakąś równinę, z dwie doliny, jeziora i lasy, ale pilnowanie wód to nic miłego. No i He Xuan jest sam, a mi cały czas pomaga shixiong, więc jest łatwiej.
– Komu łatwiej, temu łatwiej. – Mistrz Błyskawic miał skwaszoną minę. – Ten zimny drań zostawił mnie z Czarnymi Wodami samego i osiadł na lądzie, żeby się bawić.
– Tworzyć muzykę – poprawił go.
– Bez słowa opuściłeś swoją własną domenę dla... – Westchnął zmęczony. Pomachał dłonią, jakby odpędzał złe myśli. – Nieważne. Na szczęście byłem na miejscu, więc ogarnąłem pozostawiony tam nieporządek. Choć to nie znaczy, że niektórzy z nas mogliby być bardziej odpowiedzialni na przyszłość.
– Czyli Mistrz Czarnych Wód... poprzedni mistrz – Xie Lian wszedł w ich dialog – jest zdrowy i nic mu się nie stało?
– Nic a nic. To pierwszorzędny, nadal zrzędzący, gdy ktoś mu przeszkadza, okaz zdrowia.
– I pilnuje Czarnych Wód, kiedy żadnego z was nie ma na miejscu?
Mężczyźni ponownie spojrzeli na niego, uświadamiając coś sobie. Lub przypominając o pewnym szczególe, który wyleciał im z głowy.
– Och. – Mistrz Błyskawic stukał palcami po blacie, marszcząc delikatnie brwi. – Jak nikt nie będzie się zajmował wyspą przez kilka dni, to chyba nie dojdzie do żadnego kataklizmu... Mały Lord powinien się tym zająć, ale teraz jego umysł wypełnia tylko muzyka i... – zerknął na Shi Qingxuana – muzyka.
– Panie Mistrzu Błyskawic – skrzypek także na niego spojrzał, w ogóle nie zwracając uwagi na delikatną sugestię w poprzednim wypowiedzianym zdaniu – dlaczego "Mały Lord"?
– To nieważne. Taki kaprys tego starca. – He Xuan, kiedy chciał, zaskakująco szybko potrafił wtrącić się do rozmowy.
Jednak mężczyzna o srebrnych włosach wnet podchwycił pytanie i uśmiechnął się łobuzersko.
– Nie przesadzaj, Mały Lordzie. To przecież bardzo ciekawe. Chodź tu bliżej mnie, skrzypku – mówił, przywołując go także ruchem dłoni – a wszystko ci opowiem.
Śniadanie trwało jeszcze długie kwadranse, podczas których uśmiechy nie schodziły nikomu z ust.
Cóż... oczywiście poza He Xuanem, który musiał wysłuchać na swój temat wiele słów ze wspólnej przeszłości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro