Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. Siła nie zawsze kryje się w mięśniach

Przez skupienie mieszkańców San Salvadoru na wypadku i pomocy potrzebującym, mężczyzna podążający za Yushi Huang łatwo wtopił się w tłum. Nikt nie zwracał na niego uwagi, kiedy lawirował między kolejnymi osobami.

Nie stworzono na czas korytarza życia, więc teraz starano się przestawić stojące samochody, aby umożliwić przejazd karetki, straży pożarnej oraz policji. W tym momencie zadanie było utrudnione, a to dawało napastnikowi idealną okazję do działania.

Mistrz Błyskawic widział to wszystko, ale nadal nie wykonywał ruchu.

Yushi Huang w końcu przedostała się przez ciasny sznur pojazdów i zwolniła, widząc przed sobą cel – szary samochód nie różniący się od reszty niczym, prócz prowadzącej do wnętrza wiązki energii Ban Yue. Lekko zmrużyła oczy, czując także barierę, ale to jej nie zatrzymało.

Dostrzegła otwierające się tylne drzwi pojazdu i osobę, która stamtąd wychodzi. Jej cała twarz była posiniaczona i zapuchnięta, a brudne od krwi ubrania wisiały w strzępach jak na kukle. Pomimo swojego żałosnego wyglądu nie dało się nie zauważyć, iż mężczyzna był wysoki i postawny, barczysty, o ramionach szerokich jak jej udo. Na obu nadgarstkach miał odciśnięte czerwone pręgi, więc od razu się zorientowała, że musi być jednym z ocalałych, którzy przyjechali tu z jej asystentami.

Przez stan swojej twarzy nie mógł nic zobaczyć, ale trzasnął drzwiami i pewnie ruszył w jej kierunku. Zrobił tylko trzy kroki i padł jak długi na asfalt, wyciągając w przód ręce i prawie dotykając nimi czubki sandałów alchemiczki. Pod jego stopami leżał znacznych rozmiarów pies, który szybko wstał na cztery łapy. Warknął ostrzegawczo na mężczyznę i otrzepał się. Był to dog niemiecki, z ogromnym pyskiem, którym mógłby bez problemu odgryźć całą dłoń. Na szczęście tylko zawarczał jeszcze raz i pognał dalej.

– Goliat, wracaj!

Zaraz za zwierzęciem pobiegła kilkuletnia dziewczynka w różowej sukience z wstążkami trzymającymi kitki po dwóch stronach jej głowy, która zwinnie przeskoczyła przez nadal leżące na asfalcie ciało i zniknęła za kolejnymi samochodami.

– Cholera... – wymruczał mężczyzna, podnosząc się na łokcie.

Poczuł chłodny, pachnący kwiatami materiał na skroni i ruch powietrza. Yushi Huang przykucnęła przy jego głowie i delikatnie dotknęła krótkich, czarnych, gęstych włosów.

– Nie wysilaj się i podaj mi dłoń – przemówiła powoli. – Pomogę ci wstać.

Pei Ming ujął jej palce, które całkowicie zniknęły w dużej dłoni i przyciągnął je do ust. Poza kilkoma krwawiącymi rozcięciami przynajmniej nie były spuchnięte jak reszta twarzy.

– Jak mężczyzna mógłby pozwolić kobiecie siebie dźwigać? – Cmoknął ją lekko i przyłożył jej chude, zimne palce do policzka. Prawie westchnął z ulgą na ten miły chłód. – To niedopuszczalne.

Puścił rękę i wstał, pomagając sobie podparciem o chropowate podłoże. Wytarł dłonie o resztki ubrań i starał się uśmiechnąć.

– Ban Yue powiedziała, że idzie jej mistrzyni, więc wyszedłem cię przywitać.

Yushi Huang przekręciła głowę w tył i kątem oka dostrzegła czarną postać, która na sekundę zniknęła za busem, a potem mignęła jej przy następnym pojeździe i znów rozmyła w powietrzu. Zdawała sobie sprawę, że jej bariera nad hotelem znacząco osłabła, kiedy ją opuściła. Podejrzewała, że to sprawka osoby, która za nią ruszyła. Od wyjścia z apartamentu trzymała w dłoni roślinę silnie reagującą na qi, więc miała świadomość, że jest śledzona. Nie widziała tylko przez kogo.

Mogłam bardziej naciskać na Shi Qingxuana, żeby nie rozstawał się z moim talizmanem. Mam nadzieję, że go nie zostawił gdzieś i nie zaczął znów grać... – Mimo że dała mu najsilniejszy talizman, jaki miała i dzięki niemu nikt nie mógłby go nawet dotknąć, nie opuszczało ją uczucie, że ten chłopak mógł najzwyczajniej w świecie go odłożyć i zapomnieć o jego istnieniu.

– Wybacz mój wygląd – ciągnął mistrz szczytu Ming Guang. – Na pewno przedstawiam się w twoich oczach jak menel.

– Ależ nic takiego – odparła łagodnie alchemiczka, nawet nie patrząc na niego. Wzrokiem poszukiwała wroga, a dłonią grzebała w sakiewce, szukając odpowiedniej karteczki. – Jesteś ranny, na pewno wiele wycierpiałeś.

Pei Ming zaśmiał się niskim, męskim głosem i oparł dłonie o biodra. W takiej pozycji wyglądał na jeszcze większego, zwłaszcza mając obok siebie niepozorną kobietę, niższą o ponad dwadzieścia centymetrów i lżejszą co najmniej dwukrotnie.

– Takie rany, to nie żadne cierpienie, ale wstyd, że musisz patrzeć na mnie w tym stanie. Zazwyczaj prezentuję się właściwie, więc jeśli pozwolisz mi... – przerwał, nagle złapany za nadgarstek i szarpnięty w przód.

Coś przeleciało bardzo blisko jego głowy i z metalicznym trzaskiem wbiło w karoserię jeepa, przy którym stali.

Kobieta przytrzymała mężczyznę za ramiona, aby znów się nie przewrócił i nie poturbował jeszcze bardziej.

– Przepraszam – odezwała się – byłam śledzona i najprawdopodobniej ktoś przyszedł tu za mną, a teraz próbuje mnie unieruchomić.

Ukucnęła i pociągnęła za sobą Pei Minga. Oboje znaleźli się na asfalcie. Obok metalowej strzałki wbiła się kolejna.

– Poczekaj tutaj kilka minut i nie wychylaj się. – Przysunęła się bliżej i szepnęła mu do ucha: – Nie pozwolę cię skrzywdzić.

– Al... – zaczął, ale jego usta przesłoniła dłoń.

– Ciii, zaraz go wywabię i należycie się nim zajmę. – Włożyła mu coś w dłoń. – Połknij i przez minutę oddychaj spokojnie. To silna pigułka regenerująca qi. Nie martw się.

Pei Ming już sięgał do miejsca, gdzie, jak podejrzewał, znajduje się ramię alchemiczki, aby ją zatrzymać, ale natrafił tylko na powietrze. Zacisnął zęby i przełknął gulę wstydu oraz złości na siebie, że w chwili, kiedy powinien bronić drugą osobę własną piersią, ktoś martwi się o niego.

O mistrza szczytu Ming Guang!

Do tego jeszcze tą osobą miałaby być płeć piękna. Krucha kobieta, co poznał po niewielkiej dłoni i delikatnych palcach, które miał przyjemność trzymać i pocałować.

– Nie do pomyślenia... – warknął do siebie.

W pięści ściskał dużą, twardą pigułkę.

– Minuta, mówisz, moja pani. Niech więc będzie dziś po twojemu. Następnym razem nie pozwolę sobie na żadne słabości.

Wrzucił lek do buzi i od razu go przegryzł. Gorycz wypełniła mu usta, ale przełknął ją bez skrzywienia. Gardło i pierś zaczęły palić, jakby wrzucił tam żar, więc wziął głęboki oddech, starając się zapanować nad buzującą energią. Pigułka musiał być najwyższej jakości, bo nigdy nie spożył nic równie mocnego.

Po wspomnianej minucie czuł jak nawet czubki palców pulsują od qi i dopiero się zastanowił, jak wysoko wyspecjalizowaną i biegłą w sztuce uzdrawiania jest mistrzyni Ban Yue.

Alchemiczka, uzdrowicielka, nauczycielka – musisz być kobietą o pięknej duszy i ciele, moja pani – myślał.

Skupił qi na własnej twarzy i spróbował jak najszybciej ją wyleczyć. Może nie miał takich zdolności jak kobieta, ale kiedy wróciło większość siły, opuchlizna nie była problemem. Dłużej zajmie mu gojenie otwartych ran, ale czyż z nimi nie wyglądał bardziej męsko?

Po kolejnej minucie mógł unieść jedną powiekę, a policzek nie zasłaniał mu już świata. Rozejrzał się dookoła. Przed sobą miał drzwi srebrnego samochodu. W oddali dostrzegł ludzi, jak tłoczyli się w jednym miejscu – założył, że właśnie tam doszło do wypadku, przez który zatrzymali się w korku. On natomiast z każdej strony otoczony był samochodami osobowymi.

Regeneracja zadziałała też na drugi policzek i powiekę, więc teraz mógł zająć się najpilniejszym problemem, czyli niebezpieczną osobą, o której wspomniała Yushi Huang. Przez ostatnie dwie minuty nie słyszał jej głosu, więc wierzył, że dobrze się ukryła i nie została odnaleziona.

Wstał bez ociągania i z większą swobodą. Nareszcie czuł się bardziej sobą, choć nadal niezupełnie mistrzem szczytu. Jednak to wróci do niego samo. Niedługo.

Qi – tak, ale co z nadszarpniętą męską dumą? Musiał coś z tym zrobić, a najlepiej będzie, jak uratuje "damę w opałach" i pokaże, że jego niemęskie zachowanie było tylko chwilową niedyspozycją, która nigdy już nie będzie miała miejsca.

Chyba że znów da się zaciągnąć do łóżka podstępnej kultywującej piękności.

Przeszedł wzdłuż kilku pojazdów, starając się zlokalizować wroga lub Yushi Huang. To imię dosłownie znaczące "Mistrz Deszczu i Bambusowy Gaj" podobało mu się. Kojarzyło z zapachem kwiatów, które od niej poczuł przy pierwszym kontakcie i jakąś świeżość. Jak po deszczu. Do tego niewielka dłoń z chłodnymi palcami wydawały się być idealne, by taka osoba jak on, mogła je ochronić w swoich dłoniach i ogrzać. Rozniecić płomień w ich oboje...

Przestań bujać w obłokach, Pei Ming, tylko rusz cztery litery, by ją w końcu uratować, jak przystało na faceta... Za którego się chyba uważasz.

Przetarł twarz, zakańczając myślenie o tym jak bardzo się przy niej wcześniej zbłaźnił i jak słabo wypadł. Lekko podskoczył i stanął na dachu najbliższego samochodu. Nikt nie zwrócił na niego uwagi, zajęty kolizją i donośnymi debatami na jej temat, które były słyszane nawet z wielu metrów.

Chciał odszukać osobę, która mu pomogła, ale... jak ona w ogóle wyglądała?

Dopiero teraz sobie uświadomił, że jej nie widział! Nawet Ban Yue z Pei Xiu to mógł być każdy, kto siedział na tylnej kanapie czterodrzwiowego samochodu. Jedyne, co wiedział, to że są ranni i na pewno przedstawiają się podobnie jak on, a alchemiczka nie jest wysoka i ma na sobie sukienkę.

Zmierzył osoby w promieniu prawie setki metrów.

Każda kobieta miała na sobie sukienkę. Nie pomagało mu to wcale.

I kiedy tak stał, doszukując się nerwowych ruchów lub obracania się za siebie u którejś z pań, dostrzegł mężczyznę w czerni. Przymierza się od tyłu na stojącą samotnie w oddali kobietę w zielonej sukience i związanych ozdobną spinką włosach.

Odbił się od dachu i wylądował na ziemi. Przez swój wzrost jego zasięg widzenia był daleki. W większości dachy samochodów były niższe niż wysokość jego brody. Dlatego zauważył trzymaną przez mężczyznę niewielkich rozmiarów garotę*. Rozłożył ją, złapał końce w obie dłonie i zakradł się jeszcze bliżej swojej ofiary. Pei Ming był już pewien, że nie zdąży. Stał za daleko, a stan jego qi nie starczy na błyskawiczny skok i powstrzymanie napastnika. Pozostało mu tylko ostrzec atakowaną krzykiem.

Garota* – broń wykorzystywana od czasów starożytności przez zabójców do szybkiego duszenia ofiar. Jest to kawałek dość cienkiego, lecz wytrzymałego materiału, do uchwycenia oburącz i zaciskania na szyi ofiary.

– Uwa... – zaczął głośno, lecz niespodziewanie skończył ledwo słyszalnym głosem – ...żaj.

Osoba w czarnym ubraniu stanęła bez ruchu w miejscu, w którym uniosła obie dłonie. Tak zastygła w groteskowej pozie. Kobieta odwróciła się do mistrza szczytu Ming Guang i skinęła mu lekko głową. To właśnie spowodowało u niego tak nagłe przerwanie ostrzeżenia.

Spodziewał się twarzy surowej i wymagającej nauczycielki, która żyje setki lat, więc powinna wyglądać na dojrzałą, "wiekową", choć dość atrakcyjną, skoro była biegła w alchemii i uzdrawianiu. Wiedział, że jest niższa od niego i prawdopodobnie o wiele słabsza, ale... kobieta, którą widział, była całkowicie różna od jego wyobrażeń.

Inna na każdy możliwy sposób.

Zamiast dojrzałej damy obwieszonej błyskotkami, miał zwyczajną osobę bez biżuterii, w prostej, zielonej sukience, o włosach naturalnie czarnych niczym heban i delikatnie spiętych, żeby jej nie wpadały do oczu... do oczu błękitnych jak niebo w bezchmurny dzień lub jak laguna na tajlandzkich wyspach, gdzie turyści płacili krocie, by je chociaż zobaczyć. Jej oczy były krystaliczne, jakby mogła jednym spojrzeniem odczytać ukryte myśli. Pei Ming pierwszy raz poczuł się skrępowany, przyciśnięty do ściany, prawie nagi. Choć przecież nie raz i nie przed jedną kobietą był nagi i pewny swojego ciała oraz słów, tak przed nią był niczym nieśmiałe dziecko.

Wyglądała tak zwyczajnie, lecz w tej zwyczajności i prostocie było tyle piękna, które go przyciągało jak magnes.

Yushi Huang tylko kilka sekund patrzyła w jego stronę, ale dla niego były to całe minuty. Bez tchu i najmniejszego ruchu obserwował, jak odwraca od niego wzrok i podchodzi do zastygłego w nienaturalnej pozie mężczyzny w czarnym przylegającym do ciała stroju. Widział, jak nieśpiesznie wyciąga garotę spomiędzy palców, a on jej na to pozwala bez żadnych sprzeciwów. Położyła mu dłoń na ramieniu, uniosła się na palcach stóp i powiedziała coś na ucho. Potem złapała go na wysokości nadgarstka, gdzie materiał zakrywał skórę i zaczęła prowadzić niczym ubezwłasnowolnionego, potulnego chłopca. Ten "chłopiec" był wyższy od niej o głowę, ale to ona dominowała.

Stanęła przy Pei Mingu na tyle blisko, że doleciał do niego duszący zapach eukaliptusa, lecz na tyle daleko, by jej głos wydawał się cichy.

– Mistrzu szczytu Ming Guang. – Skłoniła się z szacunkiem. – Wybacz, że wcześniej cię nie poznałam i nie przywitałam odpowiednio.

– Moja pani – zaczął szybko, robiąc krok w jej stronę, ale stanął natychmiast, gdy kobieta uniosła dłoń.

– Lepiej w tej chwili nie zbliżać się do mnie – uprzedziła. – Zastosowałam silną mieszankę ziół i olejków, a mistrzowi nadal nie wróciły wszystkie siły, więc możesz być podatny na ich działania.

– Pei Ming, nie żaden mistrz – sprostował, a alchemiczka skinęła na potwierdzenie.

Teraz zrozumiał, dlaczego osoba, która chciała ją zaatakować, zachowuje się, jakby odebrano jej zdolność myślenia.

– Unieruchomiłam go, ale będę musiała prosić cię o pomoc.

– Co tylko powiesz – zgodził się chętnie. – Mam go skutecznie unieszkodliwić?

Uśmiechnęła się i wypuściła niedoszłego zamachowca.

– Nie zachowujemy się jak ci nieokiełznani młodzieńcy – zasugerowała delikatnie, lecz Pei Ming przełknął, prawie wstydząc się za swoje wcześniejsze słowa.

Nie chciał wyglądać w jej oczach na dzikusa! Chyba że znaleźliby się w sypialni, a ona miałaby na to ochotę...

Zagryzł dolną wargę i szybko odgonił wyobrażenie sobie jej błękitnych oczu, jak spoglądają na niego, kiedy siedziałby na jego...

– Nikt nie będzie się zachowywał tak, jak sobie tego nie życzysz, miła pani.

– Yushi Huang wystarczy. – Tym razem to ona się przedstawiała.

Jeniec jej zapachowego preparatu stanął przed Pei Mingiem. Twarz miał napiętą, aż żyły wyszły na jego szyi. Z całych sił walczył, by przeciwstawić się doskonałej mieszance stworzonej przez znamienitą alchemiczkę.

– Chciałabym go o coś potem wypytać – kontynuowała – dlatego, czy mogłabym cię prosić, żebyś przytrzymał go dla mnie i nie pozwolił uciec?

– Możesz na mnie liczyć. – To mówiąc, błyskawicznie uderzył go w szyję i złapał, by nie upadł na ziemię. – Stracił tylko przytomność. Nic mu nie będzie – zapewnił.

Uzdrowicielka nie była za rozwiązaniami siłowymi, ale nie mogła oczekiwać, że napastnik będzie grzecznie czekał i się nie wymknie lub nie zaatakuje. Mistrz szczytu nadal nie odzyskał pełni sił i mógł nie być na tyle sprawny, by go zatrzymać

Nie powiedziała nic więcej, jedynie skinęła głową.

– Pei Xiu jest w złym stanie – poinformował ją, kiedy jedno z zagrożeń zostało zażegnane.

– En. Nasza więź jest nikła. Muszę się nim jak najszybciej zająć.

– Mała Ban Yue chciała pomóc, ale jej energia jeszcze nie wróciła. – Alchemiczka wiedziała, że czas był na wagę złota, więc zniwelowała działanie preparatu eukaliptusowego i szybkim krokiem skierowała się do samochodu, w którym wyczuwała coraz silniejszą aurę asystentki i ciągle słabnącą asystenta. – Bariera wokół samochodu też nie była mocna, ale mieliśmy nadzieję, że wystarczy do powrotu He Xuan...

Kobieta chciała podziękować za rozstawienie bariery, bo ewidentnie była ona dziełem mistrza szczytu Ming Guang, ale zatrzymała się i obróciła do niego, gdy wspomniał imię wodnego mistrza.

Jej telefon zaczął dzwonić i zanim zapytała o niego, spojrzała na ekran. Zdziwiła się, widząc nadawcę.

– Witam, Yin Yu – powiedziała po odebraniu połączenia.

– Witaj, Yushi Huang – usłyszała znajomy męski głos. – Dotarłaś do swoich asystentów? Jest z tobą pan szczytu Ming Guang?

– En – odpowiedziała niepewnie – jesteśmy razem. – Nie miała pojęcia, dlaczego tak nagle zadzwoni i skąd o tym wie.

– Dobrze. Właśnie sprawdzam twoje wynajęte mieszkanie, ale lepiej na razie do niego nie wracajcie. Znam bezpieczne miejsce. Spotykamy się tam wszyscy.

– O czym ty mówisz, Yin Yu? Jacy "wszyscy"?

W słuchawce pobrzmiewała cisza, którą przerwał głośny stukot, jakby coś upadło na ziemię.

– Jesteśmy z Quan Yizhenem w Salwadorze. Spotkaliśmy Hua Chenga i jego znajomego.

– Śledziliście nas? – To przypuszczenie jako pierwsze nasunęło jej się na myśl.

– Nie nazwałbym tak tego. Od początku chcieliśmy pomóc, a ty nas skutecznie zbywałaś. Musieliśmy podjąć inne kroki, żeby dowiedzieć się, co zamierzasz. Od Hua Chenga przyjęłaś pomoc, a my? – Jego ton był lekko karcący. – Quan Yizhena też zaatakowali, więc należy mu się znalezienie sprawców.

Alchemiczka cicho westchnęła. Spojrzała na Pei Minga, na samochód, w którym widziała Ban Yue i bladą twarz Pei Xiu.

– Nic wam nie jest, Yin Yu? – zapytała, idąc w stronę pojazdu.

– Nam nie, nie musisz się martwić, ale chłopak od Mistrza Czarnych Wód został zaatakowany. – Yushi Huang zatrzymała się, czując jak ciało się momentalnie spina. – Nic mu nie jest, ale He Xuan jest wściekły. Jego apartament jest pełen trupów, a do tego jeszcze pojawili się oni i...

– Oni?

Głos w słuchawce znów ucichł i nie wróżyło to nic dobrego.

– Kronikarz – powiedział, a kobieta poczuła ucisk w skroniach, co objawiało się u niej, kiedy intensywnie myślała.

Jeśli nawet Mistrz Błyskawic zstępuje z nieba na ziemię, nigdy nie wróży to nic dobrego.

– Kto jeszcze?

Nie odpowiadał.

– Yin Yu – ponagliła.

– Zajmiemy się nim, nie martw się...

– Yin Yu, kto?

– Jeszcze go nie znaleźliśmy, ale Qi Rong jest w to zamieszany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro