97.
Ukradłam Calumowi jednego papierosa z paczki, która leżała na komodzie przy wejściu i po wyjściu z domu odpaliłam go.
Zaciągnęłam się. Nie za mocno, bo zaczęłabym zaraz kaszleć.
Po jakimś czasie, gdy papieros był już w połowie spalony, wyszedł Calum.
-Ty palisz? - zapytał zdziwiony.
Wzruszyłam ramionami.
-Okazjonalnie. Musiałam się jakoś pozbyć emocji, których miałam aż w nadmiarze.
-Myślałem, że przez granicę nie wolno przewozić tytoniu.
Wydmuchnęłam dym.
-Bo nie można. Wzięłam jednego z twojej paczki.
Hood wyciągnął paczkę fajek z kurtki i wyrzucił je do śmietnika.
Uniosłam jedną brew.
-Jeśli leżące na wierzchu papierosy cię kuszą, to ich nie będzie.
-Wiesz dobrze, że mogę iść sama sobie je kupić - powiedziałam, przydeptując niedopałek.
-Wiem. Ale od dawna mnie prosiłaś, żebym rzucił, a jeśli ja zrezygnuję z palenia, to może i ty również.
Uśmiechnęłam się lekko i założyłam ręce na piersi.
-Chyba mnie przekonałeś.
-Czy ja dobrze zrozumiałam? Carr rezygnuje z palenia? - zapytała Vi, wychodząc razem z Luke'iem z domu. - W końcu, paliłaś jak smok.
-Oj nie przesadzajmy, nie było tego aż tyle - mruknęłam, kopiąc kamyk.
-No nie, wcale. Tylko cała paczka dziennie.
-Mówiłaś, że okazjonalnie paliłaś? - Cal podniósł lewą brew.
Vi prychnęła.
-Jeśli dla kogoś spalanie całej paczki dziennie to okazjonalnie to tak, jasne.
Westchnęłam i próbowałam zabrać Calumowi kluczyki do samochodu, jednak nadaremnie.
-Nie zrezygnowałaś z wizyt u psychologa, mam nadzieję.
-A czy to ważne? - warknęłam. Nienawidziłam, gdy schodziłam na ten temat z kimkolwiek.
Cal spojrzał nad moje ramię, najprawdopodobniej na moją przyjaciółkę. Wiedziałam, jaka będzie odpowiedź.
-Zrezygnowała - odpowiedziała.
Wyrwałam chłopakowi kluczyki z rąk i ruszyłam do samochodu. W momencie kiedy chciałam wejść do samochodu, drzwi szybko się zamknęły.
-Dlaczego zrezygnowałaś? - zapytał cicho.
Nie podniosłam wzroku na niego. Oparłam się plecami o samochód i zaczęłam bawić się kluczykami.
-Bo miałam dosyć ciągłych pytań o moje emocje i analizowania ich. Chciałam zapomnieć. Przestać czuć - zamilknęłam na moment. - Przez chwilę chciałam nawet zniknąć. Umrzeć.
Na moje ostatnie słowa Calum zesztywniał. Jednak po kilku sekundach otrząsnął się z szoku. Potarł moje ramiona.
-Obiecaj mi, że jak wrócisz to zaczniesz znowu chodzić na terapię.
Pokiwałam głową.
-Obiecuję.
-A teraz mogę kluczyki? - poprosił.
-Co, nie dasz mi prowadzić?
-Jak jeździmy razem wolę ja to robić.
Położyłam mu klucze na dłoni i obeszłam samochód, aby usiąść na miejscu pasażera.
W samochodzie panowała niezbyt przyjemna cisza. Cal co rusz spoglądał na mnie, gdy poprawiałam koszulkę bądź spodnie, które kiedyś pasowały dla mnie idealnie.
-Ile schudłaś? - spytał.
-Nie wiem, nie wchodziłam na wagę - mruknęłam.
Brunet podniósł brew i spojrzał na mnie pytająco. Dobrze wiedział, że to zrobiłam.
-Dwa kilogramy - odparłam z westchnięciem.
Hood nic nie odpowiedział, tylko bardziej ścisnął ręce na kierownicy.
-Jeśli jesteś na mnie zły za to, że schudłam, to naprawdę...
-Jestem zły na siebie - przerwał mi. - Gdybym nie zrobił tego, co zrobiłem, pewne rzeczy by się nie wydarzyły.
-Teraz już nie ma co gdybać - odparłam i położyłam swoją dłoń na jego, po czym delikatnie ją ścisnęłam. - Może nie będzie tak samo jak wcześniej, ale na pewno nie będzie gorzej.
-Mam taką nadzieję.
☀️☀️☀️
Wpadajcie na „Butterfly Effect", rozkręcam się tam dopiero
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro