Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

97.

Ukradłam Calumowi jednego papierosa z paczki, która leżała na komodzie przy wejściu i po wyjściu z domu odpaliłam go.

Zaciągnęłam się. Nie za mocno, bo zaczęłabym zaraz kaszleć.

Po jakimś czasie, gdy papieros był już w połowie spalony, wyszedł Calum.

-Ty palisz? - zapytał zdziwiony.

Wzruszyłam ramionami.

-Okazjonalnie. Musiałam się jakoś pozbyć emocji, których miałam aż w nadmiarze.

-Myślałem, że przez granicę nie wolno przewozić tytoniu.

Wydmuchnęłam dym.

-Bo nie można. Wzięłam jednego z twojej paczki.

Hood wyciągnął paczkę fajek z kurtki i wyrzucił je do śmietnika.

Uniosłam jedną brew.

-Jeśli leżące na wierzchu papierosy cię kuszą, to ich nie będzie.

-Wiesz dobrze, że mogę iść sama sobie je kupić - powiedziałam, przydeptując niedopałek.

-Wiem. Ale od dawna mnie prosiłaś, żebym rzucił, a jeśli ja zrezygnuję z palenia, to może i ty również.

Uśmiechnęłam się lekko i założyłam ręce na piersi.

-Chyba mnie przekonałeś.

-Czy ja dobrze zrozumiałam? Carr rezygnuje z palenia? - zapytała Vi, wychodząc razem z Luke'iem z domu. - W końcu, paliłaś jak smok.

-Oj nie przesadzajmy, nie było tego aż tyle - mruknęłam, kopiąc kamyk.

-No nie, wcale. Tylko cała paczka dziennie.

-Mówiłaś, że okazjonalnie paliłaś? - Cal podniósł lewą brew.

Vi prychnęła.

-Jeśli dla kogoś spalanie całej paczki dziennie to okazjonalnie to tak, jasne.

Westchnęłam i próbowałam zabrać Calumowi kluczyki do samochodu, jednak nadaremnie.

-Nie zrezygnowałaś z wizyt u psychologa, mam nadzieję.

-A czy to ważne? - warknęłam. Nienawidziłam, gdy schodziłam na ten temat z kimkolwiek.

Cal spojrzał nad moje ramię, najprawdopodobniej na moją przyjaciółkę. Wiedziałam, jaka będzie odpowiedź.

-Zrezygnowała - odpowiedziała.

Wyrwałam chłopakowi kluczyki z rąk i ruszyłam do samochodu. W momencie kiedy chciałam wejść do samochodu, drzwi szybko się zamknęły.

-Dlaczego zrezygnowałaś? - zapytał cicho.

Nie podniosłam wzroku na niego. Oparłam się plecami o samochód i zaczęłam bawić się kluczykami.

-Bo miałam dosyć ciągłych pytań o moje emocje i analizowania ich. Chciałam zapomnieć. Przestać czuć - zamilknęłam na moment. - Przez chwilę chciałam nawet zniknąć. Umrzeć.

Na moje ostatnie słowa Calum zesztywniał. Jednak po kilku sekundach otrząsnął się z szoku. Potarł moje ramiona.

-Obiecaj mi, że jak wrócisz to zaczniesz znowu chodzić na terapię.

Pokiwałam głową.

-Obiecuję.

-A teraz mogę kluczyki? - poprosił.

-Co, nie dasz mi prowadzić?

-Jak jeździmy razem wolę ja to robić.

Położyłam mu klucze na dłoni i obeszłam samochód, aby usiąść na miejscu pasażera.

W samochodzie panowała niezbyt przyjemna cisza. Cal co rusz spoglądał na mnie, gdy poprawiałam koszulkę bądź spodnie, które kiedyś pasowały dla mnie idealnie.

-Ile schudłaś? - spytał.

-Nie wiem, nie wchodziłam na wagę - mruknęłam.

Brunet podniósł brew i spojrzał na mnie pytająco. Dobrze wiedział, że to zrobiłam.

-Dwa kilogramy - odparłam z westchnięciem.

Hood nic nie odpowiedział, tylko bardziej ścisnął ręce na kierownicy.

-Jeśli jesteś na mnie zły za to, że schudłam, to naprawdę...

-Jestem zły na siebie - przerwał mi. - Gdybym nie zrobił tego, co zrobiłem, pewne rzeczy by się nie wydarzyły.

-Teraz już nie ma co gdybać - odparłam i położyłam swoją dłoń na jego, po czym delikatnie ją ścisnęłam. - Może nie będzie tak samo jak wcześniej, ale na pewno nie będzie gorzej.

-Mam taką nadzieję.

                          ☀️☀️☀️

Wpadajcie na „Butterfly Effect", rozkręcam się tam dopiero

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro